Zapraszam!
I'm gonna get to you.
niedziela, 4 stycznia 2015
niedziela, 23 listopada 2014
Mianhae~
Witajcie kochani. <3 Omo, tak długo mnie tu nie było, MIANHAE MIANHAE MIANHAE. Okej, macie prawo być źli i tak dalej, ale serio... Ostatnio wena mnie opuściła i to jest okropne. Staram się coś napisać, no i zupełnie mi to nie wychodzi. Nie mam też czasu, koniec semestru i ogólnie oceny... Trzeba utrzymywać się na dobrym poziomie, dodatkowo nawet jak już mam tę odrobinę czasu, to poświęcam go na odpoczynek, bo całymi tygodniami chodzę półprzytomna, bo w ogóle nie mogę się wyspać. ;_; No, więc jeżeli chodzi o Disturbance, to nie wiem kiedy będzie kolejny rodział, naprawdę. Nie mam pojęcia i przepraszam was za to, możecie uznać to za zawieszone tymczasowo opowiadanie, bo poważnie nie wiem, kiedy uda mi się coś wykrzesić z siebie. Ale mam dla was również i dobrą wiadomość! Ja i Oczko założyłyśmy razem bloga! ^.^ Dzięki temu będziemy w stanie częściej wam coś podrzucać, ponieważ kiedy pisze się we dwoje, jest o wiele prościej i szybciej. Mamy już w zanadrzu parę ficzków, które napisałyśmy pod wpływem dużej weny i postaramy się dodawać bardziej regularnie. Blog w sumie ukazał się już jakiś czas temu, ale zwyczajnie nie miałam kiedy was o tym poinformować. Dlatego nie bójcie się, żyję i mam się dobrze, a tutaj proszę link ---> http://gejparty.blogspot.com/ (XD) Serdecznie zapraszam i jeszcze raz przepraszam za moją długą nieobecność!
niedziela, 21 września 2014
Secret Love ~ BONUS.
Widziałam, że ktoś pytał o bonus do Secret Love... A oto moja odpowiedź. TADAH~! Skończone. W końcu się doczekaliście i teraz zapraszam do czytania, jak dla mnie to jest mistrzostwo. *skromność* Hyhy, enjoy. :3
[Jonghyun]
Na początku nie wiedział co powiedzieć, jednak po chwili przybrał kamienny wyraz twarzy i usiadł obok swojego ukochanego, łapiąc go za rękę.
- Pierścionek zaręczynowy. Oświadczyłem się Kibumowi. - odparł, nie mając pojęcia jakiej reakcji się spodziewać, jednak wiedział, że nie będzie ona pozytywna. Jego matka zamarła w bezruchu, patrząc co chwila to na syna, to na Kibuma, a potem znowu na pierścionek.
- ...Słucham?! OŚWIADCZYŁEŚ SIĘ MU?! - wrzasnęła. Nagle nie wiadomo dlaczego roześmiała się głośno. - Hahaha, idioci! Przecież pedalskie śluby nie są legalne w naszym kraju, więc nie wiem po co ta cała szopka! Chcesz żebym dostała zawału, Kim Jonghyunie?! - walnęła go po głowie, na co on syknął cicho. - Kiedy ty w końcu zmądrzejesz?!
- Umma, wyjdź. - powiedział, zaciskając pięść. Wyglądał na naprawdę wściekłego i taki właśnie był. Oczywiście jego rodzicielce nie umknął ten fakt i przez chwilę aż przestraszyła się jego spojrzenia. - POWIEDZIAŁEM WYJDŹ! Tego już za wiele! Matkę tej paniusi jeszcze zniosłem, ale ty? Własna matka? Wiem, że takie „pedalskie śluby” nie są tutaj możliwe, ale moje zasoby finansowe pozwalają mi zabrać mojego ukochanego w miejsce, gdzie będziemy mogli się pobrać. Myślałem, że to ty w końcu zmądrzejesz i dasz mi żyć w szczęściu, jak każda matka, która tylko tego chce dla swojego dziecka. Ale skoro masz takie podejście, to po prostu wyjdź i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy, zrozumiałaś? - wywarczał i chyba jedyne, co go powstrzymywało by jej nie uderzyć to jego narzeczony, który patrzył na to wszystko. Było mu cholernie przykro, że rodzice Kibuma tak dobrze to wszystko przyjęli, a jego matka prawie rozbiła ich związek na zawsze. Strasznie się za nią wstydził i za to wszystko, co się działo. Nie chciał takiego życia dla swojego Skarba, jednak widocznie tak musiało być. To wszystko musiało się wydarzyć, żeby mógł w końcu wyrwać się z nadopiekuńczych rąk mamusi i dać jej poznać prawdę. Mimo iż to miało tragiczne skutki, to cieszył się, że w końcu chociaż to osiągnął. Po jego słowach kobieta podniosła się energicznie, przez co walnęła w stół i woda, która była w szklance rozlała się, po czym pospiesznie wyszła, nie oglądając się za siebie.
- To... Oficjalnie koniec tego wszystkiego...? - zapytał cicho Key, nie mając odwagi odezwać się wcześniej. Jonghyun popatrzył na niego i w jednym momencie uleciały z niego wszystkie negatywne emocje.
- Koniec Bummie, teraz już tak. - pokiwał głową i przytulił go do siebie mocno. Uśmiechnął się w duchu, że mają to już za sobą. Więcej nikt nie zakłóci ich spokoju.
[Kibum]
Patrzył na swojego chłopaka, zastanawiając się czy on już kompletnie postradał zmysły. Nie miał pojęcia jak na to zareagować, no bo przecież ślub? Dwóch mężczyzn w ich kraju? Przecież to nie przejdzie… Poza tym już kiedyś rozmawiali na ten temat i wspólnie doszli do wniosku, że nie warto jest robić tyle zachodu wokół jednego papierka. Co prawda jemu zawsze się takowy ślub marzył, ale to nie było aż tak ważne, żeby przez jego brak miał być mniej szczęśliwy. Przecież z papierkiem czy bez, najważniejsze żeby się kochać, prawda? W takim razie co skłoniło Jjonga do takiego kroku? Wydawało mu się, że przez ostatnie wydarzenia słowo „ślub” przez długi czas pozostanie tematem tabu, a tu takie coś. W pewnym momencie nieco się przeraził, kiedy zaświtała mu pewna myśl. A co jeśli Jonghyun robi to wszystko, aby udowodnić matce, że to on kieruje swoim życiem? W końcu ostatnimi czasy jego męskie ego z pewnością ucierpiało, kiedy na siłę robiono z niego maminsynka. W ten sposób mógłby się odegrać na rodzicielce, pokazując jej kto tu ustala reguły. Coś w stylu „wyjdę za mąż za Kibuma, żeby ci zrobić na złość”. Ale nie… Przecież to Jjong. Może i nawalił w paru sprawach i przez jego błędy ich związek niezwykle ucierpiał, ale przecież nie wykorzystałby w ten sposób Kibuma. Zachowajmy resztki rozsądku. Nagle otrząsnął się z rozmyślań i widząc coraz to bardziej zmartwiony wyraz twarzy Jonghyuna dotarło do niego, że już czas i pora podjąć decyzję. Sam nie wiedział co z tym zrobić… To wszystko po prostu działo się za szybko! Ale kiedy popatrzył na ten pierścionek, a następnie na swojego ukochanego, który cały czas dzielnie przed nim klęczał… Nad czym on się właściwie zastanawiał? Przecież zawsze o tym marzył.
- Key…? - zaczął cichym tonem blondyn, który już naprawdę wyglądał na zmartwionego.
- Tak… - wyszeptał tym samym mu przerywając i czując jak do jego oczu napływa potok łez. Jonghyun, słysząc tą odpowiedź otworzył szeroko oczy, bo musząc tak długo czekać zaczynał w nią wątpić.
- Tak...? - zapytał raz jeszcze, chcąc się upewnić, że się nie przesłyszał.
- Tak Jongie, kocham cię. - wychlipał, a blondyn wstał aby założyć mu pierścionek, jednak nie było mu to dane, bo Key momentalnie rzucił mu się na szyję, ściskając go ze wszystkich sił. Uśmiechnął się szeroko jakby dopiero do niego dotarło, co się właśnie wydarzyło i wtulił swojego chłop… W zasadzie to już narzeczonego w siebie.
- Ja ciebie też kocham Kibummie, najbardziej na świecie. - wyszeptał mu do ucha, głaszcząc delikatnie jego plecy. Przez chwilę go tak kołysał w ramionach, gdy nagle przypomniał sobie o tym pierścionku.
- Podaj rączkę… - odsunął go od siebie kawałek, aby móc chwycić delikatnie jego dłoń i raz jeszcze zerkając mu w oczy, wsunął pierścionek na jego szczupły palec.
- Jest przepiękny. - popatrzył na niego rozczulony i znowu kolejne łzy wydostały się z jego oczu.
- Kocurku, nie płacz już. - natychmiast starł mokre ślady z policzków ukochanego i pocałował go z ogromną czułością. Kibum od razu objął go za szyję, odwzajemniając pocałunek z zadowoleniem. Nie miał pojęcia w jaki sposób w tak szybkim tempie dotarli z powrotem do nich do domu, ale mało go to obchodziło. W zasadzie dopiero teraz zaczynał pomału wychodzić z ciężkiego szoku i oszołomienia z powodu tego, co się wydarzyło.
- Wiesz jaki wyrok na siebie ściągnąłeś? - zachichotał, leżąc teraz na łóżku i wpatrując się w oblicze swojego ukochanego.
- Wiem. Będzie ciężko z taką divą, ale chyba jakoś podołam… Auć! - przerwał, bo oberwał w ramię i został obdarzony spojrzeniem mówiącym „Nie takiej odpowiedzi oczekiwałem, idioto.” Uśmiechnął się, widząc jego minę i przyciągnął go do siebie tuląc mocno. - Mój złośnik.
- Już nigdy się ode mnie nie uwolnisz, Jongie. - wyszeptał mu do ucha, następnie przesuwając noskiem po jego policzku i poczuł, że ramiona oplatające jego talię zacieśniły się jeszcze mocniej.
- I o to mi chodziło. - przytulił go do siebie najmocniej jak umiał i westchnął sobie błogo. Key natomiast przymknął oczy, czując się niezwykle bezpiecznie. Bardzo lubił to uczucie, ale mógł je znaleźć tylko i wyłącznie przy Jonghyunie. Może aż tak bardzo nie okazywał tego co w tej chwili czuje, ale tak naprawdę miał ochotę skakać ze szczęścia. Nareszcie wszystkie okropności tego świata dobiegły końca, a jego ukochany jest już tylko i wyłącznie jego.
Patrzył na swojego chłopaka, zastanawiając się czy on już kompletnie postradał zmysły. Nie miał pojęcia jak na to zareagować, no bo przecież ślub? Dwóch mężczyzn w ich kraju? Przecież to nie przejdzie… Poza tym już kiedyś rozmawiali na ten temat i wspólnie doszli do wniosku, że nie warto jest robić tyle zachodu wokół jednego papierka. Co prawda jemu zawsze się takowy ślub marzył, ale to nie było aż tak ważne, żeby przez jego brak miał być mniej szczęśliwy. Przecież z papierkiem czy bez, najważniejsze żeby się kochać, prawda? W takim razie co skłoniło Jjonga do takiego kroku? Wydawało mu się, że przez ostatnie wydarzenia słowo „ślub” przez długi czas pozostanie tematem tabu, a tu takie coś. W pewnym momencie nieco się przeraził, kiedy zaświtała mu pewna myśl. A co jeśli Jonghyun robi to wszystko, aby udowodnić matce, że to on kieruje swoim życiem? W końcu ostatnimi czasy jego męskie ego z pewnością ucierpiało, kiedy na siłę robiono z niego maminsynka. W ten sposób mógłby się odegrać na rodzicielce, pokazując jej kto tu ustala reguły. Coś w stylu „wyjdę za mąż za Kibuma, żeby ci zrobić na złość”. Ale nie… Przecież to Jjong. Może i nawalił w paru sprawach i przez jego błędy ich związek niezwykle ucierpiał, ale przecież nie wykorzystałby w ten sposób Kibuma. Zachowajmy resztki rozsądku. Nagle otrząsnął się z rozmyślań i widząc coraz to bardziej zmartwiony wyraz twarzy Jonghyuna dotarło do niego, że już czas i pora podjąć decyzję. Sam nie wiedział co z tym zrobić… To wszystko po prostu działo się za szybko! Ale kiedy popatrzył na ten pierścionek, a następnie na swojego ukochanego, który cały czas dzielnie przed nim klęczał… Nad czym on się właściwie zastanawiał? Przecież zawsze o tym marzył.
- Key…? - zaczął cichym tonem blondyn, który już naprawdę wyglądał na zmartwionego.
- Tak… - wyszeptał tym samym mu przerywając i czując jak do jego oczu napływa potok łez. Jonghyun, słysząc tą odpowiedź otworzył szeroko oczy, bo musząc tak długo czekać zaczynał w nią wątpić.
- Tak...? - zapytał raz jeszcze, chcąc się upewnić, że się nie przesłyszał.
- Tak Jongie, kocham cię. - wychlipał, a blondyn wstał aby założyć mu pierścionek, jednak nie było mu to dane, bo Key momentalnie rzucił mu się na szyję, ściskając go ze wszystkich sił. Uśmiechnął się szeroko jakby dopiero do niego dotarło, co się właśnie wydarzyło i wtulił swojego chłop… W zasadzie to już narzeczonego w siebie.
- Ja ciebie też kocham Kibummie, najbardziej na świecie. - wyszeptał mu do ucha, głaszcząc delikatnie jego plecy. Przez chwilę go tak kołysał w ramionach, gdy nagle przypomniał sobie o tym pierścionku.
- Podaj rączkę… - odsunął go od siebie kawałek, aby móc chwycić delikatnie jego dłoń i raz jeszcze zerkając mu w oczy, wsunął pierścionek na jego szczupły palec.
- Jest przepiękny. - popatrzył na niego rozczulony i znowu kolejne łzy wydostały się z jego oczu.
- Kocurku, nie płacz już. - natychmiast starł mokre ślady z policzków ukochanego i pocałował go z ogromną czułością. Kibum od razu objął go za szyję, odwzajemniając pocałunek z zadowoleniem. Nie miał pojęcia w jaki sposób w tak szybkim tempie dotarli z powrotem do nich do domu, ale mało go to obchodziło. W zasadzie dopiero teraz zaczynał pomału wychodzić z ciężkiego szoku i oszołomienia z powodu tego, co się wydarzyło.
- Wiesz jaki wyrok na siebie ściągnąłeś? - zachichotał, leżąc teraz na łóżku i wpatrując się w oblicze swojego ukochanego.
- Wiem. Będzie ciężko z taką divą, ale chyba jakoś podołam… Auć! - przerwał, bo oberwał w ramię i został obdarzony spojrzeniem mówiącym „Nie takiej odpowiedzi oczekiwałem, idioto.” Uśmiechnął się, widząc jego minę i przyciągnął go do siebie tuląc mocno. - Mój złośnik.
- Już nigdy się ode mnie nie uwolnisz, Jongie. - wyszeptał mu do ucha, następnie przesuwając noskiem po jego policzku i poczuł, że ramiona oplatające jego talię zacieśniły się jeszcze mocniej.
- I o to mi chodziło. - przytulił go do siebie najmocniej jak umiał i westchnął sobie błogo. Key natomiast przymknął oczy, czując się niezwykle bezpiecznie. Bardzo lubił to uczucie, ale mógł je znaleźć tylko i wyłącznie przy Jonghyunie. Może aż tak bardzo nie okazywał tego co w tej chwili czuje, ale tak naprawdę miał ochotę skakać ze szczęścia. Nareszcie wszystkie okropności tego świata dobiegły końca, a jego ukochany jest już tylko i wyłącznie jego.
*
* *
Nie
przypuszczał, że ich zaręczyny w jakimkolwiek stopniu zmienią ich
relacje względem siebie, a tu proszę. Rzecz jasna traktowali się
podobnie jak zwykle, ale miał wrażenie, jakby obaj bardziej
doceniali każdy czas, który mogą spędzić razem. Zmniejszyła się
również ilość kłótni pomiędzy nimi, jakby po prostu nie
chciało im się niszczyć tej sielanki zbędną sprzeczką. Co
prawda, bo były bardzo drobne zmiany, ale i tak Kibum uważał, że
ich związek stanowczo dążył do doskonałości. Minęły już dwa
tygodnie od tego pięknego dnia, ale oficjalnie ogłosili to swoim
przyjaciołom zaledwie parę dni temu. Z racji tej, że w
przeciwieństwie do Jjonga, Key miał wręcz niezliczoną ilość
znajomych, ich telefon od tego czasu nie miał ani chwili
wytchnienia. Tak również było i tym razem, kiedy Kibum siedział w
kuchni i przygotowywał obiad.
- Ja odbiorę! - krzyknął do Jjonga, nie chcąc go zmuszać do wstania z kanapy, ponieważ bolała go głowa. - Leż sobie skarbie. - przewrócił oczami widząc, że ten uparciuch i tak wstaje, a on wytarł prędko ręce i podniósł słuchawkę. - Tak, słucham? - zapytał spodziewając się kolejnych gratulacji, ale słysząc głos po drugiej stronie uśmiech od razu zszedł mu z twarzy.
- Dzień dobry, czy Jonghyun oppa jest w domu? Mam do niego ważną sprawę i…
- Owszem, ale mogę przekazać informację. - powiedział spokojnym tonem, choć czuł, że na samą myśl o HaNie robi mu się niedobrze.
- Bo… Wydaje mi się, że jestem w ciąży…
- Co…? - wydukał Key, kompletnie zapominając o wszelkich formach grzecznościowych i stał, wpatrując się przed siebie pustym wzrokiem. Miał wrażenie jakby jakaś ogromna gula urosła w jego gardle, która uniemożliwiała mu oddychanie.
- Ja odbiorę! - krzyknął do Jjonga, nie chcąc go zmuszać do wstania z kanapy, ponieważ bolała go głowa. - Leż sobie skarbie. - przewrócił oczami widząc, że ten uparciuch i tak wstaje, a on wytarł prędko ręce i podniósł słuchawkę. - Tak, słucham? - zapytał spodziewając się kolejnych gratulacji, ale słysząc głos po drugiej stronie uśmiech od razu zszedł mu z twarzy.
- Dzień dobry, czy Jonghyun oppa jest w domu? Mam do niego ważną sprawę i…
- Owszem, ale mogę przekazać informację. - powiedział spokojnym tonem, choć czuł, że na samą myśl o HaNie robi mu się niedobrze.
- Bo… Wydaje mi się, że jestem w ciąży…
- Co…? - wydukał Key, kompletnie zapominając o wszelkich formach grzecznościowych i stał, wpatrując się przed siebie pustym wzrokiem. Miał wrażenie jakby jakaś ogromna gula urosła w jego gardle, która uniemożliwiała mu oddychanie.
-
Co się dzieje? - zapytał Jonghyun, który widząc minę Kibuma od
razu do niego podszedł.
- To… Do ciebie… - wyszeptał z trudem i podał mu słuchawkę, nie mając odwagi na niego spojrzeć.
[Jonghyun]
Zdziwił się, widząc minę ukochanego, ale wziął od niego słuchawkę i przystawił ją do ucha.
- Halo? - odezwał się, nie wiedząc czego się spodziewać.
- Jonghyun oppa! To ja, HaNa! - powiedziała dziewczyna, a jego od razu zamurowało.
- Czego chcesz? - zapytał niezbyt miło, na co brunetka wyraźnie się zirytowała.
- Chcę ci powiedzieć, że najprawdopodobniej zostaniesz tatą! - pisnęła tym razem uradowana, a blondyn stanął jak wryty.
- C-Co? Dziewczyno, co ty za bzdury opowiadasz?! Przecież ja nawet z tobą nie spałem! - wypalił wkurzony, ale ona go nie słuchała.
- Jasne, teraz tak będziesz mówił? No oczywiście, najlepiej. Myślałam, że jesteś choć trochę bardziej odpowiedzialny! Ale nie bój się, nie dam ci spokoju. Do zobaczenia! - rozłączyła się. Jonghyun przez chwilę wpatrywał się to w telefon, to w ukochanego, który siedział teraz na kanapie z totalnie załamanym wyrazem twarzy. Przełknął głośno ślinę i odłożył urządzenie, po czym ostrożnie usiadł obok niego.
- Kibummie... - niemal wyszeptał, chcąc złapać go za rękę.
- Zostaw. - odsunął się od niego, nawet na niego nie patrząc.
- Key. Nie wierz w te brednie. Nie może być ze mną w ciąży, bo z nią nie spałem. - powiedział poważnym tonem, zmuszając go by na niego spojrzał.
- Nie? A możesz to jakoś udowodnić? - popatrzył mu w oczy, a w jego spojrzeniu można było dostrzec to, co jeszcze jakiś czas temu. Blondyn przeraził się i nie mógł pozwolić, żeby jego najdroższy ponownie wpadł w taki stan.
- Ja... Nie... Ale kocurku, proszę cię... Przecież do niej nie wrócę, tak? Ona pewnie myśli, że to dobry sposób, żeby mnie znowu zdobyć, ale jej się nie uda. Zobaczysz, że jeszcze ci udowodnię, że to nie jest moje dziecko! - zdeterminowany odpowiedział i przyciągnął go do siebie. Kibum ponownie chciał go odepchnąć, ale Jjong mu na to nie pozwolił. - I nie traktuj mnie tak. Przecież wszystko było w porządku...
- Właśnie, było... - wyszeptał, czując jak po policzkach spływają mu łzy. Jednak nie uciekł, tylko wtulił się mocno w swojego narzeczonego, chowając twarz w jego koszulce.
- Już cśśś... - zaczął głaskać go po włosach. - Nie płacz, jakoś to będzie... - ucałował go w czubek głowy i czuł, jak wzbiera się w nim złość. Ta flądra wymyśliła sobie to wszystko, żeby znowu rozwalić jego związek! Ale on się tak łatwo nie da, nie tym razem. Choćby nie wiem co, nie pozwoli, żeby ktoś rozdzielił go z Key. Chociaż tak szczerze mówiąc, to nie miał bladego pojęcia, co teraz zrobić... Przecież ona nie da mu spokoju, będzie go nachodzić i próbować wmówić Kibumowi, że zostanie ojcem. On miałby być ojcem jej dzieci? Haha, dobre sobie. Może i lubił te małe stworzenia, ale nie aż tak, żeby je sobie robić z pierwszą lepszą, którą podsunie mu matka. Aż tak to jeszcze nie oszalał. Kiedy z nią był, to robił wszystko, żeby tylko się wymigać ze wspólnego spania. Nie wyobrażał sobie tego robić z kimkolwiek innym, oprócz Bummiego. A już na pewno nie z dziewczyną. Zupełnie go to nie kręciło, więc po co miałby to robić? Westchnął i odchylił się nieco. - Skarbie...
- Co...? - spojrzał mu w oczy cały zapłakany.
- Mówiłeś, że mi ufasz... - wpatrywał się w niego z bólem.
- Bo ufam... - spuścił wzrok, pociągając nosem.
- Więc ufaj dalej i uwierz mi, że ja z nią nie spałem... - położył dłoń na jego policzku, a Kibum podniósł wzrok.
- Ja... Ufam ci, ale... Nie mogę w to uwierzyć... - poczuł, że kolejne łzy zalewają jego oblicze. Jonghyun słysząc to sam zaczął płakać. Jednak nie zamierzał tego tak zostawić. Musiał mu udowodnić, że to wszystko nie prawda i już nawet wiedział jak to zrobi.
- To… Do ciebie… - wyszeptał z trudem i podał mu słuchawkę, nie mając odwagi na niego spojrzeć.
[Jonghyun]
Zdziwił się, widząc minę ukochanego, ale wziął od niego słuchawkę i przystawił ją do ucha.
- Halo? - odezwał się, nie wiedząc czego się spodziewać.
- Jonghyun oppa! To ja, HaNa! - powiedziała dziewczyna, a jego od razu zamurowało.
- Czego chcesz? - zapytał niezbyt miło, na co brunetka wyraźnie się zirytowała.
- Chcę ci powiedzieć, że najprawdopodobniej zostaniesz tatą! - pisnęła tym razem uradowana, a blondyn stanął jak wryty.
- C-Co? Dziewczyno, co ty za bzdury opowiadasz?! Przecież ja nawet z tobą nie spałem! - wypalił wkurzony, ale ona go nie słuchała.
- Jasne, teraz tak będziesz mówił? No oczywiście, najlepiej. Myślałam, że jesteś choć trochę bardziej odpowiedzialny! Ale nie bój się, nie dam ci spokoju. Do zobaczenia! - rozłączyła się. Jonghyun przez chwilę wpatrywał się to w telefon, to w ukochanego, który siedział teraz na kanapie z totalnie załamanym wyrazem twarzy. Przełknął głośno ślinę i odłożył urządzenie, po czym ostrożnie usiadł obok niego.
- Kibummie... - niemal wyszeptał, chcąc złapać go za rękę.
- Zostaw. - odsunął się od niego, nawet na niego nie patrząc.
- Key. Nie wierz w te brednie. Nie może być ze mną w ciąży, bo z nią nie spałem. - powiedział poważnym tonem, zmuszając go by na niego spojrzał.
- Nie? A możesz to jakoś udowodnić? - popatrzył mu w oczy, a w jego spojrzeniu można było dostrzec to, co jeszcze jakiś czas temu. Blondyn przeraził się i nie mógł pozwolić, żeby jego najdroższy ponownie wpadł w taki stan.
- Ja... Nie... Ale kocurku, proszę cię... Przecież do niej nie wrócę, tak? Ona pewnie myśli, że to dobry sposób, żeby mnie znowu zdobyć, ale jej się nie uda. Zobaczysz, że jeszcze ci udowodnię, że to nie jest moje dziecko! - zdeterminowany odpowiedział i przyciągnął go do siebie. Kibum ponownie chciał go odepchnąć, ale Jjong mu na to nie pozwolił. - I nie traktuj mnie tak. Przecież wszystko było w porządku...
- Właśnie, było... - wyszeptał, czując jak po policzkach spływają mu łzy. Jednak nie uciekł, tylko wtulił się mocno w swojego narzeczonego, chowając twarz w jego koszulce.
- Już cśśś... - zaczął głaskać go po włosach. - Nie płacz, jakoś to będzie... - ucałował go w czubek głowy i czuł, jak wzbiera się w nim złość. Ta flądra wymyśliła sobie to wszystko, żeby znowu rozwalić jego związek! Ale on się tak łatwo nie da, nie tym razem. Choćby nie wiem co, nie pozwoli, żeby ktoś rozdzielił go z Key. Chociaż tak szczerze mówiąc, to nie miał bladego pojęcia, co teraz zrobić... Przecież ona nie da mu spokoju, będzie go nachodzić i próbować wmówić Kibumowi, że zostanie ojcem. On miałby być ojcem jej dzieci? Haha, dobre sobie. Może i lubił te małe stworzenia, ale nie aż tak, żeby je sobie robić z pierwszą lepszą, którą podsunie mu matka. Aż tak to jeszcze nie oszalał. Kiedy z nią był, to robił wszystko, żeby tylko się wymigać ze wspólnego spania. Nie wyobrażał sobie tego robić z kimkolwiek innym, oprócz Bummiego. A już na pewno nie z dziewczyną. Zupełnie go to nie kręciło, więc po co miałby to robić? Westchnął i odchylił się nieco. - Skarbie...
- Co...? - spojrzał mu w oczy cały zapłakany.
- Mówiłeś, że mi ufasz... - wpatrywał się w niego z bólem.
- Bo ufam... - spuścił wzrok, pociągając nosem.
- Więc ufaj dalej i uwierz mi, że ja z nią nie spałem... - położył dłoń na jego policzku, a Kibum podniósł wzrok.
- Ja... Ufam ci, ale... Nie mogę w to uwierzyć... - poczuł, że kolejne łzy zalewają jego oblicze. Jonghyun słysząc to sam zaczął płakać. Jednak nie zamierzał tego tak zostawić. Musiał mu udowodnić, że to wszystko nie prawda i już nawet wiedział jak to zrobi.
-
Kocie, popraw makijaż. Zaraz sprowadzę tu tą paniusię i
przekonasz się, że sobie to wymyśliła. Przekonasz się! -
ostatnie słowa powiedział z naciskiem i zniknął mu z oczu,
ponieważ pognał na górę. Key otarł łzy i wbił wzrok w podłogę.
Nie miał pojęcia co Jjong kombinował, ale na pewno nie widziało
mu się teraz spotykać z tą laską. Mimo wszystko poparł
narzeczonego i postanowił się poprawić, bo na bank miał masakrę
na twarzy. Zastanawiał się jak chce mu udowodnić jej kłamstwo.
Przecież... Zmusi ją do powiedzenia prawdy? Naprawdę nie wiedział.
Przybity poszedł do łazienki, słysząc przy okazji, jak starszy
rozmawia przez telefon, ale nie miał zamiaru podsłuchiwać i zajął
się swoim makijażem. Parę minut później usłyszał pukanie do
drzwi od pomieszczenia, w którym się znajdował. - Jesteś już
gotowy? HaNa zaraz będzie. - odparł cicho.
- Z-Zaraz... - wydukał w odpowiedzi i spojrzał w lustro. Tak naprawdę nie potrafił się ogarnąć, bo ciągle zbierało mu się na płacz. Co jak co, ale tego to się nie spodziewał. Miał mieszane uczucia i jeszcze za chwilę miał zobaczyć tą żmiję... Mimo to nie chciał dawać po sobie poznać, że aż tak go to ruszyło. Nie chciał dać jej tej satysfakcji. Nagle usłyszał dzwonek do drzwi, a jego serce przyspieszyło.
- Otworzę. - powiedział jego ukochany, który najwidoczniej nadal stał pod drzwiami, czekając na niego. Szybko naniósł ostatnie poprawki i ruszył na dół.
- Oppa! - niemal wrzasnęła, rzucając się w ramiona Jonghyuna, co strasznie wkurzyło Kibuma. Ale nie musiał interweniować, bo blondyn ku jego zadowoleniu od razu ją odepchnął.
- Przestań. Nie przyszłaś tu po to, żeby znowu zabierać mi moją przestrzeń osobistą, tylko po to, żeby powiedzieć prawdę. - powiedział ostro, na co HaNa spiorunowała go spojrzeniem.
- Mówię prawdę. Będziesz tatusiem!
- Ale wcześniej mówiłaś, że ci się wydaje, więc nie możesz być tego taka pewna, czyż nie? - odparł szorstko młodszy Kim, patrząc na nią z kamiennym wyrazem twarzy.
- Huh... Mimo wszystko, to Jonghyun oppa jest ojcem. - uśmiechnęła się uroczo, a Jjong policzył w myślach do dziesięciu, żeby opanować swój gniew. Musiał od razu wcielić swój plan w życie, żeby jak najszybciej ją zdemaskować, dlatego postanowił zagrać w jej grę.
- Oczywiście, że tak. - pokiwał głową. Kibum słysząc jego słowa spojrzał na niego zszokowany. - Przepraszam za to, jak się wcześniej zachowywałem... Byłem w szoku, ale tak naprawdę strasznie się cieszę! - zaczął udawać wzruszenie. Wiedział, że Kocurek może go za to znienawidzić w tym momencie, ale nie miał innego wyjścia.
- Słucham? Cieszysz się?! - wrzasnął wyższy, natomiast dziewczyna poszerzyła swój uśmiech z triumfem.
- Pewnie! Jakbym się miał nie cieszyć! A tak w ogóle to HaNa, jeżeli to będzie chłopiec, to chcę, żeby zrobił sobie identyczny tatuaż jak mój! - powiedział zachwycony. Te słowa zbiły divę z tropu, bo przecież on nie miał żadnego tatuażu.
- Co on bredzi... - wyszeptał sam do siebie, uważnie obserwując reakcję brunetki.
- Och! Tak! To byłoby mega urocze! - klasnęła w dłonie równie zachwycona. Blondyn po chwili zaczął się śmiać, przez co dziewczyna przybrała nierozumną minę.
- Jongie... Nie spałeś z nią... - uśmiechnął się, czując ogromną ulgę. Jak on mógł mu nie wierzyć?
- Co? Jak to? Przecież spał! Przecież się przyznał... - zaczęła mówić pospiesznie, nadal nie rozumiejąc o co im chodzi.
- Jasne, gdyby tak było, to nie dałabyś się złapać jak ostatnia idiotka. Jonghyun nie ma tatuażu. - prychnął pod nosem, niczym rasowa diva. I takiego właśnie Kibuma blondyn chciał widzieć. Jego ukochaną, rozkapryszoną divę.
- Yyy... - odwróciła się i pacnęła dłonią w czoło, przeklinając w myślach swoją nieuwagę. Po chwili jednak uniosła dumnie głowę do góry, patrząc na nich z powrotem. - I tak oppa do mnie wróci. Zobaczycie! Powiem wszystkim, że zrobił mi dziecko i teraz chce to olać, zostawić mnie bez niczego! Zrobię z siebie ofiarę, a wtedy nikt nie uwierzy w waszą wersję! - tupnęła nogą naburmuszona i wyszła, trzaskając drzwiami.
[Kibum]
Odetchnął z ulgą wiedząc, że całe to zamieszanie to zwykłe kłamstwo, jednak nie dawały mu spokoju słowa wypowiedziane przez HaNę. „Zrobię z siebie ofiarę” dobre sobie… Ofiarą to jest on, bo musi przechodzić przez to wszystko. Westchnął cicho i podszedł do swojego ukochanego, przytulając się do jego pleców.
- A co jeśli ona wszystko zniszczy...? - wyszeptał, nie mając siły na głośniejszy ton.
- Kocurku, wszystko będzie dobrze. Sam widzisz jak łatwo przy niej udowodnić jej kłamstwo. Już nigdy więcej nie zdoła popsuć tego, co jest między nami. - mówiąc to odwrócił się do niego przodem i nakazał mu spojrzeć sobie w oczy. - Odwagi Kibummie. - uśmiechnął się delikatnie, a młodszy już nic nie mówiąc, wtulił się w niego mocno.
- O rany skarbie, zapomniałem, że szef do mnie dzwonił! - natychmiast odkleił się od niego i pobiegł do sypialni po odpowiednie papiery. - Muszę im dostarczyć ten projekt wcześniej, bo ponoć mają być jakieś zmiany czy cuś… Nie wiem. Będę za jakieś trzy godziny! - już miał się ulotnić z mieszkania, ale w ostatniej chwili Jonghyun go złapał i pocałował czule.
- Wracaj szybko. - uśmiechnął się delikatnie i pogłaskał go po policzku. Mógłby tak z nim stać w nieskończoność, ale skoro Kibumowi się spieszyło, to niestety musiał go puścić.
- Tak jest. Ale zrób mi coś dobrego do jedzenia. - cmoknął go jeszcze szybko w policzek i pobiegł na najbliższy przystanek. Równie dobrze mógłby poprosić Jjonga, żeby go podwiózł, ale nie chciał go już fatygować, a zresztą biuro, w którym pracuje nie było daleko. Przez swoją długą nieobecność w pracy miał sporo zaległości i często nie nadążał za licznymi zmianami, które przez ten czas nastąpiły, jednak wszyscy jego współpracownicy regularnie mu wszystko wyjaśniali. Z początku jego szef był nieco sceptycznie nastawiony do jego osoby, ponieważ stwierdził, że przez Kibuma jego firma o mały włos by wiele straciła. W końcu nagła utrata jednego z najważniejszych pracowników bez jakiegokolwiek zastępstwa, była ciosem dla korporacji. Jednak od razu po powrocie Kibum szybko zrehabilitował się ciężką pracą i nowymi pomysłami. Chcąc jak najszybciej załatwić sprawę, o którą go poproszono, oddał wszystkie projekty, które miał dokończyć i poprawić do końca tygodnia, po czym udał się do swojego pracodawcy przedyskutować parę spraw. Kiedy już wszystko załatwił uznał, że nic tu po nim, dlatego zabrał swoje rzeczy i ruszył z powrotem do domu. Miał nadzieję, że Jjong ugotował mu coś dobrego, bo po prostu umierał z głodu. Z tak pozytywnym nastawieniem w krótkim czasie dotarł do wyczekiwanego celu i od razu wpadł do domu jak z procy. - I co też dobrego mój ukochany mi zro… - zatrzymał się, a jego dobry humor natychmiast wyparował, kiedy wszedł do salonu i zobaczył w nim jego narzeczonego z trzema kobietami. Od razu rozpoznał matkę Jjonga i HaNę, ale tej trzeciej jeszcze nigdy wcześniej nie widział. Ukłonił się nisko, ale nie zamierzał uśmiechać się na siłę. - Dzień dobry.
- Mógłbyś zostawić nas samych, młody człowieku?- odezwała się matka Jonghyuna dosyć oschłym tonem.
- Nie ma mowy, ma prawo żeby być przy tej rozmowie.- od razu zaprotestował blondyn, który wstał i przyprowadził chłopaka do stołu. - Kibum, to jest mama HaNy, wydaję mi się, że się nie znacie… - mruknął i usiadł obok ukochanego. Key natomiast ponownie się ukłonił i cicho przedstawił. Domyślał się w jakiej sprawie te wszystkie baby się tu zebrały, ale mimo to, nie wiedział jak się zachowywać. - Tak więc rozumiem, że wszystko już ustalone… - zaczął Jjong, ale nie dane mu było skończyć.
- Nic nie jest ustalone! Oppa ja sobie sama nie poradzę z wychowaniem dziecka! - wypiszczała HaNa, która aktualnie chlipała swojej matce w rękaw. Ta natomiast cały czas mroziła chłopaka wzrokiem.
- Skoro upierasz się, że nie jesteś ojcem dziecka, to kto nim jest? - zapytała spokojnym tonem, a Jonghyun już ledwo nad sobą panował.
- A skąd ja mam wiedzieć? Nie mówiła mi z kim się puszcza! - uniósł ręce w obronnym geście, a jego matka natychmiast trzepnęła go w głowę. - Yah!
- Jak możesz się tak odzywać?! Nie na takiego człowieka cię wychowałam! Przestań wreszcie opowiadać bzdury i wróć do HaNy! Choć raz w swoim życiu zachowaj się odpowiedzialnie!
- Umma, kiedy wreszcie do ciebie dotrze, że jedyną osobą, z którą sypiam jest Kibum?! - po tych słowach nagle wszyscy zamilkli, a Key poczuł ogromne pragnienie bycia niewidzialnym. - HaNa nie może być ze mną w ciąży, ponieważ ją nawet palcem nie tknąłem! A skoro się upieracie, to proszę bardzo. Zróbcie test na ojcostwo i jeśli mi to medycznie udowodnicie, to będę płacił alimenty. Ale uprzedzam, że to tylko strata czasu. - za jednym zamachem wyrzucił z siebie wszystko, po czym zwrócił się jeszcze do najmłodszej dziewczyny. - Nie kocham cię i nigdy nie kochałem. Cały ten popaprany związek był zaaranżowany przez moją matkę. Nie zamierzam do ciebie wrócić i żaden argument mnie nie przekona, przykro mi, ale chyba nie mamy już o czym rozmawiać. - po jego słowach przez dłuższy czas trwała głucha cisza, a osobą, która wreszcie ją przerwała, była matka HaNy.
- K-Kochana… Twój syn jest gejem? Jest gejem, a ty go chciałaś związać z moją ukochaną HaNą? - wyszeptała z trudem, patrząc zszokowana na przyjaciółkę, która tylko z nienawiścią w oczach zerkała na swojego syna.
- Oczywiście, że nie jest! To tylko jego głupie wymysły! Wiesz jak to jest, młodzież się buntuje. - starała się za wszelką cenę naprawić wszystko, choć z przykrością zdawała sobie sprawę, że jest już na przegranej pozycji. Jonghyun natomiast, chcąc już zakończyć całe to nieporozumienie zwrócił się do matki HaNy.
- Proszę pani, jestem w paroletnim związku z mężczyzną i nigdy nie interesowała mnie pani córka…
- HaNa, błagam powiedz mi, że z nim nie spałaś! - nagle kobieta zaczęła panikować, wymachując rękami na wszystkie strony. - Proszę powiedz mi to! Przecież on mógł cię zarazić jakimś HIV-em albo innym świństwem! Natychmiast jedziemy do szpitala cię przebadać, zbieraj się! - szybko zarzuciła sobie torebkę na ramię i zaczęła pchać HaNę w kierunku wyjścia. - A ciebie moja droga nie podejrzewałam o takie paskudztwo. Chciałaś związać moją córeczkę z pedałem? Aż taka z ciebie desperatka? - zmroziła spojrzeniem swoją koleżankę i czym prędzej opuściła mieszkanie, ciągnąc za sobą córkę. Key za nic nie mógł ogarnąć sytuacji, która właśnie miała miejsce. Przez cały czas się nie odzywał, bo nie chciał robić żadnego dymu, choć przy tej wzmiance o HIV-ie, ledwo opanował złość. Przecież to, że są gejami nie znaczy, że co noc sypiają z innymi! Puścił jednak ten temat w niepamięć, bo mimo, że dwa problemy już wyszły, to nadal zostawał ostatni. Jonghyun, widząc blade oblicze swojej rodzicielki zaoferował się, że pójdzie zrobić jej coś do picia, przez co Kibum został z nią na chwilę sam. Już chciał wstać i jakoś po cichu ewakuować się do innego pokoju, ale zatrzymał się, kiedy kobieta podniosła na niego wzrok.
- To wszystko przez ciebie. To ty zniszczyłeś mu życie. - wysyczała z nienawiścią w głosie, a blondyn poczuł, że tak prosta czynność jak oddychanie, nagle zrobiła się niewiarygodnie trudna.
- Kocham pani syna. Tylko tyle jestem w stanie zaoferować. Nie mogę dać pani wnuków, ale dać mu szczęście. Czy nie tego pragnie każda matka dla swojego dziecka...? - zapytał ostrożnie, uważając na każde słowo.
- Nie myl pojęć szczeniaku. Prawdziwe szczęście objawia się, gdy posiada się prawdziwą rodzinę, a nie coś takiego. Mój syn zasługuje na coś więcej… - w tym momencie przerwała, bo zobaczyła pierścionek zaręczynowy na palcu chłopaka. - Co to jest?- zapytała, a Key podziękował w duchu za to, że akurat w tej chwili Jonghyun postawił szklankę z zimną wodą na stole i usłyszał pytanie swojej matki. Kibum natomiast nie mając pojęcia co odpowiedzieć, rzucił ukochanemu zrozpaczone spojrzenie, aby uratował go z tej opresji.
- Z-Zaraz... - wydukał w odpowiedzi i spojrzał w lustro. Tak naprawdę nie potrafił się ogarnąć, bo ciągle zbierało mu się na płacz. Co jak co, ale tego to się nie spodziewał. Miał mieszane uczucia i jeszcze za chwilę miał zobaczyć tą żmiję... Mimo to nie chciał dawać po sobie poznać, że aż tak go to ruszyło. Nie chciał dać jej tej satysfakcji. Nagle usłyszał dzwonek do drzwi, a jego serce przyspieszyło.
- Otworzę. - powiedział jego ukochany, który najwidoczniej nadal stał pod drzwiami, czekając na niego. Szybko naniósł ostatnie poprawki i ruszył na dół.
- Oppa! - niemal wrzasnęła, rzucając się w ramiona Jonghyuna, co strasznie wkurzyło Kibuma. Ale nie musiał interweniować, bo blondyn ku jego zadowoleniu od razu ją odepchnął.
- Przestań. Nie przyszłaś tu po to, żeby znowu zabierać mi moją przestrzeń osobistą, tylko po to, żeby powiedzieć prawdę. - powiedział ostro, na co HaNa spiorunowała go spojrzeniem.
- Mówię prawdę. Będziesz tatusiem!
- Ale wcześniej mówiłaś, że ci się wydaje, więc nie możesz być tego taka pewna, czyż nie? - odparł szorstko młodszy Kim, patrząc na nią z kamiennym wyrazem twarzy.
- Huh... Mimo wszystko, to Jonghyun oppa jest ojcem. - uśmiechnęła się uroczo, a Jjong policzył w myślach do dziesięciu, żeby opanować swój gniew. Musiał od razu wcielić swój plan w życie, żeby jak najszybciej ją zdemaskować, dlatego postanowił zagrać w jej grę.
- Oczywiście, że tak. - pokiwał głową. Kibum słysząc jego słowa spojrzał na niego zszokowany. - Przepraszam za to, jak się wcześniej zachowywałem... Byłem w szoku, ale tak naprawdę strasznie się cieszę! - zaczął udawać wzruszenie. Wiedział, że Kocurek może go za to znienawidzić w tym momencie, ale nie miał innego wyjścia.
- Słucham? Cieszysz się?! - wrzasnął wyższy, natomiast dziewczyna poszerzyła swój uśmiech z triumfem.
- Pewnie! Jakbym się miał nie cieszyć! A tak w ogóle to HaNa, jeżeli to będzie chłopiec, to chcę, żeby zrobił sobie identyczny tatuaż jak mój! - powiedział zachwycony. Te słowa zbiły divę z tropu, bo przecież on nie miał żadnego tatuażu.
- Co on bredzi... - wyszeptał sam do siebie, uważnie obserwując reakcję brunetki.
- Och! Tak! To byłoby mega urocze! - klasnęła w dłonie równie zachwycona. Blondyn po chwili zaczął się śmiać, przez co dziewczyna przybrała nierozumną minę.
- Jongie... Nie spałeś z nią... - uśmiechnął się, czując ogromną ulgę. Jak on mógł mu nie wierzyć?
- Co? Jak to? Przecież spał! Przecież się przyznał... - zaczęła mówić pospiesznie, nadal nie rozumiejąc o co im chodzi.
- Jasne, gdyby tak było, to nie dałabyś się złapać jak ostatnia idiotka. Jonghyun nie ma tatuażu. - prychnął pod nosem, niczym rasowa diva. I takiego właśnie Kibuma blondyn chciał widzieć. Jego ukochaną, rozkapryszoną divę.
- Yyy... - odwróciła się i pacnęła dłonią w czoło, przeklinając w myślach swoją nieuwagę. Po chwili jednak uniosła dumnie głowę do góry, patrząc na nich z powrotem. - I tak oppa do mnie wróci. Zobaczycie! Powiem wszystkim, że zrobił mi dziecko i teraz chce to olać, zostawić mnie bez niczego! Zrobię z siebie ofiarę, a wtedy nikt nie uwierzy w waszą wersję! - tupnęła nogą naburmuszona i wyszła, trzaskając drzwiami.
[Kibum]
Odetchnął z ulgą wiedząc, że całe to zamieszanie to zwykłe kłamstwo, jednak nie dawały mu spokoju słowa wypowiedziane przez HaNę. „Zrobię z siebie ofiarę” dobre sobie… Ofiarą to jest on, bo musi przechodzić przez to wszystko. Westchnął cicho i podszedł do swojego ukochanego, przytulając się do jego pleców.
- A co jeśli ona wszystko zniszczy...? - wyszeptał, nie mając siły na głośniejszy ton.
- Kocurku, wszystko będzie dobrze. Sam widzisz jak łatwo przy niej udowodnić jej kłamstwo. Już nigdy więcej nie zdoła popsuć tego, co jest między nami. - mówiąc to odwrócił się do niego przodem i nakazał mu spojrzeć sobie w oczy. - Odwagi Kibummie. - uśmiechnął się delikatnie, a młodszy już nic nie mówiąc, wtulił się w niego mocno.
- O rany skarbie, zapomniałem, że szef do mnie dzwonił! - natychmiast odkleił się od niego i pobiegł do sypialni po odpowiednie papiery. - Muszę im dostarczyć ten projekt wcześniej, bo ponoć mają być jakieś zmiany czy cuś… Nie wiem. Będę za jakieś trzy godziny! - już miał się ulotnić z mieszkania, ale w ostatniej chwili Jonghyun go złapał i pocałował czule.
- Wracaj szybko. - uśmiechnął się delikatnie i pogłaskał go po policzku. Mógłby tak z nim stać w nieskończoność, ale skoro Kibumowi się spieszyło, to niestety musiał go puścić.
- Tak jest. Ale zrób mi coś dobrego do jedzenia. - cmoknął go jeszcze szybko w policzek i pobiegł na najbliższy przystanek. Równie dobrze mógłby poprosić Jjonga, żeby go podwiózł, ale nie chciał go już fatygować, a zresztą biuro, w którym pracuje nie było daleko. Przez swoją długą nieobecność w pracy miał sporo zaległości i często nie nadążał za licznymi zmianami, które przez ten czas nastąpiły, jednak wszyscy jego współpracownicy regularnie mu wszystko wyjaśniali. Z początku jego szef był nieco sceptycznie nastawiony do jego osoby, ponieważ stwierdził, że przez Kibuma jego firma o mały włos by wiele straciła. W końcu nagła utrata jednego z najważniejszych pracowników bez jakiegokolwiek zastępstwa, była ciosem dla korporacji. Jednak od razu po powrocie Kibum szybko zrehabilitował się ciężką pracą i nowymi pomysłami. Chcąc jak najszybciej załatwić sprawę, o którą go poproszono, oddał wszystkie projekty, które miał dokończyć i poprawić do końca tygodnia, po czym udał się do swojego pracodawcy przedyskutować parę spraw. Kiedy już wszystko załatwił uznał, że nic tu po nim, dlatego zabrał swoje rzeczy i ruszył z powrotem do domu. Miał nadzieję, że Jjong ugotował mu coś dobrego, bo po prostu umierał z głodu. Z tak pozytywnym nastawieniem w krótkim czasie dotarł do wyczekiwanego celu i od razu wpadł do domu jak z procy. - I co też dobrego mój ukochany mi zro… - zatrzymał się, a jego dobry humor natychmiast wyparował, kiedy wszedł do salonu i zobaczył w nim jego narzeczonego z trzema kobietami. Od razu rozpoznał matkę Jjonga i HaNę, ale tej trzeciej jeszcze nigdy wcześniej nie widział. Ukłonił się nisko, ale nie zamierzał uśmiechać się na siłę. - Dzień dobry.
- Mógłbyś zostawić nas samych, młody człowieku?- odezwała się matka Jonghyuna dosyć oschłym tonem.
- Nie ma mowy, ma prawo żeby być przy tej rozmowie.- od razu zaprotestował blondyn, który wstał i przyprowadził chłopaka do stołu. - Kibum, to jest mama HaNy, wydaję mi się, że się nie znacie… - mruknął i usiadł obok ukochanego. Key natomiast ponownie się ukłonił i cicho przedstawił. Domyślał się w jakiej sprawie te wszystkie baby się tu zebrały, ale mimo to, nie wiedział jak się zachowywać. - Tak więc rozumiem, że wszystko już ustalone… - zaczął Jjong, ale nie dane mu było skończyć.
- Nic nie jest ustalone! Oppa ja sobie sama nie poradzę z wychowaniem dziecka! - wypiszczała HaNa, która aktualnie chlipała swojej matce w rękaw. Ta natomiast cały czas mroziła chłopaka wzrokiem.
- Skoro upierasz się, że nie jesteś ojcem dziecka, to kto nim jest? - zapytała spokojnym tonem, a Jonghyun już ledwo nad sobą panował.
- A skąd ja mam wiedzieć? Nie mówiła mi z kim się puszcza! - uniósł ręce w obronnym geście, a jego matka natychmiast trzepnęła go w głowę. - Yah!
- Jak możesz się tak odzywać?! Nie na takiego człowieka cię wychowałam! Przestań wreszcie opowiadać bzdury i wróć do HaNy! Choć raz w swoim życiu zachowaj się odpowiedzialnie!
- Umma, kiedy wreszcie do ciebie dotrze, że jedyną osobą, z którą sypiam jest Kibum?! - po tych słowach nagle wszyscy zamilkli, a Key poczuł ogromne pragnienie bycia niewidzialnym. - HaNa nie może być ze mną w ciąży, ponieważ ją nawet palcem nie tknąłem! A skoro się upieracie, to proszę bardzo. Zróbcie test na ojcostwo i jeśli mi to medycznie udowodnicie, to będę płacił alimenty. Ale uprzedzam, że to tylko strata czasu. - za jednym zamachem wyrzucił z siebie wszystko, po czym zwrócił się jeszcze do najmłodszej dziewczyny. - Nie kocham cię i nigdy nie kochałem. Cały ten popaprany związek był zaaranżowany przez moją matkę. Nie zamierzam do ciebie wrócić i żaden argument mnie nie przekona, przykro mi, ale chyba nie mamy już o czym rozmawiać. - po jego słowach przez dłuższy czas trwała głucha cisza, a osobą, która wreszcie ją przerwała, była matka HaNy.
- K-Kochana… Twój syn jest gejem? Jest gejem, a ty go chciałaś związać z moją ukochaną HaNą? - wyszeptała z trudem, patrząc zszokowana na przyjaciółkę, która tylko z nienawiścią w oczach zerkała na swojego syna.
- Oczywiście, że nie jest! To tylko jego głupie wymysły! Wiesz jak to jest, młodzież się buntuje. - starała się za wszelką cenę naprawić wszystko, choć z przykrością zdawała sobie sprawę, że jest już na przegranej pozycji. Jonghyun natomiast, chcąc już zakończyć całe to nieporozumienie zwrócił się do matki HaNy.
- Proszę pani, jestem w paroletnim związku z mężczyzną i nigdy nie interesowała mnie pani córka…
- HaNa, błagam powiedz mi, że z nim nie spałaś! - nagle kobieta zaczęła panikować, wymachując rękami na wszystkie strony. - Proszę powiedz mi to! Przecież on mógł cię zarazić jakimś HIV-em albo innym świństwem! Natychmiast jedziemy do szpitala cię przebadać, zbieraj się! - szybko zarzuciła sobie torebkę na ramię i zaczęła pchać HaNę w kierunku wyjścia. - A ciebie moja droga nie podejrzewałam o takie paskudztwo. Chciałaś związać moją córeczkę z pedałem? Aż taka z ciebie desperatka? - zmroziła spojrzeniem swoją koleżankę i czym prędzej opuściła mieszkanie, ciągnąc za sobą córkę. Key za nic nie mógł ogarnąć sytuacji, która właśnie miała miejsce. Przez cały czas się nie odzywał, bo nie chciał robić żadnego dymu, choć przy tej wzmiance o HIV-ie, ledwo opanował złość. Przecież to, że są gejami nie znaczy, że co noc sypiają z innymi! Puścił jednak ten temat w niepamięć, bo mimo, że dwa problemy już wyszły, to nadal zostawał ostatni. Jonghyun, widząc blade oblicze swojej rodzicielki zaoferował się, że pójdzie zrobić jej coś do picia, przez co Kibum został z nią na chwilę sam. Już chciał wstać i jakoś po cichu ewakuować się do innego pokoju, ale zatrzymał się, kiedy kobieta podniosła na niego wzrok.
- To wszystko przez ciebie. To ty zniszczyłeś mu życie. - wysyczała z nienawiścią w głosie, a blondyn poczuł, że tak prosta czynność jak oddychanie, nagle zrobiła się niewiarygodnie trudna.
- Kocham pani syna. Tylko tyle jestem w stanie zaoferować. Nie mogę dać pani wnuków, ale dać mu szczęście. Czy nie tego pragnie każda matka dla swojego dziecka...? - zapytał ostrożnie, uważając na każde słowo.
- Nie myl pojęć szczeniaku. Prawdziwe szczęście objawia się, gdy posiada się prawdziwą rodzinę, a nie coś takiego. Mój syn zasługuje na coś więcej… - w tym momencie przerwała, bo zobaczyła pierścionek zaręczynowy na palcu chłopaka. - Co to jest?- zapytała, a Key podziękował w duchu za to, że akurat w tej chwili Jonghyun postawił szklankę z zimną wodą na stole i usłyszał pytanie swojej matki. Kibum natomiast nie mając pojęcia co odpowiedzieć, rzucił ukochanemu zrozpaczone spojrzenie, aby uratował go z tej opresji.
[Jonghyun]
Na początku nie wiedział co powiedzieć, jednak po chwili przybrał kamienny wyraz twarzy i usiadł obok swojego ukochanego, łapiąc go za rękę.
- Pierścionek zaręczynowy. Oświadczyłem się Kibumowi. - odparł, nie mając pojęcia jakiej reakcji się spodziewać, jednak wiedział, że nie będzie ona pozytywna. Jego matka zamarła w bezruchu, patrząc co chwila to na syna, to na Kibuma, a potem znowu na pierścionek.
- ...Słucham?! OŚWIADCZYŁEŚ SIĘ MU?! - wrzasnęła. Nagle nie wiadomo dlaczego roześmiała się głośno. - Hahaha, idioci! Przecież pedalskie śluby nie są legalne w naszym kraju, więc nie wiem po co ta cała szopka! Chcesz żebym dostała zawału, Kim Jonghyunie?! - walnęła go po głowie, na co on syknął cicho. - Kiedy ty w końcu zmądrzejesz?!
- Umma, wyjdź. - powiedział, zaciskając pięść. Wyglądał na naprawdę wściekłego i taki właśnie był. Oczywiście jego rodzicielce nie umknął ten fakt i przez chwilę aż przestraszyła się jego spojrzenia. - POWIEDZIAŁEM WYJDŹ! Tego już za wiele! Matkę tej paniusi jeszcze zniosłem, ale ty? Własna matka? Wiem, że takie „pedalskie śluby” nie są tutaj możliwe, ale moje zasoby finansowe pozwalają mi zabrać mojego ukochanego w miejsce, gdzie będziemy mogli się pobrać. Myślałem, że to ty w końcu zmądrzejesz i dasz mi żyć w szczęściu, jak każda matka, która tylko tego chce dla swojego dziecka. Ale skoro masz takie podejście, to po prostu wyjdź i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy, zrozumiałaś? - wywarczał i chyba jedyne, co go powstrzymywało by jej nie uderzyć to jego narzeczony, który patrzył na to wszystko. Było mu cholernie przykro, że rodzice Kibuma tak dobrze to wszystko przyjęli, a jego matka prawie rozbiła ich związek na zawsze. Strasznie się za nią wstydził i za to wszystko, co się działo. Nie chciał takiego życia dla swojego Skarba, jednak widocznie tak musiało być. To wszystko musiało się wydarzyć, żeby mógł w końcu wyrwać się z nadopiekuńczych rąk mamusi i dać jej poznać prawdę. Mimo iż to miało tragiczne skutki, to cieszył się, że w końcu chociaż to osiągnął. Po jego słowach kobieta podniosła się energicznie, przez co walnęła w stół i woda, która była w szklance rozlała się, po czym pospiesznie wyszła, nie oglądając się za siebie.
- To... Oficjalnie koniec tego wszystkiego...? - zapytał cicho Key, nie mając odwagi odezwać się wcześniej. Jonghyun popatrzył na niego i w jednym momencie uleciały z niego wszystkie negatywne emocje.
- Koniec Bummie, teraz już tak. - pokiwał głową i przytulił go do siebie mocno. Uśmiechnął się w duchu, że mają to już za sobą. Więcej nikt nie zakłóci ich spokoju.
*
* *
-
Spakowałeś wszystko? Jongie, błagam cię! Spóźnimy się w końcu
na ten samolot! - wrzeszczał z drugiego końca mieszkania, upychając
ostatnie rzeczy do walizki.
- No chwila, jeszcze szukam mojego ulubionego t-shirtu! - odkrzyknął mega przejęty całym tym wyjazdem. Chciał, żeby wszystko było dobrze zorganizowane i dopięte na ostatni guzik, a tu za godzinę samolot i oni jeszcze w proszku.
- To się pospiesz! - diva nagle znalazł się za nim i walnął go po głowie.
- Aish... No staram się! - jęknął cicho i w końcu po wielkich poszukiwaniach znalazł swoją zgubę. Kiedy już byli gotowi pobiegli szybko do samochodu. Nie mogli oczywiście zapomnieć o swoim wiernym zwierzęciu, które podwieźli do ich znajomego weterynarza. Już wcześniej zaoferował się, że może pilnować ich Killera, kiedy gdzieś wyjeżdżają, ale nigdy jeszcze nie skorzystali z tej propozycji. Pół godziny później byli już na lotnisku, pędząc z walizkami na odprawę. Po jakimś czasie siedzieli już w samolocie, zmęczeni, ale szczęśliwi.
- Jak dobrze, że zdążyliśmy... - młodszy Kim westchnął, opierając głowę na ramieniu jego narzeczonego.
- No my byśmy nie zdążyli? - zaśmiał się cicho i cmoknął go w czoło.
- Hihi. Nie mogę uwierzyć, że naprawdę lecimy specjalnie do Kanady, żeby wziąć ślub... - przygryzł dolną wargę, patrząc na niego.
- To uwierz. - pocałował go delikatnie, nie zważając na innych, którzy gapili się na nich w tej chwili. Kibum uśmiechnął się szeroko. Blondyn był szczęśliwy, że teraz będą małżeństwem i już żadna siła ich nie rozdzieli. Podróż minęła im spokojnie i bez większych problemów. Kiedy byli już na miejscu zabrali swoje walizki i stanęli przy ulicy, wyszukując wzrokiem czy nie nadjeżdża jakaś taksówka. Nie musieli czekać długo, bo po chwili już podjechał jakiś samochód i wsiedli do niego, podając adres swojego hotelu. Nie było problemu z odszukaniem go, ponieważ był to znany, ekskluzywny hotel. Bo w końcu Jonghyun musiał zapewnić swojemu Kocurkowi wszystko, co najlepsze.
- Dzień dobry, poproszę o kluczyk do pokoju. - odparł bling. Recepcjonistka już uśmiechnęła się flirciarsko, jednak widząc, że Jjong trzyma za rękę chłopaka obok, zmieszała się i zakłopotana podała mu jego kluczyk.
- Proszę, to państwa klucz do apartamentu królewskiego. - odparła, poprawiając włosy.
- Apartament królewski...? - Key wytrzeszczył oczy i spojrzał na blondyna, który uśmiechnął się tylko.
- Dziękuję. - ukłonił się lekko, chociaż w tym kraju raczej nie ma takich zwyczajów i ruszył w stronę ich pokoju.
- Omo, kochanie! Przecież to musi kosztować fortunę, najdroższy hotel i teraz apartament? - zaczął gadać strasznie tym wszystkim przejęty, ale kiedy weszli do środka ich lokum zamilkł. - …
- Co jest? Nie podoba ci się? - zmartwił się, obserwując swojego narzeczonego.
- To... Jest zajebiste! - pisnął i szybko wszedł dalej, od razu rzucając się na ogromne, mięciutkie łóżko z całą masą poduszek.
- Hahaha, czyli zadowolony? - zamknął drzwi i poszedł do niego, po czym położył się obok i przytulił ukochanego.
- Bardzo. Jesteś najlepszy Jongie! - rzucił się tym razem na niego i obecnie leżał na nim, wtulając się mocno w jego klatkę piersiową.
- Dla ciebie wszystko. - pogłaskał go po głowie.
- Kocham cię... Najbardziej na świecie. - młodszy Kim wyszeptał, patrząc mu w oczy.
- Ja ciebie też. - odparł blondyn i pocałował czule jego wargi. - Jesteś śpiący? Późno już.
- Jestem... Ale nie chcę iść jeszcze spać... - wymruczał, po czym ponownie musnął jego wargi.
- Heh, to może jesteś głodny? - uśmiechnął się pod nosem.
- Ooo, to bardziej kuszące niż spanie. - pokiwał głową.
- No to czekaj, zamówię coś dla nas. - ostrożnie zsunął go z siebie i poszedł złożyć zamówienie. Kibum natomiast przez cały czas przyglądał się drugiemu chłopakowi i uśmiechał się jak głupi. Wydawało mu się, jakby po prostu śnił. Teraz już był pewien, że ich miłości nic nie zagraża i będą żyć długo i szczęśliwie, na zawsze razem. Po jakimś czasie pokojówka przywiozła im kolację, dodatkowo na wózku leżał bukiet róż, który Jjong wziął i z czarującym uśmiechem podał swojemu najdroższemu.
- Awww, to dla mnie? - Bum rozczulił się, biorąc od niego bukiet.
- No chyba nie dla pokojówki. - zaśmiał się i dał napiwek dziewczynie, która kompletnie nie wiedziała o czym mówią, gdyż mówili w innym języku i uśmiechała się tylko, a kiedy odebrała pieniądze opuściła pomieszczenie. Resztę wieczoru spędzili bardzo miło jedząc kolację, po czym położyli się spać bardzo zmęczeni.
[Kibum]
- No chwila, jeszcze szukam mojego ulubionego t-shirtu! - odkrzyknął mega przejęty całym tym wyjazdem. Chciał, żeby wszystko było dobrze zorganizowane i dopięte na ostatni guzik, a tu za godzinę samolot i oni jeszcze w proszku.
- To się pospiesz! - diva nagle znalazł się za nim i walnął go po głowie.
- Aish... No staram się! - jęknął cicho i w końcu po wielkich poszukiwaniach znalazł swoją zgubę. Kiedy już byli gotowi pobiegli szybko do samochodu. Nie mogli oczywiście zapomnieć o swoim wiernym zwierzęciu, które podwieźli do ich znajomego weterynarza. Już wcześniej zaoferował się, że może pilnować ich Killera, kiedy gdzieś wyjeżdżają, ale nigdy jeszcze nie skorzystali z tej propozycji. Pół godziny później byli już na lotnisku, pędząc z walizkami na odprawę. Po jakimś czasie siedzieli już w samolocie, zmęczeni, ale szczęśliwi.
- Jak dobrze, że zdążyliśmy... - młodszy Kim westchnął, opierając głowę na ramieniu jego narzeczonego.
- No my byśmy nie zdążyli? - zaśmiał się cicho i cmoknął go w czoło.
- Hihi. Nie mogę uwierzyć, że naprawdę lecimy specjalnie do Kanady, żeby wziąć ślub... - przygryzł dolną wargę, patrząc na niego.
- To uwierz. - pocałował go delikatnie, nie zważając na innych, którzy gapili się na nich w tej chwili. Kibum uśmiechnął się szeroko. Blondyn był szczęśliwy, że teraz będą małżeństwem i już żadna siła ich nie rozdzieli. Podróż minęła im spokojnie i bez większych problemów. Kiedy byli już na miejscu zabrali swoje walizki i stanęli przy ulicy, wyszukując wzrokiem czy nie nadjeżdża jakaś taksówka. Nie musieli czekać długo, bo po chwili już podjechał jakiś samochód i wsiedli do niego, podając adres swojego hotelu. Nie było problemu z odszukaniem go, ponieważ był to znany, ekskluzywny hotel. Bo w końcu Jonghyun musiał zapewnić swojemu Kocurkowi wszystko, co najlepsze.
- Dzień dobry, poproszę o kluczyk do pokoju. - odparł bling. Recepcjonistka już uśmiechnęła się flirciarsko, jednak widząc, że Jjong trzyma za rękę chłopaka obok, zmieszała się i zakłopotana podała mu jego kluczyk.
- Proszę, to państwa klucz do apartamentu królewskiego. - odparła, poprawiając włosy.
- Apartament królewski...? - Key wytrzeszczył oczy i spojrzał na blondyna, który uśmiechnął się tylko.
- Dziękuję. - ukłonił się lekko, chociaż w tym kraju raczej nie ma takich zwyczajów i ruszył w stronę ich pokoju.
- Omo, kochanie! Przecież to musi kosztować fortunę, najdroższy hotel i teraz apartament? - zaczął gadać strasznie tym wszystkim przejęty, ale kiedy weszli do środka ich lokum zamilkł. - …
- Co jest? Nie podoba ci się? - zmartwił się, obserwując swojego narzeczonego.
- To... Jest zajebiste! - pisnął i szybko wszedł dalej, od razu rzucając się na ogromne, mięciutkie łóżko z całą masą poduszek.
- Hahaha, czyli zadowolony? - zamknął drzwi i poszedł do niego, po czym położył się obok i przytulił ukochanego.
- Bardzo. Jesteś najlepszy Jongie! - rzucił się tym razem na niego i obecnie leżał na nim, wtulając się mocno w jego klatkę piersiową.
- Dla ciebie wszystko. - pogłaskał go po głowie.
- Kocham cię... Najbardziej na świecie. - młodszy Kim wyszeptał, patrząc mu w oczy.
- Ja ciebie też. - odparł blondyn i pocałował czule jego wargi. - Jesteś śpiący? Późno już.
- Jestem... Ale nie chcę iść jeszcze spać... - wymruczał, po czym ponownie musnął jego wargi.
- Heh, to może jesteś głodny? - uśmiechnął się pod nosem.
- Ooo, to bardziej kuszące niż spanie. - pokiwał głową.
- No to czekaj, zamówię coś dla nas. - ostrożnie zsunął go z siebie i poszedł złożyć zamówienie. Kibum natomiast przez cały czas przyglądał się drugiemu chłopakowi i uśmiechał się jak głupi. Wydawało mu się, jakby po prostu śnił. Teraz już był pewien, że ich miłości nic nie zagraża i będą żyć długo i szczęśliwie, na zawsze razem. Po jakimś czasie pokojówka przywiozła im kolację, dodatkowo na wózku leżał bukiet róż, który Jjong wziął i z czarującym uśmiechem podał swojemu najdroższemu.
- Awww, to dla mnie? - Bum rozczulił się, biorąc od niego bukiet.
- No chyba nie dla pokojówki. - zaśmiał się i dał napiwek dziewczynie, która kompletnie nie wiedziała o czym mówią, gdyż mówili w innym języku i uśmiechała się tylko, a kiedy odebrała pieniądze opuściła pomieszczenie. Resztę wieczoru spędzili bardzo miło jedząc kolację, po czym położyli się spać bardzo zmęczeni.
[Kibum]
Kiedy
obudził się z samego rana ze zdumieniem doszedł do wniosku, że
jego narzeczony gdzieś wyparował. Nie mając siły otworzyć oczu,
wymacał ręką całe łóżko, ale mimo jego prób nie napotkał na
chłopaka. W końcu jęknął coś niewyraźnie pod nosem i podniósł
się, przecierając oczy. Rozejrzał się po pokoju, ale tu także
nigdzie nie dostrzegł Jjonga. Zdziwił się nieco, bo o ile zegarek
nie kłamał, była dopiero szósta rano, a jego chłopak nigdy nie
należał do rannych ptaszków. Nie mógł jednak długo się nad tym
zastanawiać, bo nagle ktoś wpadł do pokoju z głośnym okrzykiem i
rzucił się na niego z rozpędu.
- To już dziś, już dziś! Wstawaj śpiochu! - zachichotał radośnie brunet, szarpiąc biednego Kibuma za ręce, który omal zawału nie dostał.
- Yah Taemin, co ty tu robisz? - zdziwił się, widząc roześmianą buzię chłopaka.- Gdzie jest Jjong?
- Myślałeś, że pozwolę na to, by ominął mnie wasz ślub? Zgłupiałeś do reszty? - prychnął oburzony i zszedł z łóżka, zwlekając za sobą przyjaciela. - A co do Jjonga to moja w tym głowa, żebyście się nie spotkali. Tradycję trzeba szanować mój drogi! - tupnął nogą stanowczo, a Key tylko przewrócił oczami. Miał nadzieję, że cała ta uroczystość nie wybuchnie pod organizacją chłopaków. Postanowił tego dnia nie protestować i zgadzał się na wszystko, co mu kazano. Brunet od paru godzin ciągał go po przeróżnych kosmetyczkach i fryzjerkach, upierając się, że dziś musi wyglądać perfekcyjnie. Co prawda nie marudził, ale był pewien, że sam też poradziłby sobie z ogarnięciem swojej osoby. Musiał jednak przyznać, że garnitur jaki mu dano naprawdę świetnie na nim leżał. Stanął przed lustrem, oglądając się z każdej strony, jednak doszedł do wniosku, że jednak musi ułożyć te włosy po swojemu. Kiedy już wszystko wyglądało perfekcyjnie, ponownie zerknął w swoje odbicie i zaskoczony drgnął, widząc w nim swoją rodzicielkę.
- Umma? - zdziwiony odwrócił się do kobiety, a ona rzuciła mu się w ramiona zapłakana.
- Och Kibummie, wyglądasz przepięknie! - zaczęła go oglądać z każdej strony, nie mogąc wyjść z podziwu.
- To już dziś, już dziś! Wstawaj śpiochu! - zachichotał radośnie brunet, szarpiąc biednego Kibuma za ręce, który omal zawału nie dostał.
- Yah Taemin, co ty tu robisz? - zdziwił się, widząc roześmianą buzię chłopaka.- Gdzie jest Jjong?
- Myślałeś, że pozwolę na to, by ominął mnie wasz ślub? Zgłupiałeś do reszty? - prychnął oburzony i zszedł z łóżka, zwlekając za sobą przyjaciela. - A co do Jjonga to moja w tym głowa, żebyście się nie spotkali. Tradycję trzeba szanować mój drogi! - tupnął nogą stanowczo, a Key tylko przewrócił oczami. Miał nadzieję, że cała ta uroczystość nie wybuchnie pod organizacją chłopaków. Postanowił tego dnia nie protestować i zgadzał się na wszystko, co mu kazano. Brunet od paru godzin ciągał go po przeróżnych kosmetyczkach i fryzjerkach, upierając się, że dziś musi wyglądać perfekcyjnie. Co prawda nie marudził, ale był pewien, że sam też poradziłby sobie z ogarnięciem swojej osoby. Musiał jednak przyznać, że garnitur jaki mu dano naprawdę świetnie na nim leżał. Stanął przed lustrem, oglądając się z każdej strony, jednak doszedł do wniosku, że jednak musi ułożyć te włosy po swojemu. Kiedy już wszystko wyglądało perfekcyjnie, ponownie zerknął w swoje odbicie i zaskoczony drgnął, widząc w nim swoją rodzicielkę.
- Umma? - zdziwiony odwrócił się do kobiety, a ona rzuciła mu się w ramiona zapłakana.
- Och Kibummie, wyglądasz przepięknie! - zaczęła go oglądać z każdej strony, nie mogąc wyjść z podziwu.
-
Przyjechałaś? Tata też jest? - uśmiechnął się szeroko, nie
mogąc uwierzyć, że jego mama naprawdę tu jest. Bardzo chciał,
aby towarzyszyła mu tego dnia, jednak nie chciał narażać swoich
rodziców na takie kosztowności.
- Oczywiście, że tak. Mieliśmy przywitać cię razem, ale ten stary gbur ubzdurał sobie, że musi jeszcze porozmawiać z Jonghyunem. - przewróciła oczami, a Key zachichotał głośno, zakrywając sobie dłońmi usta.
- To ja już widzę jak będzie wyglądała ta rozmowa. - zaśmiał się i przybrał poważną minę, cytując słowa swojego taty, kiedy po raz pierwszy przedstawił im Jjonga. - „Jeżeli kiedykolwiek go skrzywdzisz, obetnę ci jaja tępymi nożyczkami!” - powiedział i roześmiał się, przypominając sobie, jaką Jonghyun miał wtedy minę.
- Nie śmiej się z ojca, wiesz że się martwi. - jego rodzicielka mimo wszystko nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu i pogłaskała swojego synka po policzku.
- Kibum, zbieramy się! Raz raz! - zarządził Taemin, który właśnie wpadł do pokoju i od razu ukłonił się przed kobietą. Trzeba przyznać, że cała ta organizacja nie szła brunetowi aż tak źle. W przeciągu pięciu minut zarządził wyjazd spod hotelu i po następnych dziesięciu, byli już na miejscu. Kibum nie miał okazji zobaczyć jak wszystko zostało urządzone, bo od razu pociągnęli go do jakiegoś budynku. Prawdę mówiąc nie miał pojęcia, co się dookoła niego dzieje, na szczęście Taemin wraz z jego mamą po kolei mu wszystko wyjaśniali. Kiedy został poinformowany, że jeszcze tylko osiem minut do rozpoczęcia ceremonii, poczuł jak coś przewraca mu się w żołądku. Był strasznie podekscytowany, ale zarazem pomału zaczynał się stresować. A co jeśli zrobi coś nie tak? Co jeśli pomyli słowa przysięgi małżeńskiej? Te różne niby błahe pytania chyba by go zamęczyły, gdyby nie fakt, że do małego pokoiku, w którym się właśnie znajdował, wszedł jego ojciec. Właśnie teraz Key zdał sobie sprawę, że jeszcze nigdy wcześniej nie widział swojego taty w tak eleganckim stroju. Uśmiechnął się delikatnie i nie musząc nic mówić, przytulił się do niego mocno.
- Mój mały chłopiec. - uśmiechnął się mężczyzna, głaszcząc synka po włosach, a Key poczuł, jak łzy zbierają mu się w oczach. Miał najwspanialszych rodziców na świecie i nigdy nie wymieniłby ich na żadnych innych.
- Tak się cieszę, że tu jesteście… - wyszeptał, z trudem powstrzymując łzy, ale nie mógł płakać, bo przecież jak będzie wyglądał.
- Skoro nie mam córki, to chociaż syna do ołtarza poprowadzę. - zaśmiał się i nadstawił mu swoje ramię. - Gotowy?
- Chyba tak… - zaczerpnął głęboki oddech i złapał ojca za ramię, powolnym krokiem ruszając za nim. Skoro wcześniej uważał, że się bardzo stresował, to teraz chyba zaczynał popadać w istne przerażenie. Serce łomotało mu jak szalone, a on sam w pewnym momencie zaczął się zastanawiać, czy by nie zawrócić i poprosić jeszcze o dziesięć minut. Jednak kiedy długi korytarz się skończył, a oni wyszli na dwór, Kibum całkowicie zapomniał o swoich wcześniejszych obawach. Po obu stronach stały udekorowane kwiatami i satynową powłoką krzesełka, a na nich siedzieli zaproszeni goście, którzy widząc go wstali, uśmiechając się serdecznie. Kompletnie nie spodziewał się, że przyjdzie tyle ludzi, przecież już sami jego rodzice byli dla niego zaskoczeniem. Uśmiechnął się do swoich przyjaciół i rodziny czując, że po raz kolejny ogarnia go wzruszenie. Na trawie pomiędzy dwoma stoiskami z gośćmi usypana była ścieżka ze śnieżnobiałych płatków róż. Kibum niepewnie podążył po niej wzrokiem, a na jej krańcu ujrzał swojego ukochanego. Stał przed pięknie udekorowanym łukiem, który aż tonął w kwiatach i wstążkach. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Key poczuł jakby nagle zaczął mieć problemy z oddychaniem. Jego narzeczony wyglądał tak nieziemsko, że aż sam w tej chwili spuścił wzrok zawstydzony. Nie mógł uwierzyć, że taki ideał postanowił dzielić resztę życia właśnie z nim. W końcu ta niezmiernie dłużąca się droga zakończyła się, a on stanął naprzeciwko swojego ukochanego. Cała ta sytuacja pomału doprowadzała go do palpitacji serca, jednak kiedy Jonghyun uśmiechnął się do niego delikatnie, poczuł jak pomału zaczyna się uspokajać. Dobrze znali słowa swojej przysięgi, które już tyle razy wypowiadane były przez inne pary, dlatego żaden z nich nie miał z nimi najmniejszych problemów. Nagle nie wiadomo skąd pojawił się obok nich Taemin, który tylko podał im obrączki i od razu się ulotnił z szerokim uśmiechem. Po odpowiednio wypowiedzianych słowach, Jonghyun delikatnie ujął dłoń swojego wybranka i zgrabnie wsunął obrączkę na jego palec. Kibum uczynił to samo, jednak on miał nieco większe problemy, bo jak na złość zaczęły mu się trząść ręce. Udało mu się jednak zrobić to tak jak należy i uśmiechnął się zadowolony. Kiedy jednak blondyn złapał go za ręce i splótł ich palce ze sobą, poczuł że łzy zaczynają mu spływać po policzkach. Już nie mógł tego powstrzymać i tylko mrugał co chwila, by móc zobaczyć twarz swojego ukochanego. Pastor dokończył swoją formułkę i z uśmiechem na ustach zatwierdził ich małżeństwo. Nie minęła sekunda, jak Jonghyun pokonał dzielącą ich odległość i ujmując jego twarz w dłonie, pocałował go czule. Key poczuł, że rozkleja się na dobre, ale zignorował ten fakt i zarzucił mu ręce za szyję. Nie obchodził go klaszczący tłum, ani żadne nawoływania, był skupiony tylko i wyłącznie na swoim mężu. Ten pocałunek był najpiękniejszym jaki doświadczyli. Był przepełniony miłością, wzruszeniem i przede wszystkim ogromnym szczęściem. W końcu przerwali go, słysząc już pojedyncze rozbawione chrząknięcia i popatrzyli na siebie kompletnie oczarowani. Niestety nie mogli się sobą nacieszyć w spokoju, bo goście zaczęli do nich podchodzić, składając gratulacje. Do Kibuma pierwsze co dopadli jego rodzice, a jego ojciec uściskał dłoń Jonghyuna z poważnym, aczkolwiek serdecznym wyrazem twarzy. Następnie spędzili czas na dziękowaniu całej reszcie. Z Kibuma nareszcie opadły wszystkie emocje, a ich miejsce zajęło niewiarygodne szczęście. Do każdego uśmiechał się szeroko, choć w pewnym momencie poczuł, że już zaczynają go boleć policzki. Jego ukochany również wszystkich ściskał i dziękował, nie mogąc się od nich uwolnić, choć było widać, że najchętniej złapałby Kibuma w objęcia i już z nich nie wypuszczał. Młodszy uśmiechnął się rozbawiony, widząc jak blondyn stara się do niego podejść, jednak cały czas ktoś go zatrzymuje. On już na szczęście wszystkich wyściskał i teraz przesunął wzrokiem po pomału rozpraszającym się tłumie. Nagle przybrał zamyślony wyraz twarzy dostrzegając kogoś, kto widocznie spięty próbował opuścić uroczystość. Ignorując Jonghyuna, któremu właśnie udało się do niego podejść, ruszył w kierunku tej osoby zaintrygowany. Kiedy zbliżył się do kobiety, ona przystanęła rezygnując z ucieczki, bo i tak została przyłapana. Key rozpoznając kto to, wytrzeszczył oczy zszokowany, ale nie zapominając o manierach, ukłonił się nisko.
- C-Co pani tu robi...? - zapytał z trudem, nie mogąc wyjść z osłupienia.
- Co by ze mnie była za matka, gdybym nie pojawiła się na ślubie własnego syna… - odpowiedziała cicho, jednak uśmiechnęła się delikatnie, patrząc jak Jonghyun radośnie obejmuje swoją nową teściową. - Wygląda na szczęśliwego.
- Bo jest szczęśliwy. Sam to wszystko zorganizował. - Kibum nie wiedział jak się zachować przy matce Jjonga, jednak nie zamierzał odstawiać żadnych scen w tak wyjątkowym dniu. - Ale będzie jeszcze szczęśliwszy jeśli zobaczy, że pani przyszła. - uśmiechnął się delikatnie, natomiast kobieta cofnęła się o krok.
- Nie… To nie jest najlepszy pomysł… - zaczęła, jednak nie zdążyła się w porę ewakuować, bo obok Kibuma znalazł się jej syn, który był tak zafascynowany chłopakiem, że nawet jej nie zauważył. Dopiero skinienie głowy młodszego nakazało mu spojrzeć w bok i podobnie jak wcześniej Key, wytrzeszczył oczy zszokowany.
- Umma…?
- Oczywiście, że tak. Mieliśmy przywitać cię razem, ale ten stary gbur ubzdurał sobie, że musi jeszcze porozmawiać z Jonghyunem. - przewróciła oczami, a Key zachichotał głośno, zakrywając sobie dłońmi usta.
- To ja już widzę jak będzie wyglądała ta rozmowa. - zaśmiał się i przybrał poważną minę, cytując słowa swojego taty, kiedy po raz pierwszy przedstawił im Jjonga. - „Jeżeli kiedykolwiek go skrzywdzisz, obetnę ci jaja tępymi nożyczkami!” - powiedział i roześmiał się, przypominając sobie, jaką Jonghyun miał wtedy minę.
- Nie śmiej się z ojca, wiesz że się martwi. - jego rodzicielka mimo wszystko nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu i pogłaskała swojego synka po policzku.
- Kibum, zbieramy się! Raz raz! - zarządził Taemin, który właśnie wpadł do pokoju i od razu ukłonił się przed kobietą. Trzeba przyznać, że cała ta organizacja nie szła brunetowi aż tak źle. W przeciągu pięciu minut zarządził wyjazd spod hotelu i po następnych dziesięciu, byli już na miejscu. Kibum nie miał okazji zobaczyć jak wszystko zostało urządzone, bo od razu pociągnęli go do jakiegoś budynku. Prawdę mówiąc nie miał pojęcia, co się dookoła niego dzieje, na szczęście Taemin wraz z jego mamą po kolei mu wszystko wyjaśniali. Kiedy został poinformowany, że jeszcze tylko osiem minut do rozpoczęcia ceremonii, poczuł jak coś przewraca mu się w żołądku. Był strasznie podekscytowany, ale zarazem pomału zaczynał się stresować. A co jeśli zrobi coś nie tak? Co jeśli pomyli słowa przysięgi małżeńskiej? Te różne niby błahe pytania chyba by go zamęczyły, gdyby nie fakt, że do małego pokoiku, w którym się właśnie znajdował, wszedł jego ojciec. Właśnie teraz Key zdał sobie sprawę, że jeszcze nigdy wcześniej nie widział swojego taty w tak eleganckim stroju. Uśmiechnął się delikatnie i nie musząc nic mówić, przytulił się do niego mocno.
- Mój mały chłopiec. - uśmiechnął się mężczyzna, głaszcząc synka po włosach, a Key poczuł, jak łzy zbierają mu się w oczach. Miał najwspanialszych rodziców na świecie i nigdy nie wymieniłby ich na żadnych innych.
- Tak się cieszę, że tu jesteście… - wyszeptał, z trudem powstrzymując łzy, ale nie mógł płakać, bo przecież jak będzie wyglądał.
- Skoro nie mam córki, to chociaż syna do ołtarza poprowadzę. - zaśmiał się i nadstawił mu swoje ramię. - Gotowy?
- Chyba tak… - zaczerpnął głęboki oddech i złapał ojca za ramię, powolnym krokiem ruszając za nim. Skoro wcześniej uważał, że się bardzo stresował, to teraz chyba zaczynał popadać w istne przerażenie. Serce łomotało mu jak szalone, a on sam w pewnym momencie zaczął się zastanawiać, czy by nie zawrócić i poprosić jeszcze o dziesięć minut. Jednak kiedy długi korytarz się skończył, a oni wyszli na dwór, Kibum całkowicie zapomniał o swoich wcześniejszych obawach. Po obu stronach stały udekorowane kwiatami i satynową powłoką krzesełka, a na nich siedzieli zaproszeni goście, którzy widząc go wstali, uśmiechając się serdecznie. Kompletnie nie spodziewał się, że przyjdzie tyle ludzi, przecież już sami jego rodzice byli dla niego zaskoczeniem. Uśmiechnął się do swoich przyjaciół i rodziny czując, że po raz kolejny ogarnia go wzruszenie. Na trawie pomiędzy dwoma stoiskami z gośćmi usypana była ścieżka ze śnieżnobiałych płatków róż. Kibum niepewnie podążył po niej wzrokiem, a na jej krańcu ujrzał swojego ukochanego. Stał przed pięknie udekorowanym łukiem, który aż tonął w kwiatach i wstążkach. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Key poczuł jakby nagle zaczął mieć problemy z oddychaniem. Jego narzeczony wyglądał tak nieziemsko, że aż sam w tej chwili spuścił wzrok zawstydzony. Nie mógł uwierzyć, że taki ideał postanowił dzielić resztę życia właśnie z nim. W końcu ta niezmiernie dłużąca się droga zakończyła się, a on stanął naprzeciwko swojego ukochanego. Cała ta sytuacja pomału doprowadzała go do palpitacji serca, jednak kiedy Jonghyun uśmiechnął się do niego delikatnie, poczuł jak pomału zaczyna się uspokajać. Dobrze znali słowa swojej przysięgi, które już tyle razy wypowiadane były przez inne pary, dlatego żaden z nich nie miał z nimi najmniejszych problemów. Nagle nie wiadomo skąd pojawił się obok nich Taemin, który tylko podał im obrączki i od razu się ulotnił z szerokim uśmiechem. Po odpowiednio wypowiedzianych słowach, Jonghyun delikatnie ujął dłoń swojego wybranka i zgrabnie wsunął obrączkę na jego palec. Kibum uczynił to samo, jednak on miał nieco większe problemy, bo jak na złość zaczęły mu się trząść ręce. Udało mu się jednak zrobić to tak jak należy i uśmiechnął się zadowolony. Kiedy jednak blondyn złapał go za ręce i splótł ich palce ze sobą, poczuł że łzy zaczynają mu spływać po policzkach. Już nie mógł tego powstrzymać i tylko mrugał co chwila, by móc zobaczyć twarz swojego ukochanego. Pastor dokończył swoją formułkę i z uśmiechem na ustach zatwierdził ich małżeństwo. Nie minęła sekunda, jak Jonghyun pokonał dzielącą ich odległość i ujmując jego twarz w dłonie, pocałował go czule. Key poczuł, że rozkleja się na dobre, ale zignorował ten fakt i zarzucił mu ręce za szyję. Nie obchodził go klaszczący tłum, ani żadne nawoływania, był skupiony tylko i wyłącznie na swoim mężu. Ten pocałunek był najpiękniejszym jaki doświadczyli. Był przepełniony miłością, wzruszeniem i przede wszystkim ogromnym szczęściem. W końcu przerwali go, słysząc już pojedyncze rozbawione chrząknięcia i popatrzyli na siebie kompletnie oczarowani. Niestety nie mogli się sobą nacieszyć w spokoju, bo goście zaczęli do nich podchodzić, składając gratulacje. Do Kibuma pierwsze co dopadli jego rodzice, a jego ojciec uściskał dłoń Jonghyuna z poważnym, aczkolwiek serdecznym wyrazem twarzy. Następnie spędzili czas na dziękowaniu całej reszcie. Z Kibuma nareszcie opadły wszystkie emocje, a ich miejsce zajęło niewiarygodne szczęście. Do każdego uśmiechał się szeroko, choć w pewnym momencie poczuł, że już zaczynają go boleć policzki. Jego ukochany również wszystkich ściskał i dziękował, nie mogąc się od nich uwolnić, choć było widać, że najchętniej złapałby Kibuma w objęcia i już z nich nie wypuszczał. Młodszy uśmiechnął się rozbawiony, widząc jak blondyn stara się do niego podejść, jednak cały czas ktoś go zatrzymuje. On już na szczęście wszystkich wyściskał i teraz przesunął wzrokiem po pomału rozpraszającym się tłumie. Nagle przybrał zamyślony wyraz twarzy dostrzegając kogoś, kto widocznie spięty próbował opuścić uroczystość. Ignorując Jonghyuna, któremu właśnie udało się do niego podejść, ruszył w kierunku tej osoby zaintrygowany. Kiedy zbliżył się do kobiety, ona przystanęła rezygnując z ucieczki, bo i tak została przyłapana. Key rozpoznając kto to, wytrzeszczył oczy zszokowany, ale nie zapominając o manierach, ukłonił się nisko.
- C-Co pani tu robi...? - zapytał z trudem, nie mogąc wyjść z osłupienia.
- Co by ze mnie była za matka, gdybym nie pojawiła się na ślubie własnego syna… - odpowiedziała cicho, jednak uśmiechnęła się delikatnie, patrząc jak Jonghyun radośnie obejmuje swoją nową teściową. - Wygląda na szczęśliwego.
- Bo jest szczęśliwy. Sam to wszystko zorganizował. - Kibum nie wiedział jak się zachować przy matce Jjonga, jednak nie zamierzał odstawiać żadnych scen w tak wyjątkowym dniu. - Ale będzie jeszcze szczęśliwszy jeśli zobaczy, że pani przyszła. - uśmiechnął się delikatnie, natomiast kobieta cofnęła się o krok.
- Nie… To nie jest najlepszy pomysł… - zaczęła, jednak nie zdążyła się w porę ewakuować, bo obok Kibuma znalazł się jej syn, który był tak zafascynowany chłopakiem, że nawet jej nie zauważył. Dopiero skinienie głowy młodszego nakazało mu spojrzeć w bok i podobnie jak wcześniej Key, wytrzeszczył oczy zszokowany.
- Umma…?
-
Chciałabym cię przeprosić skarbie. Wiem, że sporo namieszałam i
moje słowa są wam na nic, ale przepraszam. - wydukała na jednym
wydechu i cały czas wpatrywała się w swojego syna. - Dopiero kiedy
zobaczyłam jak na niego patrzysz… Zrozumiałam co przez cały ten
czas tobą kierowało. Wybaczcie mi, już nie będę się wam więcej
narzucać. - powiedziała ściszonym tonem i już miała ruszyć
przed siebie, ale Jonghyun ją zatrzymał.
- Zostaniesz z nami na obiedzie? - zapytał, choć sam był zdziwiony własnymi słowami, a Key chcąc go jakoś wspomóc, również się odezwał.
- Zostaniesz z nami na obiedzie? - zapytał, choć sam był zdziwiony własnymi słowami, a Key chcąc go jakoś wspomóc, również się odezwał.
-
Będzie nam bardzo miło. - uśmiechnął się delikatnie, wtulając
się w bok ukochanego, a pani Kim mimo zaskoczenia, odwzajemniła
uśmiech i kiwnęła głową.
*
* *
Kiedy
w końcu udało im się pobyć przez chwilę sam na sam, Kibum wtulił
się w ukochanego ze wszystkich sił, jednak po chwili odskoczył od
niego, zakrywając sobie dłońmi usta.
- Nie miałeś wieczoru kawalerskiego! - pisnął w niemałym przerażeniu, a Jjong zaśmiał się rozczulony i objął go w pasie, przyciągając do siebie.
- Głupolku, wieczór kawalerski jest dla mężczyzn, którzy świętują swój ostatni dzień wolności. A ja całe życie czekałem, żeby związać się z moim Kocurkiem. - uśmiechnął się, głaszcząc go po policzku, natomiast Key poczuł jak po raz kolejny tego dnia do jego oczu napływają łzy.
- Nie miałeś wieczoru kawalerskiego! - pisnął w niemałym przerażeniu, a Jjong zaśmiał się rozczulony i objął go w pasie, przyciągając do siebie.
- Głupolku, wieczór kawalerski jest dla mężczyzn, którzy świętują swój ostatni dzień wolności. A ja całe życie czekałem, żeby związać się z moim Kocurkiem. - uśmiechnął się, głaszcząc go po policzku, natomiast Key poczuł jak po raz kolejny tego dnia do jego oczu napływają łzy.
-
Naprawdę...? - wyszeptał wpatrując się w niego.
- Nigdy nie byłem bardziej poważny. - zbliżył się do niego i musnął jego wargi najczulej jak potrafił. - Kocham cię Bummie.
- Nigdy nie byłem bardziej poważny. - zbliżył się do niego i musnął jego wargi najczulej jak potrafił. - Kocham cię Bummie.
czwartek, 21 sierpnia 2014
Disturbance~ Rozdział 5.
Annyeonghaseyo! Blingbling's back, w końcu. Prawda? Więc tak, krótki wstęp. Nawiąże do komentarzy na blogu Oczka, które w sumie zaczynają być podobne u mnie... Zawiodłam się na wielu osobach. Te wszystkie okropne i naprawdę nieprzyjemne komentarze są straszne. Jak tak można? Nic nie mówiłam i siedziałam cicho, ale tak serio to powinnam wygarnąć wszystkim tym osobom, które zachowują się tak karygodnie, co o nich myślę... Jednak nie chcę być aż tak chamska. Naprawdę - pohamujcie się czasem. Jak wam coś nie pasuje, to nikt was nie zmusza, byście wchodzili na bloga. Wiem, że niektórzy z was nie wiedzą o co chodzi i w sumie to i lepiej, bo tylko zaoszczędzicie sobie nerwów, a szczególnie osoby, które są w porządku i rozumieją, że blog i pisanie to nie wszystko. Także chcę serdecznie podziękować wszystkim, którzy nas wspierają i są tymi, którzy dodają sił, aby dalej pisać. I to dla takich osób chce się tu być. Proszę, bez hejtów. To tyle na ten temat. A jeżeli chodzi o mój rozdział... Powtórzę się. Proszę, bez hejtów. XDD Miłego czytania... :3
Starał
się, bardzo, bardzo się starał, żeby zasnąć. Jednak te głupie
myśli mu na to nie pozwalały. Zrezygnowany pomyślał, że może
napije się wody i wtedy będzie mu lepiej. Z tą nadzieją zszedł
na dół i poszedł do ich mini lodówki, z której wyjął butelkę.
Odkręcił nakrętkę i wziął dość spory łyk. Próbował
opanować swoje myśli, które krążyły nieubłaganie nad jego
współlokatorem. Co się z nim działo? Przecież to tylko głupie
zdjęcie, równie dobrze mógł takie zrobić komukolwiek innemu. To
nie znaczy, że od razu go lubi, czy coś... No właśnie. Może
zrobił je przez przypadek? W końcu ostatnimi czasy często bywał w
jego części pokoju... Nie. To głupie. Takiego zdjęcia nie da się
zrobić przez przypadek. Walnął się w głowę, myśląc, że może
to go ogarnie, ale nie. Jedyne co, to teraz dodatkowo musi znosić
ból głowy. Odstawił butelkę do lodówki i spojrzał w stronę
blondyna. Nie miał pojęcia co go podkusiło, ale ruszył w jego
stronę. Kiedy już był przy jego łóżku, ukucnął, zaczynając
się w niego wpatrywać. Co w tej chwili widział? Cóż...
Bezbronnego chłopaka, który za wszelką cenę stara się być dla
niego choć trochę miły, a on po prostu traktuje go jak śmiecia.
Ale co ma poradzić, skoro taki już jest. Nie potrafi porozumiewać
się z ludźmi inaczej, niż przez kłótnię. Był czas, kiedy
starał się to zmienić, jednak zrezygnował widząc, że mu nie
wychodzi. Chyba w ten sposób też bronił się przed otoczeniem,
ponieważ nigdy nie czuł się w pełni akceptowany. Posmutniał
nieco i dalej wbijał wzrok w Jonghyuna. Niespodziewanie śpiący
chłopak złapał go mocno, po czym wtulił w siebie.
- Misio... - wyszeptał, uśmiechając się, a Kibum przełknął głośno ślinę i nie ruszał się nawet odrobinkę. Może też dlatego, że ich twarze znajdowały się niebezpiecznie blisko i jeden fałszywy ruch, a ich usta by się spotkały. Patrzył na niego z wytrzeszczem, a blondyn, nadal się uśmiechając, kontynuował swój monolog. - Misio... Tu jesteś... Szkoda, że musiałem cię zostawić... - wymamrotał, a Key próbował znieść woń alkoholu, wydostającą się z jego ust. Jednocześnie zastanawiał się o jakim misiu mówi Jjong. - Wiesz... W nowej szkole poznałem takiego chłopaka... - westchnął, jeszcze bardziej się uśmiechając. Drugi Kim pomyślał, że zaraz pewnie wymówi imię Taemina. - Ma na imię Kibum. - ścisnął go jeszcze mocniej, a on na jego słowa doznał ogromnego szoku. - Jest wredny i bardzo mnie nie lubi... Ale ja wiem, że gdzieś w środku jest dobrym człowiekiem. - westchnął, ponownie uraczając towarzysza swoim oddechem, ale on już na to nie zważał. Liczyły się dla niego tylko te słowa, które bling wypowiadał. Tak bardzo go poruszyły, że do jego oczu momentalnie napłynęły łzy. Opadł bezsilnie, wtulając się w niego, przy czym poczuł, że zaczyna się trząść.
- Naprawdę tak o nim myślisz...? - odezwał się, czego zupełnie nie przemyślał.
- Tak, misiu. - szepnął i więcej nic nie mówił. Diva zaszlochał cicho. Mimo to, że był taki dla Jonghyuna, on tak dobrze o nim myślał... Wierzył w niego. Chciałby się zmienić, naprawdę... Ale nie potrafił. Jego zła strona górowała nad tą dobrą i nie mógł nic na to poradzić. Uznał, że już dosyć mazania się i jakimś cudem wyrwał się z uścisku blondwłosego. Może i ta rozmowa coś w nim zmiękczyła, jednak nie sądził, by zdołał traktować go lepiej. Postanowił, że zapomni o tym incydencie i zostawi ich relacje takie, jakie są w tej chwili. Szczerze mówiąc... Nawet bałby się coś zmienić. To byłoby dla niego zbyt wiele.
- Misio... - wyszeptał, uśmiechając się, a Kibum przełknął głośno ślinę i nie ruszał się nawet odrobinkę. Może też dlatego, że ich twarze znajdowały się niebezpiecznie blisko i jeden fałszywy ruch, a ich usta by się spotkały. Patrzył na niego z wytrzeszczem, a blondyn, nadal się uśmiechając, kontynuował swój monolog. - Misio... Tu jesteś... Szkoda, że musiałem cię zostawić... - wymamrotał, a Key próbował znieść woń alkoholu, wydostającą się z jego ust. Jednocześnie zastanawiał się o jakim misiu mówi Jjong. - Wiesz... W nowej szkole poznałem takiego chłopaka... - westchnął, jeszcze bardziej się uśmiechając. Drugi Kim pomyślał, że zaraz pewnie wymówi imię Taemina. - Ma na imię Kibum. - ścisnął go jeszcze mocniej, a on na jego słowa doznał ogromnego szoku. - Jest wredny i bardzo mnie nie lubi... Ale ja wiem, że gdzieś w środku jest dobrym człowiekiem. - westchnął, ponownie uraczając towarzysza swoim oddechem, ale on już na to nie zważał. Liczyły się dla niego tylko te słowa, które bling wypowiadał. Tak bardzo go poruszyły, że do jego oczu momentalnie napłynęły łzy. Opadł bezsilnie, wtulając się w niego, przy czym poczuł, że zaczyna się trząść.
- Naprawdę tak o nim myślisz...? - odezwał się, czego zupełnie nie przemyślał.
- Tak, misiu. - szepnął i więcej nic nie mówił. Diva zaszlochał cicho. Mimo to, że był taki dla Jonghyuna, on tak dobrze o nim myślał... Wierzył w niego. Chciałby się zmienić, naprawdę... Ale nie potrafił. Jego zła strona górowała nad tą dobrą i nie mógł nic na to poradzić. Uznał, że już dosyć mazania się i jakimś cudem wyrwał się z uścisku blondwłosego. Może i ta rozmowa coś w nim zmiękczyła, jednak nie sądził, by zdołał traktować go lepiej. Postanowił, że zapomni o tym incydencie i zostawi ich relacje takie, jakie są w tej chwili. Szczerze mówiąc... Nawet bałby się coś zmienić. To byłoby dla niego zbyt wiele.
*
* *
Minął
miesiąc, odkąd Jonghyun przybył do nowej szkoły. Naprawdę nie
sądził, że przez tak krótki okres tyle może się pozmieniać w
życiu. Szczególnie pierwsze dni zaważyły o jego przyszłym losie.
W tej chwili może powiedzieć, że nie jest najgorzej. Nadal umawia
się z Taeminem, ale jeszcze nie dobili do statusu pary. Są to
zwykłe, przyjacielskie spotkania, gdzie co jakiś czas się
pomiziają, ale to w sumie nic wielkiego. Na szczęście klasowi
ukesie się nieco uspokoili, chociaż Heechul i paru innych nadal za
nim lata. Jak na razie skutecznie udaje mu się ich spławiać, ale
szczerze, to robi się coraz cięższe. Co do Kibuma... Cóż. Ich
stosunki ani trochę się nie zmieniły, pomimo tego, że był dziwny
czas, kiedy Kim był dla niego całkiem... Miły. Nie kłócili się
aż tyle, schodzili sobie z drogi, był git. Tylko ostatnio znowu
urosło między nimi napięcie i nie ma dnia bez żadnej sprzeczki.
Ale to w sumie taka norma. Zapomniał też o dziwnym zachowaniu Onew,
kiedy to miesiąc temu nie przyszedł na lekcje. Po prostu olał
sprawę, bo później zachowywał się już normalnie. Często
chodził z nim i Tae na jakieś wypady w miasto, czy gdzie indziej.
Zrobiła się z nich całkiem dobra paczka przyjaciół. Czasem też
zabierali ze sobą ich kumpla, Jongina. Był kuzynem Tae, naprawdę
spoko gość. Tylko na samym początku każdy myślał, że pochodzi
z Afryki... Jakież to było zdziwienie, kiedy okazało się, że
jest czystym koreańczykiem. On sam osobiście przywykł do takich
pomyłek, więc po prostu go to rozbawiło. Ogólnie rzecz biorąc,
był zadowolony. Może na początku się nie zapowiadało, ale po
czasie okazało się, że ta szkoła była naprawdę dobrym wyborem.
W dodatku miał takiego farta, że kiedy odbywały się lekcje śpiewu
i miał swój występ, jakiś ważny gościu z branży muzycznej
odwiedzał ich szkołę i teraz ma nawet propozycje kontraktu.
Niestety uznał, że nie jest ona zbyt korzystna, dlatego ma zamiar
ją odrzucić. Może i to głupie, ale on czeka na coś wyjątkowego,
coś, co naprawdę spełni jego oczekiwania i marzenia.
- Jongie, znowu bujasz w obłokach! - szturchnął go w ramię nieco rozbawiony.
- Omo, Minnie! Musisz mnie tak straszyć? - złapał się za miejsce, gdzie powinno być serce.
- Hahaha, przepraszam hyung. - wzruszył uroczo ramionami i usiadł obok niego na schodach przed szkołą. - O czym myślałeś? - popatrzył na niego z uśmiechem.
- Hmm... O wszystkim. - odwzajemnił uśmiech, czochrając go po czuprynce.
- Yah! Czy ty zawsze musisz to robić? - zmarszczył się, poprawiając sobie włosy.
- A czy ty zawsze musisz być taki uroczy? - zaśmiał się na jego widok.
- A czy ty zawsze musisz doprowadzać mnie do rumieńców? - zakrył sobie policzki dłońmi.
- Tak, lubię kiedy się rumienisz. Wyglądasz pięknie. - uśmiechnął się szerzej, po czym zaczął się do niego zbliżać. Taemin już miał nadzieję na pocałunek, ale nagle między nich wparował Jinki.
- Siema chłopaki! - klapnął sobie. - Co tam? Będziecie tak tu siedzieć, czy może gdzieś się przejdziemy? Taka ładna pogoda, szkoda ją zmarnować.
- W sumie racja. Ale gdzie? - odparł Jonghyun, przybierając zamyśloną postawę.
- Na basen! - krzyknął radośnie Lee.
- Basen? - Onew spojrzał na niego niepewnie, ale po chwili pokiwał głową. - Całkiem niezły pomysł. Jak myślisz Jjong?
- Mi pasuje. Dawno nie byłem na basenie.
- To postanowione! - ucieszył się Min, po czym wstał, wyciągając ręce do pozostałych dwóch. - Wstajemy! - wyszczerzył się, a oni roześmiali się i oboje złapali ręce Taemina, przez co młodszy prawie się wywrócił. - Omg... Ale z was ciężkie byki! - jęknął i puścił ich czym prędzej.
- No wiesz co, wstydziłbyś się. - blondwłosy pstryknął go w nos, na co on uszczypnął go w policzek.
- Jesteście uroczy. - szatyn pokręcił głową z uśmiechem, przypatrując się dwójce przyjaciół.
- No wiemy! - odpowiedzieli jednocześnie, co jeszcze bardziej rozbawiło całą trójkę. W tak dobrych humorach weszli do szkoły, kierując się teraz w stronę swoich pokoi, aby naszykować się na ich małą wyprawę na basen. Taemin zaczął tak pędzić, że Onew raczej nie miał szans, aby go dogonić, dlatego spotkali się dopiero w pokoju.
- Taemin! Nie mogłeś na mnie poczekać? - wpadł do środka cały zdyszany, gdyż całą drogę biegł, próbując dorównać kroku młodszemu.
- Nie! Chcę jak najszybciej pójść na basen, bo padam z tego gorąca! - przetarł czoło dłonią, ścierając z niego pot.
- No dobrze, dobrze. - stwierdził, że z nim nie wygra, dlatego też sam zaczął się szykować, żeby i tym razem mu nie uciekł. Minęło parę minut, a Taemin dalej wywalał rzeczy ze swojej szufladki, przeklinając pod nosem. Jinki nie mógł tego zobaczyć, ponieważ młodszy miał swoją część na górze, ale po jakimś czasie zdołał usłyszeć coraz to głośniejsze obelgi, skierowane do... Kąpielówek? - Ej, co ty tu tak klniesz jak szewc? - wdrapał się po schodkach, zaglądając do jego części pokoju.
- Nie mogę znaleźć moich kąpielówek! - powiedział załamany, otwierając następną szufladkę.
- Hmm... A nie chowałeś ich przypadkiem do tego pudełeczka, które masz z rzeczami pływackimi? - oparł brodę o poręcz i patrzył sobie na niego.
- ...Faktycznie! - doznał olśnienia i od razu pognał po wspomniane wcześniej pudełeczko. Kiedy w końcu się do niego dorwał, okazało się, że rzeczywiście jego kąpielówki właśnie tam były. Odetchnął z ulgą i rzucił się w ramiona swojego współlokatora. - Dziękuję hyung! Zginąłbym chyba bez ciebie! - oplótł jego szyję rękami. Jinki poczuł, jak robi mu się ciepło na sercu. Słysząc takie słowa od tej cudownej istoty, to było dla niego prawdziwe szczęście. Objął go w pasie, przysuwając do siebie jeszcze bliżej. Co z tego, że mogli zaraz zlecieć, bo stali na skraju schodów. Chciał choć przez chwilę być tak blisko niego. Chyba powoli zaczynał rozumieć swoje uczucia, ale i tak starał się je wypierać, ponieważ wiedział, że Taemin... Jest zakochany w Jonghyunie. - H-Hyung... - powiedział cicho czarnowłosy.
- Tak Minnie...? - spytał, mając nadzieję, że w końcu coś się między nimi ruszy.
- Nie mogę oddychać... - tymi słowami sprawił, że cały czar tej chwili prysnął, jak mydlana bańka.
- Och, tak... Wybacz. - odchrząknął zakłopotany, po czym puścił już drugiego Lee i otrząsnął się.
- Nooo... To co, idziemy? - popatrzył na niego, trochę nie wiedząc, jak się teraz zachować.
- Uhm, chodźmy. Ja już się spakowałem.
- Ja też, tylko jeszcze pójdę siusiu. - wyminął go z prędkością światła i zamknął się w łazience, a Jinki zachichotał cicho. Eh... Chyba nic z tego. Lepiej nie będzie ryzykował ze swoimi odpałami.
- Jongie, znowu bujasz w obłokach! - szturchnął go w ramię nieco rozbawiony.
- Omo, Minnie! Musisz mnie tak straszyć? - złapał się za miejsce, gdzie powinno być serce.
- Hahaha, przepraszam hyung. - wzruszył uroczo ramionami i usiadł obok niego na schodach przed szkołą. - O czym myślałeś? - popatrzył na niego z uśmiechem.
- Hmm... O wszystkim. - odwzajemnił uśmiech, czochrając go po czuprynce.
- Yah! Czy ty zawsze musisz to robić? - zmarszczył się, poprawiając sobie włosy.
- A czy ty zawsze musisz być taki uroczy? - zaśmiał się na jego widok.
- A czy ty zawsze musisz doprowadzać mnie do rumieńców? - zakrył sobie policzki dłońmi.
- Tak, lubię kiedy się rumienisz. Wyglądasz pięknie. - uśmiechnął się szerzej, po czym zaczął się do niego zbliżać. Taemin już miał nadzieję na pocałunek, ale nagle między nich wparował Jinki.
- Siema chłopaki! - klapnął sobie. - Co tam? Będziecie tak tu siedzieć, czy może gdzieś się przejdziemy? Taka ładna pogoda, szkoda ją zmarnować.
- W sumie racja. Ale gdzie? - odparł Jonghyun, przybierając zamyśloną postawę.
- Na basen! - krzyknął radośnie Lee.
- Basen? - Onew spojrzał na niego niepewnie, ale po chwili pokiwał głową. - Całkiem niezły pomysł. Jak myślisz Jjong?
- Mi pasuje. Dawno nie byłem na basenie.
- To postanowione! - ucieszył się Min, po czym wstał, wyciągając ręce do pozostałych dwóch. - Wstajemy! - wyszczerzył się, a oni roześmiali się i oboje złapali ręce Taemina, przez co młodszy prawie się wywrócił. - Omg... Ale z was ciężkie byki! - jęknął i puścił ich czym prędzej.
- No wiesz co, wstydziłbyś się. - blondwłosy pstryknął go w nos, na co on uszczypnął go w policzek.
- Jesteście uroczy. - szatyn pokręcił głową z uśmiechem, przypatrując się dwójce przyjaciół.
- No wiemy! - odpowiedzieli jednocześnie, co jeszcze bardziej rozbawiło całą trójkę. W tak dobrych humorach weszli do szkoły, kierując się teraz w stronę swoich pokoi, aby naszykować się na ich małą wyprawę na basen. Taemin zaczął tak pędzić, że Onew raczej nie miał szans, aby go dogonić, dlatego spotkali się dopiero w pokoju.
- Taemin! Nie mogłeś na mnie poczekać? - wpadł do środka cały zdyszany, gdyż całą drogę biegł, próbując dorównać kroku młodszemu.
- Nie! Chcę jak najszybciej pójść na basen, bo padam z tego gorąca! - przetarł czoło dłonią, ścierając z niego pot.
- No dobrze, dobrze. - stwierdził, że z nim nie wygra, dlatego też sam zaczął się szykować, żeby i tym razem mu nie uciekł. Minęło parę minut, a Taemin dalej wywalał rzeczy ze swojej szufladki, przeklinając pod nosem. Jinki nie mógł tego zobaczyć, ponieważ młodszy miał swoją część na górze, ale po jakimś czasie zdołał usłyszeć coraz to głośniejsze obelgi, skierowane do... Kąpielówek? - Ej, co ty tu tak klniesz jak szewc? - wdrapał się po schodkach, zaglądając do jego części pokoju.
- Nie mogę znaleźć moich kąpielówek! - powiedział załamany, otwierając następną szufladkę.
- Hmm... A nie chowałeś ich przypadkiem do tego pudełeczka, które masz z rzeczami pływackimi? - oparł brodę o poręcz i patrzył sobie na niego.
- ...Faktycznie! - doznał olśnienia i od razu pognał po wspomniane wcześniej pudełeczko. Kiedy w końcu się do niego dorwał, okazało się, że rzeczywiście jego kąpielówki właśnie tam były. Odetchnął z ulgą i rzucił się w ramiona swojego współlokatora. - Dziękuję hyung! Zginąłbym chyba bez ciebie! - oplótł jego szyję rękami. Jinki poczuł, jak robi mu się ciepło na sercu. Słysząc takie słowa od tej cudownej istoty, to było dla niego prawdziwe szczęście. Objął go w pasie, przysuwając do siebie jeszcze bliżej. Co z tego, że mogli zaraz zlecieć, bo stali na skraju schodów. Chciał choć przez chwilę być tak blisko niego. Chyba powoli zaczynał rozumieć swoje uczucia, ale i tak starał się je wypierać, ponieważ wiedział, że Taemin... Jest zakochany w Jonghyunie. - H-Hyung... - powiedział cicho czarnowłosy.
- Tak Minnie...? - spytał, mając nadzieję, że w końcu coś się między nimi ruszy.
- Nie mogę oddychać... - tymi słowami sprawił, że cały czar tej chwili prysnął, jak mydlana bańka.
- Och, tak... Wybacz. - odchrząknął zakłopotany, po czym puścił już drugiego Lee i otrząsnął się.
- Nooo... To co, idziemy? - popatrzył na niego, trochę nie wiedząc, jak się teraz zachować.
- Uhm, chodźmy. Ja już się spakowałem.
- Ja też, tylko jeszcze pójdę siusiu. - wyminął go z prędkością światła i zamknął się w łazience, a Jinki zachichotał cicho. Eh... Chyba nic z tego. Lepiej nie będzie ryzykował ze swoimi odpałami.
*
* *
Jonghyun
w tym czasie już wszystko spakował i miał wychodzić, ale nagle
dostrzegł, że Kibum siedzi na fotelu nieco smutny.
-
Kibum, co jest? - zapytał, zatrzymując się na chwilę.
- Nic... Co cię to w ogóle obchodzi? - odburknął i podciągnął kolana pod brodę.
- Nie wiem no, będziesz cały dzień tak siedział? Bo idziemy z chłopakami na basen, może chcesz się przejść z nami? - trącił go palcem w głowę, na co Key zdzielił go w brzuch.
- Nie tykaj włosów debilu! I co się taki miły nagle zrobiłeś, huh? - zlustrował go wzrokiem uważnie.
- Hah, nie bulwersuj się tak. Nie wiem, po prostu szkoda mi cię, że tak ciągle musisz się zamulać w tym pokoju. Nigdzie ostatnio nie wychodzisz. - wzruszył ramionami i zniecierpliwił się. - To idziesz? Bo wychodzę. - popatrzył na niego, czekając na ostateczną decyzję, a on westchnął ciężko.
- Mhm, pójdę. - powiedział krótko i poszedł się szykować, ale nie bardzo się spieszył. Po dziesięciu minutach blondyn podszedł do drzwi od łazienki i zaczął w nie walić.
- Utopiłeś się, czy jak?! No chodź, bo pewnie już na nas czekają!
- Jezu człowieku, ogarnij się. - uchylił drzwi, spoglądając na niego. - Jeszcze chwila, tylko wezmę grzebień. - odparł, a Jjong przewrócił oczami. Jak on go wkurzał, to tego się nawet opisać nie dało. W końcu po kolejnych dziesięciu minutach oboje byli gotowi do wyjścia. Kiedy szli w stronę głównych drzwi, napotkali Jongina.
- Siema stary! - bling uśmiechnął się szeroko i uścisnął jego dłoń.
- Cześć, blondasie! - zaśmiał się. - Gdzie lecicie?
- Na basen. Chcesz się zabrać? - powiedział wesoło, mając nadzieję, że jego przyjaciel się zgodzi.
- No pewnie! Idziecie tylko wy, czy ktoś jeszcze? - zerknął na Kibuma, który zarzucił grzywką, nadal się nie odzywając.
- Idą jeszcze Taemin i Jinki... - chciał dalej mówić, ale brutalnie mu przerwano. Poczuł też, że leci w dół.
- Gdzie idziecie?! - krzyknął Heechul, który aktualnie prawie przewrócił Jonghyuna.
- Heechul, przestań to robić! Za każdym razem, kiedy się spotykamy, to podłoga staje mi się bardzo bliska. - warknął, odsuwając się od niego na bezpieczną odległość. Czerwonowłosy przybrał przepraszającą minkę.
- Przepraszam Jongie, nie chciałem... No to gdzie idziecie? - zapytał, tym razem będąc przy tym naprawdę słodkim.
- Na basen. - odpowiedział krótko, bo nie chciało mu się zbytnio z nim rozmawiać.
- Basen? Ojej, mogę iść z wami? - ucieszył się i popatrzył na wszystkich obecnych. Blondwłosy przeczuwał, że tak to się skończy i tylko westchnął zrezygnowany.
- Pewnie...
- Yay! No to idę się szykować! Za dziesięć minut będę pod szkołą. - wyszczerzył się i pognał do swojego pokoju, a Jongin poszedł w jego ślady.
- Świetnie... No to poczekamy sobie kolejne pół godziny, albo i godzinę... A co tam. - skrzywił się, a Kibum roześmiał się głośno.
- Twoja uprzejmość nie zna granic... Joongie. - powtórzył słodki głosik Heechula, a bling rozczulił się, jednak nie okazał tego i dalej stał z naburmuszonym wyrazem twarzy.
- Taa... Chodźmy, musimy powiedzieć chłopakom o naszym „małym” opóźnieniu. - powiedział i nie mówiąc już nic więcej, poszli w kierunku ich przyjaciół.
- No jeste... - urwał brunet, kiedy zobaczył z kim przyszedł jego ukochany.
- Cześć. - odezwał się Key, uśmiechając się uroczo, ale i wrednie. Nagle zrobiło się nieco niezręcznie. Nikt się nie odzywał, dlatego jak zwykle blondyn musiał opanować sytuacje.
- Yyy... Kibum idzie z nami. No i jeszcze mają do nas dojść Jongin i Heechul, poszli się naszykować.
- Oo, to super! - rozpromienił się Taemin, słysząc, że jego kuzyn również ma z nimi iść. Bo nie mógł powiedzieć, że towarzystwo Heechula mu pasowało. Ogólnie to nieco się zdenerwował, ponieważ znowu będzie musiał przebywać z tą rozkapryszoną divą i w dodatku jeszcze ta pijawka... Wkurzał go. Naprawdę czasami miał ochotę mu dać w mordę, jak tak kleił się do Jonghyuna. Ale co on mógł poradzić, póki nie są razem, to nie może nic zrobić. Po kilkunastu minutach w końcu pozostali do nich dołączyli i mogli wreszcie pójść. Lee przez chwilę miał wrażenie, że jak zaraz nie pójdą, to dosłownie spłonie. Zrobiło się tak gorąco, że to było naprawdę nie do wytrzymania. Złapali pierwszą lepszą taksówkę, po czym poprosili, aby kierowca zawiózł ich do pewnego dość luksusowego miejsca, gdzie każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Oczywiście, coś związanego z wodą. Nie chcieli się jednak rozdzielać i jednogłośne poszli w jedno miejsce, czyli na otwarty basen. Taemin, Heechul i Key od razu pognali zająć sobie leżaki. Brunet zajął miejsce pod parasolem, ponieważ nie miał ochoty smażyć się na słońcu, ale za to pozostali dwaj postanowili, że się trochę poopalają. Chociaż nie miało to zbytnio sensu, bo potem i tak będą robić wszystko, żeby zakryć opaleniznę i wyglądać blado. Ale co tam, teraz mieli ochotę poleżeć. Młodszy Lee wyciągnął ze swojej torby krem przeciwsłoneczny i zaczął się smarować. Kiedy przyszedł czas na plecy, usiadł nieruchomo, patrząc się na tubkę, a potem spojrzał na Jonghyuna, który przymierzał się do wejścia do wody.
- Jonghyun-hyung? - zaczepił go, zanim jeszcze mu uciekł.
- Hm? - popatrzył na niego, od razu podchodząc.
- Posmarujesz mi plecy? - uśmiechnął się słodko, a on pokiwał głową.
- Jasne, daj. - wziął od niego krem, po czym zaczął go smarować. Widział kątem oka jak Kibum się im przygląda i chyba też ma problem z tym, by posmarować sobie plecy. - Gotowe! - poczochrał mu włoski. Taemin podziękował, ale jak zwykle naburmuszony. - Kibum, tobie też posmarować?
- ...Nie trzeba, poradzę sobie. - prychnął pod nosem.
- A tam poradzisz, no daj. - odwrócił go trochę siłą i zaczął smarować mu plecy, a on zgasł, siedząc nieruchomo. Nie wiadomo dlaczego, ale dotyk blondyna go w jakiś sposób ruszał. Czuł coś bardzo dziwnego, zupełnie mu obcego. Jakby... Dreszcze? Nie miał pojęcia jak to opisać, ale odwrócił lekko głowę w bok, aby móc choć trochę go widzieć. To wszystko działo się bez jego zgody, jakby nie mógł tego zatrzymać. W pewnym momencie nawet wstrzymał oddech, ale po chwili się ogarnął i poprawił włosy. Nie wiedział nawet, że przez cały czas przyglądał mu się Heechul. - Dobra, skończyłem. - uśmiechnął się i poklepał go delikatnie po ramieniu.
- Uhm... Dzięki... - odpowiedział drugi Kim nieco zakłopotany.
- Jonghyun! - zawołał czerwonowłosy, ale nie zdążył mu już nic powiedzieć, bo blondyn poszedł do wody, przyłączając się do Jongina i Onew. Nadął policzki, ponieważ też chciał, żeby go wysmarował. Niestety chyba jemu nie przypadał ten zaszczyt. Zirytował się, bo uznał, że to nie fair. W końcu Kibum go nie lubi, a on i tak do niego lgnie. Spojrzał z mordem w oczach na divę, który obecnie gapił się gdzieś w głąb basenu, jednak podejrzewał, że jego wzrok spoczywa na konkretnej osobie. - Yah, Kibum. - szturchnął go w ramię. Kim czując to, jakby wyszedł z transu i popatrzył na niego.
- Co?
- Na kogo się patrzysz? Czyżby na naszego kochanego Jonghyuna? - skrzyżował ręce na klatce piersiowej z wrednym uśmieszkiem. Taemin natomiast na szczęście nic nie słysząc, pobiegł do wody, ponieważ zauważył, że jego przyjaciele zaczęli się chlapać. Kibum i Heechul przez chwilę podążali za nim wzrokiem, aż w końcu z powrotem spojrzeli na siebie.
- Dlaczego niby na niego? Zwariowałeś? Oczywiście, że nie. - odparł, skrzywiając się.
- Och jasne... Weź przestań. Widziałem jak się zachowywałeś, kiedy cię smarował. Lecisz na niego, tak samo jak my wszyscy. - dosłownie przeszywał go wzrokiem, a Key zaśmiał się rozbawiony.
- Bierzesz coś? Bo już masz jakieś urojenia. - machnął swoją idealnie ułożoną grzywką.
- Nie, nie biorę nic. I to nie są urojenia. Może ty tego nie widzisz, ale ja owszem. Widzę jak na niego patrzysz. - teraz to on się zaśmiał, przewracając oczami.
- Bo niby znasz moje uczucia lepiej niż ja sam? - tym razem poczuł, że zaczynają się w nim wzbierać nerwy.
- Ja po prostu chcę ci otworzyć oczy i pomagam ci uświadomić sobie, jak bardzo się oszukujesz. - uśmiechnął się uroczo.
- Mógłbyś w końcu przestać?! Tak bardzo chcesz znać moje uczucia? Tak? No to proszę, powiem ci jasno co czuję. Dla mnie Jonghyun jest nikim, brzydzę się nim i najchętniej to wyrzuciłbym go z pokoju na zbity pysk. Ale że się uparł i to też nie zależy tylko ode mnie, to muszę go tam znosić. Wiesz co do niego czuję?! Nienawiść. Nienawidzę go. Czuję tylko i wyłącznie to wobec niego. Zadowolony?! - wydarł się, nie zdając sobie sprawy, że nie tylko Heechul słyszał jego wypowiedź.
- Zadowolony. - powiedział Jonghyun, a Kibum odwrócił się i stanął jak wryty, nie wiedząc jak się teraz zachować.
- Um... J-Jonghyun, to... - zaczął, ale blondyn mu przerwał.
- Nie musisz nic więcej mówić. Zrozumiałem. Wybacz, że ci się tak naprzykrzam. Myślałem, że może chociaż trochę mnie lubisz, chociażby dlatego, że tu przyszedłeś... Ale okej. I ja też ci coś powiem. Jesteś okropny. Potrafisz tylko ranić i wiesz co? Nigdy, ale to nigdy nie chciałbym przyjaźnić się z kimś takim, jak ty. Sądziłem, że byłoby to możliwe, ale teraz udowodniłeś mi, że się grubo myliłem. - odparł z bólem, a wyższy poczuł, że łzy napływają mu do oczu.
- Wtedy mówiłeś co innego! - krzyknął.
- Co? - zdziwił się jego wypowiedzią.
- Nie ważne... Nie wiem po co tu przyszedłem. - przełknął ślinę i szybkim krokiem odszedł, a Taemin, który przez cały czas przysłuchiwał się tej rozmowie, teraz podszedł do Jjonga.
- Hyung... - położył mu dłoń na ramieniu, ale został olany, ponieważ blondyn pognał za swoim współlokatorem.
- Kibum! Czekaj! - wpadł do szatni, gdzie znajdowali się teraz tylko oni.
- Wyjdź stąd, nie chcę z tobą rozmawiać. - odpowiedział krótko, nie patrząc na niego.
- Nie wyjdę dopóki mi nie powiesz, o co ci chodziło. - stanął obok niego, ale jego towarzysz nie zwracał na niego uwagi. Zdenerwował się tym i zamknął szafkę, w której szperał, po czym przygwoździł go do niej. - Nie olewaj mnie!
- Powiedziałem ci już, że nie ważne! - krzyknął, uderzając dłońmi o jego klatkę piersiową i rozpłakał się.
- Jak to nie ważne?! Nie dam ci spokoju, póki mi nie powiesz! - przycisnął go jeszcze bardziej.
- Ała, to boli... - wyszeptał resztkami sił, ponieważ tak się poryczał, że ledwo co mógł oddychać.
- Przepraszam... Kibum... - nieco się uspokoił i wbił w niego swoje zmartwione już trochę spojrzenie.
- Zostaw. Odejdź. Słyszysz? - odepchnął go od siebie i złapał szybko swoje ubrania w ręce, po czym wybiegł. Jonghyun opadł bezsilnie na siedzenie obok i schował twarz w dłoniach, zastanawiając się co się z nim dzieje. Widok płaczącego Kibuma tak go ruszył, że miał ochotę sam sobie przywalić za to, że doprowadził go do takiego stanu. Ale naprawdę nie wiedział już, co ma robić. Po słowach, jakie od niego usłyszał... Czuł się, jakby właśnie ktoś wbił mu nóż prosto w serce. Tak bardzo go to zabolało, że nawet nie zważał na to, co mówił i czynił. Nawet nie zorientował się, że sam również płakał. Było mu tak cholernie źle, że nic nie było w stanie go w tej chwili pocieszyć. Kiedy on tak siedział w samotności, jego przyjaciele nadal siedzieli w basenie i zastanawiali się, o co w tym wszystkim chodzi.
- Znowu mnie olał... Dlaczego on zawsze mnie olewa przez Kibuma? - powiedział smutno, a Onew przytulał go, gładząc jego włosy.
- Minnie... Uspokój się i nie gadaj bzdur. Widziałeś co się stało. Kibum znowu zachował się jak ostatnia suka, on po prostu nie zna granic. Zranił Jonghyuna, a ty będziesz się na niego boczył? Powinieneś go teraz pójść i wspierać, a nie się tu mazgaić. - w pewnym momencie pociągnął go za włosy, przez co młodszy odskoczył od niego jak oparzony.
- Jinki ma racje, nie możesz się tak zachowywać Taemin. Zastanów się, jak Jonghyun musiał się poczuć. - poparł go Jongin, który jak dotąd przysłuchiwał się tylko ich rozmowie z poważną miną. Brunet spuścił wzrok.
- Macie racje... Myślicie, że powinienem teraz do niego pójść? - spytał, patrząc na nich.
- Tak. - odpowiedzieli jednocześnie, co normalnie by ich rozbawiło, ale nie tym razem. Heechul natomiast olał całą sprawę i opalał się, mając na wszystko lekko mówiąc, wyjebane. Tae kiwnął tylko głową i wyszedł z wody, kierując się do szatni. Kiedy tam dotarł zobaczył blondyna, który nadal chował twarz w dłoniach.
- Jjongie... - wyszeptał, czując się okropnie. Jego sympatia siedziała teraz totalnie załamana, a on się na niego denerwował o takie głupoty. W tym momencie całkowicie go zrozumiał i zbliżył się do niego niepewnie. Niespodziewanie Kim przyciągnął go do siebie, przez co młodszy usiadł mu na kolanach i wpił się w jego usta zrozpaczony. Lee przez chwilę trwał w lekkim szoku, ale zaraz zaczął odwzajemniać pocałunek, wtulając go w siebie. Jonghyun przyciskał go coraz mocniej do siebie i całował z coraz większą rozpaczą.
- Taeminnie... - powiedział cicho, próbując złapać oddech. - Bądź ze mną... - spojrzał mu w oczy. Min widział, że są całe zaczerwienione od płaczu. Nie wiedział, dlaczego akurat teraz go o to prosi, w sumie nie tak sobie wyobrażał to, jak zostają parą, ale... Nie mógł mu odmówić. W końcu o tym marzył, prawda?
- Dobrze... - odpowiedział, głaszcząc go po policzku z czułością. - Nie płacz już, kochanie... - zaczął ścierać jego łzy, a blondyn uśmiechnął się delikatnie.
- Kocham cię Minnie. - wypalił, a chłopaka już totalnie zatkało. Po prostu odebrało mu mowę.
- No... Ja... Umm... - zaczął dukać, ale w końcu kiedy nieco się uspokoił, również mu odpowiedział. - Ja ciebie też. - wtulił się w niego mocno, czując że zaraz chyba zacznie skakać ze szczęścia.
- Nic... Co cię to w ogóle obchodzi? - odburknął i podciągnął kolana pod brodę.
- Nie wiem no, będziesz cały dzień tak siedział? Bo idziemy z chłopakami na basen, może chcesz się przejść z nami? - trącił go palcem w głowę, na co Key zdzielił go w brzuch.
- Nie tykaj włosów debilu! I co się taki miły nagle zrobiłeś, huh? - zlustrował go wzrokiem uważnie.
- Hah, nie bulwersuj się tak. Nie wiem, po prostu szkoda mi cię, że tak ciągle musisz się zamulać w tym pokoju. Nigdzie ostatnio nie wychodzisz. - wzruszył ramionami i zniecierpliwił się. - To idziesz? Bo wychodzę. - popatrzył na niego, czekając na ostateczną decyzję, a on westchnął ciężko.
- Mhm, pójdę. - powiedział krótko i poszedł się szykować, ale nie bardzo się spieszył. Po dziesięciu minutach blondyn podszedł do drzwi od łazienki i zaczął w nie walić.
- Utopiłeś się, czy jak?! No chodź, bo pewnie już na nas czekają!
- Jezu człowieku, ogarnij się. - uchylił drzwi, spoglądając na niego. - Jeszcze chwila, tylko wezmę grzebień. - odparł, a Jjong przewrócił oczami. Jak on go wkurzał, to tego się nawet opisać nie dało. W końcu po kolejnych dziesięciu minutach oboje byli gotowi do wyjścia. Kiedy szli w stronę głównych drzwi, napotkali Jongina.
- Siema stary! - bling uśmiechnął się szeroko i uścisnął jego dłoń.
- Cześć, blondasie! - zaśmiał się. - Gdzie lecicie?
- Na basen. Chcesz się zabrać? - powiedział wesoło, mając nadzieję, że jego przyjaciel się zgodzi.
- No pewnie! Idziecie tylko wy, czy ktoś jeszcze? - zerknął na Kibuma, który zarzucił grzywką, nadal się nie odzywając.
- Idą jeszcze Taemin i Jinki... - chciał dalej mówić, ale brutalnie mu przerwano. Poczuł też, że leci w dół.
- Gdzie idziecie?! - krzyknął Heechul, który aktualnie prawie przewrócił Jonghyuna.
- Heechul, przestań to robić! Za każdym razem, kiedy się spotykamy, to podłoga staje mi się bardzo bliska. - warknął, odsuwając się od niego na bezpieczną odległość. Czerwonowłosy przybrał przepraszającą minkę.
- Przepraszam Jongie, nie chciałem... No to gdzie idziecie? - zapytał, tym razem będąc przy tym naprawdę słodkim.
- Na basen. - odpowiedział krótko, bo nie chciało mu się zbytnio z nim rozmawiać.
- Basen? Ojej, mogę iść z wami? - ucieszył się i popatrzył na wszystkich obecnych. Blondwłosy przeczuwał, że tak to się skończy i tylko westchnął zrezygnowany.
- Pewnie...
- Yay! No to idę się szykować! Za dziesięć minut będę pod szkołą. - wyszczerzył się i pognał do swojego pokoju, a Jongin poszedł w jego ślady.
- Świetnie... No to poczekamy sobie kolejne pół godziny, albo i godzinę... A co tam. - skrzywił się, a Kibum roześmiał się głośno.
- Twoja uprzejmość nie zna granic... Joongie. - powtórzył słodki głosik Heechula, a bling rozczulił się, jednak nie okazał tego i dalej stał z naburmuszonym wyrazem twarzy.
- Taa... Chodźmy, musimy powiedzieć chłopakom o naszym „małym” opóźnieniu. - powiedział i nie mówiąc już nic więcej, poszli w kierunku ich przyjaciół.
- No jeste... - urwał brunet, kiedy zobaczył z kim przyszedł jego ukochany.
- Cześć. - odezwał się Key, uśmiechając się uroczo, ale i wrednie. Nagle zrobiło się nieco niezręcznie. Nikt się nie odzywał, dlatego jak zwykle blondyn musiał opanować sytuacje.
- Yyy... Kibum idzie z nami. No i jeszcze mają do nas dojść Jongin i Heechul, poszli się naszykować.
- Oo, to super! - rozpromienił się Taemin, słysząc, że jego kuzyn również ma z nimi iść. Bo nie mógł powiedzieć, że towarzystwo Heechula mu pasowało. Ogólnie to nieco się zdenerwował, ponieważ znowu będzie musiał przebywać z tą rozkapryszoną divą i w dodatku jeszcze ta pijawka... Wkurzał go. Naprawdę czasami miał ochotę mu dać w mordę, jak tak kleił się do Jonghyuna. Ale co on mógł poradzić, póki nie są razem, to nie może nic zrobić. Po kilkunastu minutach w końcu pozostali do nich dołączyli i mogli wreszcie pójść. Lee przez chwilę miał wrażenie, że jak zaraz nie pójdą, to dosłownie spłonie. Zrobiło się tak gorąco, że to było naprawdę nie do wytrzymania. Złapali pierwszą lepszą taksówkę, po czym poprosili, aby kierowca zawiózł ich do pewnego dość luksusowego miejsca, gdzie każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Oczywiście, coś związanego z wodą. Nie chcieli się jednak rozdzielać i jednogłośne poszli w jedno miejsce, czyli na otwarty basen. Taemin, Heechul i Key od razu pognali zająć sobie leżaki. Brunet zajął miejsce pod parasolem, ponieważ nie miał ochoty smażyć się na słońcu, ale za to pozostali dwaj postanowili, że się trochę poopalają. Chociaż nie miało to zbytnio sensu, bo potem i tak będą robić wszystko, żeby zakryć opaleniznę i wyglądać blado. Ale co tam, teraz mieli ochotę poleżeć. Młodszy Lee wyciągnął ze swojej torby krem przeciwsłoneczny i zaczął się smarować. Kiedy przyszedł czas na plecy, usiadł nieruchomo, patrząc się na tubkę, a potem spojrzał na Jonghyuna, który przymierzał się do wejścia do wody.
- Jonghyun-hyung? - zaczepił go, zanim jeszcze mu uciekł.
- Hm? - popatrzył na niego, od razu podchodząc.
- Posmarujesz mi plecy? - uśmiechnął się słodko, a on pokiwał głową.
- Jasne, daj. - wziął od niego krem, po czym zaczął go smarować. Widział kątem oka jak Kibum się im przygląda i chyba też ma problem z tym, by posmarować sobie plecy. - Gotowe! - poczochrał mu włoski. Taemin podziękował, ale jak zwykle naburmuszony. - Kibum, tobie też posmarować?
- ...Nie trzeba, poradzę sobie. - prychnął pod nosem.
- A tam poradzisz, no daj. - odwrócił go trochę siłą i zaczął smarować mu plecy, a on zgasł, siedząc nieruchomo. Nie wiadomo dlaczego, ale dotyk blondyna go w jakiś sposób ruszał. Czuł coś bardzo dziwnego, zupełnie mu obcego. Jakby... Dreszcze? Nie miał pojęcia jak to opisać, ale odwrócił lekko głowę w bok, aby móc choć trochę go widzieć. To wszystko działo się bez jego zgody, jakby nie mógł tego zatrzymać. W pewnym momencie nawet wstrzymał oddech, ale po chwili się ogarnął i poprawił włosy. Nie wiedział nawet, że przez cały czas przyglądał mu się Heechul. - Dobra, skończyłem. - uśmiechnął się i poklepał go delikatnie po ramieniu.
- Uhm... Dzięki... - odpowiedział drugi Kim nieco zakłopotany.
- Jonghyun! - zawołał czerwonowłosy, ale nie zdążył mu już nic powiedzieć, bo blondyn poszedł do wody, przyłączając się do Jongina i Onew. Nadął policzki, ponieważ też chciał, żeby go wysmarował. Niestety chyba jemu nie przypadał ten zaszczyt. Zirytował się, bo uznał, że to nie fair. W końcu Kibum go nie lubi, a on i tak do niego lgnie. Spojrzał z mordem w oczach na divę, który obecnie gapił się gdzieś w głąb basenu, jednak podejrzewał, że jego wzrok spoczywa na konkretnej osobie. - Yah, Kibum. - szturchnął go w ramię. Kim czując to, jakby wyszedł z transu i popatrzył na niego.
- Co?
- Na kogo się patrzysz? Czyżby na naszego kochanego Jonghyuna? - skrzyżował ręce na klatce piersiowej z wrednym uśmieszkiem. Taemin natomiast na szczęście nic nie słysząc, pobiegł do wody, ponieważ zauważył, że jego przyjaciele zaczęli się chlapać. Kibum i Heechul przez chwilę podążali za nim wzrokiem, aż w końcu z powrotem spojrzeli na siebie.
- Dlaczego niby na niego? Zwariowałeś? Oczywiście, że nie. - odparł, skrzywiając się.
- Och jasne... Weź przestań. Widziałem jak się zachowywałeś, kiedy cię smarował. Lecisz na niego, tak samo jak my wszyscy. - dosłownie przeszywał go wzrokiem, a Key zaśmiał się rozbawiony.
- Bierzesz coś? Bo już masz jakieś urojenia. - machnął swoją idealnie ułożoną grzywką.
- Nie, nie biorę nic. I to nie są urojenia. Może ty tego nie widzisz, ale ja owszem. Widzę jak na niego patrzysz. - teraz to on się zaśmiał, przewracając oczami.
- Bo niby znasz moje uczucia lepiej niż ja sam? - tym razem poczuł, że zaczynają się w nim wzbierać nerwy.
- Ja po prostu chcę ci otworzyć oczy i pomagam ci uświadomić sobie, jak bardzo się oszukujesz. - uśmiechnął się uroczo.
- Mógłbyś w końcu przestać?! Tak bardzo chcesz znać moje uczucia? Tak? No to proszę, powiem ci jasno co czuję. Dla mnie Jonghyun jest nikim, brzydzę się nim i najchętniej to wyrzuciłbym go z pokoju na zbity pysk. Ale że się uparł i to też nie zależy tylko ode mnie, to muszę go tam znosić. Wiesz co do niego czuję?! Nienawiść. Nienawidzę go. Czuję tylko i wyłącznie to wobec niego. Zadowolony?! - wydarł się, nie zdając sobie sprawy, że nie tylko Heechul słyszał jego wypowiedź.
- Zadowolony. - powiedział Jonghyun, a Kibum odwrócił się i stanął jak wryty, nie wiedząc jak się teraz zachować.
- Um... J-Jonghyun, to... - zaczął, ale blondyn mu przerwał.
- Nie musisz nic więcej mówić. Zrozumiałem. Wybacz, że ci się tak naprzykrzam. Myślałem, że może chociaż trochę mnie lubisz, chociażby dlatego, że tu przyszedłeś... Ale okej. I ja też ci coś powiem. Jesteś okropny. Potrafisz tylko ranić i wiesz co? Nigdy, ale to nigdy nie chciałbym przyjaźnić się z kimś takim, jak ty. Sądziłem, że byłoby to możliwe, ale teraz udowodniłeś mi, że się grubo myliłem. - odparł z bólem, a wyższy poczuł, że łzy napływają mu do oczu.
- Wtedy mówiłeś co innego! - krzyknął.
- Co? - zdziwił się jego wypowiedzią.
- Nie ważne... Nie wiem po co tu przyszedłem. - przełknął ślinę i szybkim krokiem odszedł, a Taemin, który przez cały czas przysłuchiwał się tej rozmowie, teraz podszedł do Jjonga.
- Hyung... - położył mu dłoń na ramieniu, ale został olany, ponieważ blondyn pognał za swoim współlokatorem.
- Kibum! Czekaj! - wpadł do szatni, gdzie znajdowali się teraz tylko oni.
- Wyjdź stąd, nie chcę z tobą rozmawiać. - odpowiedział krótko, nie patrząc na niego.
- Nie wyjdę dopóki mi nie powiesz, o co ci chodziło. - stanął obok niego, ale jego towarzysz nie zwracał na niego uwagi. Zdenerwował się tym i zamknął szafkę, w której szperał, po czym przygwoździł go do niej. - Nie olewaj mnie!
- Powiedziałem ci już, że nie ważne! - krzyknął, uderzając dłońmi o jego klatkę piersiową i rozpłakał się.
- Jak to nie ważne?! Nie dam ci spokoju, póki mi nie powiesz! - przycisnął go jeszcze bardziej.
- Ała, to boli... - wyszeptał resztkami sił, ponieważ tak się poryczał, że ledwo co mógł oddychać.
- Przepraszam... Kibum... - nieco się uspokoił i wbił w niego swoje zmartwione już trochę spojrzenie.
- Zostaw. Odejdź. Słyszysz? - odepchnął go od siebie i złapał szybko swoje ubrania w ręce, po czym wybiegł. Jonghyun opadł bezsilnie na siedzenie obok i schował twarz w dłoniach, zastanawiając się co się z nim dzieje. Widok płaczącego Kibuma tak go ruszył, że miał ochotę sam sobie przywalić za to, że doprowadził go do takiego stanu. Ale naprawdę nie wiedział już, co ma robić. Po słowach, jakie od niego usłyszał... Czuł się, jakby właśnie ktoś wbił mu nóż prosto w serce. Tak bardzo go to zabolało, że nawet nie zważał na to, co mówił i czynił. Nawet nie zorientował się, że sam również płakał. Było mu tak cholernie źle, że nic nie było w stanie go w tej chwili pocieszyć. Kiedy on tak siedział w samotności, jego przyjaciele nadal siedzieli w basenie i zastanawiali się, o co w tym wszystkim chodzi.
- Znowu mnie olał... Dlaczego on zawsze mnie olewa przez Kibuma? - powiedział smutno, a Onew przytulał go, gładząc jego włosy.
- Minnie... Uspokój się i nie gadaj bzdur. Widziałeś co się stało. Kibum znowu zachował się jak ostatnia suka, on po prostu nie zna granic. Zranił Jonghyuna, a ty będziesz się na niego boczył? Powinieneś go teraz pójść i wspierać, a nie się tu mazgaić. - w pewnym momencie pociągnął go za włosy, przez co młodszy odskoczył od niego jak oparzony.
- Jinki ma racje, nie możesz się tak zachowywać Taemin. Zastanów się, jak Jonghyun musiał się poczuć. - poparł go Jongin, który jak dotąd przysłuchiwał się tylko ich rozmowie z poważną miną. Brunet spuścił wzrok.
- Macie racje... Myślicie, że powinienem teraz do niego pójść? - spytał, patrząc na nich.
- Tak. - odpowiedzieli jednocześnie, co normalnie by ich rozbawiło, ale nie tym razem. Heechul natomiast olał całą sprawę i opalał się, mając na wszystko lekko mówiąc, wyjebane. Tae kiwnął tylko głową i wyszedł z wody, kierując się do szatni. Kiedy tam dotarł zobaczył blondyna, który nadal chował twarz w dłoniach.
- Jjongie... - wyszeptał, czując się okropnie. Jego sympatia siedziała teraz totalnie załamana, a on się na niego denerwował o takie głupoty. W tym momencie całkowicie go zrozumiał i zbliżył się do niego niepewnie. Niespodziewanie Kim przyciągnął go do siebie, przez co młodszy usiadł mu na kolanach i wpił się w jego usta zrozpaczony. Lee przez chwilę trwał w lekkim szoku, ale zaraz zaczął odwzajemniać pocałunek, wtulając go w siebie. Jonghyun przyciskał go coraz mocniej do siebie i całował z coraz większą rozpaczą.
- Taeminnie... - powiedział cicho, próbując złapać oddech. - Bądź ze mną... - spojrzał mu w oczy. Min widział, że są całe zaczerwienione od płaczu. Nie wiedział, dlaczego akurat teraz go o to prosi, w sumie nie tak sobie wyobrażał to, jak zostają parą, ale... Nie mógł mu odmówić. W końcu o tym marzył, prawda?
- Dobrze... - odpowiedział, głaszcząc go po policzku z czułością. - Nie płacz już, kochanie... - zaczął ścierać jego łzy, a blondyn uśmiechnął się delikatnie.
- Kocham cię Minnie. - wypalił, a chłopaka już totalnie zatkało. Po prostu odebrało mu mowę.
- No... Ja... Umm... - zaczął dukać, ale w końcu kiedy nieco się uspokoił, również mu odpowiedział. - Ja ciebie też. - wtulił się w niego mocno, czując że zaraz chyba zacznie skakać ze szczęścia.
* * *
Minęło
parę dni, a Jonghyun i Kibum nadal się do siebie nie odzywali. Po
tym wszystkim zaczęli się traktować jak powietrze, nie zamieniając
ze sobą ani słowa. Blondyn w sumie nie myślał już o tym zbytnio,
tylko zajmował się swoim nowym chłopakiem. Nie chciał, żeby czuł
się odrzucony już nigdy więcej, dlatego poświęcał mu więcej
uwagi niż kiedykolwiek. Czasami jednak nachodziły go dziwne
uczucia, kiedy przebywał z Key. Nie wiedział jak to określić, ale
to było bardzo dziwne. Nie chciał się nad tym zastanawiać, bo im
dłużej o tym myślał, w tym większego doła wpadał. A tak miał
wspaniałego, przeuroczego chłopaka. I czego tu chcieć więcej? Key
natomiast nie mógł się pozbierać. Cała ta sytuacja porządnie
wyprowadziła go z równowagi tak, że teraz nie rozmawiał nie tylko
z blingiem, ale praktycznie z nikim. Wszyscy zastanawiali się co
jest z nim nie tak, że nawet już nikomu nie dokucza. Chodzi z klasy
do klasy, a potem wraca do pokoju na resztę dnia. Tak też zrobił
dzisiejszego dnia. Właśnie siedział nad jakimiś notatkami i
zupełnie nie mógł się skupić.
-
Co to ma znaczyć... Zupełnie nic z tego nie rozumiem... - złapał
się za głowę, opadając zrezygnowany na łóżko. Tak naprawdę to
wcale nie próbował tego zrozumieć. Czytał i czytał, ale nic z
tego nie wynosił, bo myślami był zupełnie gdzie indziej. Nie
potrafił przestać myśleć o Jonghyunie i sytuacji sprzed paru dni.
Wiedział, że powiedział wtedy o wiele słów za dużo... Ale nie
umiał się do tego przyznać. Nadal usilnie zwalał winę na
Heechula, który jawnie go prowokował, a on dał się złapać.
Dodatkowo, kiedy dowiedział się o tym, że jego współlokator
zaczął być z Taeminem... Po prostu zwymiotował. Uważał, że ten
związek i tak nie przetrwa zbyt długo. Za dobrze znał Lee, żeby
twierdzić inaczej. Starał się jakoś ogarnąć te wszystkie myśli,
jednak ani trochę mu to nie wychodziło... Najbardziej nie rozumiał
tego, dlaczego aż tak się tym przejął. Przecież nie raz
krzywdził ludzi w ten sposób i jeszcze nigdy mu się nie zdarzyło,
aby miał z tego powodu wyrzuty sumienia. Zawsze to wprost sprawiało
mu przyjemność. Więc co tym razem się stało, że poczuł się
tak okropnie? Dlaczego miał ochotę to wszystko odkręcić,
przeprosić Jonghyuna? Za każdym razem, kiedy próbował to zrobić,
to nagle coś go powstrzymywało. Bo co on miałby mu powiedzieć?
„Przepraszam Jonghyun, wcale tak nie myślę, ale i tak cię nie
lubię.”? To by było zupełnie bez sensu. Bo przecież on go nie
lubił. Naprawdę go nie lubił. W takim razie nie musiał go
przepraszać, bo i tak się nie lubili. To by nic nie zmieniło. A
tak przynajmniej unikają tych ciągłych kłótni. Nagle zadzwonił
mu telefon i musiał przerwać swoje przemyślenia. Złapał za
urządzenie i zerknął na ekran. Zdziwił się nieco, ale odebrał.
- Yura?
- Oppa! Jak dobrze cię w końcu słyszeć! - usłyszał wesoły kobiecy głos.
- Ciebie też. Dlaczego tak długo się nie odzywałaś?
- Nie miałam czasu, wiesz brat, zaliczenia itp... Ale teraz już jestem wolna i chcę się z tobą spotkać! - słysząc to nieco mina mu zrzedła, chociaż szczerze mówiąc, to chyba potrzebował tego spotkania.
- Okej. O 15 w kawiarni?
- Dobrze! Do zobaczenia oppa! - ucieszyła się, po czym ich rozmowa została zakończona. Odłożył telefon na miejsce i jeszcze przez chwilę na niego patrzył. Zastanawiał się, czy mógłby jej się nieco pozwierzać. W sumie to dziewczyna była jego jedyną, najbliższą osobą na tym świecie. A rozmowa bardzo by mu się przydała, bo sam już wariował od nadmiaru tych wszystkich myśli. Z już trochę pozytywniejszym nastawieniem poszedł się szykować.
- Oppa! Jak dobrze cię w końcu słyszeć! - usłyszał wesoły kobiecy głos.
- Ciebie też. Dlaczego tak długo się nie odzywałaś?
- Nie miałam czasu, wiesz brat, zaliczenia itp... Ale teraz już jestem wolna i chcę się z tobą spotkać! - słysząc to nieco mina mu zrzedła, chociaż szczerze mówiąc, to chyba potrzebował tego spotkania.
- Okej. O 15 w kawiarni?
- Dobrze! Do zobaczenia oppa! - ucieszyła się, po czym ich rozmowa została zakończona. Odłożył telefon na miejsce i jeszcze przez chwilę na niego patrzył. Zastanawiał się, czy mógłby jej się nieco pozwierzać. W sumie to dziewczyna była jego jedyną, najbliższą osobą na tym świecie. A rozmowa bardzo by mu się przydała, bo sam już wariował od nadmiaru tych wszystkich myśli. Z już trochę pozytywniejszym nastawieniem poszedł się szykować.
* * *
-
Oppa, oppa! - piszczała niczym mała dziewczynka, rzucając się w
ramiona Kibuma.
-
Yura, musisz mnie tak ściskać? Powoli zaczyna brakować mi tlenu. -
jęknął, a czarnowłosa odsunęła się od niego.
- Przepraszam oppa. Usiądźmy, zajęłam nam stolik. - uśmiechnęła się promiennie, po czym usiedli przy wcześniej wspominanym stoliku. - Jak tam? Opowiadaj!
- A co z kawą? - zapytał i już chciał zawołać kelnerkę, jednak jego siostra go zatrzymała.
- Już zamówiłam. Naszą ulubioną latte macchiato! - zachichotała cicho, na co Key uśmiechnął się lekko.
- W porządku. Jak to jest, że zawsze masz w sobie tyle pozytywnej energii? - podparł brodę rękami.
- Normalnie. Staram się patrzeć na świat w kolorowych barwach! - pstryknęła go w nos, a on skrzywił się delikatnie.
- Łatwo mówić, trudniej zrobić. - powiedział pod nosem, a Yura zmierzyła go wzrokiem.
- Kibummie, wszystko okej? - zmartwiła się. Kto jak kto, ale ona potrafiła wyczuć, kiedy coś było nie tak z jej bratem.
- Tak... Nie. Nie jest okej. - odparł cicho.
- Huh? Co się dzieje braciszku? - wyciągnęła rękę w jego kierunku i złapała go za dłoń. Kim westchnął, po czym nie owijając w bawełnę, zaczął jej wszystko opowiadać.
- Mam nowego współlokatora... I nie dogadujemy się zbyt dobrze. To tępy idiota, który strasznie mnie wkurza. Wiesz, głównie to ja byłem dla niego wredny, bo po prostu mi nie pasował. Ale on mimo to starał się być dla mnie miły... Co mnie zupełnie nie ruszało, bo w końcu kto mógłby mnie polubić. Prędzej czy później i tak by mnie znienawidził, więc nie robiło mi to różnicy. I w końcu ten dzień nadszedł... Taki jeden typek zaczął mnie prowokować i wygarnąłem mu to, co myślę o tym debilu, na którego lecą wszyscy inni debile, włącznie z nim. I on to usłyszał... Pokłóciliśmy się, przez co od paru dni w ogóle ze sobą nie gadamy. Nie wiem dlaczego, ale nie chce mi to dać spokoju. A jakby tego wszystkiego było mało, to jeszcze zaczął chodzić z Taeminem! Ta żmija od początku się do niego lepiła... I wreszcie dopiął swego. Cholerny pozer... - wywarczał, zaciskając pięść na samą myśl o brunecie. Dziewczyna słuchała go uważnie w milczeniu, a kiedy skończył swoją opowieść, nadal milczała. Nie rozumiał dlaczego nic nie mówi, więc postanowił ją pospieszyć. - Czemu nic nie mówisz? - wpatrywał się w nią, oczekując jakiejkolwiek reakcji. W końcu się jej doczekał, ale nie spodziewał się, że będzie właśnie taka.
- Kibum... Ty się zakochałeś. - odparła, a Key patrzył na nią mega zaskoczony.
- Przepraszam oppa. Usiądźmy, zajęłam nam stolik. - uśmiechnęła się promiennie, po czym usiedli przy wcześniej wspominanym stoliku. - Jak tam? Opowiadaj!
- A co z kawą? - zapytał i już chciał zawołać kelnerkę, jednak jego siostra go zatrzymała.
- Już zamówiłam. Naszą ulubioną latte macchiato! - zachichotała cicho, na co Key uśmiechnął się lekko.
- W porządku. Jak to jest, że zawsze masz w sobie tyle pozytywnej energii? - podparł brodę rękami.
- Normalnie. Staram się patrzeć na świat w kolorowych barwach! - pstryknęła go w nos, a on skrzywił się delikatnie.
- Łatwo mówić, trudniej zrobić. - powiedział pod nosem, a Yura zmierzyła go wzrokiem.
- Kibummie, wszystko okej? - zmartwiła się. Kto jak kto, ale ona potrafiła wyczuć, kiedy coś było nie tak z jej bratem.
- Tak... Nie. Nie jest okej. - odparł cicho.
- Huh? Co się dzieje braciszku? - wyciągnęła rękę w jego kierunku i złapała go za dłoń. Kim westchnął, po czym nie owijając w bawełnę, zaczął jej wszystko opowiadać.
- Mam nowego współlokatora... I nie dogadujemy się zbyt dobrze. To tępy idiota, który strasznie mnie wkurza. Wiesz, głównie to ja byłem dla niego wredny, bo po prostu mi nie pasował. Ale on mimo to starał się być dla mnie miły... Co mnie zupełnie nie ruszało, bo w końcu kto mógłby mnie polubić. Prędzej czy później i tak by mnie znienawidził, więc nie robiło mi to różnicy. I w końcu ten dzień nadszedł... Taki jeden typek zaczął mnie prowokować i wygarnąłem mu to, co myślę o tym debilu, na którego lecą wszyscy inni debile, włącznie z nim. I on to usłyszał... Pokłóciliśmy się, przez co od paru dni w ogóle ze sobą nie gadamy. Nie wiem dlaczego, ale nie chce mi to dać spokoju. A jakby tego wszystkiego było mało, to jeszcze zaczął chodzić z Taeminem! Ta żmija od początku się do niego lepiła... I wreszcie dopiął swego. Cholerny pozer... - wywarczał, zaciskając pięść na samą myśl o brunecie. Dziewczyna słuchała go uważnie w milczeniu, a kiedy skończył swoją opowieść, nadal milczała. Nie rozumiał dlaczego nic nie mówi, więc postanowił ją pospieszyć. - Czemu nic nie mówisz? - wpatrywał się w nią, oczekując jakiejkolwiek reakcji. W końcu się jej doczekał, ale nie spodziewał się, że będzie właśnie taka.
- Kibum... Ty się zakochałeś. - odparła, a Key patrzył na nią mega zaskoczony.
piątek, 11 lipca 2014
Disturbance~ Rozdział 4.
Omo! Ale się umęczyłam. Boże, dziękuję Ci, że dałeś mi dokończyć ten rozdział. Na początek chciałabym was przeprosić, że tak długo nic nie dodawałam. ;__; Widziałam już wasze zniecierpliwione komentarze, no i postanowiłam się zmotywować, żeby to napisać. Nie sprawdzałam, jak znajdą się błędy to cóż. Liczy się fabuła! xD Trzymajcie wasz upragiony czwarty rozdział. ;w; Ano, i czekam na opinie odnośnie nowego wyglądu! :D Mi osobiście bardzo się podoba. :3
Nie
wiedział gdzie ma iść. Kiedy już opuścił szkołę, chodził w
tą i z powrotem zastanawiając się, co ma zrobić. Jego uczucia
stawały się dla niego coraz bardziej niezrozumiałe, dziwne...
Dlaczego tak się zachował widząc, że Jonghyun całuje Taemina?
Przecież w końcu Lee tak bardzo tego chciał. Powinien się
cieszyć, że w końcu udaje mu się zdobyć serce Jjonga, choć
znają się tak krótko. Wiedział, że ten chłopak potrafił się
zaangażować i jeżeli tylko blondyn spróbuje go skrzywdzić, to
nie ręczy za swoje czyny. Westchnął i klapnął sobie na
pobliskiej ławce. Nawet nie miał pojęcia jak daleko zaszedł, po
prostu zajął się swoimi myślami i zapomniał o całym świecie. W
tym samym czasie nowe szkolne gołąbeczki zakończyły swój
pocałunek, odsuwając się od siebie nieco.
- Czyli... Przeprosiny przyjęte? - Kim uśmiechnął się uroczo, starając się tym rozczulić chłopaka jeszcze bardziej.
- Aww... Tak, tak, tak! - pisnął zadowolony i rzucił mu się w ramiona. Niższy pogłaskał go delikatnie po plecach, po czym odsunął się i poprawił mundurek.
- Cieszę się. No to co, chyba powinieneś już iść do Jinkiego. Zdaje się, że na ciebie czekał... - nagle przypomniał sobie o chłopaku, który został odesłany jakiś czas temu.
- Ojejku, rzeczywiście! Zaczekaj. - czarnowłosy również dopiero co sobie o tym przypomniał i poszedł w stronę miejsca, gdzie miał czekać na niego Onew. Gdy zobaczył, że go tam nie ma, zaczął się zastanawiać co się stało. A może po prostu nie chciało mu się już tu tak stać i poszedł sam... No cóż, skoro tak, to chyba już nie potrzebuje jego pomocy. Westchnął tylko, po czym wrócił do Jjonga.
- I co, czemu jesteś sam? - wbił w niego swój wzrok, a Lee wzruszył ramionami.
- Chyba sobie poszedł.
- A co jeżeli się obraził? Może chodźmy go poszukać... - już chciał wyruszyć na poszukiwana, jednak młodszy złapał go za rękę.
- E tam, na pewno nie. Zresztą zaraz będzie dzwonek, chodźmy już. Pewnie zaraz do nas dołączy, przecież on nie ma prawa się spóźnić! - zaśmiał się, na co Jonghyun tylko się uśmiechnął i pomyślał, że co fakt to fakt. Onew nigdy się nie spóźnia, więc na pewno niedługo się pojawi. Z takim nastawieniem poszli do sali, a kiedy lekcje już się zaczęły, wbrew ich założeniom, szatyn wcale się nie pojawiał. Zmartwiło to nieco Taemina, który zastanawiał się, czy rzeczywiście nie stało się nic złego. Ale przecież jeszcze zanim się rozstali, to kurczak tętnił życiem i radością, więc co mogło się wydarzyć? Dlaczego nie ma go jeszcze na lekcji? Przecież on zawsze był taki punktualny, aż za bardzo. Zazwyczaj przychodził nawet pół godziny przed dzwonkiem, żeby tylko się nie spóźnić. Niepokoiło go to i to bardzo. Posłał Jonghyunowi zmartwione spojrzenie, a ten widząc to, podniósł rękę do góry.
- Co się dzieje Jonghyun? - zapytała nauczycielka, która zauważyła podniesioną rękę blondwłosego.
- Muszę do łazienki, pilna sprawa. Mogę wyjść? - odezwał się z grymasem na twarzy, mówiącym, że jak zaraz nie pójdzie do toalety, to będą musieli wzywać służby specjalne do sprzątania.
- Och, naturalnie. Tylko postaraj się to szybko załatwić, dzisiaj mamy bardzo ważny temat lekcji. - pouczyła go, a on przewrócił oczami, kiwając głową.
- Dobrze. - odparł i podniósł się z miejsca, ruszając w stronę wyjścia. Przy okazji podszedł do Taemina tak, by nauczycielka tego nie zauważyła i nachylił się nad nim. - Znajdę go. Nie martw się, Minnie. - poczochrał go delikatnie po włoskach, ale starając się nie zniszczyć mu fryzury, a kiedy młodszy pokiwał głową, opuścił pomieszczenie. Nie miał pojęcia, gdzie się udać najpierw. On tak naprawdę mógł być wszędzie. Ale cóż, najpierw postanowił pójść do jego pokoju. No bo przecież mógł tam pójść, jak już wszyscy poszli na zajęcia. Jak pomyślał, tak też zrobił. Po chwili znajdował się przed drzwiami współlokatorów Lee. Wpatrywał się w nie przez moment, aż w końcu zapukał. Odpowiedziała mu cisza. Ponownie zapukał i znowu to samo. Zniecierpliwiony pociągnął za klamkę, ale drzwi były zamknięte. W takim razie uznał, że niestety go tam nie ma, więc wznowił poszukiwania. Okrążył już chyba całą szkołę, ale nigdzie go nie znalazł. Nagle do głowy wpadła mu myśl, że może poszedł na zewnątrz. W sumie, nie zaszkodzi sprawdzić. Zrezygnowany wyszedł ze szkoły i zaczął się rozglądać, próbując wypatrzeć znajomą postać. Chyba szczęście go nie opuściło, ponieważ po chwili dostrzegł w oddali siedzącego na ławce Jinkiego. Czym prędzej pognał w jego stronę.
- Ty, kujonie! - krzyknął, a chłopak spojrzał na niego zaskoczony. - No tak, do ciebie mówię! - w końcu znalazł się obok niego, próbując złapać oddech.
- Co ty tu robisz, Jonghyun? - wstał, wpatrując się w niego.
- Chyba ja powinienem zapytać, co ty tu robisz. - podparł biodra rękami i zmarszczył nos. - Taemin się o ciebie niepokoi, ja zrywam się z lekcji, żeby cię znaleźć, a ty sobie tu siedzisz jak ten pan i władca i wdychasz świeże powietrze. No wiesz co?! - prychnął oburzony jego stoickim spokojem.
- Taemin się mną przejął? - od razu zapytał, jakby jedynie to go obchodziło.
- No przecież jesteś jego przyjacielem, więc to oczywiste. Nigdy nie spóźniasz się na lekcje, więc pomyślał, że może coś się stało. Ale widzę, że wszystko w porządku? - popatrzył na niego z uwagą. Coś mu nie pasowało. Tylko nie wiedział co.
- T-To... No tak. - spuścił wzrok. Bling stał się przez to jeszcze bardziej podejrzliwy i postanowił nie dawać za wygraną.
- Na pewno? Bo nie wygląda. - teraz skrzyżował ręce na klatce piersiowej. - Co się stało? Dlaczego tak nagle zniknąłeś?
- Po prostu... Źle się poczułem. Musiałem wyjść na zewnątrz. A potem się zamyśliłem, dlatego nie poszedłem na lekcje... Straciłem poczucie czasu.
- Ale teraz nie wyglądasz, jakbyś specjalnie przejął się tym, że opuściłeś lekcje. Większe zainteresowanie wzbudziło w tobie napomnienie o Taeminie. - w tym momencie niemalże przeszywał go wzrokiem. Jakby... Miał wrażenie, że Jinki... Lubi ich przyjaciela?
- E tam, wydaje ci się. Przejmuje się... I lepiej już chodźmy, bo obaj będziemy mieli przechlapane. - odpowiedział wymijająco i nie czekając na niższego, poszedł do szkoły. Jjong odniósł wrażenie, jakby szatyn specjalnie uniknął odpowiedzi. Ta rozmowa nieco go zdenerwowała, nie wiedział dlaczego. Bo tak naprawdę to... Co on czuł wobec Tae? Niby go lubił, no i podobał mu się. Był przeuroczy, rozkoszny, po prostu taki do zjedzenia. I oczywiście zauważył, że młodszy jest w nim zadurzony. Starał się być dla niego miły, nie chciał go odrzucać. Ale wydawało mu się, że zbyt krótko się znają, żeby móc myśleć o czymś więcej. To dopiero jego trzeci dzień w tej szkole, a tu już takie trudne sprawy... Sam jeszcze do końca nie wiedział co ma robić, potrzebował do tego trochę czasu... Chyba będzie musiał porozmawiać o tym z Taeminem. Bo był pewien, że po tym pocałunku Lee narobił sobie tyle nadziei, że mówiąc mu teraz, by zostali przyjaciółmi, złamałby mu serce. A nie chciał tego, bardzo nie chciał. Teraz nieco żałuje, że się w to wpakował. Ale jest zbyt dobroduszny, żeby być niemiły dla ludzi. Tylko, że właśnie przez to wiele osób już zranił. A on ma to szczęście, że zawsze trafia na takich, którzy bardzo się we wszystko angażują. On raczej ma lekkie podejście do życia i na razie nie szuka żadnych większych zobowiązań. Chciałby się wyszaleć, wybawić, bo przecież wiecznie młody nie będzie. Powoli zaczynał tracić siły do wszystkiego, ale starał się przynajmniej sprawiać pozory silnego. Jego rozmyślania skończyły się w chwili, kiedy wszedł do sali. Nauczycielka spojrzała na niego z uśmiechem, chyba nie opuścił zbyt wiele lekcji. Usiadł na swoim miejscu zauważając, że Jinki dotarł już do klasy. Widząc wdzięczne spojrzenie Mina posłał mu lekki uśmiech, co zostało odwzajemnione praktycznie od razu. Tak, ten chłopak był naprawdę uroczy. Po wszystkich zajęciach Jonghyun czuł się tak padnięty, że marzył tylko o tym, żeby walnąć się na łóżko i nie wstawać. W jakiś cudowny sposób udało mu się przemknąć do pokoju tak, by nie być zauważonym przez nikogo, bo nie wiedział co im odbiło, ale każdy nagle zaczął czegoś od niego chcieć. Chyba to niewielkie pomieszczenie stanie się jego ulubionym miejscem na ziemi. Oczywiście... Tylko wtedy, kiedy nie ma w nim Kibuma. Gdyby nie ta mała wada, to byłby raj. Gdy w końcu znalazł się na swoim łóżku, westchnął błogo zamykając oczy. Pragnął, by ta chwila trwała wiecznie. Nareszcie mógł poleżeć w ciszy i spokoju, bez żadnych męczących go ludzi, sam ze swoimi myślami. Chciał sobie wszystko poukładać, przemyśleć... Niby wiedział, że pierwsze dni w nowej szkole zmienią wiele w jego życiu, ale nie sądził, że aż tyle. Teraz ma na głowie upierdliwego i rozkapryszonego współlokatora, nachalnych kolegów z klasy, którzy za wszelką cenę chcą się z nim zaprzyjaźnić, ale są też tacy, którzy chyba chętnie by go zabili, ale tego nie okazują. Może dlatego, że cały środkowy rząd za nim lata, czyli klasowe ukesie. Zawsze wiedział, że ma powodzenie u kobiet, a teraz okazuje się, że mężczyźni też na niego lecą. To w sumie nawet nieco go dowartościowało, bo nigdy nie czuł się zbyt atrakcyjny. Poza tym to... Najbardziej przejmował się Taesiem. Inni w sumie go irytowali, ale on... Zależało mu na nim. Tylko co, jeżeli zdecyduje się na ten pierwszy poważniejszy krok, a potem okaże się, że jednak nic nie czuje? Zbyt krótko go zna... Nie wie jeszcze jaki tak naprawdę jest, bo może to co teraz pokazuje, to tylko pozory, które mają na celu uwiedzenie go? Ale tak prawdę mówiąc, to jakoś sobie nie wyobraża, żeby Minnie mógł robić coś takiego... Nie. To nie w jego stylu. Na pewno nie. Nie chce tak o nim myśleć. Po prostu będzie się trzymał powiedzenia~ „pożyjemy, zobaczymy”. A teraz musi sobie z nim wszystko wyjaśnić, żeby potem nie było. No więc skoro już wszystko sobie ogarnął, to teraz wreszcie sobie odpocznie i może nawet złapie drzemkę. Ułożył się w wygodnej pozycji i nie minęło parę minut, a on już spał w najlepsze. Nagle do pokoju wparował Key, trzaskając drzwiami. Pierwsze co zobaczył, to jego ukochany eyeliner leżący na podłodze. Pomyślał, że przecież on go nie ruszał, więc musiał to zrobić nie kto inny jak...
- Jong...! - już chciał krzyknąć, ale zobaczył, że blondyn spał sobie, mając gdzieś cały świat. Zrezygnował więc z wrzeszczenia i postanowił być cicho, żeby go nie obudzić. Poszedł podnieść swój kosmetyk, wzdychając. - ...Ale zaraz. Dlaczego właściwie mam być cicho? Phi, jeszcze czego. - prychnął pod nosem i nie przejmując się już współlokatorem, zaczął się krzątać po pokoju. Robił to tak głośno, że Jonghyun chcąc nie chcąc się obudził. Otworzył oczy zaspany, próbując zarejestrować, kto zakłóca jego spokój.
- Kibum... Ścisz się trochę... - wymamrotał, kładąc poduszkę na głowie.
- Hmm... Teoretycznie mógłbym to zrobić, ale chyba raczej nie skorzystam. - uśmiechnął się uroczo, ale i wrednie, po czym kontynuował swoje dotychczasowe zajęcia. Niestety nie wiedział, że zaraz mu się oberwie. Kiedy ktoś budzi blinga, to wtedy może spodziewać się najgorszego. Jonghyun spojrzał na niego piorunująco i nie myśląc długo, złapał poduszkę, która leżała na jego głowie i rzucił nią w Key. Ten natomiast pisnął zaskoczony, a widząc leżącą na podłodze poduszkę, która jeszcze przed chwilą w niego uderzyła, wściekł się. - Nie wiesz co zrobiłeś. Teraz nie cofnę się przed niczym, ty skurczony dinozaurze! - wydarł się i chwycił poduszkę, po czym rzucił się na niego i zaczął go nią uderzać.
- Aish! P-Przestań! To nie fair, ja nie mam broni! - krzyczał, próbując robić uniki, ale marnie mu to szło z tego względu, że był unieruchomiony na łóżku. Kibum słysząc jego słowa zaśmiał się.
- A to pech!
- Ty... - w końcu zebrał się w sobie i z niemałą siłą odepchnął od siebie wyższego, po czym stanął na łóżku i zabrał z góry inną poduszkę. Właśnie wtedy zaczęła się prawdziwa walka. Chłopcy uderzali się nawzajem z całej siły tak, że czasem jeden lądował na podłodze, a drugi wpadał w drzwi lub ściany. Również poduszki powoli się wykańczały, ponieważ gdzieniegdzie robiły się dziury, przez co małe piórka latały po pokoju. To właśnie nazywała się prawdziwa i bezwzględna bitwa na poduszki. Trwałaby ona dalej, gdyby nie to, że do pokoju wpadł Taemin, który całkowicie nieświadomy sytuacji wszedł głębiej do środka. Stanął za Jjongiem, który zrobił unik tak, że to Lee oberwał i padł na podłogę w całkowitym szoku. Ki roześmiał się głośno na ten widok, a Jonghyun przerażony podbiegł do młodszego. - Taemin! Wszystko w porządku? - patrzył na niego, nie wiedząc co zrobić.
- J-Jonghyun...? - odezwał się brunet, przykładając dłoń do głowy.
- Tak, to ja. Jejku, chodź, pomogę ci wstać. - przejęty całą sytuacją złapał poszkodowanego i zaprowadził go na swoje łóżko. - Boli cię coś? - pogłaskał go po włosach, a on spojrzał na niego nieprzytomnie.
- Tylko trochę boli mnie głowa...
- Kurczę. Czekaj, zaraz zrobię ci jakiś okład. - podrapał się po głowie i wstał, idąc w stronę łazienki. Po drodze spojrzał wściekle na Kibuma, który nie mógł przestać się śmiać. - Zamknij się, to nie jest śmieszne.
- Według mnie owszem. Najbardziej śmieszne jest to, jak udaje. - powiedział rozbawiony, a Jjong zatrzymał się na chwilę.
- Sądzisz, że udaje? Wiesz, zaraz ty przeżyjesz bliskie spotkanie z podłogą i zobaczymy, czy będziesz udawał.
- Jak ty padłeś na podłogę to nic ci się nie stało. - wytknął mu język, wpatrując się w niego swoimi kocimi oczami.
- Bo ja nie jestem taki drobniutki, jak Tae... Dobra, lepiej już idź. Ja się nim zajmę. - machnął ręką zrezygnowany, po czym poszedł przygotować okład, o którym wcześniej wspominał. Drugi Kim pokręcił głową.
- Ale on naiwny... - mruknął pod nosem i spojrzał na Taemina. - Ładnie to tak udawać? - podszedł do niego, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- O co ci chodzi... Naprawdę mnie boli... - odpowiedział skrzywiony.
- Taaak... Tak samo jak naprawdę ci na nim zależy, co? - odparł z pogardą w głosie. W tym samym czasie Jonghyun chciał już wrócić, ale słysząc, że rozmawiają, zatrzymał się.
- Huh... Oczywiście, że mi zależy...
- Spójrzmy prawdzie w oczy, Taeminnie. Tobie nigdy na nikim nie zależało. - przewrócił oczami uznając, że to żałosne.
- Nie prawda... Dobrze wiesz, że mi zależało... - teraz już wyszeptał czując, że łzy napływają mu do oczu.
- Jesteś śmieszny. Dobra, okej. Skoro tak mówisz. Wychodzę. - rzucił krótko i jak powiedział, tak zrobił. Taemin jeszcze przez chwilę trwał w dziwnym stanie, ale widząc, że jego przyjaciel wraca, szybko się ogarnął.
- I jak Minnie, nadal boli? - zapytał blondyn, przykładając mu zimny okład do czoła. Ta rozmowa nieco zbiła go z tropu, ale postanowił, że na razie to zignoruje i zajmie się chłopakiem.
- Uhm... - zamknął oczy. Jonghyun zastanawiał się, co to wszystko miało znaczyć. Konwersacja, którą podsłuchał, wydała mu się strasznie dziwna... Sądził, że kiedy Kibum mówił to wszystko Taeminowi, to ten będzie protestował, zaprzeczał. Chociaż tak naprawdę to zrobił... Ale w sposób, jakby rzeczywiście wiedział, o czym mówił. Oni coś ukrywali... I to raczej nie było przyjemne. Czyli wychodziło na to, że łączyło ich coś więcej, niż tylko zwykłe nieprzepadanie za sobą. Nic z tego nie rozumiał. Wszystko coraz bardziej się gmatwało w jego głowie, bo nie wiedział już, jak ma się zachowywać, jak reagować. Czy po prostu spytać o to Taemina? Albo może to olać i udawać, że nic nie słyszał? Chyba wybierze to drugie. Nie chciał się w nic mieszać, a póki co, to nie był w związku z Lee, więc nie potrzeba mu było tego wiedzieć. Był przekonany, że brunet sam w końcu mu wszystko powie. Na pewno. Westchnął i spojrzał na jego twarz. Zastanawiał się, czemu taka anielska buźka mogła być winna? Wyglądał jak mały, zagubiony chłopiec, który jeszcze nie zna życia. Właśnie ta niewinność podobała mu się w nim najbardziej, ale czy rzeczywiście był taki niewinny? To się okaże wkrótce. - Hyung...
- Co tam maluchu? - uśmiechnął się delikatnie, odgarniając kosmyki włosów, które opadły na jego czoło.
- Mogę ci tak mówić? W końcu jesteś starszy... - otworzył oczy i zaczął się mu przyglądać.
- Możesz, ale... W sumie Jinki miał rację. Przez to można się poczuć staro, nawet jak się jest w tym samym wieku. - zaśmiał się pod nosem.
- Oj tam. Jonghyun-hyung... - wyszeptał i wyciągnął dłoń w jego stronę, którą po chwili przyłożył do jego policzka. Blondwłosy uważnie obserwował każdy jego ruch. - Lubisz mnie? - wypalił nagle, a jego towarzysz doznał mieszanych uczuć.
- Um... No tak... - odpowiedział cicho.
- Ale... Jak? - zapytał ostrożnie.
- Wiesz... Nie wiem jak. - spuścił wzrok, ponieważ nie wiedział, co więcej powiedzieć.
- Nie wiesz... Uważasz, że wszystko za szybko się dzieje, prawda?
- Trochę... Znamy się zaledwie parę dni... Mimo iż wiem, że mi na tobie zależy, to nie jestem w stanie powiedzieć, czy czuję coś więcej. Taemin... - położył dłoń na jego dłoni. - Zaczekajmy z tym, co? Niech minie trochę więcej czasu... Lepiej się poznamy... Nie chcę, żebyś się potem rozczarował... - odparł, a czarnowłosy westchnął cicho.
- Tak... Ja wiem, że byłem nachalny... Że... Że to tak szybko... Po prostu od początku poczułem coś dziwnego względem ciebie... I... - urwał. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale chyba nie miał na to odwagi. Przygryzł dolną wargę i ponownie poczuł, że zbiera mu się na płacz.
- Nie Minnie. Nie byłeś nachalny... Najzwyczajniej w świecie potrzebujesz czyjejś bliskości, no i zdobywasz ją na swój sposób... Nie chcę cię ranić. Chciałbym spróbować, ale... Naprawdę poczekajmy. I nie chcę niczego obiecywać... Bo nie jestem pewien, co się będzie działo. Zgadzasz się? - popatrzył mu w oczy, a widząc jak łzy zaczynają spływać mu po policzkach, od razu zaczął je ścierać. - Taeś...
- Dobrze. Zgoda. Nie będę cię pospieszał. Nie chcę cię do siebie zrazić. Będę czekał, aż podejmiesz decyzję... - powiedział, uśmiechając się przez łzy. - I nie martw się tym, że płaczę. Rozkleiłem się... Ano i już mi lepiej. Pozwól, że pójdę... - pociągnął nosem, po czym podniósł się i poprawił swój wygląd. Jjong patrzył na niego nieco bezsilnie.
- Ale wszystko w porządku? - chciał się upewnić.
- Tak. W porządku. Do zobaczenia jutro! - pomachał mu na pożegnanie, przy okazji ścierając łzy i opuścił pomieszczenie. No to się porobiło.
* * *
No już idę, cholera jasna! - wrzasnął Kibum, kiedy ktoś poraz kolejny głośno zapukał do drzwi. Otworzył i wbił swoje mordercze spojrzenie w osobnika, który śmiał go wyciągnąć z łazienki. - Czego Heechul? Nie mogłeś po prostu wejść?! - warknął, a czerwonowłosy spuścił wzrok.- Przepraszam... Nie chciałem być niegrzeczny, może akurat ktoś by się przebierał? - powiedział cicho.
- Dobra, nie ważne. Ty do kogo? - oparł się o drzwi znudzony.
- Szukam Jonghyuna. - odezwał się, a diva parsknął pod nosem.
- A ty co, też na niego poleciałeś? Wy wszyscy jesteście tacy żałośni. - pokręcił głową, a Hee uśmiechnął się nieco szyderczo.
- No nie gadaj, że ci się nie podoba. Masz farta, że trafiłeś z nim do pokoju! - westchnął rozmarzony, a Key jeszcze bardziej się roześmiał.
- Weź przestań. Chętnie ci go oddam, żaden fart. Raczej najgorsze nieszczęście.
- Yhyy... To co, jest czy nie? - zniecierpliwił się już trochę.
- Nie ma. - wzruszył ramionami.
- A gdzie poszedł?
- A bo ja wiem... Co ja, jego matka? Nie mam pojęcia i szczerze? Ani trochę mnie to nie interesuje. Idź go szukać gdzie indziej. - zatrzasnął mu drzwi przed nosem. Wkurzył się jego słowami. No bo jak niby Jonghyun miał mu się podobać? Bez sensu. Przecież on go nie znosi. Można nawet powiedzieć, że nienawidzi. I w dodatku zadaje się z Taeminem... To już samo w sobie sprawia, że po prostu się nim brzydzi. Pokręcił głową, wyrzucając z niej te wszystkie myśli i wrócił pindrzyć się do łazienki. W tym samym czasie blondwłosy błądził po szkole, rozmyślając. Niestety nie mógł tego dłużej robić, bo Heechul, który wcześniej go szukał, w końcu go znalazł.
- Jonghyun! - zawołał, uwieszając się na jego ramieniu.
- Ou, Heechul. Cześć. - wyprostował się, ponieważ prawie by się przewrócił.
- Co tam? - uśmiechnął się szeroko.
- A nic, spaceruje sobie. - odwzajemnił uśmiech i teraz oboje szli powolnym krokiem w niewiadomą stronę.
- Czyli mówisz, że nie jesteś zajęty? - spojrzał na niego rozpromieniony.
- No raczej nie. A co? - odparł czując, że zaraz zostanie w coś wciągnięty.
- Dzisiaj szykuje się mała imprezka. Wszystkie drugie klasy. Będziesz? - zapytał z nadzieją, a bling zamyślił się na chwilę.
- Czekaj, ale czy ty chcesz... Pójść tam ze mną?
- Heh... No właściwie to tak. - zrobił uroczą minkę, a blondyn zawahał się na chwilę.
- Cóż... No jeżeli bardzo chcesz... - wydukał. Tak naprawdę nie był pewien, czy się zgodzić, bo Tae też na pewno tam pójdzie...
- Super! Więc widzimy się o siódmej! - klasnął w dłonie uradowany i pobiegł szybko pochwalić się kolegom, że idzie na imprezę z Jjongiem. Ten natomiast westchnął ciężko, zdając sobie sprawę, że naraził się na niezłą burę. Wrócił do pokoju zrezygnowany, patrząc na zegarek. Miał tylko dwie godziny, żeby się przygotować. Stwierdził, że ubierze się zwyczajnie, bo po co się odstawiać. W końcu to zwykła impreza, ze zwykłymi ludźmi. Z takim nastawieniem poszedł do szafki i wyciągnął jakąś kolorową koszulkę, a do tego jego ulubione czarne i mega obcisłe rurki. Więcej mu nie było trzeba.
- Kibum, ile ty jeszcze będziesz tam siedział, co? - zirytował się, kiedy zorientował się, że jego współlokator nadal zajmuje łazienkę.
- Już wychodzę. - odpowiedział, po czym wyszedł, a blondyn omało co się nie przewrócił na jego widok. Chłopak wyglądał nieziemsko. Miał na sobie obcisłe białe rurki, luźny, biało-czarny t-shirt, masę kolczyków i pierścionków, a makijaż był bardziej dopracowany, niż cokolwiek innego na świecie. - No co się tak gapisz? - przechylił delikatnie głowę, przez co teraz wyglądał też strasznie uroczo. Jjong szybko się otrząsnął i odwrócił wzrok.
- Nic. Też idziesz na tą imprezę? - sprytnie zmienił temat.
- Taa. Przejdę się. Tylko mi nie mów, że idziesz. - wydął dolną wargę. Cholera, czy on specjalnie robi to aegyo? - pomyślał blondyn, który starał się jak najmniej na niego patrzeć, bo miał słabość do takich rzeczy.
- Idę... Ale spoko, będę cię omijał szerokim łukiem. - rzucił krótko, po czym czym prędzej popędził do łazienki. Mimo iż nie znosił tego gościa, to jego wygląd zwalał go z nóg. A kiedy jeszcze starał się być słodki, to już w ogóle wymiękał. Po co on to robił? Dziwny człowiek, ale cóż. Nie ociągając się już dłużej, zaczął się szykować. Godzinę później był już gotowy. Gdy wyszedł z zaparowanego pomieszczenia, mógł w końcu odetchnąć, bo tam brakowało mu już powietrza. Zauważył, że jego współlokator już wyszedł, dlatego on również to zrobił. Przed jego pokojem czekał Taemin, co go trochę zestresowało, bo i Heechul pewnie zaraz się zjawi.
- Wow Jongie, wyglądasz bosko. - uśmiechnął się szeroko, widząc swojego przyjaciela.
- Hehe, ty wyglądasz jeszcze lepiej. - poczochrał mu włoski, a on jak zwykle się skrzywił. - Aww, tak uroczo.
- Oj przestań... - zarumienił się, jak to on miał w zwyczaju.
- No dlaczego? Przecież... - już chciał pociągnąć ich dialog dalej, ale nagle zjawił się rudzielec, z którym wybierał się na imprezę.
- O, cześć Taemin. - wyszczerzył się, łapiąc Jonghyuna pod rękę. Lee popatrzył na nich zdezorientowany, a bling zaśmiał się nerwowo. - Czyli rozumiem, że idziemy we trójkę?
- We trójkę? Jonghyun-hyung, umówiłeś się z nim? - popatrzył na niego zawiedziony.
- Yyy... Właściwie...
- Tak, dzisiaj go zaprosiłem. Ale jeżeli nie masz z kim pójść, to możesz się zabrać z nami. - uśmiechał się przyjacielsko, a Tae spuścił wzrok.
- Chodź z nami Minnie. - blondyn wyśliznął się delikatnie Heechulowi i tym razem złapał za rękę bruneta, na co ich towarzysz naburmuszył się nieco.
- No to ruszamy, bo w końcu się spóźnimy. - odparł i pociągnął ich za sobą.
- Czyli... Przeprosiny przyjęte? - Kim uśmiechnął się uroczo, starając się tym rozczulić chłopaka jeszcze bardziej.
- Aww... Tak, tak, tak! - pisnął zadowolony i rzucił mu się w ramiona. Niższy pogłaskał go delikatnie po plecach, po czym odsunął się i poprawił mundurek.
- Cieszę się. No to co, chyba powinieneś już iść do Jinkiego. Zdaje się, że na ciebie czekał... - nagle przypomniał sobie o chłopaku, który został odesłany jakiś czas temu.
- Ojejku, rzeczywiście! Zaczekaj. - czarnowłosy również dopiero co sobie o tym przypomniał i poszedł w stronę miejsca, gdzie miał czekać na niego Onew. Gdy zobaczył, że go tam nie ma, zaczął się zastanawiać co się stało. A może po prostu nie chciało mu się już tu tak stać i poszedł sam... No cóż, skoro tak, to chyba już nie potrzebuje jego pomocy. Westchnął tylko, po czym wrócił do Jjonga.
- I co, czemu jesteś sam? - wbił w niego swój wzrok, a Lee wzruszył ramionami.
- Chyba sobie poszedł.
- A co jeżeli się obraził? Może chodźmy go poszukać... - już chciał wyruszyć na poszukiwana, jednak młodszy złapał go za rękę.
- E tam, na pewno nie. Zresztą zaraz będzie dzwonek, chodźmy już. Pewnie zaraz do nas dołączy, przecież on nie ma prawa się spóźnić! - zaśmiał się, na co Jonghyun tylko się uśmiechnął i pomyślał, że co fakt to fakt. Onew nigdy się nie spóźnia, więc na pewno niedługo się pojawi. Z takim nastawieniem poszli do sali, a kiedy lekcje już się zaczęły, wbrew ich założeniom, szatyn wcale się nie pojawiał. Zmartwiło to nieco Taemina, który zastanawiał się, czy rzeczywiście nie stało się nic złego. Ale przecież jeszcze zanim się rozstali, to kurczak tętnił życiem i radością, więc co mogło się wydarzyć? Dlaczego nie ma go jeszcze na lekcji? Przecież on zawsze był taki punktualny, aż za bardzo. Zazwyczaj przychodził nawet pół godziny przed dzwonkiem, żeby tylko się nie spóźnić. Niepokoiło go to i to bardzo. Posłał Jonghyunowi zmartwione spojrzenie, a ten widząc to, podniósł rękę do góry.
- Co się dzieje Jonghyun? - zapytała nauczycielka, która zauważyła podniesioną rękę blondwłosego.
- Muszę do łazienki, pilna sprawa. Mogę wyjść? - odezwał się z grymasem na twarzy, mówiącym, że jak zaraz nie pójdzie do toalety, to będą musieli wzywać służby specjalne do sprzątania.
- Och, naturalnie. Tylko postaraj się to szybko załatwić, dzisiaj mamy bardzo ważny temat lekcji. - pouczyła go, a on przewrócił oczami, kiwając głową.
- Dobrze. - odparł i podniósł się z miejsca, ruszając w stronę wyjścia. Przy okazji podszedł do Taemina tak, by nauczycielka tego nie zauważyła i nachylił się nad nim. - Znajdę go. Nie martw się, Minnie. - poczochrał go delikatnie po włoskach, ale starając się nie zniszczyć mu fryzury, a kiedy młodszy pokiwał głową, opuścił pomieszczenie. Nie miał pojęcia, gdzie się udać najpierw. On tak naprawdę mógł być wszędzie. Ale cóż, najpierw postanowił pójść do jego pokoju. No bo przecież mógł tam pójść, jak już wszyscy poszli na zajęcia. Jak pomyślał, tak też zrobił. Po chwili znajdował się przed drzwiami współlokatorów Lee. Wpatrywał się w nie przez moment, aż w końcu zapukał. Odpowiedziała mu cisza. Ponownie zapukał i znowu to samo. Zniecierpliwiony pociągnął za klamkę, ale drzwi były zamknięte. W takim razie uznał, że niestety go tam nie ma, więc wznowił poszukiwania. Okrążył już chyba całą szkołę, ale nigdzie go nie znalazł. Nagle do głowy wpadła mu myśl, że może poszedł na zewnątrz. W sumie, nie zaszkodzi sprawdzić. Zrezygnowany wyszedł ze szkoły i zaczął się rozglądać, próbując wypatrzeć znajomą postać. Chyba szczęście go nie opuściło, ponieważ po chwili dostrzegł w oddali siedzącego na ławce Jinkiego. Czym prędzej pognał w jego stronę.
- Ty, kujonie! - krzyknął, a chłopak spojrzał na niego zaskoczony. - No tak, do ciebie mówię! - w końcu znalazł się obok niego, próbując złapać oddech.
- Co ty tu robisz, Jonghyun? - wstał, wpatrując się w niego.
- Chyba ja powinienem zapytać, co ty tu robisz. - podparł biodra rękami i zmarszczył nos. - Taemin się o ciebie niepokoi, ja zrywam się z lekcji, żeby cię znaleźć, a ty sobie tu siedzisz jak ten pan i władca i wdychasz świeże powietrze. No wiesz co?! - prychnął oburzony jego stoickim spokojem.
- Taemin się mną przejął? - od razu zapytał, jakby jedynie to go obchodziło.
- No przecież jesteś jego przyjacielem, więc to oczywiste. Nigdy nie spóźniasz się na lekcje, więc pomyślał, że może coś się stało. Ale widzę, że wszystko w porządku? - popatrzył na niego z uwagą. Coś mu nie pasowało. Tylko nie wiedział co.
- T-To... No tak. - spuścił wzrok. Bling stał się przez to jeszcze bardziej podejrzliwy i postanowił nie dawać za wygraną.
- Na pewno? Bo nie wygląda. - teraz skrzyżował ręce na klatce piersiowej. - Co się stało? Dlaczego tak nagle zniknąłeś?
- Po prostu... Źle się poczułem. Musiałem wyjść na zewnątrz. A potem się zamyśliłem, dlatego nie poszedłem na lekcje... Straciłem poczucie czasu.
- Ale teraz nie wyglądasz, jakbyś specjalnie przejął się tym, że opuściłeś lekcje. Większe zainteresowanie wzbudziło w tobie napomnienie o Taeminie. - w tym momencie niemalże przeszywał go wzrokiem. Jakby... Miał wrażenie, że Jinki... Lubi ich przyjaciela?
- E tam, wydaje ci się. Przejmuje się... I lepiej już chodźmy, bo obaj będziemy mieli przechlapane. - odpowiedział wymijająco i nie czekając na niższego, poszedł do szkoły. Jjong odniósł wrażenie, jakby szatyn specjalnie uniknął odpowiedzi. Ta rozmowa nieco go zdenerwowała, nie wiedział dlaczego. Bo tak naprawdę to... Co on czuł wobec Tae? Niby go lubił, no i podobał mu się. Był przeuroczy, rozkoszny, po prostu taki do zjedzenia. I oczywiście zauważył, że młodszy jest w nim zadurzony. Starał się być dla niego miły, nie chciał go odrzucać. Ale wydawało mu się, że zbyt krótko się znają, żeby móc myśleć o czymś więcej. To dopiero jego trzeci dzień w tej szkole, a tu już takie trudne sprawy... Sam jeszcze do końca nie wiedział co ma robić, potrzebował do tego trochę czasu... Chyba będzie musiał porozmawiać o tym z Taeminem. Bo był pewien, że po tym pocałunku Lee narobił sobie tyle nadziei, że mówiąc mu teraz, by zostali przyjaciółmi, złamałby mu serce. A nie chciał tego, bardzo nie chciał. Teraz nieco żałuje, że się w to wpakował. Ale jest zbyt dobroduszny, żeby być niemiły dla ludzi. Tylko, że właśnie przez to wiele osób już zranił. A on ma to szczęście, że zawsze trafia na takich, którzy bardzo się we wszystko angażują. On raczej ma lekkie podejście do życia i na razie nie szuka żadnych większych zobowiązań. Chciałby się wyszaleć, wybawić, bo przecież wiecznie młody nie będzie. Powoli zaczynał tracić siły do wszystkiego, ale starał się przynajmniej sprawiać pozory silnego. Jego rozmyślania skończyły się w chwili, kiedy wszedł do sali. Nauczycielka spojrzała na niego z uśmiechem, chyba nie opuścił zbyt wiele lekcji. Usiadł na swoim miejscu zauważając, że Jinki dotarł już do klasy. Widząc wdzięczne spojrzenie Mina posłał mu lekki uśmiech, co zostało odwzajemnione praktycznie od razu. Tak, ten chłopak był naprawdę uroczy. Po wszystkich zajęciach Jonghyun czuł się tak padnięty, że marzył tylko o tym, żeby walnąć się na łóżko i nie wstawać. W jakiś cudowny sposób udało mu się przemknąć do pokoju tak, by nie być zauważonym przez nikogo, bo nie wiedział co im odbiło, ale każdy nagle zaczął czegoś od niego chcieć. Chyba to niewielkie pomieszczenie stanie się jego ulubionym miejscem na ziemi. Oczywiście... Tylko wtedy, kiedy nie ma w nim Kibuma. Gdyby nie ta mała wada, to byłby raj. Gdy w końcu znalazł się na swoim łóżku, westchnął błogo zamykając oczy. Pragnął, by ta chwila trwała wiecznie. Nareszcie mógł poleżeć w ciszy i spokoju, bez żadnych męczących go ludzi, sam ze swoimi myślami. Chciał sobie wszystko poukładać, przemyśleć... Niby wiedział, że pierwsze dni w nowej szkole zmienią wiele w jego życiu, ale nie sądził, że aż tyle. Teraz ma na głowie upierdliwego i rozkapryszonego współlokatora, nachalnych kolegów z klasy, którzy za wszelką cenę chcą się z nim zaprzyjaźnić, ale są też tacy, którzy chyba chętnie by go zabili, ale tego nie okazują. Może dlatego, że cały środkowy rząd za nim lata, czyli klasowe ukesie. Zawsze wiedział, że ma powodzenie u kobiet, a teraz okazuje się, że mężczyźni też na niego lecą. To w sumie nawet nieco go dowartościowało, bo nigdy nie czuł się zbyt atrakcyjny. Poza tym to... Najbardziej przejmował się Taesiem. Inni w sumie go irytowali, ale on... Zależało mu na nim. Tylko co, jeżeli zdecyduje się na ten pierwszy poważniejszy krok, a potem okaże się, że jednak nic nie czuje? Zbyt krótko go zna... Nie wie jeszcze jaki tak naprawdę jest, bo może to co teraz pokazuje, to tylko pozory, które mają na celu uwiedzenie go? Ale tak prawdę mówiąc, to jakoś sobie nie wyobraża, żeby Minnie mógł robić coś takiego... Nie. To nie w jego stylu. Na pewno nie. Nie chce tak o nim myśleć. Po prostu będzie się trzymał powiedzenia~ „pożyjemy, zobaczymy”. A teraz musi sobie z nim wszystko wyjaśnić, żeby potem nie było. No więc skoro już wszystko sobie ogarnął, to teraz wreszcie sobie odpocznie i może nawet złapie drzemkę. Ułożył się w wygodnej pozycji i nie minęło parę minut, a on już spał w najlepsze. Nagle do pokoju wparował Key, trzaskając drzwiami. Pierwsze co zobaczył, to jego ukochany eyeliner leżący na podłodze. Pomyślał, że przecież on go nie ruszał, więc musiał to zrobić nie kto inny jak...
- Jong...! - już chciał krzyknąć, ale zobaczył, że blondyn spał sobie, mając gdzieś cały świat. Zrezygnował więc z wrzeszczenia i postanowił być cicho, żeby go nie obudzić. Poszedł podnieść swój kosmetyk, wzdychając. - ...Ale zaraz. Dlaczego właściwie mam być cicho? Phi, jeszcze czego. - prychnął pod nosem i nie przejmując się już współlokatorem, zaczął się krzątać po pokoju. Robił to tak głośno, że Jonghyun chcąc nie chcąc się obudził. Otworzył oczy zaspany, próbując zarejestrować, kto zakłóca jego spokój.
- Kibum... Ścisz się trochę... - wymamrotał, kładąc poduszkę na głowie.
- Hmm... Teoretycznie mógłbym to zrobić, ale chyba raczej nie skorzystam. - uśmiechnął się uroczo, ale i wrednie, po czym kontynuował swoje dotychczasowe zajęcia. Niestety nie wiedział, że zaraz mu się oberwie. Kiedy ktoś budzi blinga, to wtedy może spodziewać się najgorszego. Jonghyun spojrzał na niego piorunująco i nie myśląc długo, złapał poduszkę, która leżała na jego głowie i rzucił nią w Key. Ten natomiast pisnął zaskoczony, a widząc leżącą na podłodze poduszkę, która jeszcze przed chwilą w niego uderzyła, wściekł się. - Nie wiesz co zrobiłeś. Teraz nie cofnę się przed niczym, ty skurczony dinozaurze! - wydarł się i chwycił poduszkę, po czym rzucił się na niego i zaczął go nią uderzać.
- Aish! P-Przestań! To nie fair, ja nie mam broni! - krzyczał, próbując robić uniki, ale marnie mu to szło z tego względu, że był unieruchomiony na łóżku. Kibum słysząc jego słowa zaśmiał się.
- A to pech!
- Ty... - w końcu zebrał się w sobie i z niemałą siłą odepchnął od siebie wyższego, po czym stanął na łóżku i zabrał z góry inną poduszkę. Właśnie wtedy zaczęła się prawdziwa walka. Chłopcy uderzali się nawzajem z całej siły tak, że czasem jeden lądował na podłodze, a drugi wpadał w drzwi lub ściany. Również poduszki powoli się wykańczały, ponieważ gdzieniegdzie robiły się dziury, przez co małe piórka latały po pokoju. To właśnie nazywała się prawdziwa i bezwzględna bitwa na poduszki. Trwałaby ona dalej, gdyby nie to, że do pokoju wpadł Taemin, który całkowicie nieświadomy sytuacji wszedł głębiej do środka. Stanął za Jjongiem, który zrobił unik tak, że to Lee oberwał i padł na podłogę w całkowitym szoku. Ki roześmiał się głośno na ten widok, a Jonghyun przerażony podbiegł do młodszego. - Taemin! Wszystko w porządku? - patrzył na niego, nie wiedząc co zrobić.
- J-Jonghyun...? - odezwał się brunet, przykładając dłoń do głowy.
- Tak, to ja. Jejku, chodź, pomogę ci wstać. - przejęty całą sytuacją złapał poszkodowanego i zaprowadził go na swoje łóżko. - Boli cię coś? - pogłaskał go po włosach, a on spojrzał na niego nieprzytomnie.
- Tylko trochę boli mnie głowa...
- Kurczę. Czekaj, zaraz zrobię ci jakiś okład. - podrapał się po głowie i wstał, idąc w stronę łazienki. Po drodze spojrzał wściekle na Kibuma, który nie mógł przestać się śmiać. - Zamknij się, to nie jest śmieszne.
- Według mnie owszem. Najbardziej śmieszne jest to, jak udaje. - powiedział rozbawiony, a Jjong zatrzymał się na chwilę.
- Sądzisz, że udaje? Wiesz, zaraz ty przeżyjesz bliskie spotkanie z podłogą i zobaczymy, czy będziesz udawał.
- Jak ty padłeś na podłogę to nic ci się nie stało. - wytknął mu język, wpatrując się w niego swoimi kocimi oczami.
- Bo ja nie jestem taki drobniutki, jak Tae... Dobra, lepiej już idź. Ja się nim zajmę. - machnął ręką zrezygnowany, po czym poszedł przygotować okład, o którym wcześniej wspominał. Drugi Kim pokręcił głową.
- Ale on naiwny... - mruknął pod nosem i spojrzał na Taemina. - Ładnie to tak udawać? - podszedł do niego, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- O co ci chodzi... Naprawdę mnie boli... - odpowiedział skrzywiony.
- Taaak... Tak samo jak naprawdę ci na nim zależy, co? - odparł z pogardą w głosie. W tym samym czasie Jonghyun chciał już wrócić, ale słysząc, że rozmawiają, zatrzymał się.
- Huh... Oczywiście, że mi zależy...
- Spójrzmy prawdzie w oczy, Taeminnie. Tobie nigdy na nikim nie zależało. - przewrócił oczami uznając, że to żałosne.
- Nie prawda... Dobrze wiesz, że mi zależało... - teraz już wyszeptał czując, że łzy napływają mu do oczu.
- Jesteś śmieszny. Dobra, okej. Skoro tak mówisz. Wychodzę. - rzucił krótko i jak powiedział, tak zrobił. Taemin jeszcze przez chwilę trwał w dziwnym stanie, ale widząc, że jego przyjaciel wraca, szybko się ogarnął.
- I jak Minnie, nadal boli? - zapytał blondyn, przykładając mu zimny okład do czoła. Ta rozmowa nieco zbiła go z tropu, ale postanowił, że na razie to zignoruje i zajmie się chłopakiem.
- Uhm... - zamknął oczy. Jonghyun zastanawiał się, co to wszystko miało znaczyć. Konwersacja, którą podsłuchał, wydała mu się strasznie dziwna... Sądził, że kiedy Kibum mówił to wszystko Taeminowi, to ten będzie protestował, zaprzeczał. Chociaż tak naprawdę to zrobił... Ale w sposób, jakby rzeczywiście wiedział, o czym mówił. Oni coś ukrywali... I to raczej nie było przyjemne. Czyli wychodziło na to, że łączyło ich coś więcej, niż tylko zwykłe nieprzepadanie za sobą. Nic z tego nie rozumiał. Wszystko coraz bardziej się gmatwało w jego głowie, bo nie wiedział już, jak ma się zachowywać, jak reagować. Czy po prostu spytać o to Taemina? Albo może to olać i udawać, że nic nie słyszał? Chyba wybierze to drugie. Nie chciał się w nic mieszać, a póki co, to nie był w związku z Lee, więc nie potrzeba mu było tego wiedzieć. Był przekonany, że brunet sam w końcu mu wszystko powie. Na pewno. Westchnął i spojrzał na jego twarz. Zastanawiał się, czemu taka anielska buźka mogła być winna? Wyglądał jak mały, zagubiony chłopiec, który jeszcze nie zna życia. Właśnie ta niewinność podobała mu się w nim najbardziej, ale czy rzeczywiście był taki niewinny? To się okaże wkrótce. - Hyung...
- Co tam maluchu? - uśmiechnął się delikatnie, odgarniając kosmyki włosów, które opadły na jego czoło.
- Mogę ci tak mówić? W końcu jesteś starszy... - otworzył oczy i zaczął się mu przyglądać.
- Możesz, ale... W sumie Jinki miał rację. Przez to można się poczuć staro, nawet jak się jest w tym samym wieku. - zaśmiał się pod nosem.
- Oj tam. Jonghyun-hyung... - wyszeptał i wyciągnął dłoń w jego stronę, którą po chwili przyłożył do jego policzka. Blondwłosy uważnie obserwował każdy jego ruch. - Lubisz mnie? - wypalił nagle, a jego towarzysz doznał mieszanych uczuć.
- Um... No tak... - odpowiedział cicho.
- Ale... Jak? - zapytał ostrożnie.
- Wiesz... Nie wiem jak. - spuścił wzrok, ponieważ nie wiedział, co więcej powiedzieć.
- Nie wiesz... Uważasz, że wszystko za szybko się dzieje, prawda?
- Trochę... Znamy się zaledwie parę dni... Mimo iż wiem, że mi na tobie zależy, to nie jestem w stanie powiedzieć, czy czuję coś więcej. Taemin... - położył dłoń na jego dłoni. - Zaczekajmy z tym, co? Niech minie trochę więcej czasu... Lepiej się poznamy... Nie chcę, żebyś się potem rozczarował... - odparł, a czarnowłosy westchnął cicho.
- Tak... Ja wiem, że byłem nachalny... Że... Że to tak szybko... Po prostu od początku poczułem coś dziwnego względem ciebie... I... - urwał. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale chyba nie miał na to odwagi. Przygryzł dolną wargę i ponownie poczuł, że zbiera mu się na płacz.
- Nie Minnie. Nie byłeś nachalny... Najzwyczajniej w świecie potrzebujesz czyjejś bliskości, no i zdobywasz ją na swój sposób... Nie chcę cię ranić. Chciałbym spróbować, ale... Naprawdę poczekajmy. I nie chcę niczego obiecywać... Bo nie jestem pewien, co się będzie działo. Zgadzasz się? - popatrzył mu w oczy, a widząc jak łzy zaczynają spływać mu po policzkach, od razu zaczął je ścierać. - Taeś...
- Dobrze. Zgoda. Nie będę cię pospieszał. Nie chcę cię do siebie zrazić. Będę czekał, aż podejmiesz decyzję... - powiedział, uśmiechając się przez łzy. - I nie martw się tym, że płaczę. Rozkleiłem się... Ano i już mi lepiej. Pozwól, że pójdę... - pociągnął nosem, po czym podniósł się i poprawił swój wygląd. Jjong patrzył na niego nieco bezsilnie.
- Ale wszystko w porządku? - chciał się upewnić.
- Tak. W porządku. Do zobaczenia jutro! - pomachał mu na pożegnanie, przy okazji ścierając łzy i opuścił pomieszczenie. No to się porobiło.
* * *
No już idę, cholera jasna! - wrzasnął Kibum, kiedy ktoś poraz kolejny głośno zapukał do drzwi. Otworzył i wbił swoje mordercze spojrzenie w osobnika, który śmiał go wyciągnąć z łazienki. - Czego Heechul? Nie mogłeś po prostu wejść?! - warknął, a czerwonowłosy spuścił wzrok.- Przepraszam... Nie chciałem być niegrzeczny, może akurat ktoś by się przebierał? - powiedział cicho.
- Dobra, nie ważne. Ty do kogo? - oparł się o drzwi znudzony.
- Szukam Jonghyuna. - odezwał się, a diva parsknął pod nosem.
- A ty co, też na niego poleciałeś? Wy wszyscy jesteście tacy żałośni. - pokręcił głową, a Hee uśmiechnął się nieco szyderczo.
- No nie gadaj, że ci się nie podoba. Masz farta, że trafiłeś z nim do pokoju! - westchnął rozmarzony, a Key jeszcze bardziej się roześmiał.
- Weź przestań. Chętnie ci go oddam, żaden fart. Raczej najgorsze nieszczęście.
- Yhyy... To co, jest czy nie? - zniecierpliwił się już trochę.
- Nie ma. - wzruszył ramionami.
- A gdzie poszedł?
- A bo ja wiem... Co ja, jego matka? Nie mam pojęcia i szczerze? Ani trochę mnie to nie interesuje. Idź go szukać gdzie indziej. - zatrzasnął mu drzwi przed nosem. Wkurzył się jego słowami. No bo jak niby Jonghyun miał mu się podobać? Bez sensu. Przecież on go nie znosi. Można nawet powiedzieć, że nienawidzi. I w dodatku zadaje się z Taeminem... To już samo w sobie sprawia, że po prostu się nim brzydzi. Pokręcił głową, wyrzucając z niej te wszystkie myśli i wrócił pindrzyć się do łazienki. W tym samym czasie blondwłosy błądził po szkole, rozmyślając. Niestety nie mógł tego dłużej robić, bo Heechul, który wcześniej go szukał, w końcu go znalazł.
- Jonghyun! - zawołał, uwieszając się na jego ramieniu.
- Ou, Heechul. Cześć. - wyprostował się, ponieważ prawie by się przewrócił.
- Co tam? - uśmiechnął się szeroko.
- A nic, spaceruje sobie. - odwzajemnił uśmiech i teraz oboje szli powolnym krokiem w niewiadomą stronę.
- Czyli mówisz, że nie jesteś zajęty? - spojrzał na niego rozpromieniony.
- No raczej nie. A co? - odparł czując, że zaraz zostanie w coś wciągnięty.
- Dzisiaj szykuje się mała imprezka. Wszystkie drugie klasy. Będziesz? - zapytał z nadzieją, a bling zamyślił się na chwilę.
- Czekaj, ale czy ty chcesz... Pójść tam ze mną?
- Heh... No właściwie to tak. - zrobił uroczą minkę, a blondyn zawahał się na chwilę.
- Cóż... No jeżeli bardzo chcesz... - wydukał. Tak naprawdę nie był pewien, czy się zgodzić, bo Tae też na pewno tam pójdzie...
- Super! Więc widzimy się o siódmej! - klasnął w dłonie uradowany i pobiegł szybko pochwalić się kolegom, że idzie na imprezę z Jjongiem. Ten natomiast westchnął ciężko, zdając sobie sprawę, że naraził się na niezłą burę. Wrócił do pokoju zrezygnowany, patrząc na zegarek. Miał tylko dwie godziny, żeby się przygotować. Stwierdził, że ubierze się zwyczajnie, bo po co się odstawiać. W końcu to zwykła impreza, ze zwykłymi ludźmi. Z takim nastawieniem poszedł do szafki i wyciągnął jakąś kolorową koszulkę, a do tego jego ulubione czarne i mega obcisłe rurki. Więcej mu nie było trzeba.
- Kibum, ile ty jeszcze będziesz tam siedział, co? - zirytował się, kiedy zorientował się, że jego współlokator nadal zajmuje łazienkę.
- Już wychodzę. - odpowiedział, po czym wyszedł, a blondyn omało co się nie przewrócił na jego widok. Chłopak wyglądał nieziemsko. Miał na sobie obcisłe białe rurki, luźny, biało-czarny t-shirt, masę kolczyków i pierścionków, a makijaż był bardziej dopracowany, niż cokolwiek innego na świecie. - No co się tak gapisz? - przechylił delikatnie głowę, przez co teraz wyglądał też strasznie uroczo. Jjong szybko się otrząsnął i odwrócił wzrok.
- Nic. Też idziesz na tą imprezę? - sprytnie zmienił temat.
- Taa. Przejdę się. Tylko mi nie mów, że idziesz. - wydął dolną wargę. Cholera, czy on specjalnie robi to aegyo? - pomyślał blondyn, który starał się jak najmniej na niego patrzeć, bo miał słabość do takich rzeczy.
- Idę... Ale spoko, będę cię omijał szerokim łukiem. - rzucił krótko, po czym czym prędzej popędził do łazienki. Mimo iż nie znosił tego gościa, to jego wygląd zwalał go z nóg. A kiedy jeszcze starał się być słodki, to już w ogóle wymiękał. Po co on to robił? Dziwny człowiek, ale cóż. Nie ociągając się już dłużej, zaczął się szykować. Godzinę później był już gotowy. Gdy wyszedł z zaparowanego pomieszczenia, mógł w końcu odetchnąć, bo tam brakowało mu już powietrza. Zauważył, że jego współlokator już wyszedł, dlatego on również to zrobił. Przed jego pokojem czekał Taemin, co go trochę zestresowało, bo i Heechul pewnie zaraz się zjawi.
- Wow Jongie, wyglądasz bosko. - uśmiechnął się szeroko, widząc swojego przyjaciela.
- Hehe, ty wyglądasz jeszcze lepiej. - poczochrał mu włoski, a on jak zwykle się skrzywił. - Aww, tak uroczo.
- Oj przestań... - zarumienił się, jak to on miał w zwyczaju.
- No dlaczego? Przecież... - już chciał pociągnąć ich dialog dalej, ale nagle zjawił się rudzielec, z którym wybierał się na imprezę.
- O, cześć Taemin. - wyszczerzył się, łapiąc Jonghyuna pod rękę. Lee popatrzył na nich zdezorientowany, a bling zaśmiał się nerwowo. - Czyli rozumiem, że idziemy we trójkę?
- We trójkę? Jonghyun-hyung, umówiłeś się z nim? - popatrzył na niego zawiedziony.
- Yyy... Właściwie...
- Tak, dzisiaj go zaprosiłem. Ale jeżeli nie masz z kim pójść, to możesz się zabrać z nami. - uśmiechał się przyjacielsko, a Tae spuścił wzrok.
- Chodź z nami Minnie. - blondyn wyśliznął się delikatnie Heechulowi i tym razem złapał za rękę bruneta, na co ich towarzysz naburmuszył się nieco.
- No to ruszamy, bo w końcu się spóźnimy. - odparł i pociągnął ich za sobą.
*
* *
Impreza trwała w najlepsze, głośna muzyka, tłumy
ludzi. Wszystko jak powinno być. Jednak Key nie był do końca
przekonany, czy podoba mu się przebywanie tutaj. Cały czas
siedział sam, tylko czasem przykleił się do niego jakiś napalony
troglodyta.
- Yah, kochany współlokatorze. Co tak sam siedzisz? - nagle podszedł do niego Jonghyun, kiwający się już lekko.
- Bo mogę. A ty co, już się schlałeś? - pokręcił głową z dezaprobatą i posunął się nieco, bo blondyn praktycznie padł na miejsce obok niego.
- Niee... - wymamrotał i nagle się do niego przytulił. Kibum zastygł w bezruchu, nie wiedząc co się dzieje. - Mamusiu... Zaprowadź mnie na karuzele...
- Eee, słucham? - wytrzeszczył oczy, słysząc jego brednie.
- Nuuu... Mamusiu... Chcę loda... - dosłownie uwiesił mu się na szyi, nadal mamrocząc.
- Jakiego loda?! Weź spadaj zboczeńcu! - odepchnął go od siebie, a w tym samym czasie przyszedł Taemin.
- Ej, co tu się dzieje? - od razu złapał Jonghyuna, który prawie spadł z kanapy.
- Twój kochaś prosi mnie o loda, ale chyba lepiej, jak ty to załatwisz. Pilnuj go lepiej, bo go ktoś zgwałci. - zaśmiał się, widząc jak Lee próbuje doprowadzić Jjonga do ładu.
- Przestań! Po prostu wziął udział w konkursie kto więcej wypije... I wypił najwięcej. - westchnął bezsilnie, kiedy bling przykleił się do niego i nie miał zamiaru się ruszyć. W sumie mu to nie przeszkadzało, ale wolałby, żeby takie sytuacje działy się na osobności.
- Dobra, spadam. Towarzystwo jest zupełnie nie na moim poziomie. - zarzucił grzywką, jak typowa diva i wstał, kierując się ku wyjściu.
- Chce się pobawić umma... - złapał bruneta za ramiona i spojrzał mu w oczy. Nie mógł powiedzieć, że nie zrobiło mu się gorąco. Widząc to jego spojrzenie, od razu w jego głowie zrodziło się wiele niezbyt właściwych myśli, ale przecież nie mógł go tak sobie wykorzystać, bo był kompletnie pijany. Nie wiedział co z nim zrobić, przecież nie będą tu tak siedzieć. W dodatku Jjongowi zebrało się na macanki, a on czuł się niekomfortowo, kiedy tak inni ludzie się na nich gapili. Postanowił, że muszą wrócić do szkoły.
- Ej, Heechul! - krzyknął, widząc znajomą postać niedaleko. Chłopak dosyć szybko zareagował i zaraz znajdował się obok nich.
- Omg... Co wy robicie? - spojrzał na nich z lekką zazdrością.
- No... Bo Jonghyun się upił i teraz muszę go jakoś przetransportować do szkoły. Pomożesz mi? - zapytał z nadzieją, a czerwonowłosy energicznie pokiwał głową.
- Aach, no pewnie. Ja nie piłem, bo prowadzę, więc was odwiozę. Chodź, pomogę ci z nim. - podszedł do nich i zarzucił na siebie jedną rękę Jjonga, a Taemin zrobił to samo z drugą. Po chwili już byli w drodze powrotnej. Brunet siedział na tyle z blondynem przytulony do niego... Bo inaczej się nie dało.
- Daleko jeszcze? On zaraz mnie wgniecie w siedzenie... - jęknął Lee, ponieważ jego towarzysz dosłownie przytłaczał go swoją obecnością.
- Jeszcze trochę, wytrzymasz. - popatrzył na jego odbicie w lusterku. - A tak w ogóle to powiedz, jesteście blisko? - zapytał jak gdyby nigdy nic.
- No wiesz...W sumie można tak powiedzieć. - wzruszył ramionami, wpatrując się w Jonghyuna.
- A jak blisko? - pytał coraz bardziej dociekliwie, a młodszy spojrzał na niego dziwnie.
- Po co ci to wiedzieć?
- Tak pytam. Jestem ciekaw, bo z tego co zdążyłem zauważyć, to zachowujecie się co najmniej jak para.
- Nie jesteśmy parą. - odparł cicho.
- Okej. - uśmiechnął się pod nosem, choć Min nie miał pojęcia czemu. Więcej już nie rozmawiali, a kiedy dotarli na miejsce, czarnowłosy zaprowadził przyjaciela do pokoju. Przy otwieraniu drzwi Tae niestety nie dopilnował Jjonga, który w rezultacie padł plackiem na ziemie.
- O jezu! - pisnął, przez co od razu znalazł się przy nich Key.
- Co się tu znowu dzieje? - przyszedł ze zmytym makijażem tylko w połowie, co rozśmieszyło chłopaka. - I czego się śmiejesz? Lepiej go podnieś. - warknął i już chciał iść, ale brunet go zatrzymał.
- Sorry... Ale weź mi pomóż! Ja nie dam rady go podnieść! - powiedział załamany, a Kim przewrócił oczami, ale zgodził się.
- No dobra, dobra... Podnosimy go na trzy. Raz... Dwa... Trzy! - zawołał, po czym z trudem, ale podnieśli blinga. Szybko zaprowadzili go na jego łóżko. - No. To masz swojego nawalonego księcia z bajki, ja idę spać.
- Ej, czekaj! No bo... Wcześniej natknąłem się na strażnika i kazał mi wracać do siebie, jak tylko przyprowadzę Jjonga... - podrapał się po głowie, a Kibum wytrzeszczył oczy.
- I sugerujesz mi, że to ja mam się nim zająć? - skrzywił się mocno na samą myśl.
- Proszę... Wiem, że nie jestem kimś, dla kogo mógłbyś coś takiego zrobić, ale ten jeden raz. Nie chcę, żeby tak tu został...
- ...Zgoda. Ale masz u mnie dług. - zmierzył go wzrokiem. W sumie takie zjednoczenie się z wrogiem czasami bywa przydatne.
- Jasne, dzięki. - odpowiedział szorstko, bo wcale mu nie pasował ten dług, ale teraz jego przyjaciel był ważniejszy. Z niepewnością opuścił pokój, ale cóż. Teraz pozostało mu modlenie się o to, żeby diva nic mu nie zrobił. Key natomiast zastanawiał się, co teraz począć. Chyba wypadałoby najpierw zdjąć mu buty, bo w nich spać nie będzie. Ale tylko buty, bo więcej mu nie zdejmie, o nie. Podszedł do niego i zaczął rozwiązywać jego sznurówki, aż w końcu oba buty leżały na podłodze.
- Co teraz... Może powyjmuje mu rzeczy z kieszeni, bo jeszcze będzie mu niewygodnie. - powiedział do siebie, ale potem się zdziwił. Bo tak szczerze to, co go obchodziła jego wygoda? No dobra, ale nie będzie już taki chamski. Zaczął mu grzebać w kieszeniach, gdzie znalazł telefon i portfel. Ostrożnie odłożył rzeczy na szafkę obok, ale niechcący trącił jego telefon, przez co spadł na ziemię. - Szlag... - zaklął pod nosem, jednak po chwili go zatkało. - Co to... - oczy niemal wyszły mu z gałek. Właśnie teraz wpatrywał się w... Swoje zdjęcie? I to w dodatku jak spał! Kiedy on je zrobił? Już myślał, że na dodatek ustawił je na tapetę, ale po chwili zorientował się, że po prostu włączyła się galeria. Chociaż tyle, bo już miał zamiar zacząć się bać. Tylko dlaczego on zrobił mu zdjęcie? To było już dziwne... Bardzo dziwne. Wstrząśnięty odłożył telefon z powrotem i pognał na górę. Położył się na łóżku, nie mogąc przestać myśleć o zdjęciu, które znalazł u swojego współlokatora. Po raz kolejny zadawał sobie pytanie... Co to ma znaczyć?
- Yah, kochany współlokatorze. Co tak sam siedzisz? - nagle podszedł do niego Jonghyun, kiwający się już lekko.
- Bo mogę. A ty co, już się schlałeś? - pokręcił głową z dezaprobatą i posunął się nieco, bo blondyn praktycznie padł na miejsce obok niego.
- Niee... - wymamrotał i nagle się do niego przytulił. Kibum zastygł w bezruchu, nie wiedząc co się dzieje. - Mamusiu... Zaprowadź mnie na karuzele...
- Eee, słucham? - wytrzeszczył oczy, słysząc jego brednie.
- Nuuu... Mamusiu... Chcę loda... - dosłownie uwiesił mu się na szyi, nadal mamrocząc.
- Jakiego loda?! Weź spadaj zboczeńcu! - odepchnął go od siebie, a w tym samym czasie przyszedł Taemin.
- Ej, co tu się dzieje? - od razu złapał Jonghyuna, który prawie spadł z kanapy.
- Twój kochaś prosi mnie o loda, ale chyba lepiej, jak ty to załatwisz. Pilnuj go lepiej, bo go ktoś zgwałci. - zaśmiał się, widząc jak Lee próbuje doprowadzić Jjonga do ładu.
- Przestań! Po prostu wziął udział w konkursie kto więcej wypije... I wypił najwięcej. - westchnął bezsilnie, kiedy bling przykleił się do niego i nie miał zamiaru się ruszyć. W sumie mu to nie przeszkadzało, ale wolałby, żeby takie sytuacje działy się na osobności.
- Dobra, spadam. Towarzystwo jest zupełnie nie na moim poziomie. - zarzucił grzywką, jak typowa diva i wstał, kierując się ku wyjściu.
- Chce się pobawić umma... - złapał bruneta za ramiona i spojrzał mu w oczy. Nie mógł powiedzieć, że nie zrobiło mu się gorąco. Widząc to jego spojrzenie, od razu w jego głowie zrodziło się wiele niezbyt właściwych myśli, ale przecież nie mógł go tak sobie wykorzystać, bo był kompletnie pijany. Nie wiedział co z nim zrobić, przecież nie będą tu tak siedzieć. W dodatku Jjongowi zebrało się na macanki, a on czuł się niekomfortowo, kiedy tak inni ludzie się na nich gapili. Postanowił, że muszą wrócić do szkoły.
- Ej, Heechul! - krzyknął, widząc znajomą postać niedaleko. Chłopak dosyć szybko zareagował i zaraz znajdował się obok nich.
- Omg... Co wy robicie? - spojrzał na nich z lekką zazdrością.
- No... Bo Jonghyun się upił i teraz muszę go jakoś przetransportować do szkoły. Pomożesz mi? - zapytał z nadzieją, a czerwonowłosy energicznie pokiwał głową.
- Aach, no pewnie. Ja nie piłem, bo prowadzę, więc was odwiozę. Chodź, pomogę ci z nim. - podszedł do nich i zarzucił na siebie jedną rękę Jjonga, a Taemin zrobił to samo z drugą. Po chwili już byli w drodze powrotnej. Brunet siedział na tyle z blondynem przytulony do niego... Bo inaczej się nie dało.
- Daleko jeszcze? On zaraz mnie wgniecie w siedzenie... - jęknął Lee, ponieważ jego towarzysz dosłownie przytłaczał go swoją obecnością.
- Jeszcze trochę, wytrzymasz. - popatrzył na jego odbicie w lusterku. - A tak w ogóle to powiedz, jesteście blisko? - zapytał jak gdyby nigdy nic.
- No wiesz...W sumie można tak powiedzieć. - wzruszył ramionami, wpatrując się w Jonghyuna.
- A jak blisko? - pytał coraz bardziej dociekliwie, a młodszy spojrzał na niego dziwnie.
- Po co ci to wiedzieć?
- Tak pytam. Jestem ciekaw, bo z tego co zdążyłem zauważyć, to zachowujecie się co najmniej jak para.
- Nie jesteśmy parą. - odparł cicho.
- Okej. - uśmiechnął się pod nosem, choć Min nie miał pojęcia czemu. Więcej już nie rozmawiali, a kiedy dotarli na miejsce, czarnowłosy zaprowadził przyjaciela do pokoju. Przy otwieraniu drzwi Tae niestety nie dopilnował Jjonga, który w rezultacie padł plackiem na ziemie.
- O jezu! - pisnął, przez co od razu znalazł się przy nich Key.
- Co się tu znowu dzieje? - przyszedł ze zmytym makijażem tylko w połowie, co rozśmieszyło chłopaka. - I czego się śmiejesz? Lepiej go podnieś. - warknął i już chciał iść, ale brunet go zatrzymał.
- Sorry... Ale weź mi pomóż! Ja nie dam rady go podnieść! - powiedział załamany, a Kim przewrócił oczami, ale zgodził się.
- No dobra, dobra... Podnosimy go na trzy. Raz... Dwa... Trzy! - zawołał, po czym z trudem, ale podnieśli blinga. Szybko zaprowadzili go na jego łóżko. - No. To masz swojego nawalonego księcia z bajki, ja idę spać.
- Ej, czekaj! No bo... Wcześniej natknąłem się na strażnika i kazał mi wracać do siebie, jak tylko przyprowadzę Jjonga... - podrapał się po głowie, a Kibum wytrzeszczył oczy.
- I sugerujesz mi, że to ja mam się nim zająć? - skrzywił się mocno na samą myśl.
- Proszę... Wiem, że nie jestem kimś, dla kogo mógłbyś coś takiego zrobić, ale ten jeden raz. Nie chcę, żeby tak tu został...
- ...Zgoda. Ale masz u mnie dług. - zmierzył go wzrokiem. W sumie takie zjednoczenie się z wrogiem czasami bywa przydatne.
- Jasne, dzięki. - odpowiedział szorstko, bo wcale mu nie pasował ten dług, ale teraz jego przyjaciel był ważniejszy. Z niepewnością opuścił pokój, ale cóż. Teraz pozostało mu modlenie się o to, żeby diva nic mu nie zrobił. Key natomiast zastanawiał się, co teraz począć. Chyba wypadałoby najpierw zdjąć mu buty, bo w nich spać nie będzie. Ale tylko buty, bo więcej mu nie zdejmie, o nie. Podszedł do niego i zaczął rozwiązywać jego sznurówki, aż w końcu oba buty leżały na podłodze.
- Co teraz... Może powyjmuje mu rzeczy z kieszeni, bo jeszcze będzie mu niewygodnie. - powiedział do siebie, ale potem się zdziwił. Bo tak szczerze to, co go obchodziła jego wygoda? No dobra, ale nie będzie już taki chamski. Zaczął mu grzebać w kieszeniach, gdzie znalazł telefon i portfel. Ostrożnie odłożył rzeczy na szafkę obok, ale niechcący trącił jego telefon, przez co spadł na ziemię. - Szlag... - zaklął pod nosem, jednak po chwili go zatkało. - Co to... - oczy niemal wyszły mu z gałek. Właśnie teraz wpatrywał się w... Swoje zdjęcie? I to w dodatku jak spał! Kiedy on je zrobił? Już myślał, że na dodatek ustawił je na tapetę, ale po chwili zorientował się, że po prostu włączyła się galeria. Chociaż tyle, bo już miał zamiar zacząć się bać. Tylko dlaczego on zrobił mu zdjęcie? To było już dziwne... Bardzo dziwne. Wstrząśnięty odłożył telefon z powrotem i pognał na górę. Położył się na łóżku, nie mogąc przestać myśleć o zdjęciu, które znalazł u swojego współlokatora. Po raz kolejny zadawał sobie pytanie... Co to ma znaczyć?
Subskrybuj:
Posty (Atom)