Annyeong, dobry wieczór. :3 No i jest... Macie tą bardzo przez was wyczekiwaną ostatnią część. Naprawdę się do tego przyłożyłyśmy, dlatego mam nadzieję, że docenicie naszą pracę. Żeby nie przedłużać, życzę miłego czytania, loffeczki. ^_^

[Jonghyun]
Nie było dnia, żeby
nie myślał o Kibumie. Codziennie przeglądał ich wspólne zdjęcia,
wspominał wspólne chwile, oglądał filmiki, które razem
nagrywali... Jego Bummie tak bardzo to lubił. Uwielbiał uwieczniać
wszystko co razem robili. Mieli naprawdę masę zdjęć i filmów z
nimi w roli głównej, ale on też to lubił. Później wieczorami
jak nie mieli co robić oglądali sobie to wszystko, często
towarzyszyło im przy tym dużo śmiechu. Tak bardzo za nim
tęsknił... Ale nie miał pojęcia co jeszcze może zrobić.
Próbował się z nim skontaktować, ale widocznie zmienił numer...
Przez to wszystko jego matka stała się jego wrogiem numer jeden.
Strasznie go denerwowała z tymi jej wszystkimi wymysłami. Podczas
tamtej pamiętnej kolacji, przed którą wyprowadził się Kibum
przeszła samą siebie. Nie dość, że nie dała mu dojść do
słowa, to jeszcze wcisnęła mu ten przeklęty pierścionek w ręce
i specjalnie wyciągnęła jego dłonie spod stołu mówiąc przy
tym, że jej synek chce o coś zapytać HaNę. No normalnie myślał,
że ją lekko mówiąc jebnie. Dziewczyna widząc tą błyskotkę od
razu zaczęła piszczeć, skakać i krzyczeć~ „Tak oppa! Wyjdę za
ciebie!”. To chyba był najgorszy dzień w jego życiu. Zaręczył
się a nawet się do tego nie przyczynił, a w dodatku jego ukochany
go opuścił. Po prostu pięknie. Przy innych udawał, że wszystko
jest w porządku, ale kiedy był sam płakał. Płakał i to
bezustannie. Trzymał w dłoni zdjęcie jego Key i patrzył na nie
czując, że nie umie już normalnie żyć. Wydawało mu się, jakby
umarł. Jakby jego dusza umarła. Rozstali się... A przecież
obiecywali sobie, że co by się nie działo będą razem! Okłamał
go... Zostawił... Przecież on jeszcze nie zdążył nic dobrze
zrobić a on już zaczął go oskarżać o wszystko i odszedł! Czuł,
że to nie fair. Że gdyby został, wszystko potoczyłoby się
inaczej. Wiedział też, że musi wyznać matce prawdę, ale za
każdym razem kiedy chciał to zrobić ona po prostu zasypywała go
potokiem słów tak, że nie mógł jej nic powiedzieć, zupełnie
nic. On tylko miał słuchać i przytakiwać wszystkiemu co ona mówi.
Rozpoczęła też przygotowywania do ślubu, ale on przecież nie
chce brać żadnego ślubu do cholery! Do tej kobiety naprawdę nic a
nic nie dociera. Często miał ochotę wyjść z tego domu i nie
wracać, pojechać do Kibuma i błagać go o wybaczenie, ale coś go
powstrzymywało. A raczej ktoś. HaNa. Ta dziewczyna nie chciała go
odstąpić nawet na krok. Ciągle za nim łaziła, wyciągała go w
przeróżne miejsca na co on naprawdę nie miał największej ochoty.
Ogromnie się ekscytowała tym ślubem i wszystkim, wraz z jego mamą
i swoją mamą normalnie popadły w jakiś szał. A on tylko
przyglądał się temu wszystkiemu mając wielką ochotę to
zatrzymać. Ale nie mógł. Choć bardzo by chciał wiedział, że te
kobiety mu na to nie pozwolą. Zresztą... Przecież Key już go nie
chce. Kazał mu zapomnieć. Nie chce go znać. Więc co innego mu
pozostaje? Odkąd się z nim rozstał wszystko stało się dla niego
obojętne. Miał gdzieś co się z nim stanie, bez jego chłopaka, a
raczej byłego chłopaka nic już nie miało sensu. Widział go parę
razy na ulicy, wydawałoby się, że jest w porządku. Wyglądał jak
nowonarodzony, pełny chęci, zapału i... był jeszcze piękniejszy
niż wcześniej. Zastanawiał się, czy to była tylko gra, którą
Kibum opanował do perfekcji, czy może jednak prawda? Kiedy go
takiego widział... Wiedział, że już nie ma szans. Pewnie sobie
wszystko poukładał i... może znalazł kogoś innego? Nie, nawet
nie chciał tak myśleć. Westchnął ciężko i poraz kolejny
oglądał filmik, na którym uwiecznili jego urodzinowy pocałunek,
tylko żeby na pocałunku się skończyło... Ale Bummie chciał,
żeby to nagrali bo później będzie mógł sobie wspominać jego
prezent, który był naprawdę przyjemny. Oczywiście nie nagrali
całości, uznał że pocałunek mu wystarczy żeby sobie później
pofantazjować. Aish, to był chłopak. Wyglądał na takiego
niewinnego, ale jeżeli o te sprawy chodzi to stawał się diabłem
wcielonym, choć nadal przeuroczym. W końcu z tego zamyślenia
wyrwała go jego mama, która wróciła do domu z ogromną ilością
toreb zakupowych.
- Jonghyunie! Pomóż mi z tym! - krzyknęła z
przedpokoju na co blondyn wsadził telefon do kieszeni i poszedł jej
pomóc.
- A co z HaNą? Chyba była z tobą. - zauważył niosąc
zakupy do kuchni i uwalając je na podłodze.
- No tak, ale
wysłałam ją na pocztę żeby wysłała zaproszenia na ślub. -
uśmiechnęła się promiennie a Jjong tylko przewrócił oczami.
- Umma, co ja ci mówiłem? Ty robisz
wszystko bez mojej wiedzy, dla mnie to wszystko dzieje się za
szybko! - tupnął nogą wyraźnie wyprowadzony z równowagi.
-
Och nie marudź, nie ma na co czekać. A i twojego kolegę też
zaprosiłam. - powiedziała rozpakowując siatki. Bling słysząc to
wypuścił szklankę wcześniej trzymaną w dłoni, która upadła na
podłogę i po chwili można było usłyszeć dźwięk tłuczonego
szkła. Jego matka popatrzyła na niego zdziwiona.
- Kogo? - to
słowo wypowiedział bardzo wolno i cicho.
- No jak to kogo? No
tego, Kibuma. I co ty taki się zrobiłeś? Posprzątaj to, ugh. No
po prostu ja to nie wiem co się z tobą ostatnio dzieje. - pokręciła
głową zupełnie nie rozumiejąc swojego syna.
- Kibuma?!
Oszalałaś?! Skąd w ogóle masz jego adres?! - zaczął krzyczeć
co zupełnie zbiło jego matkę z tropu.
- No znalazłam w twoim
notesiku z adresami. Czemu się tak drzesz? Myślałam, że się
ucieszysz! Przecież wyglądaliście na dobrych przyjaciół! -
patrzyła na niego jak na idiotę i widząc, że on ani myśli
sprzątnąć stłuczonej szklanki sama zabrała się za tą
czynność.
- Mogłaś mnie przynajmniej zapytać o zdanie, a nie
jak zwykle najpierw coś zrobisz a potem mnie o tym informujesz jak
już jest po fakcie! - wrzasnął ostatni raz i wyszedł z kuchni
zamykając się w swoim pokoju z głośnym hukiem. Nie mógł
uwierzyć w to co się dzieje, no czy jego matka zupełnie oszalała?
Przecież to było chyba najgorsze co mogła w tej sytuacji zrobić!
I co teraz? Jak Kibum to zobaczy to znienawidzi go już do końca.
Wyjął telefon z kieszeni i raz jeszcze spróbował się do niego
dodzwonić, ale bez przerwy słyszał tą przeklętą sekretarkę.
Rzucił telefon na łóżko i sam również opadł na nie bezsilnie
zaczynając płakać. Nie wiedział już co ma robić. Zastanawiał
się czy znowu nie podjąć próby powiedzenia swojej matce o jego
orientacji i o tym, że kocha Kibuma, ale i tak wiedział, że znowu
nie wyjdzie. Znowu ta kobieta coś wymyśli i znowu to wszystko
zakończy się porażką. Był tak roztrzęsiony, że musiał wziąć
tabletkę na uspokojenie i zamknął drzwi pokoju, po czym położył
się spać.
[Kibum]
- Kochanie, spokojnie...
- Jak mogę być spokojny?! On
się żeni z tą siksą! Po chuja nędzę mnie zaprosili? - jęknął
chowając twarz w dłoniach. Jego mama przemilczała już uwagę
dotyczącą tego, że w jej domu się nie bluźni i przytuliła
chłopaka. Nie wiedziała co powiedzieć, bo w tej sytuacji już
chyba żadne słowa nie były w stanie go pocieszyć. Głaskała go
jedynie uspokajająco po włosach i modliła się w myślach, aby ten
koszmar już się skończył. Przecież ona jedynie chciała dobra
jej kochanego Bummiego, a tymczasem musi patrzeć jak cierpi i nie
może z tym nic zrobić. - W jakim celu mam tam jechać? Mam się
cieszyć razem z nimi? A może jeszcze będę życzył im miłej nocy
poślubnej? - na te słowa już kompletnie się rozkleił.
Wyobrażenie Jonghyuna z tą flądrą w łóżku przyprawiło go o
mdłości.
- Skarbie, zrobisz to co uważasz za słuszne. -
odgarnęła mu przydługą grzywkę z oczu i wstała otrzepując
spódnicę. - Masz ochotę na obiad? - zapytała a Key jedynie
pokręcił głową wbijając wzrok w schodek.
- Straciłem
apetyt...
* * *
To był chyba najcięższy tydzień w
jego życiu. Nie mógł pić ani jeść, po prostu zwracał wszystko
co trafiało do jego żołądka. Każda noc była nieprzespana, a
czasem nawet czuł dziwny bezdech w piersi. Wyglądał jak wrak, mimo
że w ciągu dnia jak zwykle obsesyjnie dbał o swój wygląd. Jednak
makijaż i inne triki nie były w stanie zamaskować podkrążonych i
opuchniętych od płaczu oczu, tak samo jak ubrania nie ukrywały
tego, że schudł dobre parę kilo. Jego rodzice kilkakrotnie pytali
go, czy nie załatwić mu jakiegoś dobrego psychologa, ale Key za
każdym razem odmawiał. Bo co by to dało? Przecież psycholog nie
zmieni realiów. W końcu nadszedł ten dzień. Dzień którego nikt
nie był w stanie przewidzieć, w którym matka Jjonga wygrała i
zamierzała unieszczęśliwić swojego syna. Dzień w którym jedni
zyskali wszystko, a drudzy natomiast stracili. Kibum z całego serca
nienawidził HaNy. Rozumiał, że największe pretensje powinien mieć
do matki Jonghyuna, jednak dziewczyna wyjątkowo mu podpadła. Tu już
nie chodziło o ten ślub, tylko o samą jej osobowość. Była
pusta, sztuczna i bez wyrazu. Nie będzie potrafiła się zająć
Jonghyunem, z resztą co ona niby o nim wie? Że ma talent muzyczny?
Że jest na każde zawołanie swojej mamusi? Prawa jest taka, że
tylko przy nim Jjong był naprawdę sobą i nie musiał nic ukrywać.
Ale teraz to nie było ważne. Jego były wybrał drogę swojego
życia i nie było mu nic do tego. Stanął przed lustrem poprawiając
sobie marynarkę i przeczesał dłonią grzywkę. Długo zastanawiał
się co ma zrobić z tym zaproszeniem i naprawdę z całego serca nie
chciał tam być. Odwrócił się za siebie zerkając na zegarek
stojący na szafce nocnej. Została jeszcze godzina. Od razu
przypomniało mu się to bezsensowne pytanie, które często padało
w filmach, bądź internecie~ „Co byś zrobił gdyby zostałaby ci
godzina życia?”
- Skróciłbym ją, by nie musieć się
męczyć. - odpowiedział sam do siebie z lekkim uśmiechem na
ustach, który bardziej przypominał grymas. Obecna sytuacja była
dla Kibuma naprawdę końcem świata, dlatego postanowił wyjść
życiu naprzeciw i pójść na ten przeklęty ślub. Wiedział, że
kiedy zobaczy Jonghyuna to pęknie mu serce, ale z drugiej strony
jego matka na pewno uczestniczyła przy wysyłaniu zaproszeń. Gdyby
się nie pojawił, na pewno byłaby bardzo zdziwiona, w końcu
uważała ich za bardzo dobrych przyjaciół. Postanowił pójść
tam na chwilę, żeby nie wzbudzać jej podejrzeń. Nie był na tyle
przepełniony nienawiścią, by niszczyć Jonghyunowi życie.
Wystarczyło, że jego legło w gruzach. Ponownie popatrzył na
zegarek, który wskazywał, że jeszcze czterdzieści minut. Miał
zamiar wyjść pół godziny przed ceremonią, dlatego teraz usiadł
na łóżku i wziął dosyć toporny zegarek w ręce. Pamiętał, że
dostał go od rodziców parę dobrych lat temu. Tego dnia również
oświadczył im, że nie interesują go kobiety. Jego ojciec był
trochę negatywnie do tego nastawiony, ale ostatecznie mu przeszło.
Każdy rodzic jest taki sam. Jeden przyjmuje takie wieści lepiej,
drugi gorzej, ale ostatecznie zwykle zdaje sobie sprawę z tego, że
to przecież szczęście jego dziecka jest najważniejsze, a nie
jego. Westchnął cicho i przesunął palcem po szybce, za którą
wskazówki mówiły, że powinien już się zbierać. Czując, że ma
nogi jak z waty wstał i kompletnie zapominając, że dalej trzyma w
dłoniach zegarek ruszył w stronę drzwi swojego pokoju. Z każdym
krokiem uderzały do niego wspomnienia minionych chwil z Jonghyunem.
Wspólne wieczory i poranki, wypady w weekendy w różne magiczne
miejsca, wakacje nad morzem, wspólne spacery, ich pierwszy raz... To
wszystko pojawiło mu się nagle przed oczami, które w
rzeczywistości zaszkliły się od łez. Ostatnim wspomnieniem były
słowa Jonghyuna, który po przybyciu HaNy zapewnił go, że nic się
nie stanie.
- Obiecałeś! - zaszlochał i z całej siły rzucił
zegarkiem na oślep. Na jego nieszczęście trafił idealnie w okno,
a z pozoru mocna szyba rozbiła się na kawałki. Drgnął nieco
zaskoczony tym co się wydarzyło i podszedł do zniszczonego okna. -
Cholera... - szepnął sam do siebie i czując, że nogi go zawodzą
osunął się na podłogę, która pokryta była szklanymi odłamkami.
Wziął jeden z kawałków w rękę i przyjrzał mu się dokładnie.
Tak naprawdę w tej chwili zupełnie nie obchodziło go stłuczone
okno. Poczuł jakby cała prawda właśnie do niego dotarła. Jego
ukochany się żeni. - Jasna cholera, kurwa jego mać... - zamknął
oczy, z których i tak wydostawał się potok łez i zacisnął dłoń
ignorując fakt, że szkło rani jego skórę. Czując, że coś
ciepłego spływa po jego palcach, oprzytomniał trochę zdając
sobie sprawę z tego co robi. Przełożył zakrwawiony odłamek w
drugą rękę zauważając, że jest on wyjątkowo ostry. Może tą
historię można zupełnie inaczej zakończyć? Bez bólu, cierpienia
i złamanego serca. Przecież istnieje dużo szybszy sposób na
skrócenie tej godziny...
- Kibum do cholery, co ty robisz?! -
wrzasnęli jego rodzice, którzy zaniepokojeni hałasem od razu
przybiegli do jego pokoju, a jego ojciec natychmiast zabrał mu szkło
i nakazał wstać.
- Zwariowałeś?! - szarpnął go za ramiona
wpatrując się w nieprzytomne oczy syna.
- Nic mu nie jest? -
załkała matka istnie przerażona nie mając odwagi podejść
bliżej. Nie miała pojęcia, że Kibum był zdolny do czegoś
takiego.
- Ma tylko pociętą rękę, zaraz się tym zajmę. -
mężczyzna uspokoił kobietę, a Key wtulił się w jego pierś
bezsilnie i zaczął głośno płakać.
- Tego już za wiele... -
powiedziała jego umma bardziej sama do siebie i zeszła na dół.
Nie miała zamiaru dalej przyglądać się temu, jak z Kibuma ulatuje
życie. Przecież ten jego dzisiejszy wybryk mógł skończyć się
tragicznie. Bogu dzięki, że byli w domu... Kiedy znalazła telefon
od razu wybrała numer do tego, który zapoczątkował to wszystko.
- Tak, słucham? - odezwał się nieco zaskoczony głos.
-
Witaj Jonghyunie, tu twoja niedoszła teściowa. Wybacz, że zawracam
ci głowę w tak ważnym dniu, ale Kibum miał drobny wypadek i nie
będzie w stanie się dziś u was zjawić. - powiedziała na jednym
wydechu dosyć spokojnym tonem. Po drugiej stronie natomiast nastała
cisza, a chłopak odezwał się dopiero po chwili.
- Czy... Czy
można wiedzieć co się stało...? - jego ton głosu zdradzał
niepewność i przerażenie.
- Nie jestem pewna, mój mąż teraz
z nim siedzi, ale wydaje mi się, że to była próba samobójcza.
[Jonghyun]
W końcu nadszedł ten dzień, którego
naprawdę nie chciał. Zabawne, zazwyczaj ludzie niecierpliwie
wyczekują dnia swojego ślubu, są podekscytowani, szczęśliwi, a
on? On jedynie pragnął, żeby wymazać ten dzień ze swojego życia,
żeby zniknął. Żeby po prostu nigdy nie nastąpił. Westchnął
ciężko przeglądając się w lustrze, w którym mógł zobaczyć
całą swoją sylwetkę. Musiał przyznać, że był bardzo
przystojny, a garnitur, który wybrała dla niego mama był wprost
zajebisty. Leżał na nim idealnie. Jednak co mu było po tym, skoro
to nie Kibum jest dzisiaj jego narzeczonym? Tak bardzo chciał, żeby
to był on. Nie chciał nikogo innego. Więc dlaczego... Ach tak.
Jest idiotą. I tchórzem. Idealnie pasujące do niego określenia.
Spuścił głowę i wbił wzrok w podłogę czując, że chyba zaraz
się rozpłacze. I to wcale nie ze szczęścia. Nagle usłyszał
trzask drzwi i głos swojej ummy.
- Syneczku, o mój boże!
Świetnie wyglądasz! No i ten garnitur tak pięknie na tobie leży!
HaNa będzie zachwycona! - zaczęła wydawać z siebie okrzyki
zachwytu i stanęła naprzeciwko niego. - Jestem z ciebie taka dumna.
- uśmiechnęła się niemal ze łzami w oczach. On patrzył na nią
pustym wzrokiem nie wykazując zbytnio żadnych emocji.
- Cieszę
się. W końcu masz to, czego chciałaś. - wyszeptał na końcu,
jednak zbyt cicho by mogła go usłyszeć i wymusił uśmiech.
-
Cudownie, no to mamy jeszcze 30 minut do uroczystości, więc masz
jeszcze chwilę dla siebie, ale zaraz chcę cię widzieć w holu, bo
musimy jeszcze naprowadzić cię na pewne rzeczy. - poklepała go po
ramieniu i opuściła pomieszczenie. On pokiwał głową nic nie
mówiąc i wyjął telefon z kieszeni spoglądając na wyświetlacz.
Ujrzał na nim uśmiechniętą twarz jego ukochanego. Był taki
piękny... HaNa dziwiła się, że ma go na tapecie, ale powiedział
jej, że to takie ich dziwactwo na dowód przyjaźni, dlatego
odpuściła. Przejechał powoli palcem po jego policzku i poczuł, że
pojedyncza łza wypływa z jego oka. Nagle podskoczył nieco
przestraszony, ponieważ jego telefon zaczął dzwonić. Skarcił się
w duchu za ten odruch i popatrzył na numer. Przecież... To numer
mamy Kibuma... Niewiele myśląc od razu odebrał.
- Tak, słucham?
- powiedział nieco zaskoczony.
- Witaj Jonghyunie, tu twoja
niedoszła teściowa. Wybacz, że zawracam ci głowę w tak ważnym
dniu, ale Kibum miał drobny wypadek i nie będzie w stanie się dziś
u was zjawić. - usłyszał i wstrzymał oddech mając już przed
oczami najgorsze wizje.
- Czy... Czy można wiedzieć co się
stało...? - odezwał się niepewnie i naprawdę przerażony.
-
Nie jestem pewna, mój mąż teraz z nim siedzi, ale wydaje mi się,
że to była próba samobójcza. - odpowiedziała już mniej
spokojnie niż wcześniej a on poczuł ukłucie w sercu. Rozłączył
się zostawiając zdezorientowaną kobietę po drugiej stronie
słuchawki i wybiegł na korytarz biegnąc w wyznaczone wcześniej
przez jego matkę miejsce. Ona widząc go uśmiechnęła się, ale
kiedy zobaczyła jego minę w jednej chwili przybrała poważny wyraz
twarzy.
- Jonghi, coś się stało? - chciała położyć rękę
na jego ramieniu ale on momentalnie ją odepchnął.
- Tak kurwa,
stało się! - wrzasnął tym samym przyciągając uwagę gości,
którzy po chwili już byli przy nich wraz z panną młodą. HaNa
podeszła do narzeczonego i zaniepokojona złapała go za rękaw.
-
Oppa, czy wszystko... - nie dane jej było dokończyć, bo Jonghyun
zaczął się wydzierać.
- Nie! Nic nie jest w porządku do
cholery! To twoja wina! - tu wskazał na matkę. - I twoja zresztą
też! - teraz spojrzał na nic nie rozumiejącą brunetkę. - To
wszystko wasza wina! Ja pierdole, czemu ja byłem taki głupi?! -
przerwał łapiąc oddech, bo czuł że powoli zaczyna mieć
duszności. - Przez was Kibum mógł umrzeć! Przez was! - krzyknął
rozpaczliwie patrząc z ogromnym wyrzutem na dwie kobiety.
- O
czym ty mówisz synku?
- Właśnie oppa, jak to przez nas? -
powiedziała cicho i spokojnie dziewczyna, choć widać było, że
jest przerażona jego zachowaniem.
- Bo wy urządziłyście całą
tą szopkę! Cały ten pierdolony ślub! Przez was rozstałem się z
Kibumem! - tupnął nogą popadając w histerię. - Nie kocham cię
HaNa, nigdy nie kochałem ani nie pokocham, rozumiesz?! Na świecie
istnieje tylko jedna osoba, którą kocham a jest nią mój Kibummie!
Umma, jestem gejem, dotarło to do ciebie?! A mój „kolega” tak
naprawdę od zawsze był moim chłopakiem do momentu, kiedy
wtargnęłaś w nasze życie i podjęłaś próbę zeswatania mnie z
tą panienką! Nie mówiłem ci nic, bo myślałem, że w końcu
zrozumiesz, że nie jestem zainteresowany i odpuścisz, jednak to
zaszło naprawdę za daleko... - wyszlochał patrząc na zszokowany
jego wyznaniami tłum, bo teraz już wszyscy goście go słuchali. -
Chciałem ci tego zaoszczędzić po tym co zrobił ci mój ojciec,
ale ty nie dałaś mi wyboru! I posłuchaj uważnie tego, co teraz
powiem. NIE OBCHODZI MNIE TO, CZY CI SIĘ TO PODOBA CZY NIE, BĘDĘ Z
NIM I TY NIE MASZ PRAWA SIĘ W TO WTRĄCAĆ, BO TO MOJE ŻYCIE I MOGĘ
ROBIĆ CO CHCĘ! Zrozumiałaś mnie?! A teraz wybaczcie, ale ja muszę
jechać do mojego ukochanego i błagać go o przebaczenie. - zjechał
wszystkich wzrokiem i nie czekając na jakąkolwiek reakcje wybiegł
z budynku. Od razu złapał pierwszą lepszą taksówkę i nakazał
zawieźć go pod adres domu rodzinnego jego byłego. Kiedy był już
na miejscu otarł łzy i ogarnął się nieco, po czym nacisnął
dzwonek do drzwi. Po paru minutach otworzyła mu niska szatynka z
wyraźnie zaskoczonym wyrazem twarzy.
- Jonghyun? Co ty tu robisz?
- wbiła w niego swój wzrok zaciekawiona.
- Przyszedłem prosić
pani syna o jeszcze jedną szansę. Myśli pani, że to możliwe? -
wyszeptał smutno. Kobieta przyglądała mu się przez chwilę, aż
skinieniem głowy zaprosiła go do środka.
- Chodź za mną,
tylko nie wchodź od razu do jego pokoju. Powiem ci kiedy masz to
zrobić.
- Arasso. - odpowiedział krótko i poszedł za nią.
Pani Kim zatrzymała go gestem dłoni i zajrzała do pokoju syna.
-
Kochanie, chodź na chwilkę. - zwróciła się do męża a ten
spojrzał na nią niepewnie. Ona tylko kiwnęła głową by jej
zaufał, na co on spojrzał na Kibuma.
- W porządku appa, idź.
- odparł prawie niedosłyszalnie patrząc w podłogę wypranym z
emocji wzrokiem. Jego tata westchnął tylko i wyszedł z pokoju, po
czym wytrzeszczył oczy widząc blondyna. Spojrzał na swoją żonę,
która złapała go za rękę i pociągnęła by poszedł za nią a
Jonghyunowi dała zgodę na wejście. Chłopak widząc to złapał
głęboki oddech i wszedł do środka zamykając za sobą drzwi.
Młodszy Kim nie zwrócił na to uwagi nie będąc świadomym, że
ktoś jeszcze jest w pomieszczeniu oprócz niego. Dopiero słysząc
ciche kroki odwrócił głowę w jego stronę i zamarł. Wyglądał
teraz dokładnie tak, jakby zobaczył ducha. Jonghyun dostrzegł jego
zabandażowaną rękę i przerażony podbiegł do niego łapiąc go
za nią delikatnie.
- Boże Kibummie, co ty chciałeś najlepszego
zrobić?! - pisnął rozpaczliwie i zaczął oglądać resztę jego
ciała, czy nigdzie nie ma jeszcze żadnych obrażeń. Chłopak
siedział dalej niedowierzający jego obecności i milczał
pozwalając mu się obejrzeć. Kiedy bling upewnił się, że nic
więcej mu się nie stało popatrzył na jego twarz. Wtedy poraz
kolejny się przeraził widząc jego blade oblicze. Co prawda zawsze
był blady, ale tym razem to przeszedł już samego siebie. Jego
makijaż był cały rozmazany a na policzkach widać było smugi po
łzach. O dziwo dalej uważał, że jest najpiękniejszy na świecie,
nie ważne w jakim był stanie. Wpatrywał się w niego z bólem
dostrzegając, że chłopak stracił również ten swój błysk w
oczach, który odkąd zaczęli być razem był w nich zawsze
widoczny. - Kocurku... - na to określenie Key drgnął nieznacznie i
dalej nie spuszczał z niego wzroku.
- Nie powinieneś być
przypadkiem na swoim ślubie? - odezwał się w końcu beznamiętnym
tonem. - W ogóle to skąd wiesz o tym co chciałem zrobić?
-
Twoja mama do mnie zadzwoniła. - patrzył na niego cierpliwie
wyczekując, aż jego najdroższy zacznie okazywać jakiekolwiek
emocje.
- Huh, po co... - powiedział do siebie na chwilę
odwracając wzrok, ale zaraz znowu spojrzał na niego. - Aż tak cię
to ruszyło, że przyjechałeś?
- Żartujesz? Sądziłeś, że
tak po prostu to oleję i pójdę się żenić z tą laską? - odparł
z lekkim wyrzutem.
- Po tym co mi zrobiłeś to chyba już
wszystko jest możliwe. - wyszeptał spuszczając wzrok, bo nie mógł
dłużej patrzeć w te jego piękne oczy, jednak Jjong nie chciał mu
na to pozwolić. Usiadł teraz obok niego i zmusił go by na niego
spojrzał.
- Jak mógłbym nie przyjechać, skoro mój...
-
Nie jestem twój. - czuł, że jego głos przy tych słowach się
załamuje. Co on bredzi. Przecież on zawsze będzie należał do
niego. Blondyn ledwo zatrzymał łzy, które chciały wypłynąć w
tej chwili z jego oczu.
- Nie? - nie był w stanie powiedzieć nic
więcej.
- ... - Key nie miał pojęcia co odpowiedzieć. To
wszystko tak bardzo go bolało, te słowa, które z każdą chwilą
raniły go jeszcze bardziej, to było nie do opisania.
- Nie
odpowiesz mi? Wiedziałem. Jesteś mój. A ja jestem twój. Zawsze
tak było i zawsze tak będzie.
- Ale ty przecież należysz teraz
do HaNy. I do swojej mamusi, której nie potrafisz się sprzeciwić.
- mówiąc to miał wrażenie, że zaraz wybuchnie na samo
wspomnienie o tych dwóch kobietach. Jjong pokręcił głową.
-
Tu akurat nie masz racji. One już wiedzą. I nie tylko one. Wszyscy
już wiedzą. - zrobił się bardzo poważny i wpatrywał się w
niego czekając na reakcję. Kibum lekko mówiąc zgasł słysząc
jego słowa. To znaczy, że w końcu wyznał matce prawdę? Że już
nie będą musieli się ukrywać?
- Huh? - uchylił usta w geście
zdziwienia, a raczej zszokowania.
- Tak, dobrze słyszałeś.
Zanim do ciebie przyjechałem wykrzyczałem im wszystko. I teraz
niech się dzieje co chce, jedyne czego teraz potrzebuję to ty.
Kibummie, skarbie... Wybacz mi... - powiedział ze łzami w oczach.
Chłopak na początku się zawahał, ale przecież i tak dobrze znał
odpowiedź.
- Wybaczam ci, ty zapchlony dinozaurze. - walnął go
mocno w ramię tak, że aż syknął z bólu, jednak po chwili wtulił
go w siebie.
- Tak bardzo tęskniłem... - wyszeptał mu do ucha
kurczowo trzymając go przy sobie, żeby przypadkiem znowu mu nie
uciekł.
- Ja też... Nawet nie wiesz jak bardzo... - odpowiedział
cichutko wtulając twarz w zagłębienie jego szyi.
[Kibum]
Nie
wiedział czy się cieszyć, czy dalej płakać. Był niewiarygodnie
szczęśliwy, że ten koszmar dobiegł już końca, ale z drugiej
strony nie docierało do niego, że znowu jest wszystko tak jak
dawniej. Drgnął nieco czując, że Jjong ponownie zaczął oglądać
jego dłoń.
- Key, skąd w ogóle taki pomysł? - zapytał chcąc
upewnić się, że już nic dziwnego nie chodzi po głowie jego
chłopaka.
- To było niechcący... - zabrał dłoń i widząc,
że blondyn usiadł głębiej na łóżku opierając się o ścianę,
sam usiadł pomiędzy jego nogami i oparł się o niego plecami.
Kiedyś często mieli w zwyczaju siedzieć w takiej pozycji. Czując,
że dłoń Jjonga czule przeczesuje jego włosy, przekręcił się
nieco wtulając policzek w jego tors i przymykając oczy. Miał dosyć
tego całego zamieszania, strachu, bólu i niepewności. Jedyne czego
w tej chwili pragnął to odpocząć od całego świata w objęciach
ukochanego. Jonghyun chyba rozumiał go bez słów, bo osunął się
nieco będąc teraz w pozycji półleżącej i obserwował jak jego
ukochany zasypia z wyczerpania. Następnego dnia chłopcy z samego
rana wyjaśnili nieco zdezorientowanym rodzicom Kibuma, jak sprawa
wygląda. Z początku nie rozumieli tej diametralnej zmiany,
zwłaszcza że Key oświadczył, że wraca z Jonghyunem do domu. Jego
mama zabrała go nawet na poważną rozmowę w cztery oczy.
Wiedziała, że chłopak i tak postąpi tak jak to sobie zaplanuje,
ale nie chciała by znów cierpiał. Starała się zrozumieć ich
sytuację, ale mimo wszystko miała żal do Jonghyuna.
- Kochasz
go? - zapytała ostatecznie, ale i tak znała odpowiedź.
-
Kocham umma... Wiem, że z ojcem myślicie, że jestem naiwny ale
powiedz... Zmarnowałabyś taką szansę...? - zapytał niepewnie
przygryzając wargę.
- Pewnie postąpiłabym jak ty. Ale wiesz,
że się martwię. - pogłaskała synka po policzku.
- Wiem, ale
już wszystko będzie w porządku, zobaczysz. - uśmiechnął się
pokrzepiająco. - Wracamy do pokoju? - zapytał przypominając sobie,
że zostawili tam Jjonga i jego ojca samych. Kiedy jego mama kiwnęła
głową od razu ruszył do salonu i omal nie parsknął śmiechem
widząc jak jego ukochany dostaję ochrzan i wykład w jednym. No
cóż, jego ojca nie było już tak łatwo przekonać. Postanowił im
nie przeszkadzać i poszedł do swojego pokoju się spakować. Na
szczęście nie miał zbyt wiele rzeczy, dlatego szybko się uwinął.
Problem pojawił się w momencie kiedy musiał znieść walizkę na
dół.
- Daj to słabeuszu. - uśmiechnął się do niego Jjong i
zabrał mu jego pakunki.
- Dzięki. - uśmiechnął się i
poszedł pożegnać się z rodzicami. Był im bardzo wdzięczy za to
wszystko co dla niego zrobili. W pewnym momencie tak mocno wtulił
się w swoją mamę, że kobieta zaśmiała się cicho.
-
Kibummie, nie mnie teraz powinieneś ściskać. - pogłaskała go po
plecach z uśmiechem. - Uciekaj bachorze i odwiedzajcie nas częściej.
- chłopak tylko pokiwał głową i pożegnał się ze swoim tatą,
po czym poszedł wraz ze swoim ukochanym do samochodu. Kiedy usiadł
westchnął głośno i schował buzię w dłoniach.
- Wszystko w
porządku? - zmartwił się nieco Jonghyun odpalając silnik. Key
tylko pokręcił głową i dalej trwał w tej nieco dziwnej pozycji
starając sobie wszystko poukładać.
- Po prostu nie mogę
uwierzyć, że wracamy do domu. - wyszeptał zerkając na niego.
Zdziwił się nieco, kiedy jego chłopak nagle zjechał na pobocze i
zatrzymał samochód. - Co ty... - nie dane mu było skończyć, bo
Jjong pocałował go czule, ale i pewnie zarazem. Od razu wszystkie
zmartwienia odpłynęły.
- Bummie, nie myśl już o tym co było.
Myśl o nas, dobrze...? - wyszeptał zerkając mu w oczy. Key po raz
pierwszy uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową. Miał rację,
już nic nie ma prawa się zepsuć. Teraz będzie już tylko lepiej.
[Jonghyun i Key]
Jjong
siedział
sobie rozwalony na kanapie i oglądał telewizje. Zastanawiał się
co jego ukochany robi tyle w łazience, no ile można tam siedzieć?!
Co prawda on też potrafił przebywać tam godzinami, ale i tak
rzadko się to zdarzało, natomiast on to już przechodził samego
siebie. Kiedy w końcu wrócił do niego na dół uśmiechnął się
lekko, ale nadal był nieco zirytowany.
- No co ty tam robiłeś?
Myślałem, że nigdy stamtąd nie wyjdziesz!
- odparł a Kibum nadął
policzki widząc jego zirytowanie i dmuchnął w wilgotną jeszcze
grzywkę.
- Myślisz że wykremikowanie całej twarzy zajmuje
pięć minut? Chcesz żebym za sześć lat już miał zmarszczki? -
skrzywił się na samą myśl o tym. Co jak co ale dobrze wszystkim
znana "migracja twarzy" po trzydziestce go mega przerażała.
- Przecież mówiłem ci, że ja zawsze będę piękny i młody. -
zachichotał cicho i usiadł obok niego na kanapie zerkając na ekran
telewizora. Widząc jednak, że nie ma tam nic ciekawego, skupił
uwagę na swoim ukochanym, którego pocałował w policzek.
Blondyn natomiast zaśmiał
się słysząc jego słowa i pstryknął go w nosek.
- Ależ
oczywiście kochanie. Ale wiesz co ci powiem? - popatrzył mu w oczy
już zupełnie olewając grający telewizor.
Chłopak uśmiechnął
się i przysunął do niego.
- Co takiego? - popatrzył na niego
zaciekawiony również zerkając w te jego czarne oczka.
-
Stęskniłem się za tobą... - wyszeptał głaskając go teraz po
policzku. Naprawdę nie potrafił oderwać od niego wzroku, był dla
niego najpiękniejszym stworzeniem na tym świecie.
Młodszy posmutniał
nieco od razu przypominając sobie to wszystko przez co musieli
przejść. Z cichym westchnieniem wstał po chwili siadając mu na
kolanach i po raz kolejny spojrzał mu w oczy.
- Uwierz że ja
bardziej... - wyszeptał nachylając się do niego.
Jjong wpatrywał
się w ukochanego przez chwilę, po czym nie mogąc dłużej
wytrzymać pocałował go czule i oplótł go rękami w pasie.
-
Już nigdy więcej nie pozwolę ci odejść...
-
Nie pozwalaj... - powiedział ściszonym tonem i odwzajemnił jego
pocałunek nie pozwalając mu się odsunąć. Położył dłonie na
jego ramionach przysuwając się do niego jeszcze bliżej a on nie
mówiąc już nic więcej pogłębił pocałunek pragnąc znowu
poczuć smak jego ust. Tak bardzo mu tego brakowało, jego ciepła,
bliskości, miłości... Tylko on umiał sprawić, że wszystko w nim
wariowało i wywołać te motylki w brzuchu, które nawiedzały go
przy każdym bliższym spotkaniu z nim, a nawet i w zwykłych
codziennych sytuacjach.
Key prawdę
mówiąc z początku nie był pewny czy dobrze zrobił, że tak od
razu go przyjął. Ale jak można było mu nie wybaczyć? Widać te
dinozaury już tak mają, że nie zdają sobie sprawy ile mogą
narobić bałaganu. Zamruczał pod nosem i przejechał językiem po
jego górnej wardze.
- Jongie...
- powiedział cicho na co jego ukochany objął
go ciaśniej jakby bał się, że zaraz mu ucieknie i westchnął
czując jego język.
- Tak Bummie? - wyszeptał i przygryzł
delikatnie jego dolną wargę.
Kibum zerknął
na jego buzię i uśmiechnął się delikatnie.
- Kocham cię
idioto. - pstryknął go w policzek i ponownie zatopił się w jego
wargach nie pozwalając mu odpowiedzieć.
Jonghyun już
chciał mu powiedzieć, że również go kocha, ale chyba nie było
mu to dane. Uznał, że powie mu to później a teraz z chęcią
całował jego słodkie usta z lekkim uśmiechem. W pewnej chwili
poczuł, że chciałby jeszcze więcej niż tylko pocałunek.
-
Kochanie... - wymruczał cicho.
Drugi Kim skupił
się na jego ustach pieszcząc je swoimi wargami i przejechał dłońmi
po jego ramionach. Westchnął cicho, bo musiał przerwać pocałunek,
aby być w stanie mu odpowiedzieć.
- Słucham...? - popatrzył
na jego buzie miziając teraz boki ukochanego.
-
Chcę cię. - powiedział cicho patrząc mu w oczy i czuł, jak
przechodzą go dreszcze pod wpływem dotyku ukochanego. To było
naprawdę niesamowite jak jedna osoba mogła wpływać na drugą. A
żeby było ciekawiej, tylko jego Kibummie tak na niego wpływał.
Nigdy nie spotkał się z czymś takim...
Na te słowa młodszy uśmiechnął
się cwano i teraz przejechał dłońmi po jego udach.
- Przecież
mnie masz. - wzruszył ramionami udając że nie wie o co mu chodzi.
Czasem lubił się z nim droczyć. Oczywiście musiał pamiętać,
aby nie przesadzić bo łatwo było urazić jego dumę.
-
Ale... Ty wiesz o co mi chodzi, kocurku. - zmierzył go wzrokiem.
Orientując się, gdzie są łapki jego Skarba poczuł, że robi mu
się ciaśniej w spodniach. Aish, on to robił specjalnie, no po
prostu był przekonany, że to było specjalnie!
Ten uroczy kociak tylko zaśmiał
się cicho i pokręcił głową.
- Nie mam bladego pojęcia. -
uśmiechnął się niewinnie i wstał z niego jakby nigdy nic. Złapał
go jednak za rączki tym samym nakazując mu wstać i zamknął
przestrzeń pomiędzy nimi namiętnym pocałunkiem. Nie puszczając
jego dłoni zaczął go na ślepo prowadzić w stronę ich sypialni.
-
No jak to... - już chciał mu wytknąć, że się z nim droczy, ale
nie zdążył tego zrobić przez poczynania ukochanego. Wzruszył
ramionami i bez protestów włączył się do pocałunku idąc za nim
grzecznie.
Bummie szedł
z nim ostrożnie, żeby na nic nie wpaść i otworzył drzwi
„delikatnym” kopniakiem. Kiedy weszli wreszcie do sypialni,
popchnął go na łóżko i od razu położył się na nim
przylegając do niego ciałem.
Bling zadowolony
z przebiegu wydarzeń przycisnął go do siebie wpijając się w jego
wargi coraz zachłanniej oraz przejechał dłońmi po jego udach
spoczywając nimi na tym seksownym tyłeczku swojego chłopaka, który
westchnął w jego wargi czując gdzie znajdują się łapki
ukochanego i jeszcze bardziej docisnął bioderka do niego. Cały
czas oddawał gorący pocałunek, a w międzyczasie wsunął dłonie
pod jego koszulkę macając go po torsie. Przez tą czynność Jjonga
przeszły przyjemne dreszcze, ach to było takie wspaniałe. Zaczął
powoli masować jego pośladki po chwili wsuwając języczek do jego
ust, którym zaczął pieścić ich wnętrze.
Diva po
jakimś czasie ściągnął z niego koszulkę, która nagle zaczęła
robić się niezwykle irytująca i kontynuował macanie jego
seksownego ciałka. Trącił jego języczek swoim zaczepiając go i
po chwili zaczął się nim bawić mrucząc cicho.
Jego
dotyk sprawiał, że Jjong wariował. Przy nim było mu tak cudownie,
że zapomniał o całym świecie. Nie liczyło się już nic innego,
tylko oni. Tylko on, tylko należący do niego już na zawsze Kibum.
Chcąc mu ulżyć, bo jak się domyślał i jemu zrobiło się gorąco
zdjął z niego koszulkę.
- Rawrrrrr. - uśmiechnął się pod
nosem.
Key słysząc
warczenie jego Dinusia odpowiedział mu tym samym. Dobrze, że jego
ukochany zdjął z niego koszulkę, bo faktycznie było mu bardzo
gorąco. W końcu oderwał się od jego ust chcąc dać im chwilę
odpoczynku i zjechał wargami na jego szyję muskając ją czule.
Jonghyun w odpowiedzi na to odchylił
głowę do tyłu chcąc dać mu do siebie większy dostęp i przy
okazji zaczął dobierać się do jego spodni, gdyż jego dłonie nie
zdołały się od tego powstrzymać.
Po chwili jęknął
cicho przez jego poczynania i zsunął z niego spodnie rzucając je
gdzieś na podłogę tam, gdzie prawdopodobnie jest i jego koszulka.
Przewrócił go teraz na plecy i zawisł nad nim patrząc mu w oczy.
- No cześć Kocurku, co tam? - uśmiechnął się szeroko
patrząc na jego pysio.
Key popatrzył
mu w oczy z uśmiechem, którego nie mógł powstrzymać. Był taki
szczęśliwy, nie wyobrażał sobie życia bez tego chłopaka.
-
Gorąco. - zaśmiał się pod nosem przy okazji mocując się z
rozporkiem swojego Kochanie, po czym pozbył się jego spodni.
Chłopak roześmiał
się i ponownie złączył ich usta w pocałunku wodząc dłońmi po
jego nagiej klatce piersiowej. Jechał nimi coraz niżej aż dotarł
na brzuch i miział go sobie przez chwilę. Jednak zaraz znalazły
się one na jego podbrzuszu, któremu również poświęcił trochę
uwagi, aż w końcu zahaczył palcami o brzegi jego bokserek.
Zamruczał cicho i zaczął powoooli zsuwać je z niego. Kibum
odwzajemniał pocałunek czule i przejechał dłońmi po jego
pleckach, drapiąc je delikatnie. Przez chwilę stał się nieco
bierny, bo nie mógł się na niczym skupić. Jego ukochany
doprowadzał go do szaleństwa. Czując co robi, on również sięgnął
do jego bokserek, ale szybko się ich pozbył nie mając siły na
zabawy. Za bardzo za nim tęsknił... Za bardzo go pragnął.
Bling, gdy
jego najdroższy zdjął z niego ostatni fragment garderoby przestał
już go męczyć i zrobił to samo. Całował jeszcze przez chwilę
jego słodkie wargi, ale po jakimś czasie przerwał pocałunek
patrząc mu głęboko w oczy.
- Kocurku... Ja też cię kocham. -
pogłaskał go delikatnie po policzku przypominając sobie, że miał
mu na to odpowiedzieć i uznał, że ten moment jest odpowiedni.
Diva uśmiechnął
się rozczulony i mimo, że nie było to jakieś długie i wyszukane
wyznanie, zabrakło mu słów. Przez dłuższą chwilę przyglądał
mu się w milczeniu, ale w końcu postanowił się odezwać.
- I
już zawsze kochaj... Nie przejmuj się innymi... Nigdy. - ostanie
zdanie wyszeptał.
Blondyn zamilkł
na chwilę czując wyrzuty sumienia, ale zaraz mu przeszło. Teraz
już wiedział, że to co robił było złe. Nie miał zamiaru już
dłużej się ukrywać, chciał, żeby wszyscy, absolutnie wszyscy
wiedzieli o ich związku. I nie dbał o to, czy będzie im się to
podobać czy nie.
- Nigdy. - powiedział cicho i zjechał wargami
na jego szyjkę a łapki ulokował na jego bioderkach, po czym
powolutku zaczął w niego wchodzić dbając o to, żeby jak najmniej
odczuwał ból. Jego najdroższy westchnął przeciągle i objął go
ciasno za szyję przyciągając go do siebie najbliżej jak się
dało. Wsunął palce w jego włosy i zamknął oczy skupiając się
na doznaniach. Jego chłopak zawsze na początku traktował go jakby
był ze szkła, ale nie przeszkadzało mu to absolutnie, to było
kochane.
Jjong muskał
jego skórę delikatnie i z czułością zostawiając na niej mokre
ślady i wchodził w niego coraz głębiej. W końcu wszedł do końca
i odczekał chwilę chcąc, by się przyzwyczaił. Kiedy upewnił
się, że tak się stało zaczął się w nim poruszać gładząc w
tym samym czasie jego boki.
Wyższy odchylił
głowę do tyłu dając mu do siebie lepszy dostęp. Uwielbiał go,
po prostu go kochał. Przekręcił łepek tak, że jego usta znalazły
się blisko uszka ukochanego i zaczął do niego cicho pojękiwać.
Zjechał dłońmi na jego plecki, drapiąc je delikatnie.
-
Mrrraw. - zamruczał cicho a dinozaur przyssał się do jego szyi
zostawiając na niej obfitą malinkę i uśmiechnął się oblizując
wargi. Kiedy słyszał te jego cudowne jęki normalnie zaczynał
podniecać się jeszcze bardziej, tak strasznie go pragnął, że nie
mógł się powstrzymać i przyspieszył ruchy jednocześnie również
zaczynając cicho jęczeć.
Kibum zjechał
dłońmi na jego boki i miział je delikatnie. Odnalazł wargami jego
usta, za którymi zbyt bardzo się stęsknił i pocałował je czule.
Jego jęki zginęły teraz w jego wargach, a jego ciało przechodziły
fale gorąca i miał wrażenie, że niedługo oszaleje.
- Ach...
Kochanie...
- powiedział z ledwością mu w usta nie oczekując odpowiedzi.
Jjong odwzajemniał
jego pocałunki z miłością i uwielbieniem. Starał się skupiać
na tej czynności, ale coraz ciężej mu to wychodziło. Jego ciało
powoli odmawiało posłuszeństwa, jedyne czego się domagało to
czuć jego ukochanego jeszcze bardziej, najbardziej jak tylko się
dało. Te odgłosy, które z siebie wydawał były wprost melodią
dla jego uszu.
- Mmm... Kocurku...
- przygryzł jego wargę, jednak pocałunek
choć wspaniały, nie trwał długo, ponieważ wcześniej wspomniany
był zbyt roztrzęsiony i rozkojarzony, aby się na nim skupić.
Wtulił się teraz w niego ze wszystkich sił i jęczał mu prosto do
uszka. Nie sądził, że wytrzyma jeszcze długo, bo jego ukochany
doprowadzał go do szaleństwa.
Blondyn natomiast wtulił
twarz w zagłębienie jego szyi i słuchał tych nieziemskich
odgłosów rozkoszy swojego chłopaka, po czym w końcu przyspieszył
już najbardziej jak się da. Wiedział, że za chwilę nadejdzie ten
moment, dlatego też by sprawić mu jeszcze więcej przyjemności
wziął w dłoń męskość tego Kociaka i zaczął ją pieścić.
Bummie uznał, że tego
już było za wiele. Zacisnął powieki nawet nie starając się
powstrzymać swoich głośnych jęków. Zdołał wytrzymać jeszcze
chwilę, ale potem doszedł wtulając się w ciałko swojego
ukochanego.
- Ach... J-jongie... - wyjęczał resztkami sił a
ten nie zdołał powstrzymać uśmiechu, kiedy usłyszał swoje imię.
Doszedł zaraz po nim z przeciągłym jękiem i opadł na niego
bezsilnie tuląc go do siebie.
- Jesteś dla mnie tym jedynym...
Od zawsze nim byłeś i na zawsze nim pozostaniesz. Nikt nie zdoła
sprawić, że przestanę cię kochać. Bo ty jesteś dla mnie
wszystkim, a kiedy cię nie ma, mnie też nie ma, jedyne co robię,
to tylko oddycham... - wyszeptał patrząc mu prosto w oczy i poczuł,
że zbiera mu się na płacz.
Kiedy
jego chłopak zdołał unormować oddech, popatrzył na niego, ale
przestraszył się widząc jego minę. Od razu przyłożył mu dłoń
do policzka.
- Już cii... Jestem tu przecież... - wyszeptał
wtulając go w siebie i przeczesał palcami jego włosy. - Nie
wracajmy do tego, dobrze? - chciał zapomnieć o tych przeklętych,
przepełnionych płaczem tygodniach, a ciągłe wspominanie tego na
pewno mu w tym nie pomoże.
-
Tak... Nie chcę do tego wracać...
- Mam nadzieję Skarbie... -
znowu na chwilę jakby stracił humor.
- Po prostu chciałem ci to
powiedzieć... Żebyś już się nie martwił, bo ta sytuacja była
jednorazowa i na pewno więcej się nie powtórzy. Kocham cię,
Kibummie... Kocham... - powiedział po czym pocałował go czule
przymykając oczy, a Kibum po chwili rozpromienił się słysząc
jego słowa.
- Ja Ciebie też kocham... I już żadna flądra się
do ciebie nie przyczepi, już moja w tym głowa! - powiedział
bojowo, choć wyglądało to pewnie śmiesznie. Wyczerpany tym
wszystkim wtulił się w ukochanego i pomału odpływał. Po paru
minutach obaj byli pogrążeni w głębokim śnie, marząc o sobie
nawzajem.
[Jonghyun]
Kiedy się obudził jeszcze
nieprzytomny zaczął szukać dłońmi swojego Skarba, bo jakoś nie
czuł go przy sobie. Przez chwilę się zmartwił, ale w końcu
znalazł go i czym prędzej przyciągnął do siebie. Kibum tylko
wymamrotał coś pod nosem i wtulił się w niego dalej trwając w
twardym śnie. Blondyn westchnął cicho i wpatrywał się w jego
buzię z uśmiechem. Tak bardzo się cieszył, że znowu może
zasypiać i budzić się przy nim. Przez ten czas gdy go nie było,
zdążył zrozumieć, że wcześniej nie doceniał tego, co ma. Teraz
obiecał sobie, że za wszelką cenę będzie sprawiać, by jego
najdroższy był szczęśliwy, bo tylko to się dla niego liczyło. I
nie pozwoli mu już więcej cierpieć, bo kiedy tak się dzieje, to
czuje jakby coś w nim umarło. A tym bardziej, kiedy cierpi właśnie
przez niego. Mógłby tak patrzeć na niego cały dzień, noc, w
sumie to nawet i całą wieczność, ale z tego całego zamyślenia i
oczarowania jego śpiącym aniołkiem wyrwał go dzwonek do drzwi.
Zdziwił się nieco i spojrzał na zegarek widząc, że jest jeszcze
naprawdę wcześnie. Szczerze to nie chciało mu się wstawać, ale
że osobnik stojący przed ich drzwiami nie dawał za wygraną,
westchnął zrezygnowany i zwlókł się z łóżka zakładając
bokserki leżące na ziemi po czym zszedł na dół i otworzył.
-
Jonghyun? Jak ty wyglądasz dziecko! - wrzasnęła niska kobieta, w
której blondyn po dłuższym przyjrzeniu się rozpoznał swoją
matkę.
- Umma? Co ty tu robisz? I wybacz za mój stan, ale
dopiero wstałem... - powiedział spokojnie i gestem ręki zaprosił
ją do środka. Ona, choć niechętnie, weszła i stanęła w
przedpokoju patrząc na niego z powagą.
- Kim Jonghyunie. Czy ty
możesz mi powiedzieć co ty najlepszego wyprawiasz? - jej twarz
przybrała surową postać i można było w niej dostrzec ogromne
oburzenie i zdenerwowanie.
- Ja? Nic. O co ci znowu chodzi? -
wzruszył ramionami przewracając oczami, eh i znowu się zaczną te
jej wykłady.
- Jak to o co?! Jak mogłeś tak potraktować HaNę?!
Jak mogłeś ją zostawić w dniu ślubu i w dodatku wygadywać takie
bzdety?! - słysząc to bling już nie wytrzymał i również się
zdenerwował, bardzo.
- Bzdety? Mamo, ja chyba śnię. Czy ty
naprawdę nie zrozumiałaś tego co wtedy powiedziałem? Jeżeli
znowu masz zamiar się wpieprzać w moje życie, to tam są drzwi. -
niemal wywarczał wskazując jej skinieniem głowy wyjście. Jego
matka stała w tej chwili jak wryta i nie mogła uwierzyć własnym
uszom.
- Słucham? Czy ty mnie wyrzucasz? - spytała
niedowierzając.
- Rozum to jak chcesz. Po prostu chcę ci
przekazać, że... - zaczął, ale nagle pojawił się za nim Key,
który również był nieco roznegliżowany, miał na sobie jedynie
bokserki i koszulkę.
- Co się tu dzieje? - zapytał podchodząc
do Jjonga, jednak widząc osobę, która mu towarzyszyła schował
się za jego plecami zmieszany.
- Huh... Chyba ja powinnam spytać
co się tu dzieje! Co on tutaj robi i dlaczego jest prawie nagi?! -
zasłoniła usta dłońmi patrząc na nich jakby z obrzydzeniem.
-
Mieszka. A to dlaczego jest prawie nagi akurat najmniej cię powinno
obchodzić. Już nie będę na każde twoje zawołanie, rozumiesz? I
nie będę cię słuchał. Kocham go i będę z nim czy tego chcesz
czy nie, naprawdę muszę się powtarzać? Jeżeli ci to nie pasuje
to po prostu wyjdź i zostaw nas w spokoju. - odpowiedział bardzo
stanowczo i wpatrywał się w nią bezuczuciowo. Kobieta tylko
prychnęła pod nosem i zarzuciła torebkę na ramię.
- Skoro tak
chcesz to proszę bardzo! Bądź sobie z nim i żyjcie sobie w tym
chorym związku! Ale żebyś później do mnie nie przychodził z
płaczem, że popełniłeś błąd! Do widzenia. - zjechała ich obu
wzrokiem i wyszła trzaskając drzwiami. Jonghyun oparł się o
ścianę bokiem i spuścił głowę, ale kiedy poczuł, że jego
chłopak wtula się w jego plecy popatrzył na niego bezsilnie. Kibum
uśmiechnął się do niego i pomiział go noskiem w policzek.
-
Byłeś bardzo dzielny, chociaż wiem, że powiedzenie tego
wszystkiego nie było dla ciebie łatwe. Jestem dumny kochanie. -
musnął jego policzek i położył głowę na jego ramieniu.
-
Dziękuję Bummie. - odwzajemnił uśmiech i odwrócił się w jego
stronę tuląc do niego.
* * *
- Aigoo, no gdzie my
idziemy? Nogi mnie już bolą! - jęknął coraz bardziej zmęczony
Kibum. - To już chyba pół godziny, daleko jeszcze? - marudził
trzymając swojego chłopaka za rękę. Jonghyun chichotał cicho
widząc tą jego minę ala' naburmuszona diva i dalej dzielnie
prowadził go w wyznaczone miejsce. Chciał mu zrobić niespodziankę,
a to się równało z tym, że no niestety musiał trochę
pocierpieć, tym bardziej, że miał opaskę na oczach. Pragnął,
aby wszystko wyszło idealnie i miał szczerą nadzieję, że właśnie
tak będzie.
- Jeszcze troszkę, wytrzymaj. - cmoknął go w
zmarszczony nosek i kolejne pół godziny później w końcu dotarli
na miejsce. - Jesteśmy.
- To... Było... Dla... Ciebie...
Troszkę?! Nogi mi odpadają! - tupnął nogą po chwili orientując
się, że to nie było zbyt mądre i omało co się nie przewrócił,
bo już naprawdę nie miał siły a nóżki dodatkowo bardzo bolały.
Blondyn złapał go szybko, żeby nie upadł i pokręcił głową.
-
Ach kocurku, sportowcem to ty nie zostaniesz. - roześmiał się
głośno.
- Phi... No mogę już to zdjąć? Chcę zobaczyć
dlaczego musiałem się aż tak namęczyć!
- Oczywiście. -
uśmiechnął się i odwiązał opaskę będącą na jego oczach.
Młodszy widząc to co było przed nim zaniemówił. Uchylił lekko
usta z zachwytu i podziwiał piękną scenerię, którą miał okazję
teraz widzieć. Znajdywali się we wspaniałym parku, przynajmniej
tak myślał, że to park, jednak nie było w nim widać żadnej
żywej duszy oprócz nich. W miejscu, gdzie drzewa dziwnym zbiegiem
okoliczności układały się w koło po środku stał stolik, a na
nim zachęcające i pachnące potrawy, które nawet były jeszcze
ciepłe. Pomiędzy nimi stały dwie świece, a na około krzeseł
porozsypywane były płatki róż, w sumie to w całym tym miejscu na
ziemi można było je dostrzec. Key przetarł oczy myśląc, że może
mu się to śni, ale nie. To była rzeczywistość. - I jak ci się
podoba? - odezwał się bling nie mogąc rozszyfrować wyrazu twarzy
kochanka.
- Um... Jest... Jest idealnie Jongie! - krzyknął i
rzucił mu się w ramiona.
- Cieszę się w takim razie. Może
chodźmy zjeść, bo w końcu nam wystygnie i będzie niedobre. -
musnął jego usta i pociągnął go za sobą. Po chwili już
siedzieli i objadali się jedzeniem, które przygotował dla nich sam
Jjong.
- Mniam, kochanie! To jest przepyszne! - zachwycał się i
niemal zlizywał z talerza to co mu zostało.
- Smakuje ci? Sam
to wszystko zrobiłem. - popatrzył na niego zadowolony widząc jego
reakcje.
- Mniaaami! Musisz mi częściej robić takie pyszności.
- uśmiechnął się szeroko i usiadł sobie wygodnie na krześle
kładąc dłoń na brzuchu. - Ale się najadłem.
- Haha, no
właśnie widzę. Ale to nie koniec atrakcji. - zaśmiał się cicho,
a kiedy zobaczył zdziwioną minę ukochanego roześmiał się już
na dobre. - No co tak patrzysz?
- No nie wiem... A co jeszcze
przygotowałeś? - wpatrywał się w niego zaciekawiony, ale nie
usłyszał odpowiedzi. Zamiast tego obserwował, jak Jonghyun wstaje
ze swojego miejsca i podchodzi do niego.
- Bummie... Mógłbyś na
chwilkę wstać? - spytał a wyższy Kim przechylił łepek na bok
nie bardzo wiedząc co też ten chce zrobić i tylko kiwnął głową
na „tak” po czym wstał. Blondyn popatrzył mu w oczy z ogromną
miłością. Czuł, że musi to zrobić. Nie... Nie musi... Chce to
zrobić. - Skarbie... Jesteśmy ze sobą naprawdę długo i...
Ostatnie wydarzenia pozwoliły mi uświadomić sobie, że nie chcę
nikogo innego. Nie potrafię... Po prostu nie potrafię być z osobą,
która nie jest tobą. Jak mówiłem, jesteś tym jedynym... Nie
wyobrażam sobie życia z kimkolwiek innym. Pragnę spędzić jego
resztę właśnie z tobą, chcę być z tobą do końca świata, a
nawet dłużej. Dlatego chcę cię o coś spytać... - wziął
głęboki oddech i wyjął z kieszeni marynarki małe pudełeczko po
czym uklęknął przed nim i otworzył je ukazując śliczny
pierścionek, który zawsze przykuwał uwagę jego ukochanego kiedy
byli u jubilera. - Czy wyjdziesz za mnie? - wyszeptał a Kibuma...
Dosłownie zatkało. Wytrzeszczył oczy w czystym szoku i przełknął
głośno ślinę wbijając w niego swój zdezorientowany wzrok.
__
No i tu trochę was poszantażujemy. Tak więc... Jeżeli chcecie więcej, a mamy w planach mały bonusik, to chcemy widzieć tu naprawdę duuużo komentarzy! Tym razem to wy musicie się wykazać, także wszystko zależy od was. Chcecie ciąg dalszy? No to hwaiting. :D Hehehehe.