[Kibum]
Patrzył na swojego chłopaka, zastanawiając się czy on już kompletnie postradał zmysły. Nie miał pojęcia jak na to zareagować, no bo przecież ślub? Dwóch mężczyzn w ich kraju? Przecież to nie przejdzie… Poza tym już kiedyś rozmawiali na ten temat i wspólnie doszli do wniosku, że nie warto jest robić tyle zachodu wokół jednego papierka. Co prawda jemu zawsze się takowy ślub marzył, ale to nie było aż tak ważne, żeby przez jego brak miał być mniej szczęśliwy. Przecież z papierkiem czy bez, najważniejsze żeby się kochać, prawda? W takim razie co skłoniło Jjonga do takiego kroku? Wydawało mu się, że przez ostatnie wydarzenia słowo „ślub” przez długi czas pozostanie tematem tabu, a tu takie coś. W pewnym momencie nieco się przeraził, kiedy zaświtała mu pewna myśl. A co jeśli Jonghyun robi to wszystko, aby udowodnić matce, że to on kieruje swoim życiem? W końcu ostatnimi czasy jego męskie ego z pewnością ucierpiało, kiedy na siłę robiono z niego maminsynka. W ten sposób mógłby się odegrać na rodzicielce, pokazując jej kto tu ustala reguły. Coś w stylu „wyjdę za mąż za Kibuma, żeby ci zrobić na złość”. Ale nie… Przecież to Jjong. Może i nawalił w paru sprawach i przez jego błędy ich związek niezwykle ucierpiał, ale przecież nie wykorzystałby w ten sposób Kibuma. Zachowajmy resztki rozsądku. Nagle otrząsnął się z rozmyślań i widząc coraz to bardziej zmartwiony wyraz twarzy Jonghyuna dotarło do niego, że już czas i pora podjąć decyzję. Sam nie wiedział co z tym zrobić… To wszystko po prostu działo się za szybko! Ale kiedy popatrzył na ten pierścionek, a następnie na swojego ukochanego, który cały czas dzielnie przed nim klęczał… Nad czym on się właściwie zastanawiał? Przecież zawsze o tym marzył.
- Key…? - zaczął cichym tonem blondyn, który już naprawdę wyglądał na zmartwionego.
- Tak… - wyszeptał tym samym mu przerywając i czując jak do jego oczu napływa potok łez. Jonghyun, słysząc tą odpowiedź otworzył szeroko oczy, bo musząc tak długo czekać zaczynał w nią wątpić.
- Tak...? - zapytał raz jeszcze, chcąc się upewnić, że się nie przesłyszał.
- Tak Jongie, kocham cię. - wychlipał, a blondyn wstał aby założyć mu pierścionek, jednak nie było mu to dane, bo Key momentalnie rzucił mu się na szyję, ściskając go ze wszystkich sił. Uśmiechnął się szeroko jakby dopiero do niego dotarło, co się właśnie wydarzyło i wtulił swojego chłop… W zasadzie to już narzeczonego w siebie.
- Ja ciebie też kocham Kibummie, najbardziej na świecie. - wyszeptał mu do ucha, głaszcząc delikatnie jego plecy. Przez chwilę go tak kołysał w ramionach, gdy nagle przypomniał sobie o tym pierścionku.
- Podaj rączkę… - odsunął go od siebie kawałek, aby móc chwycić delikatnie jego dłoń i raz jeszcze zerkając mu w oczy, wsunął pierścionek na jego szczupły palec.
- Jest przepiękny. - popatrzył na niego rozczulony i znowu kolejne łzy wydostały się z jego oczu.
- Kocurku, nie płacz już. - natychmiast starł mokre ślady z policzków ukochanego i pocałował go z ogromną czułością. Kibum od razu objął go za szyję, odwzajemniając pocałunek z zadowoleniem. Nie miał pojęcia w jaki sposób w tak szybkim tempie dotarli z powrotem do nich do domu, ale mało go to obchodziło. W zasadzie dopiero teraz zaczynał pomału wychodzić z ciężkiego szoku i oszołomienia z powodu tego, co się wydarzyło.
- Wiesz jaki wyrok na siebie ściągnąłeś? - zachichotał, leżąc teraz na łóżku i wpatrując się w oblicze swojego ukochanego.
- Wiem. Będzie ciężko z taką divą, ale chyba jakoś podołam… Auć! - przerwał, bo oberwał w ramię i został obdarzony spojrzeniem mówiącym „Nie takiej odpowiedzi oczekiwałem, idioto.” Uśmiechnął się, widząc jego minę i przyciągnął go do siebie tuląc mocno. - Mój złośnik.
- Już nigdy się ode mnie nie uwolnisz, Jongie. - wyszeptał mu do ucha, następnie przesuwając noskiem po jego policzku i poczuł, że ramiona oplatające jego talię zacieśniły się jeszcze mocniej.
- I o to mi chodziło. - przytulił go do siebie najmocniej jak umiał i westchnął sobie błogo. Key natomiast przymknął oczy, czując się niezwykle bezpiecznie. Bardzo lubił to uczucie, ale mógł je znaleźć tylko i wyłącznie przy Jonghyunie. Może aż tak bardzo nie okazywał tego co w tej chwili czuje, ale tak naprawdę miał ochotę skakać ze szczęścia. Nareszcie wszystkie okropności tego świata dobiegły końca, a jego ukochany jest już tylko i wyłącznie jego.
Patrzył na swojego chłopaka, zastanawiając się czy on już kompletnie postradał zmysły. Nie miał pojęcia jak na to zareagować, no bo przecież ślub? Dwóch mężczyzn w ich kraju? Przecież to nie przejdzie… Poza tym już kiedyś rozmawiali na ten temat i wspólnie doszli do wniosku, że nie warto jest robić tyle zachodu wokół jednego papierka. Co prawda jemu zawsze się takowy ślub marzył, ale to nie było aż tak ważne, żeby przez jego brak miał być mniej szczęśliwy. Przecież z papierkiem czy bez, najważniejsze żeby się kochać, prawda? W takim razie co skłoniło Jjonga do takiego kroku? Wydawało mu się, że przez ostatnie wydarzenia słowo „ślub” przez długi czas pozostanie tematem tabu, a tu takie coś. W pewnym momencie nieco się przeraził, kiedy zaświtała mu pewna myśl. A co jeśli Jonghyun robi to wszystko, aby udowodnić matce, że to on kieruje swoim życiem? W końcu ostatnimi czasy jego męskie ego z pewnością ucierpiało, kiedy na siłę robiono z niego maminsynka. W ten sposób mógłby się odegrać na rodzicielce, pokazując jej kto tu ustala reguły. Coś w stylu „wyjdę za mąż za Kibuma, żeby ci zrobić na złość”. Ale nie… Przecież to Jjong. Może i nawalił w paru sprawach i przez jego błędy ich związek niezwykle ucierpiał, ale przecież nie wykorzystałby w ten sposób Kibuma. Zachowajmy resztki rozsądku. Nagle otrząsnął się z rozmyślań i widząc coraz to bardziej zmartwiony wyraz twarzy Jonghyuna dotarło do niego, że już czas i pora podjąć decyzję. Sam nie wiedział co z tym zrobić… To wszystko po prostu działo się za szybko! Ale kiedy popatrzył na ten pierścionek, a następnie na swojego ukochanego, który cały czas dzielnie przed nim klęczał… Nad czym on się właściwie zastanawiał? Przecież zawsze o tym marzył.
- Key…? - zaczął cichym tonem blondyn, który już naprawdę wyglądał na zmartwionego.
- Tak… - wyszeptał tym samym mu przerywając i czując jak do jego oczu napływa potok łez. Jonghyun, słysząc tą odpowiedź otworzył szeroko oczy, bo musząc tak długo czekać zaczynał w nią wątpić.
- Tak...? - zapytał raz jeszcze, chcąc się upewnić, że się nie przesłyszał.
- Tak Jongie, kocham cię. - wychlipał, a blondyn wstał aby założyć mu pierścionek, jednak nie było mu to dane, bo Key momentalnie rzucił mu się na szyję, ściskając go ze wszystkich sił. Uśmiechnął się szeroko jakby dopiero do niego dotarło, co się właśnie wydarzyło i wtulił swojego chłop… W zasadzie to już narzeczonego w siebie.
- Ja ciebie też kocham Kibummie, najbardziej na świecie. - wyszeptał mu do ucha, głaszcząc delikatnie jego plecy. Przez chwilę go tak kołysał w ramionach, gdy nagle przypomniał sobie o tym pierścionku.
- Podaj rączkę… - odsunął go od siebie kawałek, aby móc chwycić delikatnie jego dłoń i raz jeszcze zerkając mu w oczy, wsunął pierścionek na jego szczupły palec.
- Jest przepiękny. - popatrzył na niego rozczulony i znowu kolejne łzy wydostały się z jego oczu.
- Kocurku, nie płacz już. - natychmiast starł mokre ślady z policzków ukochanego i pocałował go z ogromną czułością. Kibum od razu objął go za szyję, odwzajemniając pocałunek z zadowoleniem. Nie miał pojęcia w jaki sposób w tak szybkim tempie dotarli z powrotem do nich do domu, ale mało go to obchodziło. W zasadzie dopiero teraz zaczynał pomału wychodzić z ciężkiego szoku i oszołomienia z powodu tego, co się wydarzyło.
- Wiesz jaki wyrok na siebie ściągnąłeś? - zachichotał, leżąc teraz na łóżku i wpatrując się w oblicze swojego ukochanego.
- Wiem. Będzie ciężko z taką divą, ale chyba jakoś podołam… Auć! - przerwał, bo oberwał w ramię i został obdarzony spojrzeniem mówiącym „Nie takiej odpowiedzi oczekiwałem, idioto.” Uśmiechnął się, widząc jego minę i przyciągnął go do siebie tuląc mocno. - Mój złośnik.
- Już nigdy się ode mnie nie uwolnisz, Jongie. - wyszeptał mu do ucha, następnie przesuwając noskiem po jego policzku i poczuł, że ramiona oplatające jego talię zacieśniły się jeszcze mocniej.
- I o to mi chodziło. - przytulił go do siebie najmocniej jak umiał i westchnął sobie błogo. Key natomiast przymknął oczy, czując się niezwykle bezpiecznie. Bardzo lubił to uczucie, ale mógł je znaleźć tylko i wyłącznie przy Jonghyunie. Może aż tak bardzo nie okazywał tego co w tej chwili czuje, ale tak naprawdę miał ochotę skakać ze szczęścia. Nareszcie wszystkie okropności tego świata dobiegły końca, a jego ukochany jest już tylko i wyłącznie jego.
*
* *
Nie
przypuszczał, że ich zaręczyny w jakimkolwiek stopniu zmienią ich
relacje względem siebie, a tu proszę. Rzecz jasna traktowali się
podobnie jak zwykle, ale miał wrażenie, jakby obaj bardziej
doceniali każdy czas, który mogą spędzić razem. Zmniejszyła się
również ilość kłótni pomiędzy nimi, jakby po prostu nie
chciało im się niszczyć tej sielanki zbędną sprzeczką. Co
prawda, bo były bardzo drobne zmiany, ale i tak Kibum uważał, że
ich związek stanowczo dążył do doskonałości. Minęły już dwa
tygodnie od tego pięknego dnia, ale oficjalnie ogłosili to swoim
przyjaciołom zaledwie parę dni temu. Z racji tej, że w
przeciwieństwie do Jjonga, Key miał wręcz niezliczoną ilość
znajomych, ich telefon od tego czasu nie miał ani chwili
wytchnienia. Tak również było i tym razem, kiedy Kibum siedział w
kuchni i przygotowywał obiad.
- Ja odbiorę! - krzyknął do Jjonga, nie chcąc go zmuszać do wstania z kanapy, ponieważ bolała go głowa. - Leż sobie skarbie. - przewrócił oczami widząc, że ten uparciuch i tak wstaje, a on wytarł prędko ręce i podniósł słuchawkę. - Tak, słucham? - zapytał spodziewając się kolejnych gratulacji, ale słysząc głos po drugiej stronie uśmiech od razu zszedł mu z twarzy.
- Dzień dobry, czy Jonghyun oppa jest w domu? Mam do niego ważną sprawę i…
- Owszem, ale mogę przekazać informację. - powiedział spokojnym tonem, choć czuł, że na samą myśl o HaNie robi mu się niedobrze.
- Bo… Wydaje mi się, że jestem w ciąży…
- Co…? - wydukał Key, kompletnie zapominając o wszelkich formach grzecznościowych i stał, wpatrując się przed siebie pustym wzrokiem. Miał wrażenie jakby jakaś ogromna gula urosła w jego gardle, która uniemożliwiała mu oddychanie.
- Ja odbiorę! - krzyknął do Jjonga, nie chcąc go zmuszać do wstania z kanapy, ponieważ bolała go głowa. - Leż sobie skarbie. - przewrócił oczami widząc, że ten uparciuch i tak wstaje, a on wytarł prędko ręce i podniósł słuchawkę. - Tak, słucham? - zapytał spodziewając się kolejnych gratulacji, ale słysząc głos po drugiej stronie uśmiech od razu zszedł mu z twarzy.
- Dzień dobry, czy Jonghyun oppa jest w domu? Mam do niego ważną sprawę i…
- Owszem, ale mogę przekazać informację. - powiedział spokojnym tonem, choć czuł, że na samą myśl o HaNie robi mu się niedobrze.
- Bo… Wydaje mi się, że jestem w ciąży…
- Co…? - wydukał Key, kompletnie zapominając o wszelkich formach grzecznościowych i stał, wpatrując się przed siebie pustym wzrokiem. Miał wrażenie jakby jakaś ogromna gula urosła w jego gardle, która uniemożliwiała mu oddychanie.
-
Co się dzieje? - zapytał Jonghyun, który widząc minę Kibuma od
razu do niego podszedł.
- To… Do ciebie… - wyszeptał z trudem i podał mu słuchawkę, nie mając odwagi na niego spojrzeć.
[Jonghyun]
Zdziwił się, widząc minę ukochanego, ale wziął od niego słuchawkę i przystawił ją do ucha.
- Halo? - odezwał się, nie wiedząc czego się spodziewać.
- Jonghyun oppa! To ja, HaNa! - powiedziała dziewczyna, a jego od razu zamurowało.
- Czego chcesz? - zapytał niezbyt miło, na co brunetka wyraźnie się zirytowała.
- Chcę ci powiedzieć, że najprawdopodobniej zostaniesz tatą! - pisnęła tym razem uradowana, a blondyn stanął jak wryty.
- C-Co? Dziewczyno, co ty za bzdury opowiadasz?! Przecież ja nawet z tobą nie spałem! - wypalił wkurzony, ale ona go nie słuchała.
- Jasne, teraz tak będziesz mówił? No oczywiście, najlepiej. Myślałam, że jesteś choć trochę bardziej odpowiedzialny! Ale nie bój się, nie dam ci spokoju. Do zobaczenia! - rozłączyła się. Jonghyun przez chwilę wpatrywał się to w telefon, to w ukochanego, który siedział teraz na kanapie z totalnie załamanym wyrazem twarzy. Przełknął głośno ślinę i odłożył urządzenie, po czym ostrożnie usiadł obok niego.
- Kibummie... - niemal wyszeptał, chcąc złapać go za rękę.
- Zostaw. - odsunął się od niego, nawet na niego nie patrząc.
- Key. Nie wierz w te brednie. Nie może być ze mną w ciąży, bo z nią nie spałem. - powiedział poważnym tonem, zmuszając go by na niego spojrzał.
- Nie? A możesz to jakoś udowodnić? - popatrzył mu w oczy, a w jego spojrzeniu można było dostrzec to, co jeszcze jakiś czas temu. Blondyn przeraził się i nie mógł pozwolić, żeby jego najdroższy ponownie wpadł w taki stan.
- Ja... Nie... Ale kocurku, proszę cię... Przecież do niej nie wrócę, tak? Ona pewnie myśli, że to dobry sposób, żeby mnie znowu zdobyć, ale jej się nie uda. Zobaczysz, że jeszcze ci udowodnię, że to nie jest moje dziecko! - zdeterminowany odpowiedział i przyciągnął go do siebie. Kibum ponownie chciał go odepchnąć, ale Jjong mu na to nie pozwolił. - I nie traktuj mnie tak. Przecież wszystko było w porządku...
- Właśnie, było... - wyszeptał, czując jak po policzkach spływają mu łzy. Jednak nie uciekł, tylko wtulił się mocno w swojego narzeczonego, chowając twarz w jego koszulce.
- Już cśśś... - zaczął głaskać go po włosach. - Nie płacz, jakoś to będzie... - ucałował go w czubek głowy i czuł, jak wzbiera się w nim złość. Ta flądra wymyśliła sobie to wszystko, żeby znowu rozwalić jego związek! Ale on się tak łatwo nie da, nie tym razem. Choćby nie wiem co, nie pozwoli, żeby ktoś rozdzielił go z Key. Chociaż tak szczerze mówiąc, to nie miał bladego pojęcia, co teraz zrobić... Przecież ona nie da mu spokoju, będzie go nachodzić i próbować wmówić Kibumowi, że zostanie ojcem. On miałby być ojcem jej dzieci? Haha, dobre sobie. Może i lubił te małe stworzenia, ale nie aż tak, żeby je sobie robić z pierwszą lepszą, którą podsunie mu matka. Aż tak to jeszcze nie oszalał. Kiedy z nią był, to robił wszystko, żeby tylko się wymigać ze wspólnego spania. Nie wyobrażał sobie tego robić z kimkolwiek innym, oprócz Bummiego. A już na pewno nie z dziewczyną. Zupełnie go to nie kręciło, więc po co miałby to robić? Westchnął i odchylił się nieco. - Skarbie...
- Co...? - spojrzał mu w oczy cały zapłakany.
- Mówiłeś, że mi ufasz... - wpatrywał się w niego z bólem.
- Bo ufam... - spuścił wzrok, pociągając nosem.
- Więc ufaj dalej i uwierz mi, że ja z nią nie spałem... - położył dłoń na jego policzku, a Kibum podniósł wzrok.
- Ja... Ufam ci, ale... Nie mogę w to uwierzyć... - poczuł, że kolejne łzy zalewają jego oblicze. Jonghyun słysząc to sam zaczął płakać. Jednak nie zamierzał tego tak zostawić. Musiał mu udowodnić, że to wszystko nie prawda i już nawet wiedział jak to zrobi.
- To… Do ciebie… - wyszeptał z trudem i podał mu słuchawkę, nie mając odwagi na niego spojrzeć.
[Jonghyun]
Zdziwił się, widząc minę ukochanego, ale wziął od niego słuchawkę i przystawił ją do ucha.
- Halo? - odezwał się, nie wiedząc czego się spodziewać.
- Jonghyun oppa! To ja, HaNa! - powiedziała dziewczyna, a jego od razu zamurowało.
- Czego chcesz? - zapytał niezbyt miło, na co brunetka wyraźnie się zirytowała.
- Chcę ci powiedzieć, że najprawdopodobniej zostaniesz tatą! - pisnęła tym razem uradowana, a blondyn stanął jak wryty.
- C-Co? Dziewczyno, co ty za bzdury opowiadasz?! Przecież ja nawet z tobą nie spałem! - wypalił wkurzony, ale ona go nie słuchała.
- Jasne, teraz tak będziesz mówił? No oczywiście, najlepiej. Myślałam, że jesteś choć trochę bardziej odpowiedzialny! Ale nie bój się, nie dam ci spokoju. Do zobaczenia! - rozłączyła się. Jonghyun przez chwilę wpatrywał się to w telefon, to w ukochanego, który siedział teraz na kanapie z totalnie załamanym wyrazem twarzy. Przełknął głośno ślinę i odłożył urządzenie, po czym ostrożnie usiadł obok niego.
- Kibummie... - niemal wyszeptał, chcąc złapać go za rękę.
- Zostaw. - odsunął się od niego, nawet na niego nie patrząc.
- Key. Nie wierz w te brednie. Nie może być ze mną w ciąży, bo z nią nie spałem. - powiedział poważnym tonem, zmuszając go by na niego spojrzał.
- Nie? A możesz to jakoś udowodnić? - popatrzył mu w oczy, a w jego spojrzeniu można było dostrzec to, co jeszcze jakiś czas temu. Blondyn przeraził się i nie mógł pozwolić, żeby jego najdroższy ponownie wpadł w taki stan.
- Ja... Nie... Ale kocurku, proszę cię... Przecież do niej nie wrócę, tak? Ona pewnie myśli, że to dobry sposób, żeby mnie znowu zdobyć, ale jej się nie uda. Zobaczysz, że jeszcze ci udowodnię, że to nie jest moje dziecko! - zdeterminowany odpowiedział i przyciągnął go do siebie. Kibum ponownie chciał go odepchnąć, ale Jjong mu na to nie pozwolił. - I nie traktuj mnie tak. Przecież wszystko było w porządku...
- Właśnie, było... - wyszeptał, czując jak po policzkach spływają mu łzy. Jednak nie uciekł, tylko wtulił się mocno w swojego narzeczonego, chowając twarz w jego koszulce.
- Już cśśś... - zaczął głaskać go po włosach. - Nie płacz, jakoś to będzie... - ucałował go w czubek głowy i czuł, jak wzbiera się w nim złość. Ta flądra wymyśliła sobie to wszystko, żeby znowu rozwalić jego związek! Ale on się tak łatwo nie da, nie tym razem. Choćby nie wiem co, nie pozwoli, żeby ktoś rozdzielił go z Key. Chociaż tak szczerze mówiąc, to nie miał bladego pojęcia, co teraz zrobić... Przecież ona nie da mu spokoju, będzie go nachodzić i próbować wmówić Kibumowi, że zostanie ojcem. On miałby być ojcem jej dzieci? Haha, dobre sobie. Może i lubił te małe stworzenia, ale nie aż tak, żeby je sobie robić z pierwszą lepszą, którą podsunie mu matka. Aż tak to jeszcze nie oszalał. Kiedy z nią był, to robił wszystko, żeby tylko się wymigać ze wspólnego spania. Nie wyobrażał sobie tego robić z kimkolwiek innym, oprócz Bummiego. A już na pewno nie z dziewczyną. Zupełnie go to nie kręciło, więc po co miałby to robić? Westchnął i odchylił się nieco. - Skarbie...
- Co...? - spojrzał mu w oczy cały zapłakany.
- Mówiłeś, że mi ufasz... - wpatrywał się w niego z bólem.
- Bo ufam... - spuścił wzrok, pociągając nosem.
- Więc ufaj dalej i uwierz mi, że ja z nią nie spałem... - położył dłoń na jego policzku, a Kibum podniósł wzrok.
- Ja... Ufam ci, ale... Nie mogę w to uwierzyć... - poczuł, że kolejne łzy zalewają jego oblicze. Jonghyun słysząc to sam zaczął płakać. Jednak nie zamierzał tego tak zostawić. Musiał mu udowodnić, że to wszystko nie prawda i już nawet wiedział jak to zrobi.
-
Kocie, popraw makijaż. Zaraz sprowadzę tu tą paniusię i
przekonasz się, że sobie to wymyśliła. Przekonasz się! -
ostatnie słowa powiedział z naciskiem i zniknął mu z oczu,
ponieważ pognał na górę. Key otarł łzy i wbił wzrok w podłogę.
Nie miał pojęcia co Jjong kombinował, ale na pewno nie widziało
mu się teraz spotykać z tą laską. Mimo wszystko poparł
narzeczonego i postanowił się poprawić, bo na bank miał masakrę
na twarzy. Zastanawiał się jak chce mu udowodnić jej kłamstwo.
Przecież... Zmusi ją do powiedzenia prawdy? Naprawdę nie wiedział.
Przybity poszedł do łazienki, słysząc przy okazji, jak starszy
rozmawia przez telefon, ale nie miał zamiaru podsłuchiwać i zajął
się swoim makijażem. Parę minut później usłyszał pukanie do
drzwi od pomieszczenia, w którym się znajdował. - Jesteś już
gotowy? HaNa zaraz będzie. - odparł cicho.
- Z-Zaraz... - wydukał w odpowiedzi i spojrzał w lustro. Tak naprawdę nie potrafił się ogarnąć, bo ciągle zbierało mu się na płacz. Co jak co, ale tego to się nie spodziewał. Miał mieszane uczucia i jeszcze za chwilę miał zobaczyć tą żmiję... Mimo to nie chciał dawać po sobie poznać, że aż tak go to ruszyło. Nie chciał dać jej tej satysfakcji. Nagle usłyszał dzwonek do drzwi, a jego serce przyspieszyło.
- Otworzę. - powiedział jego ukochany, który najwidoczniej nadal stał pod drzwiami, czekając na niego. Szybko naniósł ostatnie poprawki i ruszył na dół.
- Oppa! - niemal wrzasnęła, rzucając się w ramiona Jonghyuna, co strasznie wkurzyło Kibuma. Ale nie musiał interweniować, bo blondyn ku jego zadowoleniu od razu ją odepchnął.
- Przestań. Nie przyszłaś tu po to, żeby znowu zabierać mi moją przestrzeń osobistą, tylko po to, żeby powiedzieć prawdę. - powiedział ostro, na co HaNa spiorunowała go spojrzeniem.
- Mówię prawdę. Będziesz tatusiem!
- Ale wcześniej mówiłaś, że ci się wydaje, więc nie możesz być tego taka pewna, czyż nie? - odparł szorstko młodszy Kim, patrząc na nią z kamiennym wyrazem twarzy.
- Huh... Mimo wszystko, to Jonghyun oppa jest ojcem. - uśmiechnęła się uroczo, a Jjong policzył w myślach do dziesięciu, żeby opanować swój gniew. Musiał od razu wcielić swój plan w życie, żeby jak najszybciej ją zdemaskować, dlatego postanowił zagrać w jej grę.
- Oczywiście, że tak. - pokiwał głową. Kibum słysząc jego słowa spojrzał na niego zszokowany. - Przepraszam za to, jak się wcześniej zachowywałem... Byłem w szoku, ale tak naprawdę strasznie się cieszę! - zaczął udawać wzruszenie. Wiedział, że Kocurek może go za to znienawidzić w tym momencie, ale nie miał innego wyjścia.
- Słucham? Cieszysz się?! - wrzasnął wyższy, natomiast dziewczyna poszerzyła swój uśmiech z triumfem.
- Pewnie! Jakbym się miał nie cieszyć! A tak w ogóle to HaNa, jeżeli to będzie chłopiec, to chcę, żeby zrobił sobie identyczny tatuaż jak mój! - powiedział zachwycony. Te słowa zbiły divę z tropu, bo przecież on nie miał żadnego tatuażu.
- Co on bredzi... - wyszeptał sam do siebie, uważnie obserwując reakcję brunetki.
- Och! Tak! To byłoby mega urocze! - klasnęła w dłonie równie zachwycona. Blondyn po chwili zaczął się śmiać, przez co dziewczyna przybrała nierozumną minę.
- Jongie... Nie spałeś z nią... - uśmiechnął się, czując ogromną ulgę. Jak on mógł mu nie wierzyć?
- Co? Jak to? Przecież spał! Przecież się przyznał... - zaczęła mówić pospiesznie, nadal nie rozumiejąc o co im chodzi.
- Jasne, gdyby tak było, to nie dałabyś się złapać jak ostatnia idiotka. Jonghyun nie ma tatuażu. - prychnął pod nosem, niczym rasowa diva. I takiego właśnie Kibuma blondyn chciał widzieć. Jego ukochaną, rozkapryszoną divę.
- Yyy... - odwróciła się i pacnęła dłonią w czoło, przeklinając w myślach swoją nieuwagę. Po chwili jednak uniosła dumnie głowę do góry, patrząc na nich z powrotem. - I tak oppa do mnie wróci. Zobaczycie! Powiem wszystkim, że zrobił mi dziecko i teraz chce to olać, zostawić mnie bez niczego! Zrobię z siebie ofiarę, a wtedy nikt nie uwierzy w waszą wersję! - tupnęła nogą naburmuszona i wyszła, trzaskając drzwiami.
[Kibum]
Odetchnął z ulgą wiedząc, że całe to zamieszanie to zwykłe kłamstwo, jednak nie dawały mu spokoju słowa wypowiedziane przez HaNę. „Zrobię z siebie ofiarę” dobre sobie… Ofiarą to jest on, bo musi przechodzić przez to wszystko. Westchnął cicho i podszedł do swojego ukochanego, przytulając się do jego pleców.
- A co jeśli ona wszystko zniszczy...? - wyszeptał, nie mając siły na głośniejszy ton.
- Kocurku, wszystko będzie dobrze. Sam widzisz jak łatwo przy niej udowodnić jej kłamstwo. Już nigdy więcej nie zdoła popsuć tego, co jest między nami. - mówiąc to odwrócił się do niego przodem i nakazał mu spojrzeć sobie w oczy. - Odwagi Kibummie. - uśmiechnął się delikatnie, a młodszy już nic nie mówiąc, wtulił się w niego mocno.
- O rany skarbie, zapomniałem, że szef do mnie dzwonił! - natychmiast odkleił się od niego i pobiegł do sypialni po odpowiednie papiery. - Muszę im dostarczyć ten projekt wcześniej, bo ponoć mają być jakieś zmiany czy cuś… Nie wiem. Będę za jakieś trzy godziny! - już miał się ulotnić z mieszkania, ale w ostatniej chwili Jonghyun go złapał i pocałował czule.
- Wracaj szybko. - uśmiechnął się delikatnie i pogłaskał go po policzku. Mógłby tak z nim stać w nieskończoność, ale skoro Kibumowi się spieszyło, to niestety musiał go puścić.
- Tak jest. Ale zrób mi coś dobrego do jedzenia. - cmoknął go jeszcze szybko w policzek i pobiegł na najbliższy przystanek. Równie dobrze mógłby poprosić Jjonga, żeby go podwiózł, ale nie chciał go już fatygować, a zresztą biuro, w którym pracuje nie było daleko. Przez swoją długą nieobecność w pracy miał sporo zaległości i często nie nadążał za licznymi zmianami, które przez ten czas nastąpiły, jednak wszyscy jego współpracownicy regularnie mu wszystko wyjaśniali. Z początku jego szef był nieco sceptycznie nastawiony do jego osoby, ponieważ stwierdził, że przez Kibuma jego firma o mały włos by wiele straciła. W końcu nagła utrata jednego z najważniejszych pracowników bez jakiegokolwiek zastępstwa, była ciosem dla korporacji. Jednak od razu po powrocie Kibum szybko zrehabilitował się ciężką pracą i nowymi pomysłami. Chcąc jak najszybciej załatwić sprawę, o którą go poproszono, oddał wszystkie projekty, które miał dokończyć i poprawić do końca tygodnia, po czym udał się do swojego pracodawcy przedyskutować parę spraw. Kiedy już wszystko załatwił uznał, że nic tu po nim, dlatego zabrał swoje rzeczy i ruszył z powrotem do domu. Miał nadzieję, że Jjong ugotował mu coś dobrego, bo po prostu umierał z głodu. Z tak pozytywnym nastawieniem w krótkim czasie dotarł do wyczekiwanego celu i od razu wpadł do domu jak z procy. - I co też dobrego mój ukochany mi zro… - zatrzymał się, a jego dobry humor natychmiast wyparował, kiedy wszedł do salonu i zobaczył w nim jego narzeczonego z trzema kobietami. Od razu rozpoznał matkę Jjonga i HaNę, ale tej trzeciej jeszcze nigdy wcześniej nie widział. Ukłonił się nisko, ale nie zamierzał uśmiechać się na siłę. - Dzień dobry.
- Mógłbyś zostawić nas samych, młody człowieku?- odezwała się matka Jonghyuna dosyć oschłym tonem.
- Nie ma mowy, ma prawo żeby być przy tej rozmowie.- od razu zaprotestował blondyn, który wstał i przyprowadził chłopaka do stołu. - Kibum, to jest mama HaNy, wydaję mi się, że się nie znacie… - mruknął i usiadł obok ukochanego. Key natomiast ponownie się ukłonił i cicho przedstawił. Domyślał się w jakiej sprawie te wszystkie baby się tu zebrały, ale mimo to, nie wiedział jak się zachowywać. - Tak więc rozumiem, że wszystko już ustalone… - zaczął Jjong, ale nie dane mu było skończyć.
- Nic nie jest ustalone! Oppa ja sobie sama nie poradzę z wychowaniem dziecka! - wypiszczała HaNa, która aktualnie chlipała swojej matce w rękaw. Ta natomiast cały czas mroziła chłopaka wzrokiem.
- Skoro upierasz się, że nie jesteś ojcem dziecka, to kto nim jest? - zapytała spokojnym tonem, a Jonghyun już ledwo nad sobą panował.
- A skąd ja mam wiedzieć? Nie mówiła mi z kim się puszcza! - uniósł ręce w obronnym geście, a jego matka natychmiast trzepnęła go w głowę. - Yah!
- Jak możesz się tak odzywać?! Nie na takiego człowieka cię wychowałam! Przestań wreszcie opowiadać bzdury i wróć do HaNy! Choć raz w swoim życiu zachowaj się odpowiedzialnie!
- Umma, kiedy wreszcie do ciebie dotrze, że jedyną osobą, z którą sypiam jest Kibum?! - po tych słowach nagle wszyscy zamilkli, a Key poczuł ogromne pragnienie bycia niewidzialnym. - HaNa nie może być ze mną w ciąży, ponieważ ją nawet palcem nie tknąłem! A skoro się upieracie, to proszę bardzo. Zróbcie test na ojcostwo i jeśli mi to medycznie udowodnicie, to będę płacił alimenty. Ale uprzedzam, że to tylko strata czasu. - za jednym zamachem wyrzucił z siebie wszystko, po czym zwrócił się jeszcze do najmłodszej dziewczyny. - Nie kocham cię i nigdy nie kochałem. Cały ten popaprany związek był zaaranżowany przez moją matkę. Nie zamierzam do ciebie wrócić i żaden argument mnie nie przekona, przykro mi, ale chyba nie mamy już o czym rozmawiać. - po jego słowach przez dłuższy czas trwała głucha cisza, a osobą, która wreszcie ją przerwała, była matka HaNy.
- K-Kochana… Twój syn jest gejem? Jest gejem, a ty go chciałaś związać z moją ukochaną HaNą? - wyszeptała z trudem, patrząc zszokowana na przyjaciółkę, która tylko z nienawiścią w oczach zerkała na swojego syna.
- Oczywiście, że nie jest! To tylko jego głupie wymysły! Wiesz jak to jest, młodzież się buntuje. - starała się za wszelką cenę naprawić wszystko, choć z przykrością zdawała sobie sprawę, że jest już na przegranej pozycji. Jonghyun natomiast, chcąc już zakończyć całe to nieporozumienie zwrócił się do matki HaNy.
- Proszę pani, jestem w paroletnim związku z mężczyzną i nigdy nie interesowała mnie pani córka…
- HaNa, błagam powiedz mi, że z nim nie spałaś! - nagle kobieta zaczęła panikować, wymachując rękami na wszystkie strony. - Proszę powiedz mi to! Przecież on mógł cię zarazić jakimś HIV-em albo innym świństwem! Natychmiast jedziemy do szpitala cię przebadać, zbieraj się! - szybko zarzuciła sobie torebkę na ramię i zaczęła pchać HaNę w kierunku wyjścia. - A ciebie moja droga nie podejrzewałam o takie paskudztwo. Chciałaś związać moją córeczkę z pedałem? Aż taka z ciebie desperatka? - zmroziła spojrzeniem swoją koleżankę i czym prędzej opuściła mieszkanie, ciągnąc za sobą córkę. Key za nic nie mógł ogarnąć sytuacji, która właśnie miała miejsce. Przez cały czas się nie odzywał, bo nie chciał robić żadnego dymu, choć przy tej wzmiance o HIV-ie, ledwo opanował złość. Przecież to, że są gejami nie znaczy, że co noc sypiają z innymi! Puścił jednak ten temat w niepamięć, bo mimo, że dwa problemy już wyszły, to nadal zostawał ostatni. Jonghyun, widząc blade oblicze swojej rodzicielki zaoferował się, że pójdzie zrobić jej coś do picia, przez co Kibum został z nią na chwilę sam. Już chciał wstać i jakoś po cichu ewakuować się do innego pokoju, ale zatrzymał się, kiedy kobieta podniosła na niego wzrok.
- To wszystko przez ciebie. To ty zniszczyłeś mu życie. - wysyczała z nienawiścią w głosie, a blondyn poczuł, że tak prosta czynność jak oddychanie, nagle zrobiła się niewiarygodnie trudna.
- Kocham pani syna. Tylko tyle jestem w stanie zaoferować. Nie mogę dać pani wnuków, ale dać mu szczęście. Czy nie tego pragnie każda matka dla swojego dziecka...? - zapytał ostrożnie, uważając na każde słowo.
- Nie myl pojęć szczeniaku. Prawdziwe szczęście objawia się, gdy posiada się prawdziwą rodzinę, a nie coś takiego. Mój syn zasługuje na coś więcej… - w tym momencie przerwała, bo zobaczyła pierścionek zaręczynowy na palcu chłopaka. - Co to jest?- zapytała, a Key podziękował w duchu za to, że akurat w tej chwili Jonghyun postawił szklankę z zimną wodą na stole i usłyszał pytanie swojej matki. Kibum natomiast nie mając pojęcia co odpowiedzieć, rzucił ukochanemu zrozpaczone spojrzenie, aby uratował go z tej opresji.
- Z-Zaraz... - wydukał w odpowiedzi i spojrzał w lustro. Tak naprawdę nie potrafił się ogarnąć, bo ciągle zbierało mu się na płacz. Co jak co, ale tego to się nie spodziewał. Miał mieszane uczucia i jeszcze za chwilę miał zobaczyć tą żmiję... Mimo to nie chciał dawać po sobie poznać, że aż tak go to ruszyło. Nie chciał dać jej tej satysfakcji. Nagle usłyszał dzwonek do drzwi, a jego serce przyspieszyło.
- Otworzę. - powiedział jego ukochany, który najwidoczniej nadal stał pod drzwiami, czekając na niego. Szybko naniósł ostatnie poprawki i ruszył na dół.
- Oppa! - niemal wrzasnęła, rzucając się w ramiona Jonghyuna, co strasznie wkurzyło Kibuma. Ale nie musiał interweniować, bo blondyn ku jego zadowoleniu od razu ją odepchnął.
- Przestań. Nie przyszłaś tu po to, żeby znowu zabierać mi moją przestrzeń osobistą, tylko po to, żeby powiedzieć prawdę. - powiedział ostro, na co HaNa spiorunowała go spojrzeniem.
- Mówię prawdę. Będziesz tatusiem!
- Ale wcześniej mówiłaś, że ci się wydaje, więc nie możesz być tego taka pewna, czyż nie? - odparł szorstko młodszy Kim, patrząc na nią z kamiennym wyrazem twarzy.
- Huh... Mimo wszystko, to Jonghyun oppa jest ojcem. - uśmiechnęła się uroczo, a Jjong policzył w myślach do dziesięciu, żeby opanować swój gniew. Musiał od razu wcielić swój plan w życie, żeby jak najszybciej ją zdemaskować, dlatego postanowił zagrać w jej grę.
- Oczywiście, że tak. - pokiwał głową. Kibum słysząc jego słowa spojrzał na niego zszokowany. - Przepraszam za to, jak się wcześniej zachowywałem... Byłem w szoku, ale tak naprawdę strasznie się cieszę! - zaczął udawać wzruszenie. Wiedział, że Kocurek może go za to znienawidzić w tym momencie, ale nie miał innego wyjścia.
- Słucham? Cieszysz się?! - wrzasnął wyższy, natomiast dziewczyna poszerzyła swój uśmiech z triumfem.
- Pewnie! Jakbym się miał nie cieszyć! A tak w ogóle to HaNa, jeżeli to będzie chłopiec, to chcę, żeby zrobił sobie identyczny tatuaż jak mój! - powiedział zachwycony. Te słowa zbiły divę z tropu, bo przecież on nie miał żadnego tatuażu.
- Co on bredzi... - wyszeptał sam do siebie, uważnie obserwując reakcję brunetki.
- Och! Tak! To byłoby mega urocze! - klasnęła w dłonie równie zachwycona. Blondyn po chwili zaczął się śmiać, przez co dziewczyna przybrała nierozumną minę.
- Jongie... Nie spałeś z nią... - uśmiechnął się, czując ogromną ulgę. Jak on mógł mu nie wierzyć?
- Co? Jak to? Przecież spał! Przecież się przyznał... - zaczęła mówić pospiesznie, nadal nie rozumiejąc o co im chodzi.
- Jasne, gdyby tak było, to nie dałabyś się złapać jak ostatnia idiotka. Jonghyun nie ma tatuażu. - prychnął pod nosem, niczym rasowa diva. I takiego właśnie Kibuma blondyn chciał widzieć. Jego ukochaną, rozkapryszoną divę.
- Yyy... - odwróciła się i pacnęła dłonią w czoło, przeklinając w myślach swoją nieuwagę. Po chwili jednak uniosła dumnie głowę do góry, patrząc na nich z powrotem. - I tak oppa do mnie wróci. Zobaczycie! Powiem wszystkim, że zrobił mi dziecko i teraz chce to olać, zostawić mnie bez niczego! Zrobię z siebie ofiarę, a wtedy nikt nie uwierzy w waszą wersję! - tupnęła nogą naburmuszona i wyszła, trzaskając drzwiami.
[Kibum]
Odetchnął z ulgą wiedząc, że całe to zamieszanie to zwykłe kłamstwo, jednak nie dawały mu spokoju słowa wypowiedziane przez HaNę. „Zrobię z siebie ofiarę” dobre sobie… Ofiarą to jest on, bo musi przechodzić przez to wszystko. Westchnął cicho i podszedł do swojego ukochanego, przytulając się do jego pleców.
- A co jeśli ona wszystko zniszczy...? - wyszeptał, nie mając siły na głośniejszy ton.
- Kocurku, wszystko będzie dobrze. Sam widzisz jak łatwo przy niej udowodnić jej kłamstwo. Już nigdy więcej nie zdoła popsuć tego, co jest między nami. - mówiąc to odwrócił się do niego przodem i nakazał mu spojrzeć sobie w oczy. - Odwagi Kibummie. - uśmiechnął się delikatnie, a młodszy już nic nie mówiąc, wtulił się w niego mocno.
- O rany skarbie, zapomniałem, że szef do mnie dzwonił! - natychmiast odkleił się od niego i pobiegł do sypialni po odpowiednie papiery. - Muszę im dostarczyć ten projekt wcześniej, bo ponoć mają być jakieś zmiany czy cuś… Nie wiem. Będę za jakieś trzy godziny! - już miał się ulotnić z mieszkania, ale w ostatniej chwili Jonghyun go złapał i pocałował czule.
- Wracaj szybko. - uśmiechnął się delikatnie i pogłaskał go po policzku. Mógłby tak z nim stać w nieskończoność, ale skoro Kibumowi się spieszyło, to niestety musiał go puścić.
- Tak jest. Ale zrób mi coś dobrego do jedzenia. - cmoknął go jeszcze szybko w policzek i pobiegł na najbliższy przystanek. Równie dobrze mógłby poprosić Jjonga, żeby go podwiózł, ale nie chciał go już fatygować, a zresztą biuro, w którym pracuje nie było daleko. Przez swoją długą nieobecność w pracy miał sporo zaległości i często nie nadążał za licznymi zmianami, które przez ten czas nastąpiły, jednak wszyscy jego współpracownicy regularnie mu wszystko wyjaśniali. Z początku jego szef był nieco sceptycznie nastawiony do jego osoby, ponieważ stwierdził, że przez Kibuma jego firma o mały włos by wiele straciła. W końcu nagła utrata jednego z najważniejszych pracowników bez jakiegokolwiek zastępstwa, była ciosem dla korporacji. Jednak od razu po powrocie Kibum szybko zrehabilitował się ciężką pracą i nowymi pomysłami. Chcąc jak najszybciej załatwić sprawę, o którą go poproszono, oddał wszystkie projekty, które miał dokończyć i poprawić do końca tygodnia, po czym udał się do swojego pracodawcy przedyskutować parę spraw. Kiedy już wszystko załatwił uznał, że nic tu po nim, dlatego zabrał swoje rzeczy i ruszył z powrotem do domu. Miał nadzieję, że Jjong ugotował mu coś dobrego, bo po prostu umierał z głodu. Z tak pozytywnym nastawieniem w krótkim czasie dotarł do wyczekiwanego celu i od razu wpadł do domu jak z procy. - I co też dobrego mój ukochany mi zro… - zatrzymał się, a jego dobry humor natychmiast wyparował, kiedy wszedł do salonu i zobaczył w nim jego narzeczonego z trzema kobietami. Od razu rozpoznał matkę Jjonga i HaNę, ale tej trzeciej jeszcze nigdy wcześniej nie widział. Ukłonił się nisko, ale nie zamierzał uśmiechać się na siłę. - Dzień dobry.
- Mógłbyś zostawić nas samych, młody człowieku?- odezwała się matka Jonghyuna dosyć oschłym tonem.
- Nie ma mowy, ma prawo żeby być przy tej rozmowie.- od razu zaprotestował blondyn, który wstał i przyprowadził chłopaka do stołu. - Kibum, to jest mama HaNy, wydaję mi się, że się nie znacie… - mruknął i usiadł obok ukochanego. Key natomiast ponownie się ukłonił i cicho przedstawił. Domyślał się w jakiej sprawie te wszystkie baby się tu zebrały, ale mimo to, nie wiedział jak się zachowywać. - Tak więc rozumiem, że wszystko już ustalone… - zaczął Jjong, ale nie dane mu było skończyć.
- Nic nie jest ustalone! Oppa ja sobie sama nie poradzę z wychowaniem dziecka! - wypiszczała HaNa, która aktualnie chlipała swojej matce w rękaw. Ta natomiast cały czas mroziła chłopaka wzrokiem.
- Skoro upierasz się, że nie jesteś ojcem dziecka, to kto nim jest? - zapytała spokojnym tonem, a Jonghyun już ledwo nad sobą panował.
- A skąd ja mam wiedzieć? Nie mówiła mi z kim się puszcza! - uniósł ręce w obronnym geście, a jego matka natychmiast trzepnęła go w głowę. - Yah!
- Jak możesz się tak odzywać?! Nie na takiego człowieka cię wychowałam! Przestań wreszcie opowiadać bzdury i wróć do HaNy! Choć raz w swoim życiu zachowaj się odpowiedzialnie!
- Umma, kiedy wreszcie do ciebie dotrze, że jedyną osobą, z którą sypiam jest Kibum?! - po tych słowach nagle wszyscy zamilkli, a Key poczuł ogromne pragnienie bycia niewidzialnym. - HaNa nie może być ze mną w ciąży, ponieważ ją nawet palcem nie tknąłem! A skoro się upieracie, to proszę bardzo. Zróbcie test na ojcostwo i jeśli mi to medycznie udowodnicie, to będę płacił alimenty. Ale uprzedzam, że to tylko strata czasu. - za jednym zamachem wyrzucił z siebie wszystko, po czym zwrócił się jeszcze do najmłodszej dziewczyny. - Nie kocham cię i nigdy nie kochałem. Cały ten popaprany związek był zaaranżowany przez moją matkę. Nie zamierzam do ciebie wrócić i żaden argument mnie nie przekona, przykro mi, ale chyba nie mamy już o czym rozmawiać. - po jego słowach przez dłuższy czas trwała głucha cisza, a osobą, która wreszcie ją przerwała, była matka HaNy.
- K-Kochana… Twój syn jest gejem? Jest gejem, a ty go chciałaś związać z moją ukochaną HaNą? - wyszeptała z trudem, patrząc zszokowana na przyjaciółkę, która tylko z nienawiścią w oczach zerkała na swojego syna.
- Oczywiście, że nie jest! To tylko jego głupie wymysły! Wiesz jak to jest, młodzież się buntuje. - starała się za wszelką cenę naprawić wszystko, choć z przykrością zdawała sobie sprawę, że jest już na przegranej pozycji. Jonghyun natomiast, chcąc już zakończyć całe to nieporozumienie zwrócił się do matki HaNy.
- Proszę pani, jestem w paroletnim związku z mężczyzną i nigdy nie interesowała mnie pani córka…
- HaNa, błagam powiedz mi, że z nim nie spałaś! - nagle kobieta zaczęła panikować, wymachując rękami na wszystkie strony. - Proszę powiedz mi to! Przecież on mógł cię zarazić jakimś HIV-em albo innym świństwem! Natychmiast jedziemy do szpitala cię przebadać, zbieraj się! - szybko zarzuciła sobie torebkę na ramię i zaczęła pchać HaNę w kierunku wyjścia. - A ciebie moja droga nie podejrzewałam o takie paskudztwo. Chciałaś związać moją córeczkę z pedałem? Aż taka z ciebie desperatka? - zmroziła spojrzeniem swoją koleżankę i czym prędzej opuściła mieszkanie, ciągnąc za sobą córkę. Key za nic nie mógł ogarnąć sytuacji, która właśnie miała miejsce. Przez cały czas się nie odzywał, bo nie chciał robić żadnego dymu, choć przy tej wzmiance o HIV-ie, ledwo opanował złość. Przecież to, że są gejami nie znaczy, że co noc sypiają z innymi! Puścił jednak ten temat w niepamięć, bo mimo, że dwa problemy już wyszły, to nadal zostawał ostatni. Jonghyun, widząc blade oblicze swojej rodzicielki zaoferował się, że pójdzie zrobić jej coś do picia, przez co Kibum został z nią na chwilę sam. Już chciał wstać i jakoś po cichu ewakuować się do innego pokoju, ale zatrzymał się, kiedy kobieta podniosła na niego wzrok.
- To wszystko przez ciebie. To ty zniszczyłeś mu życie. - wysyczała z nienawiścią w głosie, a blondyn poczuł, że tak prosta czynność jak oddychanie, nagle zrobiła się niewiarygodnie trudna.
- Kocham pani syna. Tylko tyle jestem w stanie zaoferować. Nie mogę dać pani wnuków, ale dać mu szczęście. Czy nie tego pragnie każda matka dla swojego dziecka...? - zapytał ostrożnie, uważając na każde słowo.
- Nie myl pojęć szczeniaku. Prawdziwe szczęście objawia się, gdy posiada się prawdziwą rodzinę, a nie coś takiego. Mój syn zasługuje na coś więcej… - w tym momencie przerwała, bo zobaczyła pierścionek zaręczynowy na palcu chłopaka. - Co to jest?- zapytała, a Key podziękował w duchu za to, że akurat w tej chwili Jonghyun postawił szklankę z zimną wodą na stole i usłyszał pytanie swojej matki. Kibum natomiast nie mając pojęcia co odpowiedzieć, rzucił ukochanemu zrozpaczone spojrzenie, aby uratował go z tej opresji.
[Jonghyun]
Na początku nie wiedział co powiedzieć, jednak po chwili przybrał kamienny wyraz twarzy i usiadł obok swojego ukochanego, łapiąc go za rękę.
- Pierścionek zaręczynowy. Oświadczyłem się Kibumowi. - odparł, nie mając pojęcia jakiej reakcji się spodziewać, jednak wiedział, że nie będzie ona pozytywna. Jego matka zamarła w bezruchu, patrząc co chwila to na syna, to na Kibuma, a potem znowu na pierścionek.
- ...Słucham?! OŚWIADCZYŁEŚ SIĘ MU?! - wrzasnęła. Nagle nie wiadomo dlaczego roześmiała się głośno. - Hahaha, idioci! Przecież pedalskie śluby nie są legalne w naszym kraju, więc nie wiem po co ta cała szopka! Chcesz żebym dostała zawału, Kim Jonghyunie?! - walnęła go po głowie, na co on syknął cicho. - Kiedy ty w końcu zmądrzejesz?!
- Umma, wyjdź. - powiedział, zaciskając pięść. Wyglądał na naprawdę wściekłego i taki właśnie był. Oczywiście jego rodzicielce nie umknął ten fakt i przez chwilę aż przestraszyła się jego spojrzenia. - POWIEDZIAŁEM WYJDŹ! Tego już za wiele! Matkę tej paniusi jeszcze zniosłem, ale ty? Własna matka? Wiem, że takie „pedalskie śluby” nie są tutaj możliwe, ale moje zasoby finansowe pozwalają mi zabrać mojego ukochanego w miejsce, gdzie będziemy mogli się pobrać. Myślałem, że to ty w końcu zmądrzejesz i dasz mi żyć w szczęściu, jak każda matka, która tylko tego chce dla swojego dziecka. Ale skoro masz takie podejście, to po prostu wyjdź i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy, zrozumiałaś? - wywarczał i chyba jedyne, co go powstrzymywało by jej nie uderzyć to jego narzeczony, który patrzył na to wszystko. Było mu cholernie przykro, że rodzice Kibuma tak dobrze to wszystko przyjęli, a jego matka prawie rozbiła ich związek na zawsze. Strasznie się za nią wstydził i za to wszystko, co się działo. Nie chciał takiego życia dla swojego Skarba, jednak widocznie tak musiało być. To wszystko musiało się wydarzyć, żeby mógł w końcu wyrwać się z nadopiekuńczych rąk mamusi i dać jej poznać prawdę. Mimo iż to miało tragiczne skutki, to cieszył się, że w końcu chociaż to osiągnął. Po jego słowach kobieta podniosła się energicznie, przez co walnęła w stół i woda, która była w szklance rozlała się, po czym pospiesznie wyszła, nie oglądając się za siebie.
- To... Oficjalnie koniec tego wszystkiego...? - zapytał cicho Key, nie mając odwagi odezwać się wcześniej. Jonghyun popatrzył na niego i w jednym momencie uleciały z niego wszystkie negatywne emocje.
- Koniec Bummie, teraz już tak. - pokiwał głową i przytulił go do siebie mocno. Uśmiechnął się w duchu, że mają to już za sobą. Więcej nikt nie zakłóci ich spokoju.
*
* *
-
Spakowałeś wszystko? Jongie, błagam cię! Spóźnimy się w końcu
na ten samolot! - wrzeszczał z drugiego końca mieszkania, upychając
ostatnie rzeczy do walizki.
- No chwila, jeszcze szukam mojego ulubionego t-shirtu! - odkrzyknął mega przejęty całym tym wyjazdem. Chciał, żeby wszystko było dobrze zorganizowane i dopięte na ostatni guzik, a tu za godzinę samolot i oni jeszcze w proszku.
- To się pospiesz! - diva nagle znalazł się za nim i walnął go po głowie.
- Aish... No staram się! - jęknął cicho i w końcu po wielkich poszukiwaniach znalazł swoją zgubę. Kiedy już byli gotowi pobiegli szybko do samochodu. Nie mogli oczywiście zapomnieć o swoim wiernym zwierzęciu, które podwieźli do ich znajomego weterynarza. Już wcześniej zaoferował się, że może pilnować ich Killera, kiedy gdzieś wyjeżdżają, ale nigdy jeszcze nie skorzystali z tej propozycji. Pół godziny później byli już na lotnisku, pędząc z walizkami na odprawę. Po jakimś czasie siedzieli już w samolocie, zmęczeni, ale szczęśliwi.
- Jak dobrze, że zdążyliśmy... - młodszy Kim westchnął, opierając głowę na ramieniu jego narzeczonego.
- No my byśmy nie zdążyli? - zaśmiał się cicho i cmoknął go w czoło.
- Hihi. Nie mogę uwierzyć, że naprawdę lecimy specjalnie do Kanady, żeby wziąć ślub... - przygryzł dolną wargę, patrząc na niego.
- To uwierz. - pocałował go delikatnie, nie zważając na innych, którzy gapili się na nich w tej chwili. Kibum uśmiechnął się szeroko. Blondyn był szczęśliwy, że teraz będą małżeństwem i już żadna siła ich nie rozdzieli. Podróż minęła im spokojnie i bez większych problemów. Kiedy byli już na miejscu zabrali swoje walizki i stanęli przy ulicy, wyszukując wzrokiem czy nie nadjeżdża jakaś taksówka. Nie musieli czekać długo, bo po chwili już podjechał jakiś samochód i wsiedli do niego, podając adres swojego hotelu. Nie było problemu z odszukaniem go, ponieważ był to znany, ekskluzywny hotel. Bo w końcu Jonghyun musiał zapewnić swojemu Kocurkowi wszystko, co najlepsze.
- Dzień dobry, poproszę o kluczyk do pokoju. - odparł bling. Recepcjonistka już uśmiechnęła się flirciarsko, jednak widząc, że Jjong trzyma za rękę chłopaka obok, zmieszała się i zakłopotana podała mu jego kluczyk.
- Proszę, to państwa klucz do apartamentu królewskiego. - odparła, poprawiając włosy.
- Apartament królewski...? - Key wytrzeszczył oczy i spojrzał na blondyna, który uśmiechnął się tylko.
- Dziękuję. - ukłonił się lekko, chociaż w tym kraju raczej nie ma takich zwyczajów i ruszył w stronę ich pokoju.
- Omo, kochanie! Przecież to musi kosztować fortunę, najdroższy hotel i teraz apartament? - zaczął gadać strasznie tym wszystkim przejęty, ale kiedy weszli do środka ich lokum zamilkł. - …
- Co jest? Nie podoba ci się? - zmartwił się, obserwując swojego narzeczonego.
- To... Jest zajebiste! - pisnął i szybko wszedł dalej, od razu rzucając się na ogromne, mięciutkie łóżko z całą masą poduszek.
- Hahaha, czyli zadowolony? - zamknął drzwi i poszedł do niego, po czym położył się obok i przytulił ukochanego.
- Bardzo. Jesteś najlepszy Jongie! - rzucił się tym razem na niego i obecnie leżał na nim, wtulając się mocno w jego klatkę piersiową.
- Dla ciebie wszystko. - pogłaskał go po głowie.
- Kocham cię... Najbardziej na świecie. - młodszy Kim wyszeptał, patrząc mu w oczy.
- Ja ciebie też. - odparł blondyn i pocałował czule jego wargi. - Jesteś śpiący? Późno już.
- Jestem... Ale nie chcę iść jeszcze spać... - wymruczał, po czym ponownie musnął jego wargi.
- Heh, to może jesteś głodny? - uśmiechnął się pod nosem.
- Ooo, to bardziej kuszące niż spanie. - pokiwał głową.
- No to czekaj, zamówię coś dla nas. - ostrożnie zsunął go z siebie i poszedł złożyć zamówienie. Kibum natomiast przez cały czas przyglądał się drugiemu chłopakowi i uśmiechał się jak głupi. Wydawało mu się, jakby po prostu śnił. Teraz już był pewien, że ich miłości nic nie zagraża i będą żyć długo i szczęśliwie, na zawsze razem. Po jakimś czasie pokojówka przywiozła im kolację, dodatkowo na wózku leżał bukiet róż, który Jjong wziął i z czarującym uśmiechem podał swojemu najdroższemu.
- Awww, to dla mnie? - Bum rozczulił się, biorąc od niego bukiet.
- No chyba nie dla pokojówki. - zaśmiał się i dał napiwek dziewczynie, która kompletnie nie wiedziała o czym mówią, gdyż mówili w innym języku i uśmiechała się tylko, a kiedy odebrała pieniądze opuściła pomieszczenie. Resztę wieczoru spędzili bardzo miło jedząc kolację, po czym położyli się spać bardzo zmęczeni.
[Kibum]
- No chwila, jeszcze szukam mojego ulubionego t-shirtu! - odkrzyknął mega przejęty całym tym wyjazdem. Chciał, żeby wszystko było dobrze zorganizowane i dopięte na ostatni guzik, a tu za godzinę samolot i oni jeszcze w proszku.
- To się pospiesz! - diva nagle znalazł się za nim i walnął go po głowie.
- Aish... No staram się! - jęknął cicho i w końcu po wielkich poszukiwaniach znalazł swoją zgubę. Kiedy już byli gotowi pobiegli szybko do samochodu. Nie mogli oczywiście zapomnieć o swoim wiernym zwierzęciu, które podwieźli do ich znajomego weterynarza. Już wcześniej zaoferował się, że może pilnować ich Killera, kiedy gdzieś wyjeżdżają, ale nigdy jeszcze nie skorzystali z tej propozycji. Pół godziny później byli już na lotnisku, pędząc z walizkami na odprawę. Po jakimś czasie siedzieli już w samolocie, zmęczeni, ale szczęśliwi.
- Jak dobrze, że zdążyliśmy... - młodszy Kim westchnął, opierając głowę na ramieniu jego narzeczonego.
- No my byśmy nie zdążyli? - zaśmiał się cicho i cmoknął go w czoło.
- Hihi. Nie mogę uwierzyć, że naprawdę lecimy specjalnie do Kanady, żeby wziąć ślub... - przygryzł dolną wargę, patrząc na niego.
- To uwierz. - pocałował go delikatnie, nie zważając na innych, którzy gapili się na nich w tej chwili. Kibum uśmiechnął się szeroko. Blondyn był szczęśliwy, że teraz będą małżeństwem i już żadna siła ich nie rozdzieli. Podróż minęła im spokojnie i bez większych problemów. Kiedy byli już na miejscu zabrali swoje walizki i stanęli przy ulicy, wyszukując wzrokiem czy nie nadjeżdża jakaś taksówka. Nie musieli czekać długo, bo po chwili już podjechał jakiś samochód i wsiedli do niego, podając adres swojego hotelu. Nie było problemu z odszukaniem go, ponieważ był to znany, ekskluzywny hotel. Bo w końcu Jonghyun musiał zapewnić swojemu Kocurkowi wszystko, co najlepsze.
- Dzień dobry, poproszę o kluczyk do pokoju. - odparł bling. Recepcjonistka już uśmiechnęła się flirciarsko, jednak widząc, że Jjong trzyma za rękę chłopaka obok, zmieszała się i zakłopotana podała mu jego kluczyk.
- Proszę, to państwa klucz do apartamentu królewskiego. - odparła, poprawiając włosy.
- Apartament królewski...? - Key wytrzeszczył oczy i spojrzał na blondyna, który uśmiechnął się tylko.
- Dziękuję. - ukłonił się lekko, chociaż w tym kraju raczej nie ma takich zwyczajów i ruszył w stronę ich pokoju.
- Omo, kochanie! Przecież to musi kosztować fortunę, najdroższy hotel i teraz apartament? - zaczął gadać strasznie tym wszystkim przejęty, ale kiedy weszli do środka ich lokum zamilkł. - …
- Co jest? Nie podoba ci się? - zmartwił się, obserwując swojego narzeczonego.
- To... Jest zajebiste! - pisnął i szybko wszedł dalej, od razu rzucając się na ogromne, mięciutkie łóżko z całą masą poduszek.
- Hahaha, czyli zadowolony? - zamknął drzwi i poszedł do niego, po czym położył się obok i przytulił ukochanego.
- Bardzo. Jesteś najlepszy Jongie! - rzucił się tym razem na niego i obecnie leżał na nim, wtulając się mocno w jego klatkę piersiową.
- Dla ciebie wszystko. - pogłaskał go po głowie.
- Kocham cię... Najbardziej na świecie. - młodszy Kim wyszeptał, patrząc mu w oczy.
- Ja ciebie też. - odparł blondyn i pocałował czule jego wargi. - Jesteś śpiący? Późno już.
- Jestem... Ale nie chcę iść jeszcze spać... - wymruczał, po czym ponownie musnął jego wargi.
- Heh, to może jesteś głodny? - uśmiechnął się pod nosem.
- Ooo, to bardziej kuszące niż spanie. - pokiwał głową.
- No to czekaj, zamówię coś dla nas. - ostrożnie zsunął go z siebie i poszedł złożyć zamówienie. Kibum natomiast przez cały czas przyglądał się drugiemu chłopakowi i uśmiechał się jak głupi. Wydawało mu się, jakby po prostu śnił. Teraz już był pewien, że ich miłości nic nie zagraża i będą żyć długo i szczęśliwie, na zawsze razem. Po jakimś czasie pokojówka przywiozła im kolację, dodatkowo na wózku leżał bukiet róż, który Jjong wziął i z czarującym uśmiechem podał swojemu najdroższemu.
- Awww, to dla mnie? - Bum rozczulił się, biorąc od niego bukiet.
- No chyba nie dla pokojówki. - zaśmiał się i dał napiwek dziewczynie, która kompletnie nie wiedziała o czym mówią, gdyż mówili w innym języku i uśmiechała się tylko, a kiedy odebrała pieniądze opuściła pomieszczenie. Resztę wieczoru spędzili bardzo miło jedząc kolację, po czym położyli się spać bardzo zmęczeni.
[Kibum]
Kiedy
obudził się z samego rana ze zdumieniem doszedł do wniosku, że
jego narzeczony gdzieś wyparował. Nie mając siły otworzyć oczu,
wymacał ręką całe łóżko, ale mimo jego prób nie napotkał na
chłopaka. W końcu jęknął coś niewyraźnie pod nosem i podniósł
się, przecierając oczy. Rozejrzał się po pokoju, ale tu także
nigdzie nie dostrzegł Jjonga. Zdziwił się nieco, bo o ile zegarek
nie kłamał, była dopiero szósta rano, a jego chłopak nigdy nie
należał do rannych ptaszków. Nie mógł jednak długo się nad tym
zastanawiać, bo nagle ktoś wpadł do pokoju z głośnym okrzykiem i
rzucił się na niego z rozpędu.
- To już dziś, już dziś! Wstawaj śpiochu! - zachichotał radośnie brunet, szarpiąc biednego Kibuma za ręce, który omal zawału nie dostał.
- Yah Taemin, co ty tu robisz? - zdziwił się, widząc roześmianą buzię chłopaka.- Gdzie jest Jjong?
- Myślałeś, że pozwolę na to, by ominął mnie wasz ślub? Zgłupiałeś do reszty? - prychnął oburzony i zszedł z łóżka, zwlekając za sobą przyjaciela. - A co do Jjonga to moja w tym głowa, żebyście się nie spotkali. Tradycję trzeba szanować mój drogi! - tupnął nogą stanowczo, a Key tylko przewrócił oczami. Miał nadzieję, że cała ta uroczystość nie wybuchnie pod organizacją chłopaków. Postanowił tego dnia nie protestować i zgadzał się na wszystko, co mu kazano. Brunet od paru godzin ciągał go po przeróżnych kosmetyczkach i fryzjerkach, upierając się, że dziś musi wyglądać perfekcyjnie. Co prawda nie marudził, ale był pewien, że sam też poradziłby sobie z ogarnięciem swojej osoby. Musiał jednak przyznać, że garnitur jaki mu dano naprawdę świetnie na nim leżał. Stanął przed lustrem, oglądając się z każdej strony, jednak doszedł do wniosku, że jednak musi ułożyć te włosy po swojemu. Kiedy już wszystko wyglądało perfekcyjnie, ponownie zerknął w swoje odbicie i zaskoczony drgnął, widząc w nim swoją rodzicielkę.
- Umma? - zdziwiony odwrócił się do kobiety, a ona rzuciła mu się w ramiona zapłakana.
- Och Kibummie, wyglądasz przepięknie! - zaczęła go oglądać z każdej strony, nie mogąc wyjść z podziwu.
- To już dziś, już dziś! Wstawaj śpiochu! - zachichotał radośnie brunet, szarpiąc biednego Kibuma za ręce, który omal zawału nie dostał.
- Yah Taemin, co ty tu robisz? - zdziwił się, widząc roześmianą buzię chłopaka.- Gdzie jest Jjong?
- Myślałeś, że pozwolę na to, by ominął mnie wasz ślub? Zgłupiałeś do reszty? - prychnął oburzony i zszedł z łóżka, zwlekając za sobą przyjaciela. - A co do Jjonga to moja w tym głowa, żebyście się nie spotkali. Tradycję trzeba szanować mój drogi! - tupnął nogą stanowczo, a Key tylko przewrócił oczami. Miał nadzieję, że cała ta uroczystość nie wybuchnie pod organizacją chłopaków. Postanowił tego dnia nie protestować i zgadzał się na wszystko, co mu kazano. Brunet od paru godzin ciągał go po przeróżnych kosmetyczkach i fryzjerkach, upierając się, że dziś musi wyglądać perfekcyjnie. Co prawda nie marudził, ale był pewien, że sam też poradziłby sobie z ogarnięciem swojej osoby. Musiał jednak przyznać, że garnitur jaki mu dano naprawdę świetnie na nim leżał. Stanął przed lustrem, oglądając się z każdej strony, jednak doszedł do wniosku, że jednak musi ułożyć te włosy po swojemu. Kiedy już wszystko wyglądało perfekcyjnie, ponownie zerknął w swoje odbicie i zaskoczony drgnął, widząc w nim swoją rodzicielkę.
- Umma? - zdziwiony odwrócił się do kobiety, a ona rzuciła mu się w ramiona zapłakana.
- Och Kibummie, wyglądasz przepięknie! - zaczęła go oglądać z każdej strony, nie mogąc wyjść z podziwu.
-
Przyjechałaś? Tata też jest? - uśmiechnął się szeroko, nie
mogąc uwierzyć, że jego mama naprawdę tu jest. Bardzo chciał,
aby towarzyszyła mu tego dnia, jednak nie chciał narażać swoich
rodziców na takie kosztowności.
- Oczywiście, że tak. Mieliśmy przywitać cię razem, ale ten stary gbur ubzdurał sobie, że musi jeszcze porozmawiać z Jonghyunem. - przewróciła oczami, a Key zachichotał głośno, zakrywając sobie dłońmi usta.
- To ja już widzę jak będzie wyglądała ta rozmowa. - zaśmiał się i przybrał poważną minę, cytując słowa swojego taty, kiedy po raz pierwszy przedstawił im Jjonga. - „Jeżeli kiedykolwiek go skrzywdzisz, obetnę ci jaja tępymi nożyczkami!” - powiedział i roześmiał się, przypominając sobie, jaką Jonghyun miał wtedy minę.
- Nie śmiej się z ojca, wiesz że się martwi. - jego rodzicielka mimo wszystko nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu i pogłaskała swojego synka po policzku.
- Kibum, zbieramy się! Raz raz! - zarządził Taemin, który właśnie wpadł do pokoju i od razu ukłonił się przed kobietą. Trzeba przyznać, że cała ta organizacja nie szła brunetowi aż tak źle. W przeciągu pięciu minut zarządził wyjazd spod hotelu i po następnych dziesięciu, byli już na miejscu. Kibum nie miał okazji zobaczyć jak wszystko zostało urządzone, bo od razu pociągnęli go do jakiegoś budynku. Prawdę mówiąc nie miał pojęcia, co się dookoła niego dzieje, na szczęście Taemin wraz z jego mamą po kolei mu wszystko wyjaśniali. Kiedy został poinformowany, że jeszcze tylko osiem minut do rozpoczęcia ceremonii, poczuł jak coś przewraca mu się w żołądku. Był strasznie podekscytowany, ale zarazem pomału zaczynał się stresować. A co jeśli zrobi coś nie tak? Co jeśli pomyli słowa przysięgi małżeńskiej? Te różne niby błahe pytania chyba by go zamęczyły, gdyby nie fakt, że do małego pokoiku, w którym się właśnie znajdował, wszedł jego ojciec. Właśnie teraz Key zdał sobie sprawę, że jeszcze nigdy wcześniej nie widział swojego taty w tak eleganckim stroju. Uśmiechnął się delikatnie i nie musząc nic mówić, przytulił się do niego mocno.
- Mój mały chłopiec. - uśmiechnął się mężczyzna, głaszcząc synka po włosach, a Key poczuł, jak łzy zbierają mu się w oczach. Miał najwspanialszych rodziców na świecie i nigdy nie wymieniłby ich na żadnych innych.
- Tak się cieszę, że tu jesteście… - wyszeptał, z trudem powstrzymując łzy, ale nie mógł płakać, bo przecież jak będzie wyglądał.
- Skoro nie mam córki, to chociaż syna do ołtarza poprowadzę. - zaśmiał się i nadstawił mu swoje ramię. - Gotowy?
- Chyba tak… - zaczerpnął głęboki oddech i złapał ojca za ramię, powolnym krokiem ruszając za nim. Skoro wcześniej uważał, że się bardzo stresował, to teraz chyba zaczynał popadać w istne przerażenie. Serce łomotało mu jak szalone, a on sam w pewnym momencie zaczął się zastanawiać, czy by nie zawrócić i poprosić jeszcze o dziesięć minut. Jednak kiedy długi korytarz się skończył, a oni wyszli na dwór, Kibum całkowicie zapomniał o swoich wcześniejszych obawach. Po obu stronach stały udekorowane kwiatami i satynową powłoką krzesełka, a na nich siedzieli zaproszeni goście, którzy widząc go wstali, uśmiechając się serdecznie. Kompletnie nie spodziewał się, że przyjdzie tyle ludzi, przecież już sami jego rodzice byli dla niego zaskoczeniem. Uśmiechnął się do swoich przyjaciół i rodziny czując, że po raz kolejny ogarnia go wzruszenie. Na trawie pomiędzy dwoma stoiskami z gośćmi usypana była ścieżka ze śnieżnobiałych płatków róż. Kibum niepewnie podążył po niej wzrokiem, a na jej krańcu ujrzał swojego ukochanego. Stał przed pięknie udekorowanym łukiem, który aż tonął w kwiatach i wstążkach. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Key poczuł jakby nagle zaczął mieć problemy z oddychaniem. Jego narzeczony wyglądał tak nieziemsko, że aż sam w tej chwili spuścił wzrok zawstydzony. Nie mógł uwierzyć, że taki ideał postanowił dzielić resztę życia właśnie z nim. W końcu ta niezmiernie dłużąca się droga zakończyła się, a on stanął naprzeciwko swojego ukochanego. Cała ta sytuacja pomału doprowadzała go do palpitacji serca, jednak kiedy Jonghyun uśmiechnął się do niego delikatnie, poczuł jak pomału zaczyna się uspokajać. Dobrze znali słowa swojej przysięgi, które już tyle razy wypowiadane były przez inne pary, dlatego żaden z nich nie miał z nimi najmniejszych problemów. Nagle nie wiadomo skąd pojawił się obok nich Taemin, który tylko podał im obrączki i od razu się ulotnił z szerokim uśmiechem. Po odpowiednio wypowiedzianych słowach, Jonghyun delikatnie ujął dłoń swojego wybranka i zgrabnie wsunął obrączkę na jego palec. Kibum uczynił to samo, jednak on miał nieco większe problemy, bo jak na złość zaczęły mu się trząść ręce. Udało mu się jednak zrobić to tak jak należy i uśmiechnął się zadowolony. Kiedy jednak blondyn złapał go za ręce i splótł ich palce ze sobą, poczuł że łzy zaczynają mu spływać po policzkach. Już nie mógł tego powstrzymać i tylko mrugał co chwila, by móc zobaczyć twarz swojego ukochanego. Pastor dokończył swoją formułkę i z uśmiechem na ustach zatwierdził ich małżeństwo. Nie minęła sekunda, jak Jonghyun pokonał dzielącą ich odległość i ujmując jego twarz w dłonie, pocałował go czule. Key poczuł, że rozkleja się na dobre, ale zignorował ten fakt i zarzucił mu ręce za szyję. Nie obchodził go klaszczący tłum, ani żadne nawoływania, był skupiony tylko i wyłącznie na swoim mężu. Ten pocałunek był najpiękniejszym jaki doświadczyli. Był przepełniony miłością, wzruszeniem i przede wszystkim ogromnym szczęściem. W końcu przerwali go, słysząc już pojedyncze rozbawione chrząknięcia i popatrzyli na siebie kompletnie oczarowani. Niestety nie mogli się sobą nacieszyć w spokoju, bo goście zaczęli do nich podchodzić, składając gratulacje. Do Kibuma pierwsze co dopadli jego rodzice, a jego ojciec uściskał dłoń Jonghyuna z poważnym, aczkolwiek serdecznym wyrazem twarzy. Następnie spędzili czas na dziękowaniu całej reszcie. Z Kibuma nareszcie opadły wszystkie emocje, a ich miejsce zajęło niewiarygodne szczęście. Do każdego uśmiechał się szeroko, choć w pewnym momencie poczuł, że już zaczynają go boleć policzki. Jego ukochany również wszystkich ściskał i dziękował, nie mogąc się od nich uwolnić, choć było widać, że najchętniej złapałby Kibuma w objęcia i już z nich nie wypuszczał. Młodszy uśmiechnął się rozbawiony, widząc jak blondyn stara się do niego podejść, jednak cały czas ktoś go zatrzymuje. On już na szczęście wszystkich wyściskał i teraz przesunął wzrokiem po pomału rozpraszającym się tłumie. Nagle przybrał zamyślony wyraz twarzy dostrzegając kogoś, kto widocznie spięty próbował opuścić uroczystość. Ignorując Jonghyuna, któremu właśnie udało się do niego podejść, ruszył w kierunku tej osoby zaintrygowany. Kiedy zbliżył się do kobiety, ona przystanęła rezygnując z ucieczki, bo i tak została przyłapana. Key rozpoznając kto to, wytrzeszczył oczy zszokowany, ale nie zapominając o manierach, ukłonił się nisko.
- C-Co pani tu robi...? - zapytał z trudem, nie mogąc wyjść z osłupienia.
- Co by ze mnie była za matka, gdybym nie pojawiła się na ślubie własnego syna… - odpowiedziała cicho, jednak uśmiechnęła się delikatnie, patrząc jak Jonghyun radośnie obejmuje swoją nową teściową. - Wygląda na szczęśliwego.
- Bo jest szczęśliwy. Sam to wszystko zorganizował. - Kibum nie wiedział jak się zachować przy matce Jjonga, jednak nie zamierzał odstawiać żadnych scen w tak wyjątkowym dniu. - Ale będzie jeszcze szczęśliwszy jeśli zobaczy, że pani przyszła. - uśmiechnął się delikatnie, natomiast kobieta cofnęła się o krok.
- Nie… To nie jest najlepszy pomysł… - zaczęła, jednak nie zdążyła się w porę ewakuować, bo obok Kibuma znalazł się jej syn, który był tak zafascynowany chłopakiem, że nawet jej nie zauważył. Dopiero skinienie głowy młodszego nakazało mu spojrzeć w bok i podobnie jak wcześniej Key, wytrzeszczył oczy zszokowany.
- Umma…?
- Oczywiście, że tak. Mieliśmy przywitać cię razem, ale ten stary gbur ubzdurał sobie, że musi jeszcze porozmawiać z Jonghyunem. - przewróciła oczami, a Key zachichotał głośno, zakrywając sobie dłońmi usta.
- To ja już widzę jak będzie wyglądała ta rozmowa. - zaśmiał się i przybrał poważną minę, cytując słowa swojego taty, kiedy po raz pierwszy przedstawił im Jjonga. - „Jeżeli kiedykolwiek go skrzywdzisz, obetnę ci jaja tępymi nożyczkami!” - powiedział i roześmiał się, przypominając sobie, jaką Jonghyun miał wtedy minę.
- Nie śmiej się z ojca, wiesz że się martwi. - jego rodzicielka mimo wszystko nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu i pogłaskała swojego synka po policzku.
- Kibum, zbieramy się! Raz raz! - zarządził Taemin, który właśnie wpadł do pokoju i od razu ukłonił się przed kobietą. Trzeba przyznać, że cała ta organizacja nie szła brunetowi aż tak źle. W przeciągu pięciu minut zarządził wyjazd spod hotelu i po następnych dziesięciu, byli już na miejscu. Kibum nie miał okazji zobaczyć jak wszystko zostało urządzone, bo od razu pociągnęli go do jakiegoś budynku. Prawdę mówiąc nie miał pojęcia, co się dookoła niego dzieje, na szczęście Taemin wraz z jego mamą po kolei mu wszystko wyjaśniali. Kiedy został poinformowany, że jeszcze tylko osiem minut do rozpoczęcia ceremonii, poczuł jak coś przewraca mu się w żołądku. Był strasznie podekscytowany, ale zarazem pomału zaczynał się stresować. A co jeśli zrobi coś nie tak? Co jeśli pomyli słowa przysięgi małżeńskiej? Te różne niby błahe pytania chyba by go zamęczyły, gdyby nie fakt, że do małego pokoiku, w którym się właśnie znajdował, wszedł jego ojciec. Właśnie teraz Key zdał sobie sprawę, że jeszcze nigdy wcześniej nie widział swojego taty w tak eleganckim stroju. Uśmiechnął się delikatnie i nie musząc nic mówić, przytulił się do niego mocno.
- Mój mały chłopiec. - uśmiechnął się mężczyzna, głaszcząc synka po włosach, a Key poczuł, jak łzy zbierają mu się w oczach. Miał najwspanialszych rodziców na świecie i nigdy nie wymieniłby ich na żadnych innych.
- Tak się cieszę, że tu jesteście… - wyszeptał, z trudem powstrzymując łzy, ale nie mógł płakać, bo przecież jak będzie wyglądał.
- Skoro nie mam córki, to chociaż syna do ołtarza poprowadzę. - zaśmiał się i nadstawił mu swoje ramię. - Gotowy?
- Chyba tak… - zaczerpnął głęboki oddech i złapał ojca za ramię, powolnym krokiem ruszając za nim. Skoro wcześniej uważał, że się bardzo stresował, to teraz chyba zaczynał popadać w istne przerażenie. Serce łomotało mu jak szalone, a on sam w pewnym momencie zaczął się zastanawiać, czy by nie zawrócić i poprosić jeszcze o dziesięć minut. Jednak kiedy długi korytarz się skończył, a oni wyszli na dwór, Kibum całkowicie zapomniał o swoich wcześniejszych obawach. Po obu stronach stały udekorowane kwiatami i satynową powłoką krzesełka, a na nich siedzieli zaproszeni goście, którzy widząc go wstali, uśmiechając się serdecznie. Kompletnie nie spodziewał się, że przyjdzie tyle ludzi, przecież już sami jego rodzice byli dla niego zaskoczeniem. Uśmiechnął się do swoich przyjaciół i rodziny czując, że po raz kolejny ogarnia go wzruszenie. Na trawie pomiędzy dwoma stoiskami z gośćmi usypana była ścieżka ze śnieżnobiałych płatków róż. Kibum niepewnie podążył po niej wzrokiem, a na jej krańcu ujrzał swojego ukochanego. Stał przed pięknie udekorowanym łukiem, który aż tonął w kwiatach i wstążkach. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Key poczuł jakby nagle zaczął mieć problemy z oddychaniem. Jego narzeczony wyglądał tak nieziemsko, że aż sam w tej chwili spuścił wzrok zawstydzony. Nie mógł uwierzyć, że taki ideał postanowił dzielić resztę życia właśnie z nim. W końcu ta niezmiernie dłużąca się droga zakończyła się, a on stanął naprzeciwko swojego ukochanego. Cała ta sytuacja pomału doprowadzała go do palpitacji serca, jednak kiedy Jonghyun uśmiechnął się do niego delikatnie, poczuł jak pomału zaczyna się uspokajać. Dobrze znali słowa swojej przysięgi, które już tyle razy wypowiadane były przez inne pary, dlatego żaden z nich nie miał z nimi najmniejszych problemów. Nagle nie wiadomo skąd pojawił się obok nich Taemin, który tylko podał im obrączki i od razu się ulotnił z szerokim uśmiechem. Po odpowiednio wypowiedzianych słowach, Jonghyun delikatnie ujął dłoń swojego wybranka i zgrabnie wsunął obrączkę na jego palec. Kibum uczynił to samo, jednak on miał nieco większe problemy, bo jak na złość zaczęły mu się trząść ręce. Udało mu się jednak zrobić to tak jak należy i uśmiechnął się zadowolony. Kiedy jednak blondyn złapał go za ręce i splótł ich palce ze sobą, poczuł że łzy zaczynają mu spływać po policzkach. Już nie mógł tego powstrzymać i tylko mrugał co chwila, by móc zobaczyć twarz swojego ukochanego. Pastor dokończył swoją formułkę i z uśmiechem na ustach zatwierdził ich małżeństwo. Nie minęła sekunda, jak Jonghyun pokonał dzielącą ich odległość i ujmując jego twarz w dłonie, pocałował go czule. Key poczuł, że rozkleja się na dobre, ale zignorował ten fakt i zarzucił mu ręce za szyję. Nie obchodził go klaszczący tłum, ani żadne nawoływania, był skupiony tylko i wyłącznie na swoim mężu. Ten pocałunek był najpiękniejszym jaki doświadczyli. Był przepełniony miłością, wzruszeniem i przede wszystkim ogromnym szczęściem. W końcu przerwali go, słysząc już pojedyncze rozbawione chrząknięcia i popatrzyli na siebie kompletnie oczarowani. Niestety nie mogli się sobą nacieszyć w spokoju, bo goście zaczęli do nich podchodzić, składając gratulacje. Do Kibuma pierwsze co dopadli jego rodzice, a jego ojciec uściskał dłoń Jonghyuna z poważnym, aczkolwiek serdecznym wyrazem twarzy. Następnie spędzili czas na dziękowaniu całej reszcie. Z Kibuma nareszcie opadły wszystkie emocje, a ich miejsce zajęło niewiarygodne szczęście. Do każdego uśmiechał się szeroko, choć w pewnym momencie poczuł, że już zaczynają go boleć policzki. Jego ukochany również wszystkich ściskał i dziękował, nie mogąc się od nich uwolnić, choć było widać, że najchętniej złapałby Kibuma w objęcia i już z nich nie wypuszczał. Młodszy uśmiechnął się rozbawiony, widząc jak blondyn stara się do niego podejść, jednak cały czas ktoś go zatrzymuje. On już na szczęście wszystkich wyściskał i teraz przesunął wzrokiem po pomału rozpraszającym się tłumie. Nagle przybrał zamyślony wyraz twarzy dostrzegając kogoś, kto widocznie spięty próbował opuścić uroczystość. Ignorując Jonghyuna, któremu właśnie udało się do niego podejść, ruszył w kierunku tej osoby zaintrygowany. Kiedy zbliżył się do kobiety, ona przystanęła rezygnując z ucieczki, bo i tak została przyłapana. Key rozpoznając kto to, wytrzeszczył oczy zszokowany, ale nie zapominając o manierach, ukłonił się nisko.
- C-Co pani tu robi...? - zapytał z trudem, nie mogąc wyjść z osłupienia.
- Co by ze mnie była za matka, gdybym nie pojawiła się na ślubie własnego syna… - odpowiedziała cicho, jednak uśmiechnęła się delikatnie, patrząc jak Jonghyun radośnie obejmuje swoją nową teściową. - Wygląda na szczęśliwego.
- Bo jest szczęśliwy. Sam to wszystko zorganizował. - Kibum nie wiedział jak się zachować przy matce Jjonga, jednak nie zamierzał odstawiać żadnych scen w tak wyjątkowym dniu. - Ale będzie jeszcze szczęśliwszy jeśli zobaczy, że pani przyszła. - uśmiechnął się delikatnie, natomiast kobieta cofnęła się o krok.
- Nie… To nie jest najlepszy pomysł… - zaczęła, jednak nie zdążyła się w porę ewakuować, bo obok Kibuma znalazł się jej syn, który był tak zafascynowany chłopakiem, że nawet jej nie zauważył. Dopiero skinienie głowy młodszego nakazało mu spojrzeć w bok i podobnie jak wcześniej Key, wytrzeszczył oczy zszokowany.
- Umma…?
-
Chciałabym cię przeprosić skarbie. Wiem, że sporo namieszałam i
moje słowa są wam na nic, ale przepraszam. - wydukała na jednym
wydechu i cały czas wpatrywała się w swojego syna. - Dopiero kiedy
zobaczyłam jak na niego patrzysz… Zrozumiałam co przez cały ten
czas tobą kierowało. Wybaczcie mi, już nie będę się wam więcej
narzucać. - powiedziała ściszonym tonem i już miała ruszyć
przed siebie, ale Jonghyun ją zatrzymał.
- Zostaniesz z nami na obiedzie? - zapytał, choć sam był zdziwiony własnymi słowami, a Key chcąc go jakoś wspomóc, również się odezwał.
- Zostaniesz z nami na obiedzie? - zapytał, choć sam był zdziwiony własnymi słowami, a Key chcąc go jakoś wspomóc, również się odezwał.
-
Będzie nam bardzo miło. - uśmiechnął się delikatnie, wtulając
się w bok ukochanego, a pani Kim mimo zaskoczenia, odwzajemniła
uśmiech i kiwnęła głową.
*
* *
Kiedy
w końcu udało im się pobyć przez chwilę sam na sam, Kibum wtulił
się w ukochanego ze wszystkich sił, jednak po chwili odskoczył od
niego, zakrywając sobie dłońmi usta.
- Nie miałeś wieczoru kawalerskiego! - pisnął w niemałym przerażeniu, a Jjong zaśmiał się rozczulony i objął go w pasie, przyciągając do siebie.
- Głupolku, wieczór kawalerski jest dla mężczyzn, którzy świętują swój ostatni dzień wolności. A ja całe życie czekałem, żeby związać się z moim Kocurkiem. - uśmiechnął się, głaszcząc go po policzku, natomiast Key poczuł jak po raz kolejny tego dnia do jego oczu napływają łzy.
- Nie miałeś wieczoru kawalerskiego! - pisnął w niemałym przerażeniu, a Jjong zaśmiał się rozczulony i objął go w pasie, przyciągając do siebie.
- Głupolku, wieczór kawalerski jest dla mężczyzn, którzy świętują swój ostatni dzień wolności. A ja całe życie czekałem, żeby związać się z moim Kocurkiem. - uśmiechnął się, głaszcząc go po policzku, natomiast Key poczuł jak po raz kolejny tego dnia do jego oczu napływają łzy.
-
Naprawdę...? - wyszeptał wpatrując się w niego.
- Nigdy nie byłem bardziej poważny. - zbliżył się do niego i musnął jego wargi najczulej jak potrafił. - Kocham cię Bummie.
- Nigdy nie byłem bardziej poważny. - zbliżył się do niego i musnął jego wargi najczulej jak potrafił. - Kocham cię Bummie.