środa, 23 kwietnia 2014

► Forever ◄

Hejcia. Chciałabym coś powiedzieć zanim przejdę do one-shota. Napisałam go, ponieważ dzisiaj jest bardzo wyjątkowy dzień dla mnie i dla Oczka, a dokładniej nasza druga rocznica. <3 Dlatego też dedykuję ten tekst właśnie jej. :3 Wszystko co tu przeczytacie jest wyjęte z głębi serca i mam nadzieję, że spodoba się mojemu Kocurkowi jak i wam. To tyle, dziękuję za uwagę. :3




Miłość... Czym jest miłość? Zawsze, kiedy oglądałem przeróżne komedie romantyczne myślałem, że to właśnie jest miłość. To, co łączyło tych ludzi, którzy mimo wszelkich trudności zawsze koniec końców byli razem. Często wiązało się to z ogromnym cierpieniem i bólem, którego nie łatwo było się pozbyć. Nie potrafili oni zapomnieć o sobie, nawet kiedy byli daleko od siebie, to i tak nie mogli wytrzymać, bez tej bliskości, bez czułości jaką się niegdyś obdarzali. Więc nawet odległość nie mogła zniszczyć tego, co do siebie czuli. Jednak cóż tu marzyć o czymś takim... Przecież to tylko filmy, prawda? To tylko wytwór wyobraźni autorów tych przepięknych historii, którzy właśnie tak postrzegali miłość idealną i tak chcieli to zobrazować, pewnie żeby ludzie poczuli się jeszcze gorzej, ponieważ każdy był świadomy tego, że jego nigdy nie spotka nic tak cudownego. I ja byłem jedną z tych osób, wiedziałem, że nawet nie ma szans, żebym przeżył coś takiego. Choć muszę przyznać, że jestem strasznym romantykiem i często wyobrażałem sobie takie historie ze mną w roli głównej, ale to tylko moje fantazje. Takie coś nie miało prawa bytu, po prostu. A miłość od pierwszego wejrzenia? Brednie, co to w ogóle miało być? Jak to możliwe, żeby zakochać się w kimś, kogo się nawet nie zna, kogo zobaczyło się pierwszy raz na oczy? Przecież to nonsens. Nie ma opcji. Tak... Tak kiedyś myślałem.
Jednak pewnego dnia stało się coś, czego nie zapomnę do końca życia. Ten moment, kiedy spotkałem Cię przypadkowo na ulicy... Kiedy obdarzyłeś mnie tym pięknym uśmiechem i przedstawiłeś się. Myślałem, że coś mi się wydawało, że wcale nie poczułem czegoś dziwnego w środku. Mimo wszystko nie chciałem się z Tobą żegnać, dlatego zaprosiłem Cię na lody, heh. Do dzisiaj pamiętam, jak wracałem z naszym zamówieniem do stolika, który zająłeś i wyglądałeś przez okno wypatrując nie wiadomo czego. Wydało mi się to naprawdę urocze. Jednak nadal nie wiedziałem, dlaczego tak mnie do siebie przyciągałeś, choć znaliśmy się zaledwie pół godziny.
No i od tego przypadkowego spotkania wszystko się zaczęło. Z czasem, kiedy spędzaliśmy ze sobą całe dnie a nawet i noce, oczywiście bez żadnych podtekstów, zacząłem uświadamiać sobie, co tak naprawdę do Ciebie czuję. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że teraz nie potrafiłbym już żyć bez Twojej obecności, bez Ciebie u mojego boku. Byłeś moim najlepszym przyjacielem, ale ja w głębi serca czułem, że dla mnie to nie jest tylko przyjaźń. I właśnie dokładnie dwa lata temu odważyłem się wyznać Ci swoje uczucia. Nawet nie masz pojęcia jak się bałem... Nie miałem pojęcia jak to przyjmiesz, ale wiedziałem, że dłużej nie będę mógł tego ukrywać. Zbyt bardzo pragnąłem czegoś więcej, zbyt bardzo chciałem Cię do siebie tulić i całować bez żadnych ograniczeń, zbyt bardzo chciałem bez przerwy powtarzać Ci, że... Kocham Cię. Tak, zakochałem się w Tobie. I nie mogłem nic na to poradzić, to było nie uniknione, stało się, a co się stało to się nie odstanie.
Powiedziałem Ci to... Te dwa słowa, które diametralnie zmieniły wszystko co nas łączyło. W tamtej chwili nasza przyjaźń... Ona... Przerodziła się w coś więcej, bo okazało się, że odwzajemniałeś moje uczucia. Miałem ochotę skakać, krzyczeć, mówić wszystkim w okół jaki jestem szczęśliwy. Nie chciało mi się wierzyć, że to się działo naprawdę. I właśnie wtedy wszystko się zmieniło. To, o czym marzyłem stało się rzeczywistością. Stałeś się częścią mojego życia, częścią mnie. Najważniejszą częścią... Moim sercem, już na zawsze. Chociaż prawdę mówiąc, to od chwili kiedy tylko Cię spotkałem... Ono zaczęło bić dla Ciebie, ale po prostu nie mogłem tego dostrzec, jeszcze wtedy nie wiedziałem co tak naprawdę się wydarzyło. Później było już tylko lepiej...
Te wszystkie piękne chwile, które razem przeżyliśmy... Dużo by tu wymieniać, ale chyba najbardziej zapadło mi w pamięć, jak zabrałem Cię w góry. Sądziłeś, że tego nie zrobię? Że nie wykrzyczę z samego Mount Everest, że Cię kocham? No to myliłeś się. Chciałeś bym udowodnił, że wykrzyczę to całemu światu, więc to zrobiłem. Dla mnie nie był to żaden problem, bo chciałem, by każdy wiedział, że należysz tylko do mnie, że Ty, Kim Kibumie, jesteś mój i tylko mój. I za żadne skarby świata nie oddam Cię nikomu innemu, ponieważ to Ty jesteś największym skarbem jaki istnieje.
Niestety... Oprócz cudownych przeżyć były również te złe. I to właśnie z mojej winy, to ja Cię zraniłem, opuściłem kiedy najbardziej mnie potrzebowałeś. Nie wiem dlaczego tak się stało, chyba byłem zbyt słaby. Nie umiałem poradzić sobie z tym, że nie miałeś dla mnie czasu, że nie mogłeś poświęcić mi go tyle ile powinieneś. A ja nie potrafiłem tego zrozumieć i poszedłem szukać pocieszenia gdzie indziej... Tym samym zostawiając Cię z sercem rozerwanym na miliony kawałków.
Teraz kiedy tak o tym pomyślę, to szczerze mówiąc wydaje mi się, że to nam posłużyło. Dzięki temu w końcu mogłem zrozumieć, że to Ty jesteś tym jedynym, i że tylko z Tobą mogę być szczęśliwy. Było naprawdę trudno zdobyć Twoje wybaczenie, ale nie mogłem się poddać. Zawaliłem i to nie raz, jednak Twoja miłość chyba była silniejsza. Przyjąłeś mnie z powrotem, pominąłeś to, że tyle się przeze mnie wycierpiałeś i znowu obdarzyłeś mnie nią.
Wiem, że ciężko się to wspomina, że to był chyba najgorszy okres w Twoim jak i w moim życiu... Ale przez ten czas mogliśmy pomyśleć, zdać sobie sprawę z tego, że nic nie będzie w stanie zastąpić tego, co nas połączyło. Nowa miłość nie wchodziła w grę... No bo jakby mogła się pojawić, skoro my kochaliśmy się nadal, skoro nasze uczucie nadal trwało i za nic nie chciało nas opuścić? Skoro tęskniliśmy za sobą, myśleliśmy o sobie i choć bardzo chcieliśmy przestać to... No nie dało się. Cóż z tego, że próbowaliśmy. I tak nie udało nam się wyrzucić z pamięci tego wszystkiego co razem przeżyliśmy, co nas spotkało.
Do teraz dziękuję Bogu, że w końcu po całym tym strasznym czasie wróciliśmy do siebie. Że wybaczyłeś, że powiedziałeś, że nie ważne jak bardzo się starałeś, nie mogłeś przestać mnie kochać. Po tym wszystkim naprawdę zacząłem doceniać to, co mam. Zacząłem doceniać to, że mam Ciebie i Twoją miłość. Teraz już wiem, że popełniłem największy błąd w swoim życiu pozwalając Ci odejść. I obiecałem sobie, że więcej do tego nie dopuszczę. Nie ma mowy.
Kocham Cię całym sercem, całą duszą, całym sobą. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu i dla Ciebie mógłbym zrobić absolutnie wszystko. Chcę być z Tobą do końca, nie wiem którego, świata, życia... Nie ważne. Po prostu do końca i zawsze będę walczył o naszą miłość, nie pozwolę na to, by cokolwiek bądź ktokolwiek zniszczył nasz związek.
Teraz łapię Twoją dłoń i splatam nasze palce ze sobą. Patrzysz na ten gest i z rozczulonym wyrazem twarzy muskasz delikatnie moje usta, uśmiechając się promiennie. Nie wiem dlaczego, ale to stało się nasze, splecione dłonie, które wyrażały wszystko. A dokładniej mówiąc, trzy słowa, których obiecuję się trzymać choćby nie wiem co.
„Na zawsze razem.” <3


                Kocham Cię. <3

wtorek, 22 kwietnia 2014

Secret Love ~ 3/3

Annyeong, dobry wieczór. :3 No i jest... Macie tą bardzo przez was wyczekiwaną ostatnią część. Naprawdę się do tego przyłożyłyśmy, dlatego mam nadzieję, że docenicie naszą pracę. Żeby nie przedłużać, życzę miłego czytania, loffeczki. ^_^




[Jonghyun]

Nie było dnia, żeby nie myślał o Kibumie. Codziennie przeglądał ich wspólne zdjęcia, wspominał wspólne chwile, oglądał filmiki, które razem nagrywali... Jego Bummie tak bardzo to lubił. Uwielbiał uwieczniać wszystko co razem robili. Mieli naprawdę masę zdjęć i filmów z nimi w roli głównej, ale on też to lubił. Później wieczorami jak nie mieli co robić oglądali sobie to wszystko, często towarzyszyło im przy tym dużo śmiechu. Tak bardzo za nim tęsknił... Ale nie miał pojęcia co jeszcze może zrobić. Próbował się z nim skontaktować, ale widocznie zmienił numer... Przez to wszystko jego matka stała się jego wrogiem numer jeden. Strasznie go denerwowała z tymi jej wszystkimi wymysłami. Podczas tamtej pamiętnej kolacji, przed którą wyprowadził się Kibum przeszła samą siebie. Nie dość, że nie dała mu dojść do słowa, to jeszcze wcisnęła mu ten przeklęty pierścionek w ręce i specjalnie wyciągnęła jego dłonie spod stołu mówiąc przy tym, że jej synek chce o coś zapytać HaNę. No normalnie myślał, że ją lekko mówiąc jebnie. Dziewczyna widząc tą błyskotkę od razu zaczęła piszczeć, skakać i krzyczeć~ „Tak oppa! Wyjdę za ciebie!”. To chyba był najgorszy dzień w jego życiu. Zaręczył się a nawet się do tego nie przyczynił, a w dodatku jego ukochany go opuścił. Po prostu pięknie. Przy innych udawał, że wszystko jest w porządku, ale kiedy był sam płakał. Płakał i to bezustannie. Trzymał w dłoni zdjęcie jego Key i patrzył na nie czując, że nie umie już normalnie żyć. Wydawało mu się, jakby umarł. Jakby jego dusza umarła. Rozstali się... A przecież obiecywali sobie, że co by się nie działo będą razem! Okłamał go... Zostawił... Przecież on jeszcze nie zdążył nic dobrze zrobić a on już zaczął go oskarżać o wszystko i odszedł! Czuł, że to nie fair. Że gdyby został, wszystko potoczyłoby się inaczej. Wiedział też, że musi wyznać matce prawdę, ale za każdym razem kiedy chciał to zrobić ona po prostu zasypywała go potokiem słów tak, że nie mógł jej nic powiedzieć, zupełnie nic. On tylko miał słuchać i przytakiwać wszystkiemu co ona mówi. Rozpoczęła też przygotowywania do ślubu, ale on przecież nie chce brać żadnego ślubu do cholery! Do tej kobiety naprawdę nic a nic nie dociera. Często miał ochotę wyjść z tego domu i nie wracać, pojechać do Kibuma i błagać go o wybaczenie, ale coś go powstrzymywało. A raczej ktoś. HaNa. Ta dziewczyna nie chciała go odstąpić nawet na krok. Ciągle za nim łaziła, wyciągała go w przeróżne miejsca na co on naprawdę nie miał największej ochoty. Ogromnie się ekscytowała tym ślubem i wszystkim, wraz z jego mamą i swoją mamą normalnie popadły w jakiś szał. A on tylko przyglądał się temu wszystkiemu mając wielką ochotę to zatrzymać. Ale nie mógł. Choć bardzo by chciał wiedział, że te kobiety mu na to nie pozwolą. Zresztą... Przecież Key już go nie chce. Kazał mu zapomnieć. Nie chce go znać. Więc co innego mu pozostaje? Odkąd się z nim rozstał wszystko stało się dla niego obojętne. Miał gdzieś co się z nim stanie, bez jego chłopaka, a raczej byłego chłopaka nic już nie miało sensu. Widział go parę razy na ulicy, wydawałoby się, że jest w porządku. Wyglądał jak nowonarodzony, pełny chęci, zapału i... był jeszcze piękniejszy niż wcześniej. Zastanawiał się, czy to była tylko gra, którą Kibum opanował do perfekcji, czy może jednak prawda? Kiedy go takiego widział... Wiedział, że już nie ma szans. Pewnie sobie wszystko poukładał i... może znalazł kogoś innego? Nie, nawet nie chciał tak myśleć. Westchnął ciężko i poraz kolejny oglądał filmik, na którym uwiecznili jego urodzinowy pocałunek, tylko żeby na pocałunku się skończyło... Ale Bummie chciał, żeby to nagrali bo później będzie mógł sobie wspominać jego prezent, który był naprawdę przyjemny. Oczywiście nie nagrali całości, uznał że pocałunek mu wystarczy żeby sobie później pofantazjować. Aish, to był chłopak. Wyglądał na takiego niewinnego, ale jeżeli o te sprawy chodzi to stawał się diabłem wcielonym, choć nadal przeuroczym. W końcu z tego zamyślenia wyrwała go jego mama, która wróciła do domu z ogromną ilością toreb zakupowych.
- Jonghyunie! Pomóż mi z tym! - krzyknęła z przedpokoju na co blondyn wsadził telefon do kieszeni i poszedł jej pomóc.
- A co z HaNą? Chyba była z tobą. - zauważył niosąc zakupy do kuchni i uwalając je na podłodze.
- No tak, ale wysłałam ją na pocztę żeby wysłała zaproszenia na ślub. - uśmiechnęła się promiennie a Jjong tylko przewrócił oczami.
- Umma, co ja ci mówiłem? Ty robisz wszystko bez mojej wiedzy, dla mnie to wszystko dzieje się za szybko! - tupnął nogą wyraźnie wyprowadzony z równowagi.
- Och nie marudź, nie ma na co czekać. A i twojego kolegę też zaprosiłam. - powiedziała rozpakowując siatki. Bling słysząc to wypuścił szklankę wcześniej trzymaną w dłoni, która upadła na podłogę i po chwili można było usłyszeć dźwięk tłuczonego szkła. Jego matka popatrzyła na niego zdziwiona.
- Kogo? - to słowo wypowiedział bardzo wolno i cicho.
- No jak to kogo? No tego, Kibuma. I co ty taki się zrobiłeś? Posprzątaj to, ugh. No po prostu ja to nie wiem co się z tobą ostatnio dzieje. - pokręciła głową zupełnie nie rozumiejąc swojego syna.
- Kibuma?! Oszalałaś?! Skąd w ogóle masz jego adres?! - zaczął krzyczeć co zupełnie zbiło jego matkę z tropu.
- No znalazłam w twoim notesiku z adresami. Czemu się tak drzesz? Myślałam, że się ucieszysz! Przecież wyglądaliście na dobrych przyjaciół! - patrzyła na niego jak na idiotę i widząc, że on ani myśli sprzątnąć stłuczonej szklanki sama zabrała się za tą czynność.
- Mogłaś mnie przynajmniej zapytać o zdanie, a nie jak zwykle najpierw coś zrobisz a potem mnie o tym informujesz jak już jest po fakcie! - wrzasnął ostatni raz i wyszedł z kuchni zamykając się w swoim pokoju z głośnym hukiem. Nie mógł uwierzyć w to co się dzieje, no czy jego matka zupełnie oszalała? Przecież to było chyba najgorsze co mogła w tej sytuacji zrobić! I co teraz? Jak Kibum to zobaczy to znienawidzi go już do końca. Wyjął telefon z kieszeni i raz jeszcze spróbował się do niego dodzwonić, ale bez przerwy słyszał tą przeklętą sekretarkę. Rzucił telefon na łóżko i sam również opadł na nie bezsilnie zaczynając płakać. Nie wiedział już co ma robić. Zastanawiał się czy znowu nie podjąć próby powiedzenia swojej matce o jego orientacji i o tym, że kocha Kibuma, ale i tak wiedział, że znowu nie wyjdzie. Znowu ta kobieta coś wymyśli i znowu to wszystko zakończy się porażką. Był tak roztrzęsiony, że musiał wziąć tabletkę na uspokojenie i zamknął drzwi pokoju, po czym położył się spać.

[Kibum]

- Kochanie, spokojnie...
- Jak mogę być spokojny?! On się żeni z tą siksą! Po chuja nędzę mnie zaprosili? - jęknął chowając twarz w dłoniach. Jego mama przemilczała już uwagę dotyczącą tego, że w jej domu się nie bluźni i przytuliła chłopaka. Nie wiedziała co powiedzieć, bo w tej sytuacji już chyba żadne słowa nie były w stanie go pocieszyć. Głaskała go jedynie uspokajająco po włosach i modliła się w myślach, aby ten koszmar już się skończył. Przecież ona jedynie chciała dobra jej kochanego Bummiego, a tymczasem musi patrzeć jak cierpi i nie może z tym nic zrobić. - W jakim celu mam tam jechać? Mam się cieszyć razem z nimi? A może jeszcze będę życzył im miłej nocy poślubnej? - na te słowa już kompletnie się rozkleił. Wyobrażenie Jonghyuna z tą flądrą w łóżku przyprawiło go o mdłości.
- Skarbie, zrobisz to co uważasz za słuszne. - odgarnęła mu przydługą grzywkę z oczu i wstała otrzepując spódnicę. - Masz ochotę na obiad? - zapytała a Key jedynie pokręcił głową wbijając wzrok w schodek.
- Straciłem apetyt...

* * *

To był chyba najcięższy tydzień w jego życiu. Nie mógł pić ani jeść, po prostu zwracał wszystko co trafiało do jego żołądka. Każda noc była nieprzespana, a czasem nawet czuł dziwny bezdech w piersi. Wyglądał jak wrak, mimo że w ciągu dnia jak zwykle obsesyjnie dbał o swój wygląd. Jednak makijaż i inne triki nie były w stanie zamaskować podkrążonych i opuchniętych od płaczu oczu, tak samo jak ubrania nie ukrywały tego, że schudł dobre parę kilo. Jego rodzice kilkakrotnie pytali go, czy nie załatwić mu jakiegoś dobrego psychologa, ale Key za każdym razem odmawiał. Bo co by to dało? Przecież psycholog nie zmieni realiów. W końcu nadszedł ten dzień. Dzień którego nikt nie był w stanie przewidzieć, w którym matka Jjonga wygrała i zamierzała unieszczęśliwić swojego syna. Dzień w którym jedni zyskali wszystko, a drudzy natomiast stracili. Kibum z całego serca nienawidził HaNy. Rozumiał, że największe pretensje powinien mieć do matki Jonghyuna, jednak dziewczyna wyjątkowo mu podpadła. Tu już nie chodziło o ten ślub, tylko o samą jej osobowość. Była pusta, sztuczna i bez wyrazu. Nie będzie potrafiła się zająć Jonghyunem, z resztą co ona niby o nim wie? Że ma talent muzyczny? Że jest na każde zawołanie swojej mamusi? Prawa jest taka, że tylko przy nim Jjong był naprawdę sobą i nie musiał nic ukrywać. Ale teraz to nie było ważne. Jego były wybrał drogę swojego życia i nie było mu nic do tego. Stanął przed lustrem poprawiając sobie marynarkę i przeczesał dłonią grzywkę. Długo zastanawiał się co ma zrobić z tym zaproszeniem i naprawdę z całego serca nie chciał tam być. Odwrócił się za siebie zerkając na zegarek stojący na szafce nocnej. Została jeszcze godzina. Od razu przypomniało mu się to bezsensowne pytanie, które często padało w filmach, bądź internecie~ „Co byś zrobił gdyby zostałaby ci godzina życia?”
- Skróciłbym ją, by nie musieć się męczyć. - odpowiedział sam do siebie z lekkim uśmiechem na ustach, który bardziej przypominał grymas. Obecna sytuacja była dla Kibuma naprawdę końcem świata, dlatego postanowił wyjść życiu naprzeciw i pójść na ten przeklęty ślub. Wiedział, że kiedy zobaczy Jonghyuna to pęknie mu serce, ale z drugiej strony jego matka na pewno uczestniczyła przy wysyłaniu zaproszeń. Gdyby się nie pojawił, na pewno byłaby bardzo zdziwiona, w końcu uważała ich za bardzo dobrych przyjaciół. Postanowił pójść tam na chwilę, żeby nie wzbudzać jej podejrzeń. Nie był na tyle przepełniony nienawiścią, by niszczyć Jonghyunowi życie. Wystarczyło, że jego legło w gruzach. Ponownie popatrzył na zegarek, który wskazywał, że jeszcze czterdzieści minut. Miał zamiar wyjść pół godziny przed ceremonią, dlatego teraz usiadł na łóżku i wziął dosyć toporny zegarek w ręce. Pamiętał, że dostał go od rodziców parę dobrych lat temu. Tego dnia również oświadczył im, że nie interesują go kobiety. Jego ojciec był trochę negatywnie do tego nastawiony, ale ostatecznie mu przeszło. Każdy rodzic jest taki sam. Jeden przyjmuje takie wieści lepiej, drugi gorzej, ale ostatecznie zwykle zdaje sobie sprawę z tego, że to przecież szczęście jego dziecka jest najważniejsze, a nie jego. Westchnął cicho i przesunął palcem po szybce, za którą wskazówki mówiły, że powinien już się zbierać. Czując, że ma nogi jak z waty wstał i kompletnie zapominając, że dalej trzyma w dłoniach zegarek ruszył w stronę drzwi swojego pokoju. Z każdym krokiem uderzały do niego wspomnienia minionych chwil z Jonghyunem. Wspólne wieczory i poranki, wypady w weekendy w różne magiczne miejsca, wakacje nad morzem, wspólne spacery, ich pierwszy raz... To wszystko pojawiło mu się nagle przed oczami, które w rzeczywistości zaszkliły się od łez. Ostatnim wspomnieniem były słowa Jonghyuna, który po przybyciu HaNy zapewnił go, że nic się nie stanie.
- Obiecałeś! - zaszlochał i z całej siły rzucił zegarkiem na oślep. Na jego nieszczęście trafił idealnie w okno, a z pozoru mocna szyba rozbiła się na kawałki. Drgnął nieco zaskoczony tym co się wydarzyło i podszedł do zniszczonego okna. - Cholera... - szepnął sam do siebie i czując, że nogi go zawodzą osunął się na podłogę, która pokryta była szklanymi odłamkami. Wziął jeden z kawałków w rękę i przyjrzał mu się dokładnie. Tak naprawdę w tej chwili zupełnie nie obchodziło go stłuczone okno. Poczuł jakby cała prawda właśnie do niego dotarła. Jego ukochany się żeni. - Jasna cholera, kurwa jego mać... - zamknął oczy, z których i tak wydostawał się potok łez i zacisnął dłoń ignorując fakt, że szkło rani jego skórę. Czując, że coś ciepłego spływa po jego palcach, oprzytomniał trochę zdając sobie sprawę z tego co robi. Przełożył zakrwawiony odłamek w drugą rękę zauważając, że jest on wyjątkowo ostry. Może tą historię można zupełnie inaczej zakończyć? Bez bólu, cierpienia i złamanego serca. Przecież istnieje dużo szybszy sposób na skrócenie tej godziny...
- Kibum do cholery, co ty robisz?! - wrzasnęli jego rodzice, którzy zaniepokojeni hałasem od razu przybiegli do jego pokoju, a jego ojciec natychmiast zabrał mu szkło i nakazał wstać.
- Zwariowałeś?! - szarpnął go za ramiona wpatrując się w nieprzytomne oczy syna.
- Nic mu nie jest? - załkała matka istnie przerażona nie mając odwagi podejść bliżej. Nie miała pojęcia, że Kibum był zdolny do czegoś takiego.
- Ma tylko pociętą rękę, zaraz się tym zajmę. - mężczyzna uspokoił kobietę, a Key wtulił się w jego pierś bezsilnie i zaczął głośno płakać.
- Tego już za wiele... - powiedziała jego umma bardziej sama do siebie i zeszła na dół. Nie miała zamiaru dalej przyglądać się temu, jak z Kibuma ulatuje życie. Przecież ten jego dzisiejszy wybryk mógł skończyć się tragicznie. Bogu dzięki, że byli w domu... Kiedy znalazła telefon od razu wybrała numer do tego, który zapoczątkował to wszystko.
- Tak, słucham? - odezwał się nieco zaskoczony głos.
- Witaj Jonghyunie, tu twoja niedoszła teściowa. Wybacz, że zawracam ci głowę w tak ważnym dniu, ale Kibum miał drobny wypadek i nie będzie w stanie się dziś u was zjawić. - powiedziała na jednym wydechu dosyć spokojnym tonem. Po drugiej stronie natomiast nastała cisza, a chłopak odezwał się dopiero po chwili.
- Czy... Czy można wiedzieć co się stało...? - jego ton głosu zdradzał niepewność i przerażenie.
- Nie jestem pewna, mój mąż teraz z nim siedzi, ale wydaje mi się, że to była próba samobójcza.

[Jonghyun]

W końcu nadszedł ten dzień, którego naprawdę nie chciał. Zabawne, zazwyczaj ludzie niecierpliwie wyczekują dnia swojego ślubu, są podekscytowani, szczęśliwi, a on? On jedynie pragnął, żeby wymazać ten dzień ze swojego życia, żeby zniknął. Żeby po prostu nigdy nie nastąpił. Westchnął ciężko przeglądając się w lustrze, w którym mógł zobaczyć całą swoją sylwetkę. Musiał przyznać, że był bardzo przystojny, a garnitur, który wybrała dla niego mama był wprost zajebisty. Leżał na nim idealnie. Jednak co mu było po tym, skoro to nie Kibum jest dzisiaj jego narzeczonym? Tak bardzo chciał, żeby to był on. Nie chciał nikogo innego. Więc dlaczego... Ach tak. Jest idiotą. I tchórzem. Idealnie pasujące do niego określenia. Spuścił głowę i wbił wzrok w podłogę czując, że chyba zaraz się rozpłacze. I to wcale nie ze szczęścia. Nagle usłyszał trzask drzwi i głos swojej ummy.
- Syneczku, o mój boże! Świetnie wyglądasz! No i ten garnitur tak pięknie na tobie leży! HaNa będzie zachwycona! - zaczęła wydawać z siebie okrzyki zachwytu i stanęła naprzeciwko niego. - Jestem z ciebie taka dumna. - uśmiechnęła się niemal ze łzami w oczach. On patrzył na nią pustym wzrokiem nie wykazując zbytnio żadnych emocji.
- Cieszę się. W końcu masz to, czego chciałaś. - wyszeptał na końcu, jednak zbyt cicho by mogła go usłyszeć i wymusił uśmiech.
- Cudownie, no to mamy jeszcze 30 minut do uroczystości, więc masz jeszcze chwilę dla siebie, ale zaraz chcę cię widzieć w holu, bo musimy jeszcze naprowadzić cię na pewne rzeczy. - poklepała go po ramieniu i opuściła pomieszczenie. On pokiwał głową nic nie mówiąc i wyjął telefon z kieszeni spoglądając na wyświetlacz. Ujrzał na nim uśmiechniętą twarz jego ukochanego. Był taki piękny... HaNa dziwiła się, że ma go na tapecie, ale powiedział jej, że to takie ich dziwactwo na dowód przyjaźni, dlatego odpuściła. Przejechał powoli palcem po jego policzku i poczuł, że pojedyncza łza wypływa z jego oka. Nagle podskoczył nieco przestraszony, ponieważ jego telefon zaczął dzwonić. Skarcił się w duchu za ten odruch i popatrzył na numer. Przecież... To numer mamy Kibuma... Niewiele myśląc od razu odebrał.
- Tak, słucham? - powiedział nieco zaskoczony.
- Witaj Jonghyunie, tu twoja niedoszła teściowa. Wybacz, że zawracam ci głowę w tak ważnym dniu, ale Kibum miał drobny wypadek i nie będzie w stanie się dziś u was zjawić. - usłyszał i wstrzymał oddech mając już przed oczami najgorsze wizje.
- Czy... Czy można wiedzieć co się stało...? - odezwał się niepewnie i naprawdę przerażony.
- Nie jestem pewna, mój mąż teraz z nim siedzi, ale wydaje mi się, że to była próba samobójcza. - odpowiedziała już mniej spokojnie niż wcześniej a on poczuł ukłucie w sercu. Rozłączył się zostawiając zdezorientowaną kobietę po drugiej stronie słuchawki i wybiegł na korytarz biegnąc w wyznaczone wcześniej przez jego matkę miejsce. Ona widząc go uśmiechnęła się, ale kiedy zobaczyła jego minę w jednej chwili przybrała poważny wyraz twarzy.
- Jonghi, coś się stało? - chciała położyć rękę na jego ramieniu ale on momentalnie ją odepchnął.
- Tak kurwa, stało się! - wrzasnął tym samym przyciągając uwagę gości, którzy po chwili już byli przy nich wraz z panną młodą. HaNa podeszła do narzeczonego i zaniepokojona złapała go za rękaw.
- Oppa, czy wszystko... - nie dane jej było dokończyć, bo Jonghyun zaczął się wydzierać.
- Nie! Nic nie jest w porządku do cholery! To twoja wina! - tu wskazał na matkę. - I twoja zresztą też! - teraz spojrzał na nic nie rozumiejącą brunetkę. - To wszystko wasza wina! Ja pierdole, czemu ja byłem taki głupi?! - przerwał łapiąc oddech, bo czuł że powoli zaczyna mieć duszności. - Przez was Kibum mógł umrzeć! Przez was! - krzyknął rozpaczliwie patrząc z ogromnym wyrzutem na dwie kobiety.
- O czym ty mówisz synku?
- Właśnie oppa, jak to przez nas? - powiedziała cicho i spokojnie dziewczyna, choć widać było, że jest przerażona jego zachowaniem.
- Bo wy urządziłyście całą tą szopkę! Cały ten pierdolony ślub! Przez was rozstałem się z Kibumem! - tupnął nogą popadając w histerię. - Nie kocham cię HaNa, nigdy nie kochałem ani nie pokocham, rozumiesz?! Na świecie istnieje tylko jedna osoba, którą kocham a jest nią mój Kibummie! Umma, jestem gejem, dotarło to do ciebie?! A mój „kolega” tak naprawdę od zawsze był moim chłopakiem do momentu, kiedy wtargnęłaś w nasze życie i podjęłaś próbę zeswatania mnie z tą panienką! Nie mówiłem ci nic, bo myślałem, że w końcu zrozumiesz, że nie jestem zainteresowany i odpuścisz, jednak to zaszło naprawdę za daleko... - wyszlochał patrząc na zszokowany jego wyznaniami tłum, bo teraz już wszyscy goście go słuchali. - Chciałem ci tego zaoszczędzić po tym co zrobił ci mój ojciec, ale ty nie dałaś mi wyboru! I posłuchaj uważnie tego, co teraz powiem. NIE OBCHODZI MNIE TO, CZY CI SIĘ TO PODOBA CZY NIE, BĘDĘ Z NIM I TY NIE MASZ PRAWA SIĘ W TO WTRĄCAĆ, BO TO MOJE ŻYCIE I MOGĘ ROBIĆ CO CHCĘ! Zrozumiałaś mnie?! A teraz wybaczcie, ale ja muszę jechać do mojego ukochanego i błagać go o przebaczenie. - zjechał wszystkich wzrokiem i nie czekając na jakąkolwiek reakcje wybiegł z budynku. Od razu złapał pierwszą lepszą taksówkę i nakazał zawieźć go pod adres domu rodzinnego jego byłego. Kiedy był już na miejscu otarł łzy i ogarnął się nieco, po czym nacisnął dzwonek do drzwi. Po paru minutach otworzyła mu niska szatynka z wyraźnie zaskoczonym wyrazem twarzy.
- Jonghyun? Co ty tu robisz? - wbiła w niego swój wzrok zaciekawiona.
- Przyszedłem prosić pani syna o jeszcze jedną szansę. Myśli pani, że to możliwe? - wyszeptał smutno. Kobieta przyglądała mu się przez chwilę, aż skinieniem głowy zaprosiła go do środka.
- Chodź za mną, tylko nie wchodź od razu do jego pokoju. Powiem ci kiedy masz to zrobić.
- Arasso. - odpowiedział krótko i poszedł za nią. Pani Kim zatrzymała go gestem dłoni i zajrzała do pokoju syna.
- Kochanie, chodź na chwilkę. - zwróciła się do męża a ten spojrzał na nią niepewnie. Ona tylko kiwnęła głową by jej zaufał, na co on spojrzał na Kibuma.
- W porządku appa, idź. - odparł prawie niedosłyszalnie patrząc w podłogę wypranym z emocji wzrokiem. Jego tata westchnął tylko i wyszedł z pokoju, po czym wytrzeszczył oczy widząc blondyna. Spojrzał na swoją żonę, która złapała go za rękę i pociągnęła by poszedł za nią a Jonghyunowi dała zgodę na wejście. Chłopak widząc to złapał głęboki oddech i wszedł do środka zamykając za sobą drzwi. Młodszy Kim nie zwrócił na to uwagi nie będąc świadomym, że ktoś jeszcze jest w pomieszczeniu oprócz niego. Dopiero słysząc ciche kroki odwrócił głowę w jego stronę i zamarł. Wyglądał teraz dokładnie tak, jakby zobaczył ducha. Jonghyun dostrzegł jego zabandażowaną rękę i przerażony podbiegł do niego łapiąc go za nią delikatnie.
- Boże Kibummie, co ty chciałeś najlepszego zrobić?! - pisnął rozpaczliwie i zaczął oglądać resztę jego ciała, czy nigdzie nie ma jeszcze żadnych obrażeń. Chłopak siedział dalej niedowierzający jego obecności i milczał pozwalając mu się obejrzeć. Kiedy bling upewnił się, że nic więcej mu się nie stało popatrzył na jego twarz. Wtedy poraz kolejny się przeraził widząc jego blade oblicze. Co prawda zawsze był blady, ale tym razem to przeszedł już samego siebie. Jego makijaż był cały rozmazany a na policzkach widać było smugi po łzach. O dziwo dalej uważał, że jest najpiękniejszy na świecie, nie ważne w jakim był stanie. Wpatrywał się w niego z bólem dostrzegając, że chłopak stracił również ten swój błysk w oczach, który odkąd zaczęli być razem był w nich zawsze widoczny. - Kocurku... - na to określenie Key drgnął nieznacznie i dalej nie spuszczał z niego wzroku.
- Nie powinieneś być przypadkiem na swoim ślubie? - odezwał się w końcu beznamiętnym tonem. - W ogóle to skąd wiesz o tym co chciałem zrobić?
- Twoja mama do mnie zadzwoniła. - patrzył na niego cierpliwie wyczekując, aż jego najdroższy zacznie okazywać jakiekolwiek emocje.
- Huh, po co... - powiedział do siebie na chwilę odwracając wzrok, ale zaraz znowu spojrzał na niego. - Aż tak cię to ruszyło, że przyjechałeś?
- Żartujesz? Sądziłeś, że tak po prostu to oleję i pójdę się żenić z tą laską? - odparł z lekkim wyrzutem.
- Po tym co mi zrobiłeś to chyba już wszystko jest możliwe. - wyszeptał spuszczając wzrok, bo nie mógł dłużej patrzeć w te jego piękne oczy, jednak Jjong nie chciał mu na to pozwolić. Usiadł teraz obok niego i zmusił go by na niego spojrzał.
- Jak mógłbym nie przyjechać, skoro mój...
- Nie jestem twój. - czuł, że jego głos przy tych słowach się załamuje. Co on bredzi. Przecież on zawsze będzie należał do niego. Blondyn ledwo zatrzymał łzy, które chciały wypłynąć w tej chwili z jego oczu.
- Nie? - nie był w stanie powiedzieć nic więcej.
- ... - Key nie miał pojęcia co odpowiedzieć. To wszystko tak bardzo go bolało, te słowa, które z każdą chwilą raniły go jeszcze bardziej, to było nie do opisania.
- Nie odpowiesz mi? Wiedziałem. Jesteś mój. A ja jestem twój. Zawsze tak było i zawsze tak będzie.
- Ale ty przecież należysz teraz do HaNy. I do swojej mamusi, której nie potrafisz się sprzeciwić. - mówiąc to miał wrażenie, że zaraz wybuchnie na samo wspomnienie o tych dwóch kobietach. Jjong pokręcił głową.
- Tu akurat nie masz racji. One już wiedzą. I nie tylko one. Wszyscy już wiedzą. - zrobił się bardzo poważny i wpatrywał się w niego czekając na reakcję. Kibum lekko mówiąc zgasł słysząc jego słowa. To znaczy, że w końcu wyznał matce prawdę? Że już nie będą musieli się ukrywać?
- Huh? - uchylił usta w geście zdziwienia, a raczej zszokowania.
- Tak, dobrze słyszałeś. Zanim do ciebie przyjechałem wykrzyczałem im wszystko. I teraz niech się dzieje co chce, jedyne czego teraz potrzebuję to ty. Kibummie, skarbie... Wybacz mi... - powiedział ze łzami w oczach. Chłopak na początku się zawahał, ale przecież i tak dobrze znał odpowiedź.
- Wybaczam ci, ty zapchlony dinozaurze. - walnął go mocno w ramię tak, że aż syknął z bólu, jednak po chwili wtulił go w siebie.
- Tak bardzo tęskniłem... - wyszeptał mu do ucha kurczowo trzymając go przy sobie, żeby przypadkiem znowu mu nie uciekł.
- Ja też... Nawet nie wiesz jak bardzo... - odpowiedział cichutko wtulając twarz w zagłębienie jego szyi.

[Kibum]

Nie wiedział czy się cieszyć, czy dalej płakać. Był niewiarygodnie szczęśliwy, że ten koszmar dobiegł już końca, ale z drugiej strony nie docierało do niego, że znowu jest wszystko tak jak dawniej. Drgnął nieco czując, że Jjong ponownie zaczął oglądać jego dłoń.
- Key, skąd w ogóle taki pomysł? - zapytał chcąc upewnić się, że już nic dziwnego nie chodzi po głowie jego chłopaka.
- To było niechcący... - zabrał dłoń i widząc, że blondyn usiadł głębiej na łóżku opierając się o ścianę, sam usiadł pomiędzy jego nogami i oparł się o niego plecami. Kiedyś często mieli w zwyczaju siedzieć w takiej pozycji. Czując, że dłoń Jjonga czule przeczesuje jego włosy, przekręcił się nieco wtulając policzek w jego tors i przymykając oczy. Miał dosyć tego całego zamieszania, strachu, bólu i niepewności. Jedyne czego w tej chwili pragnął to odpocząć od całego świata w objęciach ukochanego. Jonghyun chyba rozumiał go bez słów, bo osunął się nieco będąc teraz w pozycji półleżącej i obserwował jak jego ukochany zasypia z wyczerpania. Następnego dnia chłopcy z samego rana wyjaśnili nieco zdezorientowanym rodzicom Kibuma, jak sprawa wygląda. Z początku nie rozumieli tej diametralnej zmiany, zwłaszcza że Key oświadczył, że wraca z Jonghyunem do domu. Jego mama zabrała go nawet na poważną rozmowę w cztery oczy. Wiedziała, że chłopak i tak postąpi tak jak to sobie zaplanuje, ale nie chciała by znów cierpiał. Starała się zrozumieć ich sytuację, ale mimo wszystko miała żal do Jonghyuna.
- Kochasz go? - zapytała ostatecznie, ale i tak znała odpowiedź.
- Kocham umma... Wiem, że z ojcem myślicie, że jestem naiwny ale powiedz... Zmarnowałabyś taką szansę...? - zapytał niepewnie przygryzając wargę.
- Pewnie postąpiłabym jak ty. Ale wiesz, że się martwię. - pogłaskała synka po policzku.
- Wiem, ale już wszystko będzie w porządku, zobaczysz. - uśmiechnął się pokrzepiająco. - Wracamy do pokoju? - zapytał przypominając sobie, że zostawili tam Jjonga i jego ojca samych. Kiedy jego mama kiwnęła głową od razu ruszył do salonu i omal nie parsknął śmiechem widząc jak jego ukochany dostaję ochrzan i wykład w jednym. No cóż, jego ojca nie było już tak łatwo przekonać. Postanowił im nie przeszkadzać i poszedł do swojego pokoju się spakować. Na szczęście nie miał zbyt wiele rzeczy, dlatego szybko się uwinął. Problem pojawił się w momencie kiedy musiał znieść walizkę na dół.
- Daj to słabeuszu. - uśmiechnął się do niego Jjong i zabrał mu jego pakunki.
- Dzięki. - uśmiechnął się i poszedł pożegnać się z rodzicami. Był im bardzo wdzięczy za to wszystko co dla niego zrobili. W pewnym momencie tak mocno wtulił się w swoją mamę, że kobieta zaśmiała się cicho.
- Kibummie, nie mnie teraz powinieneś ściskać. - pogłaskała go po plecach z uśmiechem. - Uciekaj bachorze i odwiedzajcie nas częściej. - chłopak tylko pokiwał głową i pożegnał się ze swoim tatą, po czym poszedł wraz ze swoim ukochanym do samochodu. Kiedy usiadł westchnął głośno i schował buzię w dłoniach.
- Wszystko w porządku? - zmartwił się nieco Jonghyun odpalając silnik. Key tylko pokręcił głową i dalej trwał w tej nieco dziwnej pozycji starając sobie wszystko poukładać.
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że wracamy do domu. - wyszeptał zerkając na niego. Zdziwił się nieco, kiedy jego chłopak nagle zjechał na pobocze i zatrzymał samochód. - Co ty... - nie dane mu było skończyć, bo Jjong pocałował go czule, ale i pewnie zarazem. Od razu wszystkie zmartwienia odpłynęły.
- Bummie, nie myśl już o tym co było. Myśl o nas, dobrze...? - wyszeptał zerkając mu w oczy. Key po raz pierwszy uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową. Miał rację, już nic nie ma prawa się zepsuć. Teraz będzie już tylko lepiej.
 

[Jonghyun i Key]

Jjong s
iedział sobie rozwalony na kanapie i oglądał telewizje. Zastanawiał się co jego ukochany robi tyle w łazience, no ile można tam siedzieć?! Co prawda on też potrafił przebywać tam godzinami, ale i tak rzadko się to zdarzało, natomiast on to już przechodził samego siebie. Kiedy w końcu wrócił do niego na dół uśmiechnął się lekko, ale nadal był nieco zirytowany.
- No co ty tam robiłeś? Myślałem, że nigdy stamtąd nie wyjdziesz!
- odparł a Kibum nadął policzki widząc jego zirytowanie i dmuchnął w wilgotną jeszcze grzywkę.
- Myślisz że wykremikowanie całej twarzy zajmuje pięć minut? Chcesz żebym za sześć lat już miał zmarszczki? - skrzywił się na samą myśl o tym. Co jak co ale dobrze wszystkim znana "migracja twarzy" po trzydziestce go mega przerażała. - Przecież mówiłem ci, że ja zawsze będę piękny i młody. - zachichotał cicho i usiadł obok niego na kanapie zerkając na ekran telewizora. Widząc jednak, że nie ma tam nic ciekawego, skupił uwagę na swoim ukochanym, którego pocałował w policzek.
Blondyn natomiast zaśmiał się słysząc jego słowa i pstryknął go w nosek.
- Ależ oczywiście kochanie. Ale wiesz co ci powiem? - popatrzył mu w oczy już zupełnie olewając grający telewizor.
Chłopak uśmiechnął się i przysunął do niego.
- Co takiego? - popatrzył na niego zaciekawiony również zerkając w te jego czarne oczka.
- Stęskniłem się za tobą... - wyszeptał głaskając go teraz po policzku. Naprawdę nie potrafił oderwać od niego wzroku, był dla niego najpiękniejszym stworzeniem na tym świecie. Młodszy posmutniał nieco od razu przypominając sobie to wszystko przez co musieli przejść. Z cichym westchnieniem wstał po chwili siadając mu na kolanach i po raz kolejny spojrzał mu w oczy.
- Uwierz że ja bardziej... - wyszeptał nachylając się do niego.
Jjong wpatrywał się w ukochanego przez chwilę, po czym nie mogąc dłużej wytrzymać pocałował go czule i oplótł go rękami w pasie.
- Już nigdy więcej nie pozwolę ci odejść...
- Nie pozwalaj... - powiedział ściszonym tonem i odwzajemnił jego pocałunek nie pozwalając mu się odsunąć. Położył dłonie na jego ramionach przysuwając się do niego jeszcze bliżej a on nie mówiąc już nic więcej pogłębił pocałunek pragnąc znowu poczuć smak jego ust. Tak bardzo mu tego brakowało, jego ciepła, bliskości, miłości... Tylko on umiał sprawić, że wszystko w nim wariowało i wywołać te motylki w brzuchu, które nawiedzały go przy każdym bliższym spotkaniu z nim, a nawet i w zwykłych codziennych sytuacjach. Key prawdę mówiąc z początku nie był pewny czy dobrze zrobił, że tak od razu go przyjął. Ale jak można było mu nie wybaczyć? Widać te dinozaury już tak mają, że nie zdają sobie sprawy ile mogą narobić bałaganu. Zamruczał pod nosem i przejechał językiem po jego górnej wardze.
- Jongie...
- powiedział cicho na co jego ukochany objął go ciaśniej jakby bał się, że zaraz mu ucieknie i westchnął czując jego język.
- Tak Bummie? - wyszeptał i przygryzł delikatnie jego dolną wargę.
Kibum zerknął na jego buzię i uśmiechnął się delikatnie.
- Kocham cię idioto. - pstryknął go w policzek i ponownie zatopił się w jego wargach nie pozwalając mu odpowiedzieć.
Jonghyun już chciał mu powiedzieć, że również go kocha, ale chyba nie było mu to dane. Uznał, że powie mu to później a teraz z chęcią całował jego słodkie usta z lekkim uśmiechem. W pewnej chwili poczuł, że chciałby jeszcze więcej niż tylko pocałunek.
- Kochanie... - wymruczał cicho.
Drugi Kim skupił się na jego ustach pieszcząc je swoimi wargami i przejechał dłońmi po jego ramionach. Westchnął cicho, bo musiał przerwać pocałunek, aby być w stanie mu odpowiedzieć.
- Słucham...? - popatrzył na jego buzie miziając teraz boki ukochanego.
- Chcę cię. - powiedział cicho patrząc mu w oczy i czuł, jak przechodzą go dreszcze pod wpływem dotyku ukochanego. To było naprawdę niesamowite jak jedna osoba mogła wpływać na drugą. A żeby było ciekawiej, tylko jego Kibummie tak na niego wpływał. Nigdy nie spotkał się z czymś takim... Na te słowa młodszy uśmiechnął się cwano i teraz przejechał dłońmi po jego udach.
- Przecież mnie masz. - wzruszył ramionami udając że nie wie o co mu chodzi. Czasem lubił się z nim droczyć. Oczywiście musiał pamiętać, aby nie przesadzić bo łatwo było urazić jego dumę.
- Ale... Ty wiesz o co mi chodzi, kocurku. - zmierzył go wzrokiem. Orientując się, gdzie są łapki jego Skarba poczuł, że robi mu się ciaśniej w spodniach. Aish, on to robił specjalnie, no po prostu był przekonany, że to było specjalnie! Ten uroczy kociak tylko zaśmiał się cicho i pokręcił głową.
- Nie mam bladego pojęcia. - uśmiechnął się niewinnie i wstał z niego jakby nigdy nic. Złapał go jednak za rączki tym samym nakazując mu wstać i zamknął przestrzeń pomiędzy nimi namiętnym pocałunkiem. Nie puszczając jego dłoni zaczął go na ślepo prowadzić w stronę ich sypialni.
- No jak to... - już chciał mu wytknąć, że się z nim droczy, ale nie zdążył tego zrobić przez poczynania ukochanego. Wzruszył ramionami i bez protestów włączył się do pocałunku idąc za nim grzecznie. Bummie szedł z nim ostrożnie, żeby na nic nie wpaść i otworzył drzwi „delikatnym” kopniakiem. Kiedy weszli wreszcie do sypialni, popchnął go na łóżko i od razu położył się na nim przylegając do niego ciałem. Bling zadowolony z przebiegu wydarzeń przycisnął go do siebie wpijając się w jego wargi coraz zachłanniej oraz przejechał dłońmi po jego udach spoczywając nimi na tym seksownym tyłeczku swojego chłopaka, który westchnął w jego wargi czując gdzie znajdują się łapki ukochanego i jeszcze bardziej docisnął bioderka do niego. Cały czas oddawał gorący pocałunek, a w międzyczasie wsunął dłonie pod jego koszulkę macając go po torsie. Przez tą czynność Jjonga przeszły przyjemne dreszcze, ach to było takie wspaniałe. Zaczął powoli masować jego pośladki po chwili wsuwając języczek do jego ust, którym zaczął pieścić ich wnętrze. Diva po jakimś czasie ściągnął z niego koszulkę, która nagle zaczęła robić się niezwykle irytująca i kontynuował macanie jego seksownego ciałka. Trącił jego języczek swoim zaczepiając go i po chwili zaczął się nim bawić mrucząc cicho. Jego dotyk sprawiał, że Jjong wariował. Przy nim było mu tak cudownie, że zapomniał o całym świecie. Nie liczyło się już nic innego, tylko oni. Tylko on, tylko należący do niego już na zawsze Kibum. Chcąc mu ulżyć, bo jak się domyślał i jemu zrobiło się gorąco zdjął z niego koszulkę.
- Rawrrrrr. - uśmiechnął się pod nosem.
Key słysząc warczenie jego Dinusia odpowiedział mu tym samym. Dobrze, że jego ukochany zdjął z niego koszulkę, bo faktycznie było mu bardzo gorąco. W końcu oderwał się od jego ust chcąc dać im chwilę odpoczynku i zjechał wargami na jego szyję muskając ją czule. Jonghyun w odpowiedzi na to odchylił głowę do tyłu chcąc dać mu do siebie większy dostęp i przy okazji zaczął dobierać się do jego spodni, gdyż jego dłonie nie zdołały się od tego powstrzymać. Po chwili jęknął cicho przez jego poczynania i zsunął z niego spodnie rzucając je gdzieś na podłogę tam, gdzie prawdopodobnie jest i jego koszulka. Przewrócił go teraz na plecy i zawisł nad nim patrząc mu w oczy.
- No cześć Kocurku, co tam? - uśmiechnął się szeroko patrząc na jego pysio.
Key popatrzył mu w oczy z uśmiechem, którego nie mógł powstrzymać. Był taki szczęśliwy, nie wyobrażał sobie życia bez tego chłopaka.
- Gorąco. - zaśmiał się pod nosem przy okazji mocując się z rozporkiem swojego Kochanie, po czym pozbył się jego spodni.
Chłopak roześmiał się i ponownie złączył ich usta w pocałunku wodząc dłońmi po jego nagiej klatce piersiowej. Jechał nimi coraz niżej aż dotarł na brzuch i miział go sobie przez chwilę. Jednak zaraz znalazły się one na jego podbrzuszu, któremu również poświęcił trochę uwagi, aż w końcu zahaczył palcami o brzegi jego bokserek. Zamruczał cicho i zaczął powoooli zsuwać je z niego. Kibum odwzajemniał pocałunek czule i przejechał dłońmi po jego pleckach, drapiąc je delikatnie. Przez chwilę stał się nieco bierny, bo nie mógł się na niczym skupić. Jego ukochany doprowadzał go do szaleństwa. Czując co robi, on również sięgnął do jego bokserek, ale szybko się ich pozbył nie mając siły na zabawy. Za bardzo za nim tęsknił... Za bardzo go pragnął. Bling, gdy jego najdroższy zdjął z niego ostatni fragment garderoby przestał już go męczyć i zrobił to samo. Całował jeszcze przez chwilę jego słodkie wargi, ale po jakimś czasie przerwał pocałunek patrząc mu głęboko w oczy.
- Kocurku... Ja też cię kocham. - pogłaskał go delikatnie po policzku przypominając sobie, że miał mu na to odpowiedzieć i uznał, że ten moment jest odpowiedni.
Diva uśmiechnął się rozczulony i mimo, że nie było to jakieś długie i wyszukane wyznanie, zabrakło mu słów. Przez dłuższą chwilę przyglądał mu się w milczeniu, ale w końcu postanowił się odezwać.
- I już zawsze kochaj... Nie przejmuj się innymi... Nigdy. - ostanie zdanie wyszeptał.
Blondyn zamilkł na chwilę czując wyrzuty sumienia, ale zaraz mu przeszło. Teraz już wiedział, że to co robił było złe. Nie miał zamiaru już dłużej się ukrywać, chciał, żeby wszyscy, absolutnie wszyscy wiedzieli o ich związku. I nie dbał o to, czy będzie im się to podobać czy nie.
- Nigdy. - powiedział cicho i zjechał wargami na jego szyjkę a łapki ulokował na jego bioderkach, po czym powolutku zaczął w niego wchodzić dbając o to, żeby jak najmniej odczuwał ból. Jego najdroższy westchnął przeciągle i objął go ciasno za szyję przyciągając go do siebie najbliżej jak się dało. Wsunął palce w jego włosy i zamknął oczy skupiając się na doznaniach. Jego chłopak zawsze na początku traktował go jakby był ze szkła, ale nie przeszkadzało mu to absolutnie, to było kochane.
Jjong muskał jego skórę delikatnie i z czułością zostawiając na niej mokre ślady i wchodził w niego coraz głębiej. W końcu wszedł do końca i odczekał chwilę chcąc, by się przyzwyczaił. Kiedy upewnił się, że tak się stało zaczął się w nim poruszać gładząc w tym samym czasie jego boki. Wyższy odchylił głowę do tyłu dając mu do siebie lepszy dostęp. Uwielbiał go, po prostu go kochał. Przekręcił łepek tak, że jego usta znalazły się blisko uszka ukochanego i zaczął do niego cicho pojękiwać. Zjechał dłońmi na jego plecki, drapiąc je delikatnie.
- Mrrraw. - zamruczał cicho a dinozaur przyssał się do jego szyi zostawiając na niej obfitą malinkę i uśmiechnął się oblizując wargi. Kiedy słyszał te jego cudowne jęki normalnie zaczynał podniecać się jeszcze bardziej, tak strasznie go pragnął, że nie mógł się powstrzymać i przyspieszył ruchy jednocześnie również zaczynając cicho jęczeć.
Kibum zjechał dłońmi na jego boki i miział je delikatnie. Odnalazł wargami jego usta, za którymi zbyt bardzo się stęsknił i pocałował je czule. Jego jęki zginęły teraz w jego wargach, a jego ciało przechodziły fale gorąca i miał wrażenie, że niedługo oszaleje.
- Ach... Kochanie...
- powiedział z ledwością mu w usta nie oczekując odpowiedzi. Jjong odwzajemniał jego pocałunki z miłością i uwielbieniem. Starał się skupiać na tej czynności, ale coraz ciężej mu to wychodziło. Jego ciało powoli odmawiało posłuszeństwa, jedyne czego się domagało to czuć jego ukochanego jeszcze bardziej, najbardziej jak tylko się dało. Te odgłosy, które z siebie wydawał były wprost melodią dla jego uszu.
- Mmm... Kocurku...
- przygryzł jego wargę, jednak pocałunek choć wspaniały, nie trwał długo, ponieważ wcześniej wspomniany był zbyt roztrzęsiony i rozkojarzony, aby się na nim skupić. Wtulił się teraz w niego ze wszystkich sił i jęczał mu prosto do uszka. Nie sądził, że wytrzyma jeszcze długo, bo jego ukochany doprowadzał go do szaleństwa. Blondyn natomiast wtulił twarz w zagłębienie jego szyi i słuchał tych nieziemskich odgłosów rozkoszy swojego chłopaka, po czym w końcu przyspieszył już najbardziej jak się da. Wiedział, że za chwilę nadejdzie ten moment, dlatego też by sprawić mu jeszcze więcej przyjemności wziął w dłoń męskość tego Kociaka i zaczął ją pieścić. Bummie uznał, że tego już było za wiele. Zacisnął powieki nawet nie starając się powstrzymać swoich głośnych jęków. Zdołał wytrzymać jeszcze chwilę, ale potem doszedł wtulając się w ciałko swojego ukochanego.
- Ach... J-jongie... - wyjęczał resztkami sił a ten nie zdołał powstrzymać uśmiechu, kiedy usłyszał swoje imię. Doszedł zaraz po nim z przeciągłym jękiem i opadł na niego bezsilnie tuląc go do siebie.
- Jesteś dla mnie tym jedynym... Od zawsze nim byłeś i na zawsze nim pozostaniesz. Nikt nie zdoła sprawić, że przestanę cię kochać. Bo ty jesteś dla mnie wszystkim, a kiedy cię nie ma, mnie też nie ma, jedyne co robię, to tylko oddycham... - wyszeptał patrząc mu prosto w oczy i poczuł, że zbiera mu się na płacz.
Kiedy jego chłopak zdołał unormować oddech, popatrzył na niego, ale przestraszył się widząc jego minę. Od razu przyłożył mu dłoń do policzka.
- Już cii... Jestem tu przecież... - wyszeptał wtulając go w siebie i przeczesał palcami jego włosy. - Nie wracajmy do tego, dobrze? - chciał zapomnieć o tych przeklętych, przepełnionych płaczem tygodniach, a ciągłe wspominanie tego na pewno mu w tym nie pomoże.
- Tak... Nie chcę do tego wracać...
- Mam nadzieję Skarbie... - znowu na chwilę jakby stracił humor.
- Po prostu chciałem ci to powiedzieć... Żebyś już się nie martwił, bo ta sytuacja była jednorazowa i na pewno więcej się nie powtórzy. Kocham cię, Kibummie... Kocham... - powiedział po czym pocałował go czule przymykając oczy, a Kibum po chwili rozpromienił się słysząc jego słowa.
- Ja Ciebie też kocham... I już żadna flądra się do ciebie nie przyczepi, już moja w tym głowa! - powiedział bojowo, choć wyglądało to pewnie śmiesznie. Wyczerpany tym wszystkim wtulił się w ukochanego i pomału odpływał. Po paru minutach obaj byli pogrążeni w głębokim śnie, marząc o sobie nawzajem.

[Jonghyun]

Kiedy się obudził jeszcze nieprzytomny zaczął szukać dłońmi swojego Skarba, bo jakoś nie czuł go przy sobie. Przez chwilę się zmartwił, ale w końcu znalazł go i czym prędzej przyciągnął do siebie. Kibum tylko wymamrotał coś pod nosem i wtulił się w niego dalej trwając w twardym śnie. Blondyn westchnął cicho i wpatrywał się w jego buzię z uśmiechem. Tak bardzo się cieszył, że znowu może zasypiać i budzić się przy nim. Przez ten czas gdy go nie było, zdążył zrozumieć, że wcześniej nie doceniał tego, co ma. Teraz obiecał sobie, że za wszelką cenę będzie sprawiać, by jego najdroższy był szczęśliwy, bo tylko to się dla niego liczyło. I nie pozwoli mu już więcej cierpieć, bo kiedy tak się dzieje, to czuje jakby coś w nim umarło. A tym bardziej, kiedy cierpi właśnie przez niego. Mógłby tak patrzeć na niego cały dzień, noc, w sumie to nawet i całą wieczność, ale z tego całego zamyślenia i oczarowania jego śpiącym aniołkiem wyrwał go dzwonek do drzwi. Zdziwił się nieco i spojrzał na zegarek widząc, że jest jeszcze naprawdę wcześnie. Szczerze to nie chciało mu się wstawać, ale że osobnik stojący przed ich drzwiami nie dawał za wygraną, westchnął zrezygnowany i zwlókł się z łóżka zakładając bokserki leżące na ziemi po czym zszedł na dół i otworzył.
- Jonghyun? Jak ty wyglądasz dziecko! - wrzasnęła niska kobieta, w której blondyn po dłuższym przyjrzeniu się rozpoznał swoją matkę.
- Umma? Co ty tu robisz? I wybacz za mój stan, ale dopiero wstałem... - powiedział spokojnie i gestem ręki zaprosił ją do środka. Ona, choć niechętnie, weszła i stanęła w przedpokoju patrząc na niego z powagą.
- Kim Jonghyunie. Czy ty możesz mi powiedzieć co ty najlepszego wyprawiasz? - jej twarz przybrała surową postać i można było w niej dostrzec ogromne oburzenie i zdenerwowanie.
- Ja? Nic. O co ci znowu chodzi? - wzruszył ramionami przewracając oczami, eh i znowu się zaczną te jej wykłady.
- Jak to o co?! Jak mogłeś tak potraktować HaNę?! Jak mogłeś ją zostawić w dniu ślubu i w dodatku wygadywać takie bzdety?! - słysząc to bling już nie wytrzymał i również się zdenerwował, bardzo.
- Bzdety? Mamo, ja chyba śnię. Czy ty naprawdę nie zrozumiałaś tego co wtedy powiedziałem? Jeżeli znowu masz zamiar się wpieprzać w moje życie, to tam są drzwi. - niemal wywarczał wskazując jej skinieniem głowy wyjście. Jego matka stała w tej chwili jak wryta i nie mogła uwierzyć własnym uszom.
- Słucham? Czy ty mnie wyrzucasz? - spytała niedowierzając.
- Rozum to jak chcesz. Po prostu chcę ci przekazać, że... - zaczął, ale nagle pojawił się za nim Key, który również był nieco roznegliżowany, miał na sobie jedynie bokserki i koszulkę.
- Co się tu dzieje? - zapytał podchodząc do Jjonga, jednak widząc osobę, która mu towarzyszyła schował się za jego plecami zmieszany.
- Huh... Chyba ja powinnam spytać co się tu dzieje! Co on tutaj robi i dlaczego jest prawie nagi?! - zasłoniła usta dłońmi patrząc na nich jakby z obrzydzeniem.
- Mieszka. A to dlaczego jest prawie nagi akurat najmniej cię powinno obchodzić. Już nie będę na każde twoje zawołanie, rozumiesz? I nie będę cię słuchał. Kocham go i będę z nim czy tego chcesz czy nie, naprawdę muszę się powtarzać? Jeżeli ci to nie pasuje to po prostu wyjdź i zostaw nas w spokoju. - odpowiedział bardzo stanowczo i wpatrywał się w nią bezuczuciowo. Kobieta tylko prychnęła pod nosem i zarzuciła torebkę na ramię.
- Skoro tak chcesz to proszę bardzo! Bądź sobie z nim i żyjcie sobie w tym chorym związku! Ale żebyś później do mnie nie przychodził z płaczem, że popełniłeś błąd! Do widzenia. - zjechała ich obu wzrokiem i wyszła trzaskając drzwiami. Jonghyun oparł się o ścianę bokiem i spuścił głowę, ale kiedy poczuł, że jego chłopak wtula się w jego plecy popatrzył na niego bezsilnie. Kibum uśmiechnął się do niego i pomiział go noskiem w policzek.
- Byłeś bardzo dzielny, chociaż wiem, że powiedzenie tego wszystkiego nie było dla ciebie łatwe. Jestem dumny kochanie. - musnął jego policzek i położył głowę na jego ramieniu.
- Dziękuję Bummie. - odwzajemnił uśmiech i odwrócił się w jego stronę tuląc do niego.

* * *

- Aigoo, no gdzie my idziemy? Nogi mnie już bolą! - jęknął coraz bardziej zmęczony Kibum. - To już chyba pół godziny, daleko jeszcze? - marudził trzymając swojego chłopaka za rękę. Jonghyun chichotał cicho widząc tą jego minę ala' naburmuszona diva i dalej dzielnie prowadził go w wyznaczone miejsce. Chciał mu zrobić niespodziankę, a to się równało z tym, że no niestety musiał trochę pocierpieć, tym bardziej, że miał opaskę na oczach. Pragnął, aby wszystko wyszło idealnie i miał szczerą nadzieję, że właśnie tak będzie.
- Jeszcze troszkę, wytrzymaj. - cmoknął go w zmarszczony nosek i kolejne pół godziny później w końcu dotarli na miejsce. - Jesteśmy.
- To... Było... Dla... Ciebie... Troszkę?! Nogi mi odpadają! - tupnął nogą po chwili orientując się, że to nie było zbyt mądre i omało co się nie przewrócił, bo już naprawdę nie miał siły a nóżki dodatkowo bardzo bolały. Blondyn złapał go szybko, żeby nie upadł i pokręcił głową.
- Ach kocurku, sportowcem to ty nie zostaniesz. - roześmiał się głośno.
- Phi... No mogę już to zdjąć? Chcę zobaczyć dlaczego musiałem się aż tak namęczyć!
- Oczywiście. - uśmiechnął się i odwiązał opaskę będącą na jego oczach. Młodszy widząc to co było przed nim zaniemówił. Uchylił lekko usta z zachwytu i podziwiał piękną scenerię, którą miał okazję teraz widzieć. Znajdywali się we wspaniałym parku, przynajmniej tak myślał, że to park, jednak nie było w nim widać żadnej żywej duszy oprócz nich. W miejscu, gdzie drzewa dziwnym zbiegiem okoliczności układały się w koło po środku stał stolik, a na nim zachęcające i pachnące potrawy, które nawet były jeszcze ciepłe. Pomiędzy nimi stały dwie świece, a na około krzeseł porozsypywane były płatki róż, w sumie to w całym tym miejscu na ziemi można było je dostrzec. Key przetarł oczy myśląc, że może mu się to śni, ale nie. To była rzeczywistość. - I jak ci się podoba? - odezwał się bling nie mogąc rozszyfrować wyrazu twarzy kochanka.
- Um... Jest... Jest idealnie Jongie! - krzyknął i rzucił mu się w ramiona.
- Cieszę się w takim razie. Może chodźmy zjeść, bo w końcu nam wystygnie i będzie niedobre. - musnął jego usta i pociągnął go za sobą. Po chwili już siedzieli i objadali się jedzeniem, które przygotował dla nich sam Jjong.
- Mniam, kochanie! To jest przepyszne! - zachwycał się i niemal zlizywał z talerza to co mu zostało.
- Smakuje ci? Sam to wszystko zrobiłem. - popatrzył na niego zadowolony widząc jego reakcje.
- Mniaaami! Musisz mi częściej robić takie pyszności. - uśmiechnął się szeroko i usiadł sobie wygodnie na krześle kładąc dłoń na brzuchu. - Ale się najadłem.
- Haha, no właśnie widzę. Ale to nie koniec atrakcji. - zaśmiał się cicho, a kiedy zobaczył zdziwioną minę ukochanego roześmiał się już na dobre. - No co tak patrzysz?
- No nie wiem... A co jeszcze przygotowałeś? - wpatrywał się w niego zaciekawiony, ale nie usłyszał odpowiedzi. Zamiast tego obserwował, jak Jonghyun wstaje ze swojego miejsca i podchodzi do niego.
- Bummie... Mógłbyś na chwilkę wstać? - spytał a wyższy Kim przechylił łepek na bok nie bardzo wiedząc co też ten chce zrobić i tylko kiwnął głową na „tak” po czym wstał. Blondyn popatrzył mu w oczy z ogromną miłością. Czuł, że musi to zrobić. Nie... Nie musi... Chce to zrobić. - Skarbie... Jesteśmy ze sobą naprawdę długo i... Ostatnie wydarzenia pozwoliły mi uświadomić sobie, że nie chcę nikogo innego. Nie potrafię... Po prostu nie potrafię być z osobą, która nie jest tobą. Jak mówiłem, jesteś tym jedynym... Nie wyobrażam sobie życia z kimkolwiek innym. Pragnę spędzić jego resztę właśnie z tobą, chcę być z tobą do końca świata, a nawet dłużej. Dlatego chcę cię o coś spytać... - wziął głęboki oddech i wyjął z kieszeni marynarki małe pudełeczko po czym uklęknął przed nim i otworzył je ukazując śliczny pierścionek, który zawsze przykuwał uwagę jego ukochanego kiedy byli u jubilera. - Czy wyjdziesz za mnie? - wyszeptał a Kibuma... Dosłownie zatkało. Wytrzeszczył oczy w czystym szoku i przełknął głośno ślinę wbijając w niego swój zdezorientowany wzrok.


__
No i tu trochę was poszantażujemy. Tak więc... Jeżeli chcecie więcej, a mamy w planach mały bonusik, to chcemy widzieć tu naprawdę duuużo komentarzy! Tym razem to wy musicie się wykazać, także wszystko zależy od was. Chcecie ciąg dalszy? No to hwaiting. :D Hehehehe.

sobota, 12 kwietnia 2014

Secret Love ~ 2/3

Hello, hello! Oto nasz wielki comeback z drugą częścią sekretnej miłości. Nie będę się rozpisywać, po prostu łapajcie i czytajcie. Ale tak btw. to jeżeli chodzi o moje opo, to trzeci rozdział już się pisze, dlatego spodziewajcie się go niebawem. :3
*Dla przypomnienia - ja to Jonghyun, Oczko to Key. Enjoy~




[Jonghyun]

Widząc wchodzącą do domu dziewczynę zamarł. Wymienił krótkie aczkolwiek wiele mówiące spojrzenie z Kibumem i kiedy zobaczył, że jego chłopak wychodzi z domu szybkim krokiem trochę spanikował.
- Umm, och tak, umma ja zaraz wracam. - powiedział i popędził za ukochanym zostawiając zdezorientowane kobiety. Na szczęście jego Kotek nie odszedł za daleko i w ostatniej chwili kiedy chciał wsiąść do autobusu złapał go za rękę i pociągnął za sobą.
- Yah! Co ty wyprawiasz?! - jęknął Key robiąc skrzywioną minę. Jonghyun nie odpowiedział tylko zaprowadził go w mało zaludnione miejsce, po czym przyciągnął go do siebie i przytulił mocno. - Zapytam raz jeszcze, co ty... - nie zdążył dokończyć, ponieważ blondyn położył mu palec na ustach.
- Cśśś. Bummie... - zaczął nie wiedząc co dalej powiedzieć, doskonale wiedział, że to musiał być dla niego cios. I przeklinał się w myślach, że jednak nie powiedział swojej matce o ich związku. No bo co on teraz zrobi? Kobita ubzdurała sobie, że znalazła kolejną idealną dziewczynę dla niego, a przecież on ani myślał być w ogóle z jakąkolwiek dziewczyną, ponieważ miał już swojego najdroższego chłopaka. Westchnął widząc, że w oczach jego Skarba zaczęły gromadzić się łzy. - Kochanie... Proszę, wytrzymaj to. Ja... Postaram się coś na to poradzić, naprawdę... Nie musisz się martwić. Przecież wiesz, że kocham tylko ciebie i to się nigdy nie zmieni, nikt tego nie zmieni, nawet moja matka. - wyszeptał patrząc mu prosto w oczy.
- Ugh... Ale co ty możesz zrobić? Ona chce cię zeswatać z tym totalnym bezguściem! Widać, że to jakaś nadęta panienka i pewnie będzie się do ciebie przymilać ile wlezie... - spuścił wzrok, ale gdy poczuł usta ukochanego na swoich zaczął rozpaczliwie odwzajemniać jego pocałunki. Po paru minutach odsunęli się od siebie, gdyż brakło im już tchu i spojrzeli sobie w oczy. - Obiecaj mi, że wszystko będzie dobrze... Że mnie nie zostawisz... - powiedział cicho opierając się swoim czołem o jego i zacisnął piąstki na jego koszulce.
- Obiecuję, przysięgam. Nic się nie stanie. - odparł z powagą i pocałował go ostatni raz. - A teraz leć do pracy bo się spóźnisz. - pogłaskał go po policzku i pozwolił mu oddalić się od niego. Kibum uśmiechnął się lekko i kiwnął głową po czym chciał odejść, ale Jjong złapał go jeszcze za rękę żeby się zatrzymał. Chłopak odwrócił głowę w jego stronę nie rozumiejąc, ale kiedy usłyszał słowa ukochanego momentalnie się rozczulił.
- Kocham cię, Kibummie. - po tych słowach wcześniej wspomniany rzucił mu się w ramiona i przytulił mocno.
- Ja ciebie też. - wyszeptał i cmoknął go w policzek po czym już rozpromieniony pognał na autobus. Blondyn westchnął ciężko i z ociąganiem wrócił do domu. Oczywiście spodziewał się, że będzie musiał się wytłumaczyć ze swojego zachowania. Od razu przy wejściu dopadła go jego mama i wciągnęła do środka.
- Kim Jonghyunie! Gdzie ty polazłeś? To nie było miłe, nawet się nie przywitałeś! - zgromiła go spojrzeniem. On przewrócił oczami, ale tak żeby jego towarzyszki tego nie zauważyły i przybrał skruszoną minę.
- Mianhae umma, musiałem o czymś powiedzieć Key, bo wcześniej zapomniałem. - podrapał się po głowie uciekając wzrokiem, ale po chwili w końcu zaszczycił swoim spojrzeniem obcą dziewczynę. Zlustrował ją wzrokiem od stóp do głów przez co nieco się zawstydziła, ale dalej patrzyła na niego niepewnie. Musiał przyznać, że ładna to ona była. Chociaż to co powiedział młodszy Kim się zgadzało, zupełnie nie miała gustu. Mimo iż był to elegancki ubiór, to zupełnie tandetny. Pomijając tą kwestię, to reszta była jak najbardziej urokliwa. Długie, czarne włosy z grzywką na prosto, ładnie podkreślone oczy, ogółem delikatny, nie krzykliwy makijaż i długie nogi. Dla takiego hetero to byłaby naprawdę dobra partia, ale on niestety nie chciał wchodzić z nią w głębsze kontakty. Po prostu to by nie wypaliło. Jednak postanowił być miły i ukłonił się lekko obdarzając ją łagodnym uśmiechem. - Cześć, wybacz, że wcześniej cię nie przywitałem. Musiałem załatwić ważną sprawę. Mam nadzieje, że nie poczułaś się urażona. - powiedział na co dziewczyna przygryzła dolną wargę i wstała z kanapy, na której przed chwilą siedziała.
- Nic się nie stało oppa. To na pewno było coś pilnego, ale chyba teraz będziesz miał trochę czasu? - odpowiedziała nieco piskliwie, niczym typowa koreanka i uśmiechnęła się szeroko podchodząc do niego bliżej. Na szczęście nie naruszyła jego strefy osobistej. Nie bardzo wiedział jak ma się zachowywać, żeby laska nie narobiła sobie nadziei, że jest nią zainteresowany.
- Aish, no nie wiem... - zaczął, ale jego matka oczywiście musiała się wtrącić.
- Oczywiście, że ma czas! Wziął sobie wolne w pracy, więc jest do twojej dyspozycji! Gdzie najpierw pójdziecie? Na lody, do kina a może do wesołego miasteczka? - zaczęła nawijać jak przekupka na targu. Kim ugryzł się w język, ponieważ chciał jej powiedzieć, żeby się w końcu przymknęła, bo on nie ma zamiaru nigdzie chodzić z tą laleczką, ale stwierdził, że to nie byłoby teraz na miejscu. Brunetka uradowała się słysząc propozycje jego mamy i podskoczyła klaskając w dłonie.
- Do wesołego miasteczka! Chodźmy oppa! - uwiesiła się na jego ramieniu. A już myślał, że jednak zachowa dystans... W sumie czego on się spodziewał, każda dziewczyna jest taka sama. Zazwyczaj są dziecinne i natrętne, starające się za wszelką cenę zdobyć uczucie chłopaka, którego lubią. Odsunął ją delikatnie od siebie, żeby nie wyszło po chamsku i pokiwał głową zrezygnowany.
- Dobra, niech będzie... - wymamrotał pod nosem i zabrał portfel z szafki chowając go do kieszeni. Przewidywał, że wyda dzisiaj dużo pieniędzy. Po jakimś czasie opuścili mieszkanie i zaczęli wolno iść w kierunku wesołego miasteczka. HaNa niemal podskakiwała idąc i uśmiechała się jakby normalnie spotkało ją największe szczęście świata. Jak on się cieszył, że przynajmniej go za rękę nie złapała. Nie wiedział, czy długo wytrzyma w jej towarzystwie, bo nawet jak nic nie mówiła to i tak była już naprawdę nieznośna. Szedł trzymając ręce w kieszeniach spodni, aż nagle wpadł na genialny pomysł. Wyjął telefon ukradkiem i wystukał wiadomość.
Do; Kibummie <3
Skarbie ratuj, matka wysłała mnie z tą dziewczyną do wesołego miasteczka. Zerwij się z pracy i bądź jak najszybciej, proszę. :/
Kiedy napisał odczekał może 5 minut, aż dostał odpowiedź.
Od; Kibummie <3
Dobrze, będę za 10 minut przy wejściu do wesołego.
Przeczytał wiadomość i odetchnął z ulgą zerkając na swoją towarzyszkę.
- HaNa, przed wejściem spotkamy się z moim... - zaciął się na chwilę, ale zaraz kontynuował. - ...Przyjacielem i będzie nam towarzyszył. Przeszkadza ci to?
- Och... - jęknęła nieco zawiedziona, ale dalej się uśmiechała. - W porządku! Im więcej osób, tym zabawniej. - zachichotała cicho. Po krótkim czasie dotarli na miejsce, gdzie Jjong ogromnie się ucieszył widząc swojego Kocurka.
- Jesteś. - uśmiechnął się i omało co go nie pocałował przez zapomnienie, ale na szczęście w porę się zatrzymał i udał, że tylko się ukłonił. Kibum posmutniał trochę, ale nie chciał dawać tego po sobie poznać, dlatego również się uśmiechnął i przywitał oboje.
- No cześć, cieszę się, że mogę z wami pójść. - powiedział starając się brzmieć przyjaźnie i ukłonił się niedbale przed dziewczyną. - Kim Kibum.
- Jung HaNa. - brunetka odwzajemniła ukłon i złapała Jjonga za rękę. No nie, czy ona musi robić wszystko to, o czym pomyśli że tego nie chce? - Oppa, możemy już iść? Chcę na tą wielką karuzelę! - pisnęła zachwycona i pociągnęła go za sobą. Blondyn spojrzał zmartwionym wzrokiem na Kibuma, który tylko zacisnął pięści i ruszył za nimi.

[Kibum]

Nie miał pojęcia dlaczego zgodził się na ten wypad. Nie dość, że zawalił dzień w pracy to jeszcze musi patrzeć na tą słodką pijawkę. Bo jak można ją nazwać inaczej skoro nie odklejała się od Jjonga nawet na centymetr? Westchnął głośno idąc krok za nimi i obserwując ich splecione dłonie. Już dawno nie miał tak ogromnej potrzeby złapania ukochanego za rękę.
- Oppa! Ta kolejka wygląda świetnie! - pisnęła dziewczyna podskakując i przy okazji szarpiąc biednego blondyna.
- Hm… całkiem niezła. - powiedział uśmiechając się pod nosem, ale od razu zerknął na Kibuma, który natychmiast podniósł dłonie w geście poddania się.
- Ja wypadam. Nie ma opcji żebym na to wszedł. - skrzywił się nieco i poprawił sobie grzywkę aby wyglądała idealnie.
- Masz lęk wysokości? Co z ciebie za facet? - HaNa zrobiła zniesmaczoną minę i zjechała go wzrokiem po czym przewróciła oczami. - Chodźmy oppa! - uśmiechnęła się szeroko nagle zmieniając się diametralnie i zaczęła ciągnąć chłopaka w kierunku kasy z biletami. Jonghyun natomiast zdążył rzucić Kibumowi przepraszające spojrzenie i poszedł za nią. Wiedział, że Key strasznie bał się takich kolejek, więc nie mógł wymagać tego, aby poszedł z nimi. Kibum natomiast znalazł sobie jakąś pustą ławkę, na której usiadł i z daleka obserwował rozwrzeszczanych, bawiących się ludzi. Chyba nigdy wcześniej nie był z Jjongiem w wesołym miasteczku. Nie przepadał za zatłoczonymi miejscami a zwłaszcza wypełnionymi dziećmi. Co prawda kochał te małe istoty, ale ich matki potrafiły wszczynać prawdziwą wojnę, kiedy ich potomek patrzył na facetów trzymających się za ręce. Uśmiechnął się w duchu przypominając sobie jak kiedyś znaleźli się właśnie w takiej sytuacji. Humor jednak natychmiast z niego uleciał kiedy zobaczył jak HaNa wtula się w bok Jonghyuna siedząc w pierwszym wagonie kolejki. Nie chcąc na to patrzeć wyczaił stojącą niedaleko lodziarnię i poszedł zobaczyć co mają do zaoferowania. Ostatecznie jak zwykle wybrał lody truskawkowe i wrócił na swoje poprzednie miejsce. Po chwili jego gołąbeczki łaskawie do niego wróciły. Słysząc jak się śmieją i żartują zrobiło mu się niedobrze.
- Wybacz, że musiałeś czekać. - uśmiechnął się Jonghyun, a Key dokładnie zlustrował go wzrokiem. W tej chwili naprawdę wyglądał na szczęśliwego…
- Jasne, to gdzie teraz? - zapytał wzruszając ramionami i kończąc przy okazji swój obiad, bo dziś chyba nic więcej nie będzie dane mu zjeść.
- Ta duża karuzela o której wam mówiłam. - dziewczyna wskazała palcem na upatrzone miejsce podrygując niespokojnie.
- A nie masz też może ochoty na loda? - zapytał Jjong starając się być miłym, ale brunetka zrobiła wielkie z przerażenia oczy.
- No coś ty! Przecież to ma tyle kalorii…
- I tak masz pokłady cellulitu na udach. - parsknął pod nosem Key tym samym przerywając jej, a jego ukochany natychmiast skarcił go spojrzeniem. - No co? Nie od dziś wiadomo, że pracuję z modelkami i się na tym znam. - wzruszył ramionami i wstał klepiąc go przyjacielsko w ramię. - Chodźmy. - kiedy kątem oka zobaczył naburmuszony wyraz twarzy dziewczyny sprawiło mu to niezmierną satysfakcję. Czego ona oczekiwała? Że jakby nigdy nic wtargnie z buciorami w ich życie? Dobre sobie… Tym razem już wszyscy razem poszli do kasy, ponieważ Key uparł się, że nigdy na takowej karuzeli nie był i z chęcią się przejedzie. Problem pojawił się jednak wtedy, kiedy znajdowali się w najwyższym punkcie, a maszyna nagle stanęła. Mężczyzna z dołu krzyknął, że mają małe problemy techniczne, ale zaraz wszystko będzie w porządku.
- Oppa patrz na te widoki! Widać pół miasta! - zachwycała się dziewczyna co chwila wskazując palcem inne miejsce, natomiast Jonghyun w tym momencie raczej nie był nią zainteresowany. Popatrzył zmartwiony na Kibuma, który w obecnej chwili zasłaniał sobie usta dłonią i zaciskał powieki.
- Bummie, wszystko okej? - zapytał bojąc się, że chłopak zaraz najzwyczajniej w świecie zwymiotuje, ale ten pokiwał tylko głową. HaNa zdziwiła się nieco słysząc to zdrobnienie, ale wolała nie pytać o co chodzi. W sumie to ucieszyła się, kiedy karuzela ruszyła na dół, bo zaczynał irytować ją fakt, że Jjong kompletnie nie zwracał na nią uwagi. Kiedy byli już na dole zaklaskała w dłonie ucieszona i szarpnęła blondyna za rękaw.
- Oppa, to teraz na…
- Nie ma opcji, ja już nigdzie nie idę. - jęknął Key opierając się o jakiś słupek i dochodząc do siebie. - Wracam do domu. - powiedział krótko i nie chcąc wchodzić w żadne dyskusje odwrócił się na pięcie i wyruszył w kierunku wyjścia z tego potwornego miejsca. Jonghyun już chciał na to zareagować, ale dziewczyna po raz kolejny go szarpnęła.
- Oppa czy ty mnie słuchasz? Chcę iść tam! - tupnęła nogą i wydęła dolną wargę wpatrując się w niego. Blondyn westchnął widząc, że jego Kocurek już zniknął gdzieś w tłumie i poszedł w kolejne miejsce, które wyznaczyła HaNa.

* * *

Kiedy Key nareszcie dotarł do domu od razu przywitał się z matką jego chłopaka i poszedł do swojego pokoju. Pierwsze co to uwalił się na łóżku z cichym jękiem i chcąc wyrzucić z głowy obraz tego nadętego babsztyla, sięgnął po słuchawki z odtwarzaczem MP4. Zastanawiał się czy nie potraktował Jjonga zbyt ostro. W końcu to nie była jego wina… Po jakimś czasie nawet muzyka zaczęła go nudzić, dlatego sięgnął po książkę. Nie zdążył jednak przeczytać jednego rozdziału, bo usłyszał trzaśnięcie drzwi frontowych. Od razu cała zła energia z niego uleciała i rzucając książkę gdzieś w kąt zaczął zbiegać na dół po schodach chcąc powitać ukochanego, ale głos matki natychmiast go zatrzymał.
- Ach Jonghyun, wróciłeś? I jak wam się udała randka? - zapytała rozpromieniona kobieta, a blondyn skrzywił się natychmiast.
- To nie była randka tylko… - zaczął, ale nie dane mu było skończyć.
- HaNa to taka inteligentna dziewczyna. Myślę, że od razu by cię ustawiła. Zobaczyłbyś, że wcale nie tak łatwo jest dbać o kobietę… - zachichotała pod nosem i dalej ciągnęła swój wywód. - Jak tak popatrzyłam na was przez okno to aż mi serce szybciej zabiło, kochanie. Tak pięknie razem wyglądacie!
- Umma proszę… - jęknął Jjong przewracając oczami i zerkając na Kibuma, który również dzielnie tego słuchał opierając się o ścianę.
- Jej matka jest moją dobrą przyjaciółką. Sama też kiedyś przeżyła wielki zawód miłosny, dlatego teraz bardzo boi się, aby HaNa tego nie doświadczyła. Jakie to szczęście, że mam tak porządnego syna. Ciebie by się nie obawiała skarbie, przecież wychowałam cię na prawdziwego, odpowiedzialnego mężczyznę. Ach, Jonghyunie, nie uważasz że wspaniale się składa?
- Umma spokojnie, wybiegasz za bardzo w przyszłość…
- A nad czym tu się zastanawiać młodzieńcze? Taka dziewczyna nie będzie na ciebie czekać wiecznie, zaraz ktoś ci ją zgarnie sprzed nosa. Przecież to oczywiste co musisz zrobić! - kobieta nie skończyłaby trajkotać, gdyby nie przerwał jej Kibum.
- Co takiego musi zrobić…? - zapytał niepewnie czując, że ta rozmowa coraz bardziej mu się nie podoba.
- Jak to co? Oświadczyć się HaNie. - powiedziała jakby to była największa oczywistość, a Key momentalnie ruszył biegiem do swojego pokoju. Słychać było jedynie trzaśnięcie drzwi i przekręcanie zamka w drzwiach. - A temu co znowu? - zdziwiła się.
- Eee… ostatnio miał mdłości, chyba coś mu zaszkodziło… - powiedział ściszonym tonem wpatrując się pustym wzrokiem w rodzicielkę. Wyglądał na niesamowicie zszokowanego. - To ja… Może sprawdzę czy wszystko u niego w porządku… - mruknął cicho i od razu ruszył na górę.

[Jonghyun]

Stanął przed drzwiami od ich sypialni i szarpnął za klamkę, ale niestety były zamknięte. Sprawy zaszły o wiele za daleko. Sądził, że na razie jego matka ograniczy się tylko do spotkań z tą dziewczyną, ale żeby zaraz ślub?! Poruszył się nerwowo w miejscu i ponownie pociągnął za klamkę.
- Kibummie, otwórz. - powiedział dosyć głośno. Przez jakiś czas nie doczekał się żadnego odezwu, ale jego chłopak w końcu mu otworzył nie chcąc wzbudzać podejrzeń w matce Jonghyuna. Nie spojrzał na niego tylko wrócił z powrotem na łóżko i wtulił się w poduszkę. Gdy blondyn usłyszał cichy szloch z jego strony od razu podszedł do niego siadając na łóżku i pociągnął go, żeby również usiadł. Key dalej nie patrząc na niego podniósł się do pozycji siedzącej i nawet nie próbował powstrzymywać łez. - Kotku, spójrz na mnie... - złapał go za podbródek i zmusił, by spojrzał mu w oczy. Widział w nich wielki ból i pustkę, co go zaniepokoiło. - Nie płacz, proszę... Przecież wiesz, że tego nie zrobię! Nie oświadczę się HaNie! - powiedział rozpaczliwie i czekał reakcje ukochanego.
- Jeżeli ty tego nie zrobisz, to zrobi to twoja matka... Musisz jej o nas powiedzieć, słyszysz? - wychrypiał i złapał go za ramiona potrząsając nim. - Słyszysz?! - wrzasnął na co Jjong położył mu dłoń na ustach w obawie, że jego rodzicielka coś usłyszy.
- Bummie... Ale wiesz, że to nie takie proste... - spuścił wzrok i nie wiedział co dalej powiedzieć.
- Nie jest proste? Jest! Co trudnego jest w powiedzeniu - „mamo, jestem gejem i mam chłopaka.”? Może i by się załamała, ale przynajmniej mielibyśmy spokój! Nie zmuszałaby cię do spotkań z tą panienką i do ślubu z nią! Dobrze wiesz, że ona nie odpuści! Jeżeli teraz jej nie powiesz, to później będzie już za późno, Jonghyun... - ostatnie zdanie wyszeptał. Blondyn słysząc to na początku zdziwił się, nie wiedział co ma przez to rozumieć.
- Jak to za późno? O czym ty mówisz? - ponownie wbił w niego swój wzrok modląc się w duchu, by to nie było to o czym pomyślał.
- Wtedy... Będę musiał odejść... - wydukał czując, że kolejne łzy wypływają z jego oczu.
- Słucham...? Kibum, nie zrobisz mi tego. Nie zrobisz! Nie... - zaczął kręcić głową nie mogąc uspokoić swojego walącego serca, tym razem ze strachu.
- Więc powiedz jej. Masz czas do jutra... A teraz już idź, chcę się położyć. - popchnął go delikatnie by wstał z łóżka, a kiedy to zrobił zakopał się pod kołdrą nawet się nie przebierając i zgasił światło. Jonghyun stał tak przez chwilę w ciemnościach dalej nie mogąc uwierzyć w to co usłyszał od swojego chłopaka. Po chwili wyszedł z pokoju z bólem zamykając za sobą drzwi. Miał taką ochotę zostać z nim, przytulić go, pocałować, jak zawsze. Po prostu być przy nim. Jednak teraz nie miał takiej możliwości. Zanim poszedł spać na kanapę odwiedził jeszcze łazienkę, by nieco się ogarnąć i po dziesięciu minutach już leżał pod kocykiem patrząc w okno, przez które widać było rozgwieżdżone niebo. Patrzył tak na nie jeszcze przez chwilę aż w końcu udało mu się zasnąć.

* * *

Rano obudził się z okropnym bólem głowy i pleców. Podniósł się i przetarł oczy rozglądając się po pomieszczeniu. Jego matka siedziała na fotelu i czytała sobie gazetę.
- Och, syneczku! Wstałeś! - zauważyła kobieta zdejmując okulary i kładąc gazetę na stoliku. - Muszę ci coś pokazać! - krzyknęła uradowana i pognała do jednej z szafek w ich salonie, po czym wyjęła z niej małe, bardzo ładne pudełeczko. Usiadła obok zdezorientowanego blinga i podała mu mały pakunek. On otworzył go powoli i wytrzeszczył oczy widząc jego zawartość.
- Co to jest? - zapytał głupawo patrząc to na matkę to na pudełeczko.
- No jak to co głuptasku? Pierścionek zaręczynowy! Byłam dzisiaj rano z mamą HaNy wybrać go specjalnie na dzisiejszą kolację! - uśmiechnęła się szeroko widocznie podekscytowana.
- Huh? Jaki pierścionek, jaka kolacja? Umma, co ty znowu wymyśliłaś?! - krzyknął nieco zdenerwowany, ale kobieta ani trochę się tym nie przejęła.
- Zaprosiłam dzisiaj HaNę i jej matkę na kolację, którą sama przyrządzę. Twój kolega też jest zaproszony. I właśnie na tej kolacji oświadczysz się naszej piękności! - klasnęła w dłonie zachwycona swoim pomysłem. Blondyn jeszcze przez chwilę przetwarzał informacje, aż w końcu pokręcił głową i oddał pakunek matce.
- O nie, nie ma mowy. Nie będzie żadnych zaręczyn! Nie oświadczę się tej dziewczynie! Mamo, ja... - już chciał wyznać jej prawdę, ale pani Kim walnęła go w głowę.
- Przymknij się! Umma wie co robi, masz się mnie słuchać. Oświadczysz się dzisiaj HaNie! Powinieneś się w końcu ustatkować! Masz już 25 lat, a czas naprawdę szybko leci. Zanim się obejrzysz będziesz już niedołężnym dziadkiem i co? Chcesz pozostać kawalerem całe życie? Ja na to nie pozwolę, bo chcę jeszcze dożyć do wnuków. Jesteś moim jedynym synem i uwierz, że znalazłam dla ciebie odpowiednią partię. Wiem co lubisz, i przede wszystkim wiem co jest dla ciebie najlepsze! Więc nie marudź i szykuj garnitur na wieczór. - poklepała go po policzkach i uśmiechnęła się. Jednak żadne z nich nie dostrzegło, że ich rozmowie przysłuchuje się nie kto inny jak Kibum. Chłopak stał jak wryty przez cały ten czas i nie mógł uwierzyć w to co widzi. Wiedział już, że nic z tego nie będzie. Jonghyun jest zbyt wielkim tchórzem, żeby powiedzieć o nich swojej matce. Uznał, że skoro tak chce, niech tak będzie. Pokręcił głową i wrócił do ich sypialni wyjmując dużą walizkę z szafy, do której zaczął pakować swoje rzeczy. Nie chciał już dłużej tu być, chciał jak najszybciej odizolować się od tego wszystkiego i zapomnieć. Kiedy już wszystko spakował zszedł na dół zastając na swojej drodze Jonghyuna, który był wyraźnie zaskoczony widząc, że ma ze sobą bagaż.
- Key... Po co ci to? - wskazał skinieniem głowy na walizkę, której uchwyt młodszy trzymał kurczowo w ręce.
- Wyprowadzam się. - odparł krótko i oschle. Bling myślał, że się przesłyszał.
- Że co proszę? - poczuł, jakby jego serce rozpadało się na tysiące kawałków.
- To co słyszałeś. Nie będę tego dłużej znosić. Miałeś jej powiedzieć, ale tego nie zrobiłeś a zamiast tego szykujesz z nią kolację zaręczynową. Myślałem, że jednak mnie kochasz. - powiedział nie zważając na to czy jego matka to słyszy czy też nie.
- Kocham... - wyszeptał i złapał go za rękę wytrącając uchwyt walizki z jego dłoni. - Nigdzie nie pójdziesz. Rozumiesz? Nie pozwolę... - już chciał dalej mówić, ale Kibum odepchnął go od siebie.
- Zostaw mnie! Nie chcę cię już nigdy więcej widzieć, zapomnij o mnie i idź żenić się z tą pustą idiotką! - krzyknął i wybiegł z domu z płaczem. Jonghyun osunął się po ścianie i usiadł na podłodze chowając twarz w dłoniach. W tej chwili jedynie pragnął umrzeć. Zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Bo on nie wyobrażał sobie życia bez Kibuma. Nie wyobrażał sobie tego, że miałby tak po prostu o nim zapomnieć i żyć dalej.

[Kibum]

Od razu pobiegł na przystanek nie przejmując się niczym dookoła. Nie obchodziło go, że ludzie patrzyli. Nie obchodziło go w tej chwili zupełnie nic. Przetarł jedynie oczy, bo nie widział numeru autobusu, który właśnie odjeżdżał, ale kiedy zobaczył, że to nie ten to oparł się zrezygnowany o przystanek i pogrążył w dalszym płaczu. Szlochał na tyle głośno, że w końcu jakaś starsza pani się tym zainteresowała i podeszła do niego.
- Proszę pana, czy wszystko w porządku? - zapytała zatroskanym głosem, ale momentalnie odskoczyła, bo Kibum zaczął wrzeszczeć.
- Nic nie jest w porządku do cholery! Jaki tupet trzeba mieć, żeby się wpierdalać w nie swoje sprawy! - krzyknął zaciskając ręce kurczowo na uchwycie walizki, a widząc minę staruszki jeszcze bardziej się rozpłakał. - Przepraszam, nie chciałem… - ukłonił się nisko i podszedł do ulicy widząc swój autobus. Wsiadł do pojazdu, ale jak na złość nie było wolnych miejsc, dlatego oparł się o drzwi. Drżącymi dłońmi wyjął telefon z kieszeni i wybrał numer do swojej mamy. Rozłączył się natychmiast, zdając sobie sprawę, że przecież nie był teraz w stanie rozmawiać, dlatego napisał do niej sms’a.
Do; Umma <3
Umma, jesteś w domu? Mogę przyjechać?
Schował telefon, ale po chwili czując wibracje w kieszeni, znowu go wyjął.
Od; Umma <3
Oczywiście Kochanie.
Do; Umma <3
Będę za 15 minut.
Od; Umma <3 
Czekam :*
Uśmiechnął się w duchu wiedząc, że przynajmniej ona go kocha i przez całą resztę trasy wpatrywał się pustym wzrokiem w szybę. Do rodziców na szczęście nie miał daleko, dlatego tak jak napisał, po piętnastu minutach stał przed jego rodzinnym domem. Jego matka od razu z szerokim uśmiechem otworzyła mu drzwi, ale widząc że jej synek stoi zapłakany z walizką, przeraziła się.
- Kochanie, co się stało? - zapytała zszokowana i wprowadziła go do środka. Key natomiast odepchnął walizkę gdzieś w kąt i wtulił się w swoją rodzicielkę. Teraz nie będąc w miejscu publicznym mógł płakać tak długo jak tylko chciał.
- Umma… Będę mógł zatrzymać się u was na trochę…? - wyszlochał, choć wiedział że powinien raczej powiedzieć~ „Czy będę mógł tu wrócić na stałe?”.
- Zawsze jesteś tu mile widziany skarbie. - wyszeptała tuląc do siebie chłopaka i głaszcząc po włosach. - Ojciec jest jeszcze w pracy. Idź do swojego pokoju, zaraz przyniosę ci ciepłe kakao. - uśmiechnęła się do niego łagodnie i pocałowała go w czoło. Kiedy przyszła do niego z obiecanym napojem, Key zakopany w pościeli opowiedział jej w skrócie całą historię. Jego mama była chyba tak zaskoczona obrotem spraw, że tylko poradziła synkowi żeby poszedł spać i zapewniła, że jutro jeszcze porozmawiają. Kibum posłusznie zgasił lampkę przy łóżku i położył się na miękkich poduszkach starając się zasnąć. Jednak nie było to takie łatwe. Za każdym razem kiedy zamykał oczy widział ukochanego. Jeszcze nigdy wcześniej się tak nie czuł… Totalna pustka w sercu. Nie rozumiał jak do tego wszystkiego doszło, to po prostu zadziało się za szybko. Kompletnie nie był na to przygotowany, bo przecież jeszcze tydzień temu beż żadnych wątpliwości powiedziałby, że będzie z Jonghyunem do końca świata. Chociaż w sumie… Właśnie nastąpił koniec świata. Jonghyun będzie się żenić. Przecież to jakaś paranoja… Rozmyślając tak nawet nie zauważył, kiedy zaczął drżeć. Miał również wrażenie jakby miał problemy z oddychaniem, co już naprawdę go zmartwiło. Schował twarz w poduszkę.
- Obiecałeś, że zawsze będziemy razem, draniu… - wyszlochał cicho i zaniósł się głośnym płaczem. Nigdy by się nie spodziewał, że osoba najbliższa jego sercu tak bardzo go zrani.

* * *

Mijały dni… Tygodnie… Minął miesiąc. Naprawdę nie było łatwo. Pierwsze dwa tygodnie spędził w swoim pokoju. Jego mama regularnie go odwiedzała i błagała, żeby jakoś się ogarnął. Wiedziała, że jej synek cierpi, ale zdawała sobie również sprawę z tego, że jeśli niedługo nie stawi się w pracy, jego kariera legnie w gruzach. Tak długo na nią pracował… Nie chciała żeby zmarnował sobie życie. Na szczęście udało jej się załatwić zwolnienie od swojej bliskiej znajomej, która była bardzo szanowanym lekarzem. Szef na szczęście przymknął oko na tą długą nieobecność i po trzech tygodniach Kibum rozpoczął nowe życie. Jednak oczywiście musiał się jeszcze trochę nacierpieć, kiedy zauważył Jjonga po drugiej stronie ulicy idącego z HaNą za rękę. Dziewczyna wyglądała na naprawdę szczęśliwą, natomiast Jonghyun widocznie się nad czymś zastanawiał. Wiadome było, że po tym zdarzeniu przez kolejny tydzień znów miał ogromnego doła. To wszystko co chwila wracało jak bumerang. Co udawało mu się wrócić do świata żywych, zawsze musiało się coś stać co powodowało, że z powrotem zachowywał się jak zombie. Najgorsze były jednak sny, które potrafiły męczyć go co noc. Jeden był takim koszmarem, że Kibum zaczął wrzeszczeć w środku nocy i nikt nie był w stanie go uspokoić. Jego ojciec już szukał kluczyków, aby zawieźć go do szpitala, ale Key ostatecznie usnął z wyczerpania. Śniło mu się wtedy, że dostał wiadomość od Jonghyuna w której nadawca opowiadał jak dobrze mu w nowym związku i cały ten czas, który z nim spędził był totalną pomyłką. Minęło sześć tygodni kiedy to wszystko się uspokoiło. Kibum zmienił trasę do pracy aby omijać miejsca, w których potencjalnie mógłby spotkać swojego byłego. Jego rodzice odetchnęli z ulgą widząc, że ich synek nareszcie powrócił do świata ludzi i wszystko sobie poukładał. Key natomiast wolał nie myśleć o przeszłości, choć zdarzały się momenty, że jednak niektóre myśli powracały. Tłumaczył sobie jednak, że już wszystko jest w porządku i potrafi dalej żyć. Taki moment naszedł go właśnie teraz. Kiedy wrócił od skrzynki na listy z masą kopert w ręku, udał się na schody aby przesegregować pocztę. Uwielbiał to miejsce, dlatego usiadł na drewnianym schodku i zaczął przeglądać koperty. Życzenia od dalekiej cioci... Rachunki… Reklama… Rachunki… Fuj. Nigdy nie ogarniał się w tych kontach bankowych i nie miał pojęcia jak on sobie poradzi z tymi potwornymi rachunkami, kiedy już zamieszka sam. Zwykle zawsze zajmował się tym jego Jjong… Tfu, wróć! Jaki jego? Po prostu Jonghyun. W tym momencie zamyślił się na chwilę. Ciekawe co tam u niego… Może to jeszcze nie koniec świata? Może w końcu HaNa przegnie i Jjong nie wytrzyma? Kiedy człowiek po wszystkim ochłonie, zaczyna patrzeć na sprawę racjonalnie i zupełnie pod innym kątem. Tak… Może wystarczy być cierpliwym… Z zamyślenia wyrwała go biała koperta, na której znajdywało się jego imię i nazwisko. Zaciekawiony odłożył całą resztę na bok i rozciął papier. Wystarczyło, że przeczytał pierwsze zdanie by do jego oczu napłynął potok łez.
- Umma! - krzyknął łamiącym się głosem ściskając w dłoniach kartkę z napisem~ „Zaproszenie na ślub”.

sobota, 5 kwietnia 2014

Secret Love ~ 1/3

Dobry wieczór, albo i noc... Who cares. Pewna osóbka (tak, Ty Zay <3) zainspirowała mnie i mojego Kocurka do napisania wspólnego ficka. Z zapałem przyjęłyśmy jej propozycję i tak oto macie tu nasze dzieło. Niestety nie wyszło jako one-shot a takowy był w planach, dlatego rozbiłyśmy to na najprawdopodobniej trzy części. Łapcie pierwszą, liczymy na to, że się spodoba.
PS. żeby było wiadomo, ja piszę jako Jonghyun a Oczko jako Key. :3
~ blingbling & japońskie oczko. ♥




[Jonghyun]

Spał sobie spokojnie kiedy nagle jego najdroższy chłopak odsłonił po chamsku zasłony tak, że słońce od razu rozświetliło całą sypialnię.
- Pobudka kochanie! Już 12. - skrzywił się i zaczął ściągać z niego kołdrę, ten jednak dzielnie walczył o nią i w końcu wyrwał ją swojej drugiej połówce przykrywając się szczelnie.
- Jeszcze chwila Bummie, pięć minutek... - wymamrotał i z powrotem zamknął oczy, ale chłopak nie dawał za wygraną. Nie miał zamiaru się z nim patyczkować, dlatego poszedł po szklankę do której nalał lodowatą wodę i po chwili wrócił do pokoju, w którym Jonghyun zdążył już znowu zasnąć. Podszedł do niego zdenerwowany i odchylił delikatnie kołdrę po czym oblał go wodą. Dinozaur od razu poderwał się do góry i zdezorientowany spojrzał na swojego chłopaka. - WTF, co ty robisz noo! - powiedział z wyrzutem i zdjął koszulkę bo zaczęła się strasznie kleić do jego ciała co go bardzo wkurzało.
- Budzę cię, inne sposoby niestety na ciebie nie działają. Nawet jak wyszeptałem ci do ucha, że mam na ciebie ochotę to odpowiedziałeś mi, uwaga cytuję - „zostawiłem na stole”. To dopiero wtf. - patrzył na niego spode łba i podpierał biodra rękami.
- No wybacz skarbie, miałem wczoraj ciężki dzień, sam wiesz. - zrobił minkę zbitego psa i przyciągnął go do siebie bliżej.
- Huh, jak zawsze. A potem dobudzić cię nie można. I zabieraj te łapki bo nie pora na zabawy. Mieliśmy iść do sklepu! - tupnął nogą i odsunął się od niego zdejmując z siebie jego dłonie po czym podszedł do szafy. Jjong spokojnie obserwował jak ten wyrzuca z niej co chwila jakieś ciuchy i w końcu rzuca w niego wybrane ubrania, które ma dzisiaj założyć. Czasami tak robił, w sumie nie przeszkadzało mu to bo jego Kochanie miało naprawdę świetny gust. Zrezygnowany wstał z łóżka i pocałował go delikatnie po czym opuścił pokój kierując się w stronę łazienki. Wszedł do niej i zrzucił z siebie ostatnie części garderoby po czym wziął szybki prysznic. Na samym końcu umył włosy, ale nie mógł nigdzie znaleźć suszarki. Pewnie jak zwykle Kibum zabrał ją na dół i nie odłożył na miejsce. Ach ten jego Kocurek. Taki roztrzepany, ale nadal uroczy. Strasznie go kochał i mimo iż czasem zachowywał się jak rozkapryszona diva to i tak nie potrafił mu się oprzeć. Miał do niego wielką słabość i raczej nie mógłby mu się sprzeciwiać choć on też umiał być bardzo uparty. Po chwili obwinął się ręcznikiem w pasie i wyszedł z pomieszczenia w celu dorwania się do suszarki. Zszedł na dół i zaczął jej wszędzie szukać, ale niestety poszukiwania zakończyły się klęską.
- Kibummie! Gdzie ty żeś wziął do cholery tą suszarkę?! - krzyknął mając nadzieje, że jego chłopak posiada tę wiedzę i wcale jej nie zgubił.
- Na podłodze obok fotela powinna być! - usłyszał drugi krzyk i spojrzał na wskazane miejsce.
- No ale jej tu nie ma! - odkrzyknął i zaczął okrążać fotel z myślą czy może jednak nie jest gdzieś obok.
- No to nie wiem! - nagle pojawił się w salonie i przeleciał po nim wzrokiem od góry do dołu i z powrotem uśmiechając się a na koniec oblizał swoje wargi. Jonghyun widząc to ledwo się powstrzymał, żeby się na niego nie rzucić. - Seksownie wyglądasz... Ale do tego przejdziemy później, teraz wyjdę z Killerem na dwór a ty się ubierz i mam nadzieje, że jak wrócę to będziesz gotowy. - podszedł do niego bliżej i przejechał palcem po jego policzku patrząc mu w oczy. - Bo jak nie to dostaniesz klapsa. - bling na te słowa zachichotał i uśmiechnął się pod nosem.
- Tak jest, ale wiesz, w sumie bym nie poskąpił twoją zwinną rączką na moim tyłku. - teraz już pokazał swoje idealne ząbki w szerokim uśmiechu a Kibum pokręcił głową.
- Napalenieeec! Idę. - cmoknął go w nosek i wyszedł. Blondyn ponownie zaśmiał się cicho i wrócił do łazienki. Okazało się, że suszarka była... w koszu na brudne rzeczy. Walnął otwartą dłonią w czoło i zabrał się za dalsze przygotowywania.

[Kibum]


Kiedy wyszedł na dwór, przeszedł tylko na drugą stronę ulicy i odpiął psiaka ze smyczy. Sam skierował się do ławki, na której posadził swoje cztery litery i uśmiechnął się pod nosem widząc jak Killer radośnie biega z kawałkiem jakiejś kory. Czasem zastanawiał się ile ten pies ma w sobie energii. Z westchnieniem zerknął w niebo obawiając się, że będzie padać, dlatego postanowił jak najlepiej wykorzystać ten czas. Podniósł się i zawołał zwierzaka, który już po chwili dreptał mu przy nodze z wywieszonym jęzorem. Co jak co, ale trzeba przyznać, że psy ze schroniska są wierne.
- Nie patrz się tak, tylko leć się załatwiać, bo kolejny spacer dopiero wieczorem. - kiwnął głową do pupila i zrobił sobie z nim mały spacerek po pobliskim lesie. Kiedy wrócił do domu miał szczere nadzieje, że jego ukochany już zdążył się wyszykować, bo jak nie to dostanie w nos. Wytarł Killerowi łapki i brzuch, bo przecież gdyby nie władował się w jakąś kałużę, to spacer nie byłby zaliczony.
- Kotuś, gotowy jesteś? - krzyknął, bo nie wiedział gdzie aktualnie znajdował się jego chłopak. Zdjął szybko buty i nie słysząc odpowiedzi poszedł na piętro do łazienki. Skąd on wiedział, że go tu zastanie… - Jonghyun ruszaj tyłek, ile ty czasu potrzebujesz? - skrzyżował ręce na piersi widząc, że chłopak jest w trakcie czesania czyli na szczęście zmierza ku końcowi.
- No już już, jeszcze dwie minutki. W tym czasie możesz poszukać kluczyków do auta, to zaoszczędzimy kolejne dziesięć minut. - wyszczerzył ząbki do lustra widząc coraz to bardziej zirytowaną buzię swojego Skarba. Key dmuchnął w grzywkę, ale nic nie powiedział zakładając, że jeśli Jjonga faktycznie za dwie minuty nie będzie na dole, to urządzi mu istne piekło w postaci tygodniowego celibatu. Poszukiwanie kluczyków nie było trudnym zadaniem bo pamiętał, gdzie je wczoraj położył. Widząc chłopaka, który już w biegu zakładał kurtkę, uśmiechnął się szeroko.
- No, masz szczęście. - podszedł do niego i pocałował go krótko po czym razem opuścili ich wspólne mieszkanie. Uwielbiał chodzenie po sklepach. Wiele ludzi uważało to za mało męskie zajęcie, ale co mu tam, i tak odgrywał pasywną rolę w tym związku. Pamiętał ich pierwsze wspólne zakupy, kiedy tak styrał Jonghyuna, że biedny następnego dnia miał zakwasy od chodzenia. No cóż, nikt nie mówił, że będzie lekko, ale i tak podziwiał ukochanego za to, że mimo wszystko nigdy nie narzekał. - Patrz, to wygląda super! - krzyknął od razu ciągnąc chłopaka w stronę wystawy, która tak go zainteresowała. - Widzisz te spodnie? NO CZY TY JE WIDZISZ?
- Są ładne kochanie, ale zastanów się czy warto wydawać tyle kasy na kawałek podartego materiału… - zaczął ale widząc minę Kibuma, która wyrażała coś w stylu „zamilcz na wieki”, uśmiechnął się pod nosem i trącił go w ramię. - Dobra, leć je przymierz.
- Wyglądają na ciasne, spodobają ci się. - uśmiechnął się przebiegle i zniknął w poszukiwaniu odpowiedniego rozmiaru dla siebie. Jonghyun zaśmiał się cicho i już miał pójść za nim, ale zatrzymał go dzwonek telefonu. Natychmiast wyjął komórkę z kieszeni, ale kiedy przeczytał nazwę dzwoniącego, jego humor natychmiast się pogorszył. Po chwili zawahania odebrał telefon. Kibum natomiast nie mógł się na napatrzeć na swój tyłek. Nie żeby był jakimś narcyzem, ale w tych spodniach jego dupcia była tak pociągająca, że aż sam by ją pomacał. Teraz już był pewien, że na pewno chce je kupić i natychmiast wyszedł z przymierzalni chcąc pokazać się swojemu chłopakowi. Zauważył, że właśnie kończy rozmowę przez telefon, dlatego zwolnił nie chcąc mu przeszkadzać. - I jak? - uśmiechnął się obracając w okół własnej osi, jednak Jonghyun nie wydawał się zbytnio zainteresowany.
- Hm? Ach… no ładne ładne. Kup je jak chcesz. - uśmiechnął się lekko, ale po jego oczach widać było, że myślami jest teraz zupełnie gdzie indziej.
- Wszystko w porządku? - zaniepokoił się nieco.
- Tak, jasne. - mruknął pod nosem blondyn po czym rzucił chłopakowi swój portfel i oddalił się na parę kroków znowu grzebiąc coś w telefonie. Kibum totalnie nie ogarniając sytuacji poszedł zapłacić za spodnie, ale wiedział na pewno, że nie da mu żyć, póki nie dowie się co się dzieje.

[Jonghyun]


Przez całą drogę powrotną nie odezwał się ani słowem. Mimo iż jego chłopak ciągle próbował coś z niego wyciągnąć to on i tak milczał. Nie wiedział od czego zacząć ani tym bardziej jak mu to powiedzieć. Ciągle miał w głowie rozmowę, którą odbył podczas nieobecności jego Kocurka w sklepie.
-
Już chciał iść za swoim ukochanym, ale nagle zadzwonił mu telefon. Wyciągnął go więc dalej idąc, ale kiedy zobaczył kto dzwoni natychmiast się zatrzymał. Stał tak jeszcze przez chwilę nie wiedząc co zrobić aż w końcu odebrał.
- ...Umma? - odezwał się niepewnie i wbił wzrok w podłogę.
- Jonghyunie! Syneczku, jak dobrze cię znowu usłyszeć! - do jego ucha dobiegł radosny okrzyk. Uśmiechnął się delikatnie, bo tak naprawdę to bardzo tęsknił za swoją mamą, jednak wolał nie utrzymywać z nią kontaktu, ponieważ gdyby to zrobił to bałby się, co mogłoby się stać... - Tak dawno nie rozmawialiśmy, dlaczego się nie odzywasz?
- No... Nie mam zbyt wiele czasu... - wymamrotał niewyraźnie. Jego rodzicielka zauważyła, że coś jest nie tak, ale postanowiła na razie nie drążyć tego tematu.
- Och, rozumiem. Nadal pracujesz w tym sklepie muzycznym? - zapytała. Skoro nie miał czasu to pewnie tak było, do tej pory pamięta jak znikał na długie godziny z domu, żeby zarabiać na siebie, ponieważ bardzo chciał być samodzielny i nie obciążać jej wydatkami na niego. Chociaż ona i tak uważała, że to nie potrzebne bo po rozwodzie miała dużo wolnych funduszy, a jego ojciec również dawał mu pieniądze.
- Tak. - odparł krótko nie chcąc przedłużać tej rozmowy.
- Hmm... To super, ale weź sobie parę dni wolnego, bo zajmę ci trochę czasu. Wyobraź sobie, że już za parę godzin będę w Seoulu! - krzyknęła tak głośno, że musiał na chwilę odsunąć słuchawkę od ucha i dopiero po chwili przystawił ją znowu trwając w szoku.
- Że co? - wydukał i poruszył się nerwowo w miejscu.
- Ach, ty i ten twój entuzjazm. No to co słyszałeś kochanie, jak już dolecę to wyślę ci wiadomość. Chciałabym żebyś po mnie przyjechał na lotnisko i zatrzymam się u ciebie na ten czas. Czy to jakiś problem? - zapytała słodko, bo mimo swojego wieku i tak zachowywała się jak mała dziewczynka. Zawsze go to bawiło, ale nie w tym momencie.
- N-nie... Dobrze, muszę kończyć, pa. - powiedział szybko widząc swojego ukochanego, który zbliżał się do niego.
-
Nagle poczuł jak ktoś szarpie go za ramię.
- Kim Jonghyunie, czy ty mnie w ogóle słuchasz?! - jego druga połowa wydarła mu się do ucha na co ten tylko złapał się za nie, to już drugi raz tego dnia jak ktoś je maltretuje.
- Aish, nie krzycz tak... - mruknął pod nosem i po chwili zorientował się, że już dojechali do domu.
- Tak się zamyśliłeś, że tylko się modliłem żebyś żadnego wypadku nie spowodował. Ani trochę nie reagowałeś na to co do ciebie mówiłem! - rzucił oburzony wbijając w niego swój wzrok.
- Wybacz Bummie... - westchnął urywając i wysiadł z samochodu. Kibum nie rozumiał jego zachowania. Wysiadł zaraz za nim i wszedł do domu, bo ten nawet nie raczył na niego poczekać. Kiedy stanął w drzwiach salonu zobaczył Jonghyuna siedzącego na kanapie z twarzą w dłoniach. Zmartwił się tym widokiem i usiadł obok niego wtulając się w jego bok.
- Jongie... Co się dzieje? No powiedz mi... - wyszeptał i złapał jego jedną dłoń splatając ją ze swoją. Blondyn uśmiechnął się widząc ten gest i wtulił go w siebie mocno.
- Moja mama przylatuje dzisiaj do Seoulu. - po tych słowach spuścił wzrok wyglądając na naprawdę załamanego tym faktem. Key go nie ogarniał. Myślał, że stało się coś gorszego a on mu tu wyskakuje z tym, że jego mama go odwiedzi. Bez sensu.
- No i co? To świetnie! W końcu ją poznam! - ucieszył się, ale widząc że mina jego chłopaka nadal się nie zmienia ukuł go w bok. - Ty, Dinozaurek, o co chodzi? - złapał go za podbródek i zmusił by na niego spojrzał.
- To wcale nie świetnie. To fatalnie. - jęknął głośno wyraźnie niezadowolony.
- Ale dlaczegoo? - zdziwił się widząc to bardzo negatywne nastawienie najdroższego.
- Bo... Ona o nas nie wie... A w dodatku chce się tu zatrzymać! U mnie! U NAS! - wstał z kanapy zdenerwowany i zaczął przemieszczać się po salonie to tu to tam nie mogąc się uspokoić.
- Słucham...? Jak to? Przecież mówiłeś, że... - dalej siedząc obserwował jak ten chodzi w kółko. Zaskoczyło go jego wyznanie, bo sam mu kiedyś powiedział, że jego mama o wszystkim wie. W sumie niewiele o niej wiedział, miał jedynie świadomość tego, że jego rodzice się rozwiedli i po tym jego rodzicielka wyjechała do LA zatrzymując się u swojej kuzynki. Nie znał nawet powodu ich rozstania, ale nie chciał być wścibski, uznał że jak będzie chciał to sam mu kiedyś opowie. Zrobiło mu się strasznie przykro, ponieważ jego rodzice od początku wiedzieli o ich związku i tak nawiasem mówiąc to absolutnie nie mieli nic przeciwko temu.
- Ja wiem, ale skłamałem... Przepraszam... - zatrzymał się i spojrzał na niego smutno. - Chodzi o to, że nie mogłem jej powiedzieć... Ona by tego nie zaakceptowała. Dla niej homoseksualizm to zło, najgorsze zło tego świata. Nie toleruje tego i nigdy nie będzie tolerowała. W dodatku po tym, co zrobił jej mój ojciec... - tu urwał i usiadł z powrotem na kanapie obok swojego Skarba spoglądając mu w oczy. - Kochanie, mój tata... On jest gejem. - na to wyznanie Kibum wytrzeszczył oczy w czystym szoku i uchylił lekko usta chcąc coś powiedzieć, ale starszy położył palec na jego wargach żeby nic nie mówił. - Małżeństwo z moją mamą było dla niego przykrywką, ukryciem swojego prawdziwego ja. Nie chciał, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział, dlatego postanowił wyjść za kobietę i stworzyć pozory. Po jakimś czasie urodziłem się ja i tworzyliśmy szczęśliwą rodzinkę aż do pewnego, felernego dnia, w którym miałem jechać z mamą nad wodę a on miał zostać w domu. Tylko, że ledwo zdążyliśmy wyjechać zza naszej ulicy a samochód nam padł. Wezwaliśmy pomoc drogową i zanim wróciliśmy do domu poszliśmy jeszcze na lody w celu wynagrodzenia mi tego wszystkiego. Po godzinie byliśmy już na miejscu i wtedy moja mama przyłapała tatę z jakimś facetem w łóżku... - spuścił głowę i poczuł jak jego Kotek go przytula. Westchnął cicho i kontynuował. - Po tym wydarzeniu od razu zażądała rozwodu. Nie mogła się z tym pogodzić. Był czas, że obawiała się, że będę miał to po tacie, dlatego zaczęła umawiać mnie z różnymi dziewczynami i przez to uchodziłem za niemałego podrywacza. Żeby jej nie martwić udawałem, że je lubię, że fajnie mi się z nimi spędza czas i w ogóle... Jednak każdej mówiłem, że już mam kogoś dlatego chcę zostać z nimi w przyjacielskich stosunkach. Zgadzały się i dalej spotykałem się z nimi jedynie dla wymówki. W ten sposób moja mama była zadowolona a ja nie musiałem oszukiwać tych wszystkich lasek. Nie chciałem tak, nie chciałem ich zranić. One mnie po prostu nie interesowały... Upewniłem się, że jestem gejem kiedy przelizałem się z moim przyjacielem z klasy. Tak dał czadu, że aż mi stanął... - na to wspomnienie zaśmiał się cicho, ale zaraz znowu spoważniał. - Wtedy już wiedziałem, że to koniec. I w żadnym wypadku nie mogłem się przyznać mojej mamie, bo inaczej chyba dostałaby zawału. A teraz... Nie wiem co mam zrobić... Nie wiem, Bummie... Proszę, nie bądź na mnie zły... - popatrzył na niego niemal ze łzami w oczach na co on pocałował go czule. Odwzajemnił pocałunek wtulając go w siebie mocniej i poczuł, jak głaszcze go uspokajająco po policzku.
- Cśśś... Tylko mi tu nie płacz... Wiesz, jestem w szoku po tym co usłyszałem... Ale nie mam innego wyjścia jak tylko cię wspierać i zrozumieć. Wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe i chcę, żebyś wiedział że zrobię wszystko żeby było jak najlepiej. Dlatego dam ci trochę czasu zanim powiesz jej o nas, ale proszę żebyś zrobił to jednak jak najszybciej... Nie chcę się ukrywać, to byłoby dosyć żenujące. Jeżeli chcesz to zatrzymam się u Minyounga na ten czas kiedy ona tu będzie... - wyszeptał patrząc mu w oczy i dalej głaszcząc go po policzku. Jonghyun położył dłoń na jego dłoni, która znajdowała się na jego twarzy i pokręcił głową.
- Nie kocurku, nigdzie nie idź. Powiem jej, że jesteś moim współlokatorem i we dwóch jest nam łatwiej opłacać mieszkanie... Ale obiecuję, że później oświecę ją i powiem o nas. Też nie chcę się ukrywać a myślę, że to już najwyższy czas by się dowiedziała... - musnął delikatnie jego wargi. Bał się, bardzo się bał tego wszystkiego ale musiał stawić temu czoła. Nagle poczuł wibracje w kieszeni i odsunął się od ukochanego wyjmując telefon. Odblokował go i ujrzał wiadomość.
Od; Umma
Za dziesięć minut ląduję, będę czekać.
Skrzywił się widząc jej treść. Key również na nią spojrzał i pogłaskał go po głowie.
- Jedź po nią, ja zaczekam. Przygotuję dla niej pokój gościnny. - już wstał i chciał pójść, ale Jonghyun złapał go za rękę żeby się zatrzymał.
- Czekaj... Przecież my mamy wspólną sypialnię! Od razu się zorientuje, że coś jest nie tak. - podrapał się po głowie zupełnie nie wiedząc co z tym fantem zrobić.
- To czekaj, wiem. Udajmy, że pokój gościnny należy do ciebie i tam też zatrzyma się twoja mama, a ty... No cóż, pozostaje ci kanapa. Nie możesz spać ze mną bo wiesz, może zacząć coś podejrzewać. Po prostu nie wpuścimy jej do naszej sypialni, chociaż nie, ja jej nie wpuszczę bo to w końcu „mój pokój” więc potrzebuję trochę prywatności. To chyba powinno wystarczyć, nie? Spokojnie Jongie, będzie dobrze. - pocałował go w policzek i po chwili zniknął mu z oczu. On natomiast z ociąganiem się pojechał na lotnisko po nieproszonego gościa.


[Kibum]


Kiedy wszedł do ich wspólnej sypialni zamknął za sobą drzwi i przystanął na moment. Mimo, że przy Jonghyunie był spokojny, tak naprawdę targały nim różne emocje. Po części smutek i złość, ale przede wszystkim coraz to bardziej narastający strach. Miał bardzo złe przeczucie i kompletnie nie wyobrażał sobie tego, jak mają mieszkać tu we trójkę. Zaskakujące jak nastawienie do czegoś może się szybko zmienić. Jeszcze godzinę temu z wielką chęcią poznałby jego matkę, ale po usłyszeniu całej tej historii zrobiłby wszystko, żeby tylko odwlec ten moment jak najdalej. Załamany poczuł jak nogi go zawodzą i osunął się po drzwiach ostatecznie siadając na podłodze, w którą aktualnie wpatrywał się pustym wzrokiem. Jak on ma przez cały ten czas udawać, że Jjong nic dla niego nie znaczy? Przecież to nie wypali, kobiecina zorientuje się za pierwszym razem, kiedy tylko zobaczy jak na siebie patrzą… Westchnął nie mając pojęcia co o tym wszystkim myśleć. No nic, trzeba się wziąć w garść. Przetarł oczy dłonią i podniósł się z cichym jękiem po czym zabrał się za zbieranie pierwszych lepszych rzeczy należących do Jonghyuna. Miał zamiar porozkładać je w pokoju gościnnym, żeby sprawić chociaż pozory, że tam mieszka. Resztę jego rzeczy schował dokładnie po szafkach. Co prawda jego matka ma tu nie wchodzić, ale cholera wie co tym wścibskim babskom czasem przyjdzie do głowy. Kiedy ogarnął ich sypialnie, udał się do salonu aby również tam troszkę ogarnąć. Mimo wszystko chciał pokazać się z pozytywnej strony, choć doskonale wiedział, że od razu stał na przegranej pozycji. Kiedy stał w kuchni zmywając ostatnie naczynia, usłyszał że ktoś wchodzi do domu.
- Ach co za pogoda mnie powitała… Czy ten deszcz musiał spaść akurat teraz? - zaczęła biadolić niska kobiecina obsesyjnie poprawiając sobie fryzurę.
- Taka pora roku mamo, nic nie poradzimy. - powiedział pod nosem jej syn stawiając bagaże matki w salonie.
- Właściwie to mogłeś od razu zanieść je do… Yah! Co to za sterta kłaków?! - momentalnie odskoczyła widząc jak zwierzak obwąchuje jej sukienkę. - Jonghyun… Nie wspominałeś, że masz psa. - słysząc to Key od razu wkroczył do akcji, bojąc się żeby Killer nie zaczął na nią skakać.
- To może ja go wezmę… Dzień dobry. - natychmiast się ukłonił uśmiechając się delikatnie i zabrał psa spod jej nóg. Szybko zaniósł go do sypialni i zamknął drzwi, nie chcąc żeby zwierzak narobił szkód. Kiedy wrócił z powrotem, zauważył że Jonghyun i jego matka zażarcie o czymś dyskutują. Chrząknął informując ich o swojej obecności i podszedł bliżej. Kobieta natychmiast uśmiechnęła się łagodnie.
- Ach, czyli jesteś jego współlokatorem, tak? Dobry wieczór. - skinęła głową przyglądając się chłopakowi.
- Witam, nazywam się Kim Kibum. - uśmiechnął się i rzucił zrozpaczone spojrzenie Jonghyunowi. W obecnej chwili chciał uciec stąd jak najdalej. - Może jest pani głodna? Przygotuję kolację.
- Nonsens, to kobiety są od tego, żeby gotować. - natychmiast przebiła się między nimi i poszła do kuchni z zamiarem przygotowania czegoś. Kibum natomiast tylko stał i się uśmiechał, choć tak naprawdę był wewnętrznie zdruzgotany, bo właśnie ktoś obcy wlazł do JEGO kuchni. A JEGO kuchnia to miejsce święte. Jjong widząc to spojrzenie od razu zorientował się o co chodzi i nachylił się do jego ucha szepcząc „Wytrzymaj proszę”. Key tylko pokiwał głową, choć wiedział że nie będzie to łatwe. Czas spędzony przy kolacji wcale nie był miły. Matka Jjonga wypytywała ich o wszystko poczynając od rodziny, idąc przez zainteresowania i zawód przy którym skrytykowała fakt, że Kibum jest projektantem. A co było w tym złego? Praca jak każda inna… Po nakarmieniu Killera, około pierwszej w nocy Key rzucił się na łóżko wyczerpany. Od razu z przyzwyczajenia zajął swoją połowę i opatulił się szczelnie kołdrą. Miał dosyć wrażeń jak na jeden dzień i już miał zasnąć, gdy nagle usłyszał skrzypienie drzwi.
- Zwariowałeś? Twoja mama śpi obok… - wyszeptał widząc wchodzącego do sypialni Jonghyuna. Odsunął się kawałek, by ten mógł usiąść.
- Musiałem sprawdzić czy żyjesz. - powiedział cicho wpatrując się w ukochanego. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że mu ciężko.
- Jakoś się trzymam… - wyszeptał uciekając wzrokiem. - Idź na kanapę. Kobiety mają to do siebie, że wstają po nocach.
- Chcę buzi na dobranoc. - zrobił smutną minkę i popatrzył na niego oczkami zbitego psa, na co Key momentalnie się rozczulił. Pocałował go czule, ale krótko. Naprawdę się obawiał, że jego matka ich nakryje.
- Proszę. A teraz uciekaj. - uśmiechnął się lekko i pogłaskał go po policzku. - Jutro będzie lepiej.
- Na pewno. - Jjong odwzajemnił uśmiech i na palcach ewakuował się z pokoju. W końcu w czym może zaszkodzić starsza kobiecina? Pomarudzi sobie chwilę, coś tam pogada i w końcu pojedzie.

* * *

Z samego rana jedyną osobą, którą było najbardziej słychać był Jonghyun. Chłopak stale narzekał, że bolą go plecy.
- Cholerna kanapa… - jęknął biorąc sporego gryza kanapki.
- Jeśli chcesz to możemy się zamienić i…
- Nie ma takiej opcji mamo. Po pierwsze jesteś naszym gościem, a po drugie jestem jeszcze młody i jakoś wytrzymam.
- Czy to była aluzja do tego, że jestem stara? - oburzyła się kobieta, a Key nie wytrzymując zachichotał cicho. Starsza pani zjechała go wzrokiem i wróciła nim do syna. - Popatrz na swojego kolegę! Wstał o świcie i nie dość, że zrobił śniadanie to jeszcze zdążył się schludnie ubrać, a ty? Ledwo się obudziłeś i już narzekasz.
- Mamo, nie porównuj mnie do człowieka, który ma obsesję na punkcie czystości. - prychnął Jonghyun pakując sobie resztę kanapki do ust.
- A może powinnam? Czy ty kiedykolwiek dorośniesz? Czy choć raz wstałeś wcześniej i zrobiłeś coś pożytecznego? - na te słowa Key miał ogromną ochotę zareagować, bo Jjong nie raz witał go śniadaniem w łóżku, bądź kubkiem kawy. Niestety musiał to przemilczeć. - Nic dziwnego, że nie masz dziewczyny skoro prowadzisz taki tryb życia!
- Mamo, proszę cię, nawet nie zaczynaj… - jęknął ale kobieta mu przerwała chwytając go za dłoń.
- Ale nie martw się, twoja umma coś na to poradzi. - słysząc to Key momentalnie wstał od stołu wyczuwając, że rozmowa schodzi na niebezpieczne tory.
- To ja może już pójdę do pracy… - uśmiechnął się niemrawo i ukłonił po czym założył buty. Widząc ładną pogodę postanowił nie brać kurtki. Otwierając drzwi omal nie wpadł na jakąś dziewczynę, która stała w progu z szerokim uśmiechem. - Co do… - wyszeptał pod nosem, a matka Jjonga w ułamku sekundy znalazła się przy nim i wciągnęła obcą do domu.
- Synku, poznaj HaNę! - zachichotała klaszcząc w dłonie niczym licealistka, a chłopcy wymienili spanikowane spojrzenia.