[Jonghyun]
Nie było dnia, żeby nie myślał o Kibumie. Codziennie przeglądał ich wspólne zdjęcia, wspominał wspólne chwile, oglądał filmiki, które razem nagrywali... Jego Bummie tak bardzo to lubił. Uwielbiał uwieczniać wszystko co razem robili. Mieli naprawdę masę zdjęć i filmów z nimi w roli głównej, ale on też to lubił. Później wieczorami jak nie mieli co robić oglądali sobie to wszystko, często towarzyszyło im przy tym dużo śmiechu. Tak bardzo za nim tęsknił... Ale nie miał pojęcia co jeszcze może zrobić. Próbował się z nim skontaktować, ale widocznie zmienił numer... Przez to wszystko jego matka stała się jego wrogiem numer jeden. Strasznie go denerwowała z tymi jej wszystkimi wymysłami. Podczas tamtej pamiętnej kolacji, przed którą wyprowadził się Kibum przeszła samą siebie. Nie dość, że nie dała mu dojść do słowa, to jeszcze wcisnęła mu ten przeklęty pierścionek w ręce i specjalnie wyciągnęła jego dłonie spod stołu mówiąc przy tym, że jej synek chce o coś zapytać HaNę. No normalnie myślał, że ją lekko mówiąc jebnie. Dziewczyna widząc tą błyskotkę od razu zaczęła piszczeć, skakać i krzyczeć~ „Tak oppa! Wyjdę za ciebie!”. To chyba był najgorszy dzień w jego życiu. Zaręczył się a nawet się do tego nie przyczynił, a w dodatku jego ukochany go opuścił. Po prostu pięknie. Przy innych udawał, że wszystko jest w porządku, ale kiedy był sam płakał. Płakał i to bezustannie. Trzymał w dłoni zdjęcie jego Key i patrzył na nie czując, że nie umie już normalnie żyć. Wydawało mu się, jakby umarł. Jakby jego dusza umarła. Rozstali się... A przecież obiecywali sobie, że co by się nie działo będą razem! Okłamał go... Zostawił... Przecież on jeszcze nie zdążył nic dobrze zrobić a on już zaczął go oskarżać o wszystko i odszedł! Czuł, że to nie fair. Że gdyby został, wszystko potoczyłoby się inaczej. Wiedział też, że musi wyznać matce prawdę, ale za każdym razem kiedy chciał to zrobić ona po prostu zasypywała go potokiem słów tak, że nie mógł jej nic powiedzieć, zupełnie nic. On tylko miał słuchać i przytakiwać wszystkiemu co ona mówi. Rozpoczęła też przygotowywania do ślubu, ale on przecież nie chce brać żadnego ślubu do cholery! Do tej kobiety naprawdę nic a nic nie dociera. Często miał ochotę wyjść z tego domu i nie wracać, pojechać do Kibuma i błagać go o wybaczenie, ale coś go powstrzymywało. A raczej ktoś. HaNa. Ta dziewczyna nie chciała go odstąpić nawet na krok. Ciągle za nim łaziła, wyciągała go w przeróżne miejsca na co on naprawdę nie miał największej ochoty. Ogromnie się ekscytowała tym ślubem i wszystkim, wraz z jego mamą i swoją mamą normalnie popadły w jakiś szał. A on tylko przyglądał się temu wszystkiemu mając wielką ochotę to zatrzymać. Ale nie mógł. Choć bardzo by chciał wiedział, że te kobiety mu na to nie pozwolą. Zresztą... Przecież Key już go nie chce. Kazał mu zapomnieć. Nie chce go znać. Więc co innego mu pozostaje? Odkąd się z nim rozstał wszystko stało się dla niego obojętne. Miał gdzieś co się z nim stanie, bez jego chłopaka, a raczej byłego chłopaka nic już nie miało sensu. Widział go parę razy na ulicy, wydawałoby się, że jest w porządku. Wyglądał jak nowonarodzony, pełny chęci, zapału i... był jeszcze piękniejszy niż wcześniej. Zastanawiał się, czy to była tylko gra, którą Kibum opanował do perfekcji, czy może jednak prawda? Kiedy go takiego widział... Wiedział, że już nie ma szans. Pewnie sobie wszystko poukładał i... może znalazł kogoś innego? Nie, nawet nie chciał tak myśleć. Westchnął ciężko i poraz kolejny oglądał filmik, na którym uwiecznili jego urodzinowy pocałunek, tylko żeby na pocałunku się skończyło... Ale Bummie chciał, żeby to nagrali bo później będzie mógł sobie wspominać jego prezent, który był naprawdę przyjemny. Oczywiście nie nagrali całości, uznał że pocałunek mu wystarczy żeby sobie później pofantazjować. Aish, to był chłopak. Wyglądał na takiego niewinnego, ale jeżeli o te sprawy chodzi to stawał się diabłem wcielonym, choć nadal przeuroczym. W końcu z tego zamyślenia wyrwała go jego mama, która wróciła do domu z ogromną ilością toreb zakupowych.
- Jonghyunie! Pomóż mi z tym! - krzyknęła z przedpokoju na co blondyn wsadził telefon do kieszeni i poszedł jej pomóc.
- A co z HaNą? Chyba była z tobą. - zauważył niosąc zakupy do kuchni i uwalając je na podłodze.
- No tak, ale wysłałam ją na pocztę żeby wysłała zaproszenia na ślub. - uśmiechnęła się promiennie a Jjong tylko przewrócił oczami.
Nie było dnia, żeby nie myślał o Kibumie. Codziennie przeglądał ich wspólne zdjęcia, wspominał wspólne chwile, oglądał filmiki, które razem nagrywali... Jego Bummie tak bardzo to lubił. Uwielbiał uwieczniać wszystko co razem robili. Mieli naprawdę masę zdjęć i filmów z nimi w roli głównej, ale on też to lubił. Później wieczorami jak nie mieli co robić oglądali sobie to wszystko, często towarzyszyło im przy tym dużo śmiechu. Tak bardzo za nim tęsknił... Ale nie miał pojęcia co jeszcze może zrobić. Próbował się z nim skontaktować, ale widocznie zmienił numer... Przez to wszystko jego matka stała się jego wrogiem numer jeden. Strasznie go denerwowała z tymi jej wszystkimi wymysłami. Podczas tamtej pamiętnej kolacji, przed którą wyprowadził się Kibum przeszła samą siebie. Nie dość, że nie dała mu dojść do słowa, to jeszcze wcisnęła mu ten przeklęty pierścionek w ręce i specjalnie wyciągnęła jego dłonie spod stołu mówiąc przy tym, że jej synek chce o coś zapytać HaNę. No normalnie myślał, że ją lekko mówiąc jebnie. Dziewczyna widząc tą błyskotkę od razu zaczęła piszczeć, skakać i krzyczeć~ „Tak oppa! Wyjdę za ciebie!”. To chyba był najgorszy dzień w jego życiu. Zaręczył się a nawet się do tego nie przyczynił, a w dodatku jego ukochany go opuścił. Po prostu pięknie. Przy innych udawał, że wszystko jest w porządku, ale kiedy był sam płakał. Płakał i to bezustannie. Trzymał w dłoni zdjęcie jego Key i patrzył na nie czując, że nie umie już normalnie żyć. Wydawało mu się, jakby umarł. Jakby jego dusza umarła. Rozstali się... A przecież obiecywali sobie, że co by się nie działo będą razem! Okłamał go... Zostawił... Przecież on jeszcze nie zdążył nic dobrze zrobić a on już zaczął go oskarżać o wszystko i odszedł! Czuł, że to nie fair. Że gdyby został, wszystko potoczyłoby się inaczej. Wiedział też, że musi wyznać matce prawdę, ale za każdym razem kiedy chciał to zrobić ona po prostu zasypywała go potokiem słów tak, że nie mógł jej nic powiedzieć, zupełnie nic. On tylko miał słuchać i przytakiwać wszystkiemu co ona mówi. Rozpoczęła też przygotowywania do ślubu, ale on przecież nie chce brać żadnego ślubu do cholery! Do tej kobiety naprawdę nic a nic nie dociera. Często miał ochotę wyjść z tego domu i nie wracać, pojechać do Kibuma i błagać go o wybaczenie, ale coś go powstrzymywało. A raczej ktoś. HaNa. Ta dziewczyna nie chciała go odstąpić nawet na krok. Ciągle za nim łaziła, wyciągała go w przeróżne miejsca na co on naprawdę nie miał największej ochoty. Ogromnie się ekscytowała tym ślubem i wszystkim, wraz z jego mamą i swoją mamą normalnie popadły w jakiś szał. A on tylko przyglądał się temu wszystkiemu mając wielką ochotę to zatrzymać. Ale nie mógł. Choć bardzo by chciał wiedział, że te kobiety mu na to nie pozwolą. Zresztą... Przecież Key już go nie chce. Kazał mu zapomnieć. Nie chce go znać. Więc co innego mu pozostaje? Odkąd się z nim rozstał wszystko stało się dla niego obojętne. Miał gdzieś co się z nim stanie, bez jego chłopaka, a raczej byłego chłopaka nic już nie miało sensu. Widział go parę razy na ulicy, wydawałoby się, że jest w porządku. Wyglądał jak nowonarodzony, pełny chęci, zapału i... był jeszcze piękniejszy niż wcześniej. Zastanawiał się, czy to była tylko gra, którą Kibum opanował do perfekcji, czy może jednak prawda? Kiedy go takiego widział... Wiedział, że już nie ma szans. Pewnie sobie wszystko poukładał i... może znalazł kogoś innego? Nie, nawet nie chciał tak myśleć. Westchnął ciężko i poraz kolejny oglądał filmik, na którym uwiecznili jego urodzinowy pocałunek, tylko żeby na pocałunku się skończyło... Ale Bummie chciał, żeby to nagrali bo później będzie mógł sobie wspominać jego prezent, który był naprawdę przyjemny. Oczywiście nie nagrali całości, uznał że pocałunek mu wystarczy żeby sobie później pofantazjować. Aish, to był chłopak. Wyglądał na takiego niewinnego, ale jeżeli o te sprawy chodzi to stawał się diabłem wcielonym, choć nadal przeuroczym. W końcu z tego zamyślenia wyrwała go jego mama, która wróciła do domu z ogromną ilością toreb zakupowych.
- Jonghyunie! Pomóż mi z tym! - krzyknęła z przedpokoju na co blondyn wsadził telefon do kieszeni i poszedł jej pomóc.
- A co z HaNą? Chyba była z tobą. - zauważył niosąc zakupy do kuchni i uwalając je na podłodze.
- No tak, ale wysłałam ją na pocztę żeby wysłała zaproszenia na ślub. - uśmiechnęła się promiennie a Jjong tylko przewrócił oczami.
- Umma, co ja ci mówiłem? Ty robisz
wszystko bez mojej wiedzy, dla mnie to wszystko dzieje się za
szybko! - tupnął nogą wyraźnie wyprowadzony z równowagi.
- Och nie marudź, nie ma na co czekać. A i twojego kolegę też zaprosiłam. - powiedziała rozpakowując siatki. Bling słysząc to wypuścił szklankę wcześniej trzymaną w dłoni, która upadła na podłogę i po chwili można było usłyszeć dźwięk tłuczonego szkła. Jego matka popatrzyła na niego zdziwiona.
- Kogo? - to słowo wypowiedział bardzo wolno i cicho.
- No jak to kogo? No tego, Kibuma. I co ty taki się zrobiłeś? Posprzątaj to, ugh. No po prostu ja to nie wiem co się z tobą ostatnio dzieje. - pokręciła głową zupełnie nie rozumiejąc swojego syna.
- Kibuma?! Oszalałaś?! Skąd w ogóle masz jego adres?! - zaczął krzyczeć co zupełnie zbiło jego matkę z tropu.
- No znalazłam w twoim notesiku z adresami. Czemu się tak drzesz? Myślałam, że się ucieszysz! Przecież wyglądaliście na dobrych przyjaciół! - patrzyła na niego jak na idiotę i widząc, że on ani myśli sprzątnąć stłuczonej szklanki sama zabrała się za tą czynność.
- Mogłaś mnie przynajmniej zapytać o zdanie, a nie jak zwykle najpierw coś zrobisz a potem mnie o tym informujesz jak już jest po fakcie! - wrzasnął ostatni raz i wyszedł z kuchni zamykając się w swoim pokoju z głośnym hukiem. Nie mógł uwierzyć w to co się dzieje, no czy jego matka zupełnie oszalała? Przecież to było chyba najgorsze co mogła w tej sytuacji zrobić! I co teraz? Jak Kibum to zobaczy to znienawidzi go już do końca. Wyjął telefon z kieszeni i raz jeszcze spróbował się do niego dodzwonić, ale bez przerwy słyszał tą przeklętą sekretarkę. Rzucił telefon na łóżko i sam również opadł na nie bezsilnie zaczynając płakać. Nie wiedział już co ma robić. Zastanawiał się czy znowu nie podjąć próby powiedzenia swojej matce o jego orientacji i o tym, że kocha Kibuma, ale i tak wiedział, że znowu nie wyjdzie. Znowu ta kobieta coś wymyśli i znowu to wszystko zakończy się porażką. Był tak roztrzęsiony, że musiał wziąć tabletkę na uspokojenie i zamknął drzwi pokoju, po czym położył się spać.
[Kibum]
- Kochanie, spokojnie...
- Jak mogę być spokojny?! On się żeni z tą siksą! Po chuja nędzę mnie zaprosili? - jęknął chowając twarz w dłoniach. Jego mama przemilczała już uwagę dotyczącą tego, że w jej domu się nie bluźni i przytuliła chłopaka. Nie wiedziała co powiedzieć, bo w tej sytuacji już chyba żadne słowa nie były w stanie go pocieszyć. Głaskała go jedynie uspokajająco po włosach i modliła się w myślach, aby ten koszmar już się skończył. Przecież ona jedynie chciała dobra jej kochanego Bummiego, a tymczasem musi patrzeć jak cierpi i nie może z tym nic zrobić. - W jakim celu mam tam jechać? Mam się cieszyć razem z nimi? A może jeszcze będę życzył im miłej nocy poślubnej? - na te słowa już kompletnie się rozkleił. Wyobrażenie Jonghyuna z tą flądrą w łóżku przyprawiło go o mdłości.
- Skarbie, zrobisz to co uważasz za słuszne. - odgarnęła mu przydługą grzywkę z oczu i wstała otrzepując spódnicę. - Masz ochotę na obiad? - zapytała a Key jedynie pokręcił głową wbijając wzrok w schodek.
- Straciłem apetyt...
* * *
To był chyba najcięższy tydzień w jego życiu. Nie mógł pić ani jeść, po prostu zwracał wszystko co trafiało do jego żołądka. Każda noc była nieprzespana, a czasem nawet czuł dziwny bezdech w piersi. Wyglądał jak wrak, mimo że w ciągu dnia jak zwykle obsesyjnie dbał o swój wygląd. Jednak makijaż i inne triki nie były w stanie zamaskować podkrążonych i opuchniętych od płaczu oczu, tak samo jak ubrania nie ukrywały tego, że schudł dobre parę kilo. Jego rodzice kilkakrotnie pytali go, czy nie załatwić mu jakiegoś dobrego psychologa, ale Key za każdym razem odmawiał. Bo co by to dało? Przecież psycholog nie zmieni realiów. W końcu nadszedł ten dzień. Dzień którego nikt nie był w stanie przewidzieć, w którym matka Jjonga wygrała i zamierzała unieszczęśliwić swojego syna. Dzień w którym jedni zyskali wszystko, a drudzy natomiast stracili. Kibum z całego serca nienawidził HaNy. Rozumiał, że największe pretensje powinien mieć do matki Jonghyuna, jednak dziewczyna wyjątkowo mu podpadła. Tu już nie chodziło o ten ślub, tylko o samą jej osobowość. Była pusta, sztuczna i bez wyrazu. Nie będzie potrafiła się zająć Jonghyunem, z resztą co ona niby o nim wie? Że ma talent muzyczny? Że jest na każde zawołanie swojej mamusi? Prawa jest taka, że tylko przy nim Jjong był naprawdę sobą i nie musiał nic ukrywać. Ale teraz to nie było ważne. Jego były wybrał drogę swojego życia i nie było mu nic do tego. Stanął przed lustrem poprawiając sobie marynarkę i przeczesał dłonią grzywkę. Długo zastanawiał się co ma zrobić z tym zaproszeniem i naprawdę z całego serca nie chciał tam być. Odwrócił się za siebie zerkając na zegarek stojący na szafce nocnej. Została jeszcze godzina. Od razu przypomniało mu się to bezsensowne pytanie, które często padało w filmach, bądź internecie~ „Co byś zrobił gdyby zostałaby ci godzina życia?”
- Skróciłbym ją, by nie musieć się męczyć. - odpowiedział sam do siebie z lekkim uśmiechem na ustach, który bardziej przypominał grymas. Obecna sytuacja była dla Kibuma naprawdę końcem świata, dlatego postanowił wyjść życiu naprzeciw i pójść na ten przeklęty ślub. Wiedział, że kiedy zobaczy Jonghyuna to pęknie mu serce, ale z drugiej strony jego matka na pewno uczestniczyła przy wysyłaniu zaproszeń. Gdyby się nie pojawił, na pewno byłaby bardzo zdziwiona, w końcu uważała ich za bardzo dobrych przyjaciół. Postanowił pójść tam na chwilę, żeby nie wzbudzać jej podejrzeń. Nie był na tyle przepełniony nienawiścią, by niszczyć Jonghyunowi życie. Wystarczyło, że jego legło w gruzach. Ponownie popatrzył na zegarek, który wskazywał, że jeszcze czterdzieści minut. Miał zamiar wyjść pół godziny przed ceremonią, dlatego teraz usiadł na łóżku i wziął dosyć toporny zegarek w ręce. Pamiętał, że dostał go od rodziców parę dobrych lat temu. Tego dnia również oświadczył im, że nie interesują go kobiety. Jego ojciec był trochę negatywnie do tego nastawiony, ale ostatecznie mu przeszło. Każdy rodzic jest taki sam. Jeden przyjmuje takie wieści lepiej, drugi gorzej, ale ostatecznie zwykle zdaje sobie sprawę z tego, że to przecież szczęście jego dziecka jest najważniejsze, a nie jego. Westchnął cicho i przesunął palcem po szybce, za którą wskazówki mówiły, że powinien już się zbierać. Czując, że ma nogi jak z waty wstał i kompletnie zapominając, że dalej trzyma w dłoniach zegarek ruszył w stronę drzwi swojego pokoju. Z każdym krokiem uderzały do niego wspomnienia minionych chwil z Jonghyunem. Wspólne wieczory i poranki, wypady w weekendy w różne magiczne miejsca, wakacje nad morzem, wspólne spacery, ich pierwszy raz... To wszystko pojawiło mu się nagle przed oczami, które w rzeczywistości zaszkliły się od łez. Ostatnim wspomnieniem były słowa Jonghyuna, który po przybyciu HaNy zapewnił go, że nic się nie stanie.
- Obiecałeś! - zaszlochał i z całej siły rzucił zegarkiem na oślep. Na jego nieszczęście trafił idealnie w okno, a z pozoru mocna szyba rozbiła się na kawałki. Drgnął nieco zaskoczony tym co się wydarzyło i podszedł do zniszczonego okna. - Cholera... - szepnął sam do siebie i czując, że nogi go zawodzą osunął się na podłogę, która pokryta była szklanymi odłamkami. Wziął jeden z kawałków w rękę i przyjrzał mu się dokładnie. Tak naprawdę w tej chwili zupełnie nie obchodziło go stłuczone okno. Poczuł jakby cała prawda właśnie do niego dotarła. Jego ukochany się żeni. - Jasna cholera, kurwa jego mać... - zamknął oczy, z których i tak wydostawał się potok łez i zacisnął dłoń ignorując fakt, że szkło rani jego skórę. Czując, że coś ciepłego spływa po jego palcach, oprzytomniał trochę zdając sobie sprawę z tego co robi. Przełożył zakrwawiony odłamek w drugą rękę zauważając, że jest on wyjątkowo ostry. Może tą historię można zupełnie inaczej zakończyć? Bez bólu, cierpienia i złamanego serca. Przecież istnieje dużo szybszy sposób na skrócenie tej godziny...
- Kibum do cholery, co ty robisz?! - wrzasnęli jego rodzice, którzy zaniepokojeni hałasem od razu przybiegli do jego pokoju, a jego ojciec natychmiast zabrał mu szkło i nakazał wstać.
- Zwariowałeś?! - szarpnął go za ramiona wpatrując się w nieprzytomne oczy syna.
- Nic mu nie jest? - załkała matka istnie przerażona nie mając odwagi podejść bliżej. Nie miała pojęcia, że Kibum był zdolny do czegoś takiego.
- Ma tylko pociętą rękę, zaraz się tym zajmę. - mężczyzna uspokoił kobietę, a Key wtulił się w jego pierś bezsilnie i zaczął głośno płakać.
- Tego już za wiele... - powiedziała jego umma bardziej sama do siebie i zeszła na dół. Nie miała zamiaru dalej przyglądać się temu, jak z Kibuma ulatuje życie. Przecież ten jego dzisiejszy wybryk mógł skończyć się tragicznie. Bogu dzięki, że byli w domu... Kiedy znalazła telefon od razu wybrała numer do tego, który zapoczątkował to wszystko.
- Tak, słucham? - odezwał się nieco zaskoczony głos.
- Witaj Jonghyunie, tu twoja niedoszła teściowa. Wybacz, że zawracam ci głowę w tak ważnym dniu, ale Kibum miał drobny wypadek i nie będzie w stanie się dziś u was zjawić. - powiedziała na jednym wydechu dosyć spokojnym tonem. Po drugiej stronie natomiast nastała cisza, a chłopak odezwał się dopiero po chwili.
- Czy... Czy można wiedzieć co się stało...? - jego ton głosu zdradzał niepewność i przerażenie.
- Nie jestem pewna, mój mąż teraz z nim siedzi, ale wydaje mi się, że to była próba samobójcza.
[Jonghyun]
W końcu nadszedł ten dzień, którego naprawdę nie chciał. Zabawne, zazwyczaj ludzie niecierpliwie wyczekują dnia swojego ślubu, są podekscytowani, szczęśliwi, a on? On jedynie pragnął, żeby wymazać ten dzień ze swojego życia, żeby zniknął. Żeby po prostu nigdy nie nastąpił. Westchnął ciężko przeglądając się w lustrze, w którym mógł zobaczyć całą swoją sylwetkę. Musiał przyznać, że był bardzo przystojny, a garnitur, który wybrała dla niego mama był wprost zajebisty. Leżał na nim idealnie. Jednak co mu było po tym, skoro to nie Kibum jest dzisiaj jego narzeczonym? Tak bardzo chciał, żeby to był on. Nie chciał nikogo innego. Więc dlaczego... Ach tak. Jest idiotą. I tchórzem. Idealnie pasujące do niego określenia. Spuścił głowę i wbił wzrok w podłogę czując, że chyba zaraz się rozpłacze. I to wcale nie ze szczęścia. Nagle usłyszał trzask drzwi i głos swojej ummy.
- Syneczku, o mój boże! Świetnie wyglądasz! No i ten garnitur tak pięknie na tobie leży! HaNa będzie zachwycona! - zaczęła wydawać z siebie okrzyki zachwytu i stanęła naprzeciwko niego. - Jestem z ciebie taka dumna. - uśmiechnęła się niemal ze łzami w oczach. On patrzył na nią pustym wzrokiem nie wykazując zbytnio żadnych emocji.
- Cieszę się. W końcu masz to, czego chciałaś. - wyszeptał na końcu, jednak zbyt cicho by mogła go usłyszeć i wymusił uśmiech.
- Cudownie, no to mamy jeszcze 30 minut do uroczystości, więc masz jeszcze chwilę dla siebie, ale zaraz chcę cię widzieć w holu, bo musimy jeszcze naprowadzić cię na pewne rzeczy. - poklepała go po ramieniu i opuściła pomieszczenie. On pokiwał głową nic nie mówiąc i wyjął telefon z kieszeni spoglądając na wyświetlacz. Ujrzał na nim uśmiechniętą twarz jego ukochanego. Był taki piękny... HaNa dziwiła się, że ma go na tapecie, ale powiedział jej, że to takie ich dziwactwo na dowód przyjaźni, dlatego odpuściła. Przejechał powoli palcem po jego policzku i poczuł, że pojedyncza łza wypływa z jego oka. Nagle podskoczył nieco przestraszony, ponieważ jego telefon zaczął dzwonić. Skarcił się w duchu za ten odruch i popatrzył na numer. Przecież... To numer mamy Kibuma... Niewiele myśląc od razu odebrał.
- Tak, słucham? - powiedział nieco zaskoczony.
- Witaj Jonghyunie, tu twoja niedoszła teściowa. Wybacz, że zawracam ci głowę w tak ważnym dniu, ale Kibum miał drobny wypadek i nie będzie w stanie się dziś u was zjawić. - usłyszał i wstrzymał oddech mając już przed oczami najgorsze wizje.
- Czy... Czy można wiedzieć co się stało...? - odezwał się niepewnie i naprawdę przerażony.
- Nie jestem pewna, mój mąż teraz z nim siedzi, ale wydaje mi się, że to była próba samobójcza. - odpowiedziała już mniej spokojnie niż wcześniej a on poczuł ukłucie w sercu. Rozłączył się zostawiając zdezorientowaną kobietę po drugiej stronie słuchawki i wybiegł na korytarz biegnąc w wyznaczone wcześniej przez jego matkę miejsce. Ona widząc go uśmiechnęła się, ale kiedy zobaczyła jego minę w jednej chwili przybrała poważny wyraz twarzy.
- Jonghi, coś się stało? - chciała położyć rękę na jego ramieniu ale on momentalnie ją odepchnął.
- Tak kurwa, stało się! - wrzasnął tym samym przyciągając uwagę gości, którzy po chwili już byli przy nich wraz z panną młodą. HaNa podeszła do narzeczonego i zaniepokojona złapała go za rękaw.
- Oppa, czy wszystko... - nie dane jej było dokończyć, bo Jonghyun zaczął się wydzierać.
- Nie! Nic nie jest w porządku do cholery! To twoja wina! - tu wskazał na matkę. - I twoja zresztą też! - teraz spojrzał na nic nie rozumiejącą brunetkę. - To wszystko wasza wina! Ja pierdole, czemu ja byłem taki głupi?! - przerwał łapiąc oddech, bo czuł że powoli zaczyna mieć duszności. - Przez was Kibum mógł umrzeć! Przez was! - krzyknął rozpaczliwie patrząc z ogromnym wyrzutem na dwie kobiety.
- O czym ty mówisz synku?
- Właśnie oppa, jak to przez nas? - powiedziała cicho i spokojnie dziewczyna, choć widać było, że jest przerażona jego zachowaniem.
- Bo wy urządziłyście całą tą szopkę! Cały ten pierdolony ślub! Przez was rozstałem się z Kibumem! - tupnął nogą popadając w histerię. - Nie kocham cię HaNa, nigdy nie kochałem ani nie pokocham, rozumiesz?! Na świecie istnieje tylko jedna osoba, którą kocham a jest nią mój Kibummie! Umma, jestem gejem, dotarło to do ciebie?! A mój „kolega” tak naprawdę od zawsze był moim chłopakiem do momentu, kiedy wtargnęłaś w nasze życie i podjęłaś próbę zeswatania mnie z tą panienką! Nie mówiłem ci nic, bo myślałem, że w końcu zrozumiesz, że nie jestem zainteresowany i odpuścisz, jednak to zaszło naprawdę za daleko... - wyszlochał patrząc na zszokowany jego wyznaniami tłum, bo teraz już wszyscy goście go słuchali. - Chciałem ci tego zaoszczędzić po tym co zrobił ci mój ojciec, ale ty nie dałaś mi wyboru! I posłuchaj uważnie tego, co teraz powiem. NIE OBCHODZI MNIE TO, CZY CI SIĘ TO PODOBA CZY NIE, BĘDĘ Z NIM I TY NIE MASZ PRAWA SIĘ W TO WTRĄCAĆ, BO TO MOJE ŻYCIE I MOGĘ ROBIĆ CO CHCĘ! Zrozumiałaś mnie?! A teraz wybaczcie, ale ja muszę jechać do mojego ukochanego i błagać go o przebaczenie. - zjechał wszystkich wzrokiem i nie czekając na jakąkolwiek reakcje wybiegł z budynku. Od razu złapał pierwszą lepszą taksówkę i nakazał zawieźć go pod adres domu rodzinnego jego byłego. Kiedy był już na miejscu otarł łzy i ogarnął się nieco, po czym nacisnął dzwonek do drzwi. Po paru minutach otworzyła mu niska szatynka z wyraźnie zaskoczonym wyrazem twarzy.
- Jonghyun? Co ty tu robisz? - wbiła w niego swój wzrok zaciekawiona.
- Przyszedłem prosić pani syna o jeszcze jedną szansę. Myśli pani, że to możliwe? - wyszeptał smutno. Kobieta przyglądała mu się przez chwilę, aż skinieniem głowy zaprosiła go do środka.
- Chodź za mną, tylko nie wchodź od razu do jego pokoju. Powiem ci kiedy masz to zrobić.
- Arasso. - odpowiedział krótko i poszedł za nią. Pani Kim zatrzymała go gestem dłoni i zajrzała do pokoju syna.
- Kochanie, chodź na chwilkę. - zwróciła się do męża a ten spojrzał na nią niepewnie. Ona tylko kiwnęła głową by jej zaufał, na co on spojrzał na Kibuma.
- W porządku appa, idź. - odparł prawie niedosłyszalnie patrząc w podłogę wypranym z emocji wzrokiem. Jego tata westchnął tylko i wyszedł z pokoju, po czym wytrzeszczył oczy widząc blondyna. Spojrzał na swoją żonę, która złapała go za rękę i pociągnęła by poszedł za nią a Jonghyunowi dała zgodę na wejście. Chłopak widząc to złapał głęboki oddech i wszedł do środka zamykając za sobą drzwi. Młodszy Kim nie zwrócił na to uwagi nie będąc świadomym, że ktoś jeszcze jest w pomieszczeniu oprócz niego. Dopiero słysząc ciche kroki odwrócił głowę w jego stronę i zamarł. Wyglądał teraz dokładnie tak, jakby zobaczył ducha. Jonghyun dostrzegł jego zabandażowaną rękę i przerażony podbiegł do niego łapiąc go za nią delikatnie.
- Boże Kibummie, co ty chciałeś najlepszego zrobić?! - pisnął rozpaczliwie i zaczął oglądać resztę jego ciała, czy nigdzie nie ma jeszcze żadnych obrażeń. Chłopak siedział dalej niedowierzający jego obecności i milczał pozwalając mu się obejrzeć. Kiedy bling upewnił się, że nic więcej mu się nie stało popatrzył na jego twarz. Wtedy poraz kolejny się przeraził widząc jego blade oblicze. Co prawda zawsze był blady, ale tym razem to przeszedł już samego siebie. Jego makijaż był cały rozmazany a na policzkach widać było smugi po łzach. O dziwo dalej uważał, że jest najpiękniejszy na świecie, nie ważne w jakim był stanie. Wpatrywał się w niego z bólem dostrzegając, że chłopak stracił również ten swój błysk w oczach, który odkąd zaczęli być razem był w nich zawsze widoczny. - Kocurku... - na to określenie Key drgnął nieznacznie i dalej nie spuszczał z niego wzroku.
- Nie powinieneś być przypadkiem na swoim ślubie? - odezwał się w końcu beznamiętnym tonem. - W ogóle to skąd wiesz o tym co chciałem zrobić?
- Twoja mama do mnie zadzwoniła. - patrzył na niego cierpliwie wyczekując, aż jego najdroższy zacznie okazywać jakiekolwiek emocje.
- Huh, po co... - powiedział do siebie na chwilę odwracając wzrok, ale zaraz znowu spojrzał na niego. - Aż tak cię to ruszyło, że przyjechałeś?
- Żartujesz? Sądziłeś, że tak po prostu to oleję i pójdę się żenić z tą laską? - odparł z lekkim wyrzutem.
- Po tym co mi zrobiłeś to chyba już wszystko jest możliwe. - wyszeptał spuszczając wzrok, bo nie mógł dłużej patrzeć w te jego piękne oczy, jednak Jjong nie chciał mu na to pozwolić. Usiadł teraz obok niego i zmusił go by na niego spojrzał.
- Jak mógłbym nie przyjechać, skoro mój...
- Nie jestem twój. - czuł, że jego głos przy tych słowach się załamuje. Co on bredzi. Przecież on zawsze będzie należał do niego. Blondyn ledwo zatrzymał łzy, które chciały wypłynąć w tej chwili z jego oczu.
- Nie? - nie był w stanie powiedzieć nic więcej.
- ... - Key nie miał pojęcia co odpowiedzieć. To wszystko tak bardzo go bolało, te słowa, które z każdą chwilą raniły go jeszcze bardziej, to było nie do opisania.
- Nie odpowiesz mi? Wiedziałem. Jesteś mój. A ja jestem twój. Zawsze tak było i zawsze tak będzie.
- Ale ty przecież należysz teraz do HaNy. I do swojej mamusi, której nie potrafisz się sprzeciwić. - mówiąc to miał wrażenie, że zaraz wybuchnie na samo wspomnienie o tych dwóch kobietach. Jjong pokręcił głową.
- Tu akurat nie masz racji. One już wiedzą. I nie tylko one. Wszyscy już wiedzą. - zrobił się bardzo poważny i wpatrywał się w niego czekając na reakcję. Kibum lekko mówiąc zgasł słysząc jego słowa. To znaczy, że w końcu wyznał matce prawdę? Że już nie będą musieli się ukrywać?
- Huh? - uchylił usta w geście zdziwienia, a raczej zszokowania.
- Tak, dobrze słyszałeś. Zanim do ciebie przyjechałem wykrzyczałem im wszystko. I teraz niech się dzieje co chce, jedyne czego teraz potrzebuję to ty. Kibummie, skarbie... Wybacz mi... - powiedział ze łzami w oczach. Chłopak na początku się zawahał, ale przecież i tak dobrze znał odpowiedź.
- Wybaczam ci, ty zapchlony dinozaurze. - walnął go mocno w ramię tak, że aż syknął z bólu, jednak po chwili wtulił go w siebie.
- Tak bardzo tęskniłem... - wyszeptał mu do ucha kurczowo trzymając go przy sobie, żeby przypadkiem znowu mu nie uciekł.
- Ja też... Nawet nie wiesz jak bardzo... - odpowiedział cichutko wtulając twarz w zagłębienie jego szyi.
[Kibum]
- Och nie marudź, nie ma na co czekać. A i twojego kolegę też zaprosiłam. - powiedziała rozpakowując siatki. Bling słysząc to wypuścił szklankę wcześniej trzymaną w dłoni, która upadła na podłogę i po chwili można było usłyszeć dźwięk tłuczonego szkła. Jego matka popatrzyła na niego zdziwiona.
- Kogo? - to słowo wypowiedział bardzo wolno i cicho.
- No jak to kogo? No tego, Kibuma. I co ty taki się zrobiłeś? Posprzątaj to, ugh. No po prostu ja to nie wiem co się z tobą ostatnio dzieje. - pokręciła głową zupełnie nie rozumiejąc swojego syna.
- Kibuma?! Oszalałaś?! Skąd w ogóle masz jego adres?! - zaczął krzyczeć co zupełnie zbiło jego matkę z tropu.
- No znalazłam w twoim notesiku z adresami. Czemu się tak drzesz? Myślałam, że się ucieszysz! Przecież wyglądaliście na dobrych przyjaciół! - patrzyła na niego jak na idiotę i widząc, że on ani myśli sprzątnąć stłuczonej szklanki sama zabrała się za tą czynność.
- Mogłaś mnie przynajmniej zapytać o zdanie, a nie jak zwykle najpierw coś zrobisz a potem mnie o tym informujesz jak już jest po fakcie! - wrzasnął ostatni raz i wyszedł z kuchni zamykając się w swoim pokoju z głośnym hukiem. Nie mógł uwierzyć w to co się dzieje, no czy jego matka zupełnie oszalała? Przecież to było chyba najgorsze co mogła w tej sytuacji zrobić! I co teraz? Jak Kibum to zobaczy to znienawidzi go już do końca. Wyjął telefon z kieszeni i raz jeszcze spróbował się do niego dodzwonić, ale bez przerwy słyszał tą przeklętą sekretarkę. Rzucił telefon na łóżko i sam również opadł na nie bezsilnie zaczynając płakać. Nie wiedział już co ma robić. Zastanawiał się czy znowu nie podjąć próby powiedzenia swojej matce o jego orientacji i o tym, że kocha Kibuma, ale i tak wiedział, że znowu nie wyjdzie. Znowu ta kobieta coś wymyśli i znowu to wszystko zakończy się porażką. Był tak roztrzęsiony, że musiał wziąć tabletkę na uspokojenie i zamknął drzwi pokoju, po czym położył się spać.
[Kibum]
- Kochanie, spokojnie...
- Jak mogę być spokojny?! On się żeni z tą siksą! Po chuja nędzę mnie zaprosili? - jęknął chowając twarz w dłoniach. Jego mama przemilczała już uwagę dotyczącą tego, że w jej domu się nie bluźni i przytuliła chłopaka. Nie wiedziała co powiedzieć, bo w tej sytuacji już chyba żadne słowa nie były w stanie go pocieszyć. Głaskała go jedynie uspokajająco po włosach i modliła się w myślach, aby ten koszmar już się skończył. Przecież ona jedynie chciała dobra jej kochanego Bummiego, a tymczasem musi patrzeć jak cierpi i nie może z tym nic zrobić. - W jakim celu mam tam jechać? Mam się cieszyć razem z nimi? A może jeszcze będę życzył im miłej nocy poślubnej? - na te słowa już kompletnie się rozkleił. Wyobrażenie Jonghyuna z tą flądrą w łóżku przyprawiło go o mdłości.
- Skarbie, zrobisz to co uważasz za słuszne. - odgarnęła mu przydługą grzywkę z oczu i wstała otrzepując spódnicę. - Masz ochotę na obiad? - zapytała a Key jedynie pokręcił głową wbijając wzrok w schodek.
- Straciłem apetyt...
* * *
To był chyba najcięższy tydzień w jego życiu. Nie mógł pić ani jeść, po prostu zwracał wszystko co trafiało do jego żołądka. Każda noc była nieprzespana, a czasem nawet czuł dziwny bezdech w piersi. Wyglądał jak wrak, mimo że w ciągu dnia jak zwykle obsesyjnie dbał o swój wygląd. Jednak makijaż i inne triki nie były w stanie zamaskować podkrążonych i opuchniętych od płaczu oczu, tak samo jak ubrania nie ukrywały tego, że schudł dobre parę kilo. Jego rodzice kilkakrotnie pytali go, czy nie załatwić mu jakiegoś dobrego psychologa, ale Key za każdym razem odmawiał. Bo co by to dało? Przecież psycholog nie zmieni realiów. W końcu nadszedł ten dzień. Dzień którego nikt nie był w stanie przewidzieć, w którym matka Jjonga wygrała i zamierzała unieszczęśliwić swojego syna. Dzień w którym jedni zyskali wszystko, a drudzy natomiast stracili. Kibum z całego serca nienawidził HaNy. Rozumiał, że największe pretensje powinien mieć do matki Jonghyuna, jednak dziewczyna wyjątkowo mu podpadła. Tu już nie chodziło o ten ślub, tylko o samą jej osobowość. Była pusta, sztuczna i bez wyrazu. Nie będzie potrafiła się zająć Jonghyunem, z resztą co ona niby o nim wie? Że ma talent muzyczny? Że jest na każde zawołanie swojej mamusi? Prawa jest taka, że tylko przy nim Jjong był naprawdę sobą i nie musiał nic ukrywać. Ale teraz to nie było ważne. Jego były wybrał drogę swojego życia i nie było mu nic do tego. Stanął przed lustrem poprawiając sobie marynarkę i przeczesał dłonią grzywkę. Długo zastanawiał się co ma zrobić z tym zaproszeniem i naprawdę z całego serca nie chciał tam być. Odwrócił się za siebie zerkając na zegarek stojący na szafce nocnej. Została jeszcze godzina. Od razu przypomniało mu się to bezsensowne pytanie, które często padało w filmach, bądź internecie~ „Co byś zrobił gdyby zostałaby ci godzina życia?”
- Skróciłbym ją, by nie musieć się męczyć. - odpowiedział sam do siebie z lekkim uśmiechem na ustach, który bardziej przypominał grymas. Obecna sytuacja była dla Kibuma naprawdę końcem świata, dlatego postanowił wyjść życiu naprzeciw i pójść na ten przeklęty ślub. Wiedział, że kiedy zobaczy Jonghyuna to pęknie mu serce, ale z drugiej strony jego matka na pewno uczestniczyła przy wysyłaniu zaproszeń. Gdyby się nie pojawił, na pewno byłaby bardzo zdziwiona, w końcu uważała ich za bardzo dobrych przyjaciół. Postanowił pójść tam na chwilę, żeby nie wzbudzać jej podejrzeń. Nie był na tyle przepełniony nienawiścią, by niszczyć Jonghyunowi życie. Wystarczyło, że jego legło w gruzach. Ponownie popatrzył na zegarek, który wskazywał, że jeszcze czterdzieści minut. Miał zamiar wyjść pół godziny przed ceremonią, dlatego teraz usiadł na łóżku i wziął dosyć toporny zegarek w ręce. Pamiętał, że dostał go od rodziców parę dobrych lat temu. Tego dnia również oświadczył im, że nie interesują go kobiety. Jego ojciec był trochę negatywnie do tego nastawiony, ale ostatecznie mu przeszło. Każdy rodzic jest taki sam. Jeden przyjmuje takie wieści lepiej, drugi gorzej, ale ostatecznie zwykle zdaje sobie sprawę z tego, że to przecież szczęście jego dziecka jest najważniejsze, a nie jego. Westchnął cicho i przesunął palcem po szybce, za którą wskazówki mówiły, że powinien już się zbierać. Czując, że ma nogi jak z waty wstał i kompletnie zapominając, że dalej trzyma w dłoniach zegarek ruszył w stronę drzwi swojego pokoju. Z każdym krokiem uderzały do niego wspomnienia minionych chwil z Jonghyunem. Wspólne wieczory i poranki, wypady w weekendy w różne magiczne miejsca, wakacje nad morzem, wspólne spacery, ich pierwszy raz... To wszystko pojawiło mu się nagle przed oczami, które w rzeczywistości zaszkliły się od łez. Ostatnim wspomnieniem były słowa Jonghyuna, który po przybyciu HaNy zapewnił go, że nic się nie stanie.
- Obiecałeś! - zaszlochał i z całej siły rzucił zegarkiem na oślep. Na jego nieszczęście trafił idealnie w okno, a z pozoru mocna szyba rozbiła się na kawałki. Drgnął nieco zaskoczony tym co się wydarzyło i podszedł do zniszczonego okna. - Cholera... - szepnął sam do siebie i czując, że nogi go zawodzą osunął się na podłogę, która pokryta była szklanymi odłamkami. Wziął jeden z kawałków w rękę i przyjrzał mu się dokładnie. Tak naprawdę w tej chwili zupełnie nie obchodziło go stłuczone okno. Poczuł jakby cała prawda właśnie do niego dotarła. Jego ukochany się żeni. - Jasna cholera, kurwa jego mać... - zamknął oczy, z których i tak wydostawał się potok łez i zacisnął dłoń ignorując fakt, że szkło rani jego skórę. Czując, że coś ciepłego spływa po jego palcach, oprzytomniał trochę zdając sobie sprawę z tego co robi. Przełożył zakrwawiony odłamek w drugą rękę zauważając, że jest on wyjątkowo ostry. Może tą historię można zupełnie inaczej zakończyć? Bez bólu, cierpienia i złamanego serca. Przecież istnieje dużo szybszy sposób na skrócenie tej godziny...
- Kibum do cholery, co ty robisz?! - wrzasnęli jego rodzice, którzy zaniepokojeni hałasem od razu przybiegli do jego pokoju, a jego ojciec natychmiast zabrał mu szkło i nakazał wstać.
- Zwariowałeś?! - szarpnął go za ramiona wpatrując się w nieprzytomne oczy syna.
- Nic mu nie jest? - załkała matka istnie przerażona nie mając odwagi podejść bliżej. Nie miała pojęcia, że Kibum był zdolny do czegoś takiego.
- Ma tylko pociętą rękę, zaraz się tym zajmę. - mężczyzna uspokoił kobietę, a Key wtulił się w jego pierś bezsilnie i zaczął głośno płakać.
- Tego już za wiele... - powiedziała jego umma bardziej sama do siebie i zeszła na dół. Nie miała zamiaru dalej przyglądać się temu, jak z Kibuma ulatuje życie. Przecież ten jego dzisiejszy wybryk mógł skończyć się tragicznie. Bogu dzięki, że byli w domu... Kiedy znalazła telefon od razu wybrała numer do tego, który zapoczątkował to wszystko.
- Tak, słucham? - odezwał się nieco zaskoczony głos.
- Witaj Jonghyunie, tu twoja niedoszła teściowa. Wybacz, że zawracam ci głowę w tak ważnym dniu, ale Kibum miał drobny wypadek i nie będzie w stanie się dziś u was zjawić. - powiedziała na jednym wydechu dosyć spokojnym tonem. Po drugiej stronie natomiast nastała cisza, a chłopak odezwał się dopiero po chwili.
- Czy... Czy można wiedzieć co się stało...? - jego ton głosu zdradzał niepewność i przerażenie.
- Nie jestem pewna, mój mąż teraz z nim siedzi, ale wydaje mi się, że to była próba samobójcza.
[Jonghyun]
W końcu nadszedł ten dzień, którego naprawdę nie chciał. Zabawne, zazwyczaj ludzie niecierpliwie wyczekują dnia swojego ślubu, są podekscytowani, szczęśliwi, a on? On jedynie pragnął, żeby wymazać ten dzień ze swojego życia, żeby zniknął. Żeby po prostu nigdy nie nastąpił. Westchnął ciężko przeglądając się w lustrze, w którym mógł zobaczyć całą swoją sylwetkę. Musiał przyznać, że był bardzo przystojny, a garnitur, który wybrała dla niego mama był wprost zajebisty. Leżał na nim idealnie. Jednak co mu było po tym, skoro to nie Kibum jest dzisiaj jego narzeczonym? Tak bardzo chciał, żeby to był on. Nie chciał nikogo innego. Więc dlaczego... Ach tak. Jest idiotą. I tchórzem. Idealnie pasujące do niego określenia. Spuścił głowę i wbił wzrok w podłogę czując, że chyba zaraz się rozpłacze. I to wcale nie ze szczęścia. Nagle usłyszał trzask drzwi i głos swojej ummy.
- Syneczku, o mój boże! Świetnie wyglądasz! No i ten garnitur tak pięknie na tobie leży! HaNa będzie zachwycona! - zaczęła wydawać z siebie okrzyki zachwytu i stanęła naprzeciwko niego. - Jestem z ciebie taka dumna. - uśmiechnęła się niemal ze łzami w oczach. On patrzył na nią pustym wzrokiem nie wykazując zbytnio żadnych emocji.
- Cieszę się. W końcu masz to, czego chciałaś. - wyszeptał na końcu, jednak zbyt cicho by mogła go usłyszeć i wymusił uśmiech.
- Cudownie, no to mamy jeszcze 30 minut do uroczystości, więc masz jeszcze chwilę dla siebie, ale zaraz chcę cię widzieć w holu, bo musimy jeszcze naprowadzić cię na pewne rzeczy. - poklepała go po ramieniu i opuściła pomieszczenie. On pokiwał głową nic nie mówiąc i wyjął telefon z kieszeni spoglądając na wyświetlacz. Ujrzał na nim uśmiechniętą twarz jego ukochanego. Był taki piękny... HaNa dziwiła się, że ma go na tapecie, ale powiedział jej, że to takie ich dziwactwo na dowód przyjaźni, dlatego odpuściła. Przejechał powoli palcem po jego policzku i poczuł, że pojedyncza łza wypływa z jego oka. Nagle podskoczył nieco przestraszony, ponieważ jego telefon zaczął dzwonić. Skarcił się w duchu za ten odruch i popatrzył na numer. Przecież... To numer mamy Kibuma... Niewiele myśląc od razu odebrał.
- Tak, słucham? - powiedział nieco zaskoczony.
- Witaj Jonghyunie, tu twoja niedoszła teściowa. Wybacz, że zawracam ci głowę w tak ważnym dniu, ale Kibum miał drobny wypadek i nie będzie w stanie się dziś u was zjawić. - usłyszał i wstrzymał oddech mając już przed oczami najgorsze wizje.
- Czy... Czy można wiedzieć co się stało...? - odezwał się niepewnie i naprawdę przerażony.
- Nie jestem pewna, mój mąż teraz z nim siedzi, ale wydaje mi się, że to była próba samobójcza. - odpowiedziała już mniej spokojnie niż wcześniej a on poczuł ukłucie w sercu. Rozłączył się zostawiając zdezorientowaną kobietę po drugiej stronie słuchawki i wybiegł na korytarz biegnąc w wyznaczone wcześniej przez jego matkę miejsce. Ona widząc go uśmiechnęła się, ale kiedy zobaczyła jego minę w jednej chwili przybrała poważny wyraz twarzy.
- Jonghi, coś się stało? - chciała położyć rękę na jego ramieniu ale on momentalnie ją odepchnął.
- Tak kurwa, stało się! - wrzasnął tym samym przyciągając uwagę gości, którzy po chwili już byli przy nich wraz z panną młodą. HaNa podeszła do narzeczonego i zaniepokojona złapała go za rękaw.
- Oppa, czy wszystko... - nie dane jej było dokończyć, bo Jonghyun zaczął się wydzierać.
- Nie! Nic nie jest w porządku do cholery! To twoja wina! - tu wskazał na matkę. - I twoja zresztą też! - teraz spojrzał na nic nie rozumiejącą brunetkę. - To wszystko wasza wina! Ja pierdole, czemu ja byłem taki głupi?! - przerwał łapiąc oddech, bo czuł że powoli zaczyna mieć duszności. - Przez was Kibum mógł umrzeć! Przez was! - krzyknął rozpaczliwie patrząc z ogromnym wyrzutem na dwie kobiety.
- O czym ty mówisz synku?
- Właśnie oppa, jak to przez nas? - powiedziała cicho i spokojnie dziewczyna, choć widać było, że jest przerażona jego zachowaniem.
- Bo wy urządziłyście całą tą szopkę! Cały ten pierdolony ślub! Przez was rozstałem się z Kibumem! - tupnął nogą popadając w histerię. - Nie kocham cię HaNa, nigdy nie kochałem ani nie pokocham, rozumiesz?! Na świecie istnieje tylko jedna osoba, którą kocham a jest nią mój Kibummie! Umma, jestem gejem, dotarło to do ciebie?! A mój „kolega” tak naprawdę od zawsze był moim chłopakiem do momentu, kiedy wtargnęłaś w nasze życie i podjęłaś próbę zeswatania mnie z tą panienką! Nie mówiłem ci nic, bo myślałem, że w końcu zrozumiesz, że nie jestem zainteresowany i odpuścisz, jednak to zaszło naprawdę za daleko... - wyszlochał patrząc na zszokowany jego wyznaniami tłum, bo teraz już wszyscy goście go słuchali. - Chciałem ci tego zaoszczędzić po tym co zrobił ci mój ojciec, ale ty nie dałaś mi wyboru! I posłuchaj uważnie tego, co teraz powiem. NIE OBCHODZI MNIE TO, CZY CI SIĘ TO PODOBA CZY NIE, BĘDĘ Z NIM I TY NIE MASZ PRAWA SIĘ W TO WTRĄCAĆ, BO TO MOJE ŻYCIE I MOGĘ ROBIĆ CO CHCĘ! Zrozumiałaś mnie?! A teraz wybaczcie, ale ja muszę jechać do mojego ukochanego i błagać go o przebaczenie. - zjechał wszystkich wzrokiem i nie czekając na jakąkolwiek reakcje wybiegł z budynku. Od razu złapał pierwszą lepszą taksówkę i nakazał zawieźć go pod adres domu rodzinnego jego byłego. Kiedy był już na miejscu otarł łzy i ogarnął się nieco, po czym nacisnął dzwonek do drzwi. Po paru minutach otworzyła mu niska szatynka z wyraźnie zaskoczonym wyrazem twarzy.
- Jonghyun? Co ty tu robisz? - wbiła w niego swój wzrok zaciekawiona.
- Przyszedłem prosić pani syna o jeszcze jedną szansę. Myśli pani, że to możliwe? - wyszeptał smutno. Kobieta przyglądała mu się przez chwilę, aż skinieniem głowy zaprosiła go do środka.
- Chodź za mną, tylko nie wchodź od razu do jego pokoju. Powiem ci kiedy masz to zrobić.
- Arasso. - odpowiedział krótko i poszedł za nią. Pani Kim zatrzymała go gestem dłoni i zajrzała do pokoju syna.
- Kochanie, chodź na chwilkę. - zwróciła się do męża a ten spojrzał na nią niepewnie. Ona tylko kiwnęła głową by jej zaufał, na co on spojrzał na Kibuma.
- W porządku appa, idź. - odparł prawie niedosłyszalnie patrząc w podłogę wypranym z emocji wzrokiem. Jego tata westchnął tylko i wyszedł z pokoju, po czym wytrzeszczył oczy widząc blondyna. Spojrzał na swoją żonę, która złapała go za rękę i pociągnęła by poszedł za nią a Jonghyunowi dała zgodę na wejście. Chłopak widząc to złapał głęboki oddech i wszedł do środka zamykając za sobą drzwi. Młodszy Kim nie zwrócił na to uwagi nie będąc świadomym, że ktoś jeszcze jest w pomieszczeniu oprócz niego. Dopiero słysząc ciche kroki odwrócił głowę w jego stronę i zamarł. Wyglądał teraz dokładnie tak, jakby zobaczył ducha. Jonghyun dostrzegł jego zabandażowaną rękę i przerażony podbiegł do niego łapiąc go za nią delikatnie.
- Boże Kibummie, co ty chciałeś najlepszego zrobić?! - pisnął rozpaczliwie i zaczął oglądać resztę jego ciała, czy nigdzie nie ma jeszcze żadnych obrażeń. Chłopak siedział dalej niedowierzający jego obecności i milczał pozwalając mu się obejrzeć. Kiedy bling upewnił się, że nic więcej mu się nie stało popatrzył na jego twarz. Wtedy poraz kolejny się przeraził widząc jego blade oblicze. Co prawda zawsze był blady, ale tym razem to przeszedł już samego siebie. Jego makijaż był cały rozmazany a na policzkach widać było smugi po łzach. O dziwo dalej uważał, że jest najpiękniejszy na świecie, nie ważne w jakim był stanie. Wpatrywał się w niego z bólem dostrzegając, że chłopak stracił również ten swój błysk w oczach, który odkąd zaczęli być razem był w nich zawsze widoczny. - Kocurku... - na to określenie Key drgnął nieznacznie i dalej nie spuszczał z niego wzroku.
- Nie powinieneś być przypadkiem na swoim ślubie? - odezwał się w końcu beznamiętnym tonem. - W ogóle to skąd wiesz o tym co chciałem zrobić?
- Twoja mama do mnie zadzwoniła. - patrzył na niego cierpliwie wyczekując, aż jego najdroższy zacznie okazywać jakiekolwiek emocje.
- Huh, po co... - powiedział do siebie na chwilę odwracając wzrok, ale zaraz znowu spojrzał na niego. - Aż tak cię to ruszyło, że przyjechałeś?
- Żartujesz? Sądziłeś, że tak po prostu to oleję i pójdę się żenić z tą laską? - odparł z lekkim wyrzutem.
- Po tym co mi zrobiłeś to chyba już wszystko jest możliwe. - wyszeptał spuszczając wzrok, bo nie mógł dłużej patrzeć w te jego piękne oczy, jednak Jjong nie chciał mu na to pozwolić. Usiadł teraz obok niego i zmusił go by na niego spojrzał.
- Jak mógłbym nie przyjechać, skoro mój...
- Nie jestem twój. - czuł, że jego głos przy tych słowach się załamuje. Co on bredzi. Przecież on zawsze będzie należał do niego. Blondyn ledwo zatrzymał łzy, które chciały wypłynąć w tej chwili z jego oczu.
- Nie? - nie był w stanie powiedzieć nic więcej.
- ... - Key nie miał pojęcia co odpowiedzieć. To wszystko tak bardzo go bolało, te słowa, które z każdą chwilą raniły go jeszcze bardziej, to było nie do opisania.
- Nie odpowiesz mi? Wiedziałem. Jesteś mój. A ja jestem twój. Zawsze tak było i zawsze tak będzie.
- Ale ty przecież należysz teraz do HaNy. I do swojej mamusi, której nie potrafisz się sprzeciwić. - mówiąc to miał wrażenie, że zaraz wybuchnie na samo wspomnienie o tych dwóch kobietach. Jjong pokręcił głową.
- Tu akurat nie masz racji. One już wiedzą. I nie tylko one. Wszyscy już wiedzą. - zrobił się bardzo poważny i wpatrywał się w niego czekając na reakcję. Kibum lekko mówiąc zgasł słysząc jego słowa. To znaczy, że w końcu wyznał matce prawdę? Że już nie będą musieli się ukrywać?
- Huh? - uchylił usta w geście zdziwienia, a raczej zszokowania.
- Tak, dobrze słyszałeś. Zanim do ciebie przyjechałem wykrzyczałem im wszystko. I teraz niech się dzieje co chce, jedyne czego teraz potrzebuję to ty. Kibummie, skarbie... Wybacz mi... - powiedział ze łzami w oczach. Chłopak na początku się zawahał, ale przecież i tak dobrze znał odpowiedź.
- Wybaczam ci, ty zapchlony dinozaurze. - walnął go mocno w ramię tak, że aż syknął z bólu, jednak po chwili wtulił go w siebie.
- Tak bardzo tęskniłem... - wyszeptał mu do ucha kurczowo trzymając go przy sobie, żeby przypadkiem znowu mu nie uciekł.
- Ja też... Nawet nie wiesz jak bardzo... - odpowiedział cichutko wtulając twarz w zagłębienie jego szyi.
[Kibum]
Nie wiedział czy się cieszyć, czy dalej płakać. Był niewiarygodnie szczęśliwy, że ten koszmar dobiegł już końca, ale z drugiej strony nie docierało do niego, że znowu jest wszystko tak jak dawniej. Drgnął nieco czując, że Jjong ponownie zaczął oglądać jego dłoń.
- Key, skąd w ogóle taki pomysł? - zapytał chcąc upewnić się, że już nic dziwnego nie chodzi po głowie jego chłopaka.
- To było niechcący... - zabrał dłoń i widząc, że blondyn usiadł głębiej na łóżku opierając się o ścianę, sam usiadł pomiędzy jego nogami i oparł się o niego plecami. Kiedyś często mieli w zwyczaju siedzieć w takiej pozycji. Czując, że dłoń Jjonga czule przeczesuje jego włosy, przekręcił się nieco wtulając policzek w jego tors i przymykając oczy. Miał dosyć tego całego zamieszania, strachu, bólu i niepewności. Jedyne czego w tej chwili pragnął to odpocząć od całego świata w objęciach ukochanego. Jonghyun chyba rozumiał go bez słów, bo osunął się nieco będąc teraz w pozycji półleżącej i obserwował jak jego ukochany zasypia z wyczerpania. Następnego dnia chłopcy z samego rana wyjaśnili nieco zdezorientowanym rodzicom Kibuma, jak sprawa wygląda. Z początku nie rozumieli tej diametralnej zmiany, zwłaszcza że Key oświadczył, że wraca z Jonghyunem do domu. Jego mama zabrała go nawet na poważną rozmowę w cztery oczy. Wiedziała, że chłopak i tak postąpi tak jak to sobie zaplanuje, ale nie chciała by znów cierpiał. Starała się zrozumieć ich sytuację, ale mimo wszystko miała żal do Jonghyuna.
- Kochasz go? - zapytała ostatecznie, ale i tak znała odpowiedź.
- Kocham umma... Wiem, że z ojcem myślicie, że jestem naiwny ale powiedz... Zmarnowałabyś taką szansę...? - zapytał niepewnie przygryzając wargę.
- Pewnie postąpiłabym jak ty. Ale wiesz, że się martwię. - pogłaskała synka po policzku.
- Wiem, ale już wszystko będzie w porządku, zobaczysz. - uśmiechnął się pokrzepiająco. - Wracamy do pokoju? - zapytał przypominając sobie, że zostawili tam Jjonga i jego ojca samych. Kiedy jego mama kiwnęła głową od razu ruszył do salonu i omal nie parsknął śmiechem widząc jak jego ukochany dostaję ochrzan i wykład w jednym. No cóż, jego ojca nie było już tak łatwo przekonać. Postanowił im nie przeszkadzać i poszedł do swojego pokoju się spakować. Na szczęście nie miał zbyt wiele rzeczy, dlatego szybko się uwinął. Problem pojawił się w momencie kiedy musiał znieść walizkę na dół.
- Daj to słabeuszu. - uśmiechnął się do niego Jjong i zabrał mu jego pakunki.
- Dzięki. - uśmiechnął się i poszedł pożegnać się z rodzicami. Był im bardzo wdzięczy za to wszystko co dla niego zrobili. W pewnym momencie tak mocno wtulił się w swoją mamę, że kobieta zaśmiała się cicho.
- Kibummie, nie mnie teraz powinieneś ściskać. - pogłaskała go po plecach z uśmiechem. - Uciekaj bachorze i odwiedzajcie nas częściej. - chłopak tylko pokiwał głową i pożegnał się ze swoim tatą, po czym poszedł wraz ze swoim ukochanym do samochodu. Kiedy usiadł westchnął głośno i schował buzię w dłoniach.
- Wszystko w porządku? - zmartwił się nieco Jonghyun odpalając silnik. Key tylko pokręcił głową i dalej trwał w tej nieco dziwnej pozycji starając sobie wszystko poukładać.
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że wracamy do domu. - wyszeptał zerkając na niego. Zdziwił się nieco, kiedy jego chłopak nagle zjechał na pobocze i zatrzymał samochód. - Co ty... - nie dane mu było skończyć, bo Jjong pocałował go czule, ale i pewnie zarazem. Od razu wszystkie zmartwienia odpłynęły.
- Bummie, nie myśl już o tym co było. Myśl o nas, dobrze...? - wyszeptał zerkając mu w oczy. Key po raz pierwszy uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową. Miał rację, już nic nie ma prawa się zepsuć. Teraz będzie już tylko lepiej.
[Jonghyun i Key]
Jjong siedział sobie rozwalony na kanapie i oglądał telewizje. Zastanawiał się co jego ukochany robi tyle w łazience, no ile można tam siedzieć?! Co prawda on też potrafił przebywać tam godzinami, ale i tak rzadko się to zdarzało, natomiast on to już przechodził samego siebie. Kiedy w końcu wrócił do niego na dół uśmiechnął się lekko, ale nadal był nieco zirytowany.
- No co ty tam robiłeś? Myślałem, że nigdy stamtąd nie wyjdziesz! - odparł a Kibum nadął policzki widząc jego zirytowanie i dmuchnął w wilgotną jeszcze grzywkę.
- Myślisz że wykremikowanie całej twarzy zajmuje pięć minut? Chcesz żebym za sześć lat już miał zmarszczki? - skrzywił się na samą myśl o tym. Co jak co ale dobrze wszystkim znana "migracja twarzy" po trzydziestce go mega przerażała. - Przecież mówiłem ci, że ja zawsze będę piękny i młody. - zachichotał cicho i usiadł obok niego na kanapie zerkając na ekran telewizora. Widząc jednak, że nie ma tam nic ciekawego, skupił uwagę na swoim ukochanym, którego pocałował w policzek. Blondyn natomiast zaśmiał się słysząc jego słowa i pstryknął go w nosek.
- Ależ oczywiście kochanie. Ale wiesz co ci powiem? - popatrzył mu w oczy już zupełnie olewając grający telewizor. Chłopak uśmiechnął się i przysunął do niego.
- Co takiego? - popatrzył na niego zaciekawiony również zerkając w te jego czarne oczka. - Stęskniłem się za tobą... - wyszeptał głaskając go teraz po policzku. Naprawdę nie potrafił oderwać od niego wzroku, był dla niego najpiękniejszym stworzeniem na tym świecie. Młodszy posmutniał nieco od razu przypominając sobie to wszystko przez co musieli przejść. Z cichym westchnieniem wstał po chwili siadając mu na kolanach i po raz kolejny spojrzał mu w oczy.
- Uwierz że ja bardziej... - wyszeptał nachylając się do niego. Jjong wpatrywał się w ukochanego przez chwilę, po czym nie mogąc dłużej wytrzymać pocałował go czule i oplótł go rękami w pasie.
- Już nigdy więcej nie pozwolę ci odejść... - Nie pozwalaj... - powiedział ściszonym tonem i odwzajemnił jego pocałunek nie pozwalając mu się odsunąć. Położył dłonie na jego ramionach przysuwając się do niego jeszcze bliżej a on nie mówiąc już nic więcej pogłębił pocałunek pragnąc znowu poczuć smak jego ust. Tak bardzo mu tego brakowało, jego ciepła, bliskości, miłości... Tylko on umiał sprawić, że wszystko w nim wariowało i wywołać te motylki w brzuchu, które nawiedzały go przy każdym bliższym spotkaniu z nim, a nawet i w zwykłych codziennych sytuacjach. Key prawdę mówiąc z początku nie był pewny czy dobrze zrobił, że tak od razu go przyjął. Ale jak można było mu nie wybaczyć? Widać te dinozaury już tak mają, że nie zdają sobie sprawy ile mogą narobić bałaganu. Zamruczał pod nosem i przejechał językiem po jego górnej wardze.
- Jongie... - powiedział cicho na co jego ukochany objął go ciaśniej jakby bał się, że zaraz mu ucieknie i westchnął czując jego język.
- Tak Bummie? - wyszeptał i przygryzł delikatnie jego dolną wargę. Kibum zerknął na jego buzię i uśmiechnął się delikatnie.
- Kocham cię idioto. - pstryknął go w policzek i ponownie zatopił się w jego wargach nie pozwalając mu odpowiedzieć. Jonghyun już chciał mu powiedzieć, że również go kocha, ale chyba nie było mu to dane. Uznał, że powie mu to później a teraz z chęcią całował jego słodkie usta z lekkim uśmiechem. W pewnej chwili poczuł, że chciałby jeszcze więcej niż tylko pocałunek.
- Kochanie... - wymruczał cicho. Drugi Kim skupił się na jego ustach pieszcząc je swoimi wargami i przejechał dłońmi po jego ramionach. Westchnął cicho, bo musiał przerwać pocałunek, aby być w stanie mu odpowiedzieć.
- Słucham...? - popatrzył na jego buzie miziając teraz boki ukochanego. - Chcę cię. - powiedział cicho patrząc mu w oczy i czuł, jak przechodzą go dreszcze pod wpływem dotyku ukochanego. To było naprawdę niesamowite jak jedna osoba mogła wpływać na drugą. A żeby było ciekawiej, tylko jego Kibummie tak na niego wpływał. Nigdy nie spotkał się z czymś takim... Na te słowa młodszy uśmiechnął się cwano i teraz przejechał dłońmi po jego udach.
- Przecież mnie masz. - wzruszył ramionami udając że nie wie o co mu chodzi. Czasem lubił się z nim droczyć. Oczywiście musiał pamiętać, aby nie przesadzić bo łatwo było urazić jego dumę. - Ale... Ty wiesz o co mi chodzi, kocurku. - zmierzył go wzrokiem. Orientując się, gdzie są łapki jego Skarba poczuł, że robi mu się ciaśniej w spodniach. Aish, on to robił specjalnie, no po prostu był przekonany, że to było specjalnie! Ten uroczy kociak tylko zaśmiał się cicho i pokręcił głową.
- Nie mam bladego pojęcia. - uśmiechnął się niewinnie i wstał z niego jakby nigdy nic. Złapał go jednak za rączki tym samym nakazując mu wstać i zamknął przestrzeń pomiędzy nimi namiętnym pocałunkiem. Nie puszczając jego dłoni zaczął go na ślepo prowadzić w stronę ich sypialni. - No jak to... - już chciał mu wytknąć, że się z nim droczy, ale nie zdążył tego zrobić przez poczynania ukochanego. Wzruszył ramionami i bez protestów włączył się do pocałunku idąc za nim grzecznie. Bummie szedł z nim ostrożnie, żeby na nic nie wpaść i otworzył drzwi „delikatnym” kopniakiem. Kiedy weszli wreszcie do sypialni, popchnął go na łóżko i od razu położył się na nim przylegając do niego ciałem. Bling zadowolony z przebiegu wydarzeń przycisnął go do siebie wpijając się w jego wargi coraz zachłanniej oraz przejechał dłońmi po jego udach spoczywając nimi na tym seksownym tyłeczku swojego chłopaka, który westchnął w jego wargi czując gdzie znajdują się łapki ukochanego i jeszcze bardziej docisnął bioderka do niego. Cały czas oddawał gorący pocałunek, a w międzyczasie wsunął dłonie pod jego koszulkę macając go po torsie. Przez tą czynność Jjonga przeszły przyjemne dreszcze, ach to było takie wspaniałe. Zaczął powoli masować jego pośladki po chwili wsuwając języczek do jego ust, którym zaczął pieścić ich wnętrze. Diva po jakimś czasie ściągnął z niego koszulkę, która nagle zaczęła robić się niezwykle irytująca i kontynuował macanie jego seksownego ciałka. Trącił jego języczek swoim zaczepiając go i po chwili zaczął się nim bawić mrucząc cicho. Jego dotyk sprawiał, że Jjong wariował. Przy nim było mu tak cudownie, że zapomniał o całym świecie. Nie liczyło się już nic innego, tylko oni. Tylko on, tylko należący do niego już na zawsze Kibum. Chcąc mu ulżyć, bo jak się domyślał i jemu zrobiło się gorąco zdjął z niego koszulkę.
- Rawrrrrr. - uśmiechnął się pod nosem. Key słysząc warczenie jego Dinusia odpowiedział mu tym samym. Dobrze, że jego ukochany zdjął z niego koszulkę, bo faktycznie było mu bardzo gorąco. W końcu oderwał się od jego ust chcąc dać im chwilę odpoczynku i zjechał wargami na jego szyję muskając ją czule. Jonghyun w odpowiedzi na to odchylił głowę do tyłu chcąc dać mu do siebie większy dostęp i przy okazji zaczął dobierać się do jego spodni, gdyż jego dłonie nie zdołały się od tego powstrzymać. Po chwili jęknął cicho przez jego poczynania i zsunął z niego spodnie rzucając je gdzieś na podłogę tam, gdzie prawdopodobnie jest i jego koszulka. Przewrócił go teraz na plecy i zawisł nad nim patrząc mu w oczy.
- No cześć Kocurku, co tam? - uśmiechnął się szeroko patrząc na jego pysio. Key popatrzył mu w oczy z uśmiechem, którego nie mógł powstrzymać. Był taki szczęśliwy, nie wyobrażał sobie życia bez tego chłopaka.
- Gorąco. - zaśmiał się pod nosem przy okazji mocując się z rozporkiem swojego Kochanie, po czym pozbył się jego spodni. Chłopak roześmiał się i ponownie złączył ich usta w pocałunku wodząc dłońmi po jego nagiej klatce piersiowej. Jechał nimi coraz niżej aż dotarł na brzuch i miział go sobie przez chwilę. Jednak zaraz znalazły się one na jego podbrzuszu, któremu również poświęcił trochę uwagi, aż w końcu zahaczył palcami o brzegi jego bokserek. Zamruczał cicho i zaczął powoooli zsuwać je z niego. Kibum odwzajemniał pocałunek czule i przejechał dłońmi po jego pleckach, drapiąc je delikatnie. Przez chwilę stał się nieco bierny, bo nie mógł się na niczym skupić. Jego ukochany doprowadzał go do szaleństwa. Czując co robi, on również sięgnął do jego bokserek, ale szybko się ich pozbył nie mając siły na zabawy. Za bardzo za nim tęsknił... Za bardzo go pragnął. Bling, gdy jego najdroższy zdjął z niego ostatni fragment garderoby przestał już go męczyć i zrobił to samo. Całował jeszcze przez chwilę jego słodkie wargi, ale po jakimś czasie przerwał pocałunek patrząc mu głęboko w oczy.
- Kocurku... Ja też cię kocham. - pogłaskał go delikatnie po policzku przypominając sobie, że miał mu na to odpowiedzieć i uznał, że ten moment jest odpowiedni. Diva uśmiechnął się rozczulony i mimo, że nie było to jakieś długie i wyszukane wyznanie, zabrakło mu słów. Przez dłuższą chwilę przyglądał mu się w milczeniu, ale w końcu postanowił się odezwać.
- I już zawsze kochaj... Nie przejmuj się innymi... Nigdy. - ostanie zdanie wyszeptał. Blondyn zamilkł na chwilę czując wyrzuty sumienia, ale zaraz mu przeszło. Teraz już wiedział, że to co robił było złe. Nie miał zamiaru już dłużej się ukrywać, chciał, żeby wszyscy, absolutnie wszyscy wiedzieli o ich związku. I nie dbał o to, czy będzie im się to podobać czy nie.
- Nigdy. - powiedział cicho i zjechał wargami na jego szyjkę a łapki ulokował na jego bioderkach, po czym powolutku zaczął w niego wchodzić dbając o to, żeby jak najmniej odczuwał ból. Jego najdroższy westchnął przeciągle i objął go ciasno za szyję przyciągając go do siebie najbliżej jak się dało. Wsunął palce w jego włosy i zamknął oczy skupiając się na doznaniach. Jego chłopak zawsze na początku traktował go jakby był ze szkła, ale nie przeszkadzało mu to absolutnie, to było kochane. Jjong muskał jego skórę delikatnie i z czułością zostawiając na niej mokre ślady i wchodził w niego coraz głębiej. W końcu wszedł do końca i odczekał chwilę chcąc, by się przyzwyczaił. Kiedy upewnił się, że tak się stało zaczął się w nim poruszać gładząc w tym samym czasie jego boki. Wyższy odchylił głowę do tyłu dając mu do siebie lepszy dostęp. Uwielbiał go, po prostu go kochał. Przekręcił łepek tak, że jego usta znalazły się blisko uszka ukochanego i zaczął do niego cicho pojękiwać. Zjechał dłońmi na jego plecki, drapiąc je delikatnie.
- Mrrraw. - zamruczał cicho a dinozaur przyssał się do jego szyi zostawiając na niej obfitą malinkę i uśmiechnął się oblizując wargi. Kiedy słyszał te jego cudowne jęki normalnie zaczynał podniecać się jeszcze bardziej, tak strasznie go pragnął, że nie mógł się powstrzymać i przyspieszył ruchy jednocześnie również zaczynając cicho jęczeć. Kibum zjechał dłońmi na jego boki i miział je delikatnie. Odnalazł wargami jego usta, za którymi zbyt bardzo się stęsknił i pocałował je czule. Jego jęki zginęły teraz w jego wargach, a jego ciało przechodziły fale gorąca i miał wrażenie, że niedługo oszaleje.
- Ach... Kochanie... - powiedział z ledwością mu w usta nie oczekując odpowiedzi. Jjong odwzajemniał jego pocałunki z miłością i uwielbieniem. Starał się skupiać na tej czynności, ale coraz ciężej mu to wychodziło. Jego ciało powoli odmawiało posłuszeństwa, jedyne czego się domagało to czuć jego ukochanego jeszcze bardziej, najbardziej jak tylko się dało. Te odgłosy, które z siebie wydawał były wprost melodią dla jego uszu.
- Mmm... Kocurku... - przygryzł jego wargę, jednak pocałunek choć wspaniały, nie trwał długo, ponieważ wcześniej wspomniany był zbyt roztrzęsiony i rozkojarzony, aby się na nim skupić. Wtulił się teraz w niego ze wszystkich sił i jęczał mu prosto do uszka. Nie sądził, że wytrzyma jeszcze długo, bo jego ukochany doprowadzał go do szaleństwa. Blondyn natomiast wtulił twarz w zagłębienie jego szyi i słuchał tych nieziemskich odgłosów rozkoszy swojego chłopaka, po czym w końcu przyspieszył już najbardziej jak się da. Wiedział, że za chwilę nadejdzie ten moment, dlatego też by sprawić mu jeszcze więcej przyjemności wziął w dłoń męskość tego Kociaka i zaczął ją pieścić. Bummie uznał, że tego już było za wiele. Zacisnął powieki nawet nie starając się powstrzymać swoich głośnych jęków. Zdołał wytrzymać jeszcze chwilę, ale potem doszedł wtulając się w ciałko swojego ukochanego.
- Ach... J-jongie... - wyjęczał resztkami sił a ten nie zdołał powstrzymać uśmiechu, kiedy usłyszał swoje imię. Doszedł zaraz po nim z przeciągłym jękiem i opadł na niego bezsilnie tuląc go do siebie.
- Jesteś dla mnie tym jedynym... Od zawsze nim byłeś i na zawsze nim pozostaniesz. Nikt nie zdoła sprawić, że przestanę cię kochać. Bo ty jesteś dla mnie wszystkim, a kiedy cię nie ma, mnie też nie ma, jedyne co robię, to tylko oddycham... - wyszeptał patrząc mu prosto w oczy i poczuł, że zbiera mu się na płacz. Kiedy jego chłopak zdołał unormować oddech, popatrzył na niego, ale przestraszył się widząc jego minę. Od razu przyłożył mu dłoń do policzka.
- Już cii... Jestem tu przecież... - wyszeptał wtulając go w siebie i przeczesał palcami jego włosy. - Nie wracajmy do tego, dobrze? - chciał zapomnieć o tych przeklętych, przepełnionych płaczem tygodniach, a ciągłe wspominanie tego na pewno mu w tym nie pomoże. - Tak... Nie chcę do tego wracać...
- Mam nadzieję Skarbie... - znowu na chwilę jakby stracił humor.
- Po prostu chciałem ci to powiedzieć... Żebyś już się nie martwił, bo ta sytuacja była jednorazowa i na pewno więcej się nie powtórzy. Kocham cię, Kibummie... Kocham... - powiedział po czym pocałował go czule przymykając oczy, a Kibum po chwili rozpromienił się słysząc jego słowa.
- Ja Ciebie też kocham... I już żadna flądra się do ciebie nie przyczepi, już moja w tym głowa! - powiedział bojowo, choć wyglądało to pewnie śmiesznie. Wyczerpany tym wszystkim wtulił się w ukochanego i pomału odpływał. Po paru minutach obaj byli pogrążeni w głębokim śnie, marząc o sobie nawzajem.
[Jonghyun]
Kiedy się obudził jeszcze nieprzytomny zaczął szukać dłońmi swojego Skarba, bo jakoś nie czuł go przy sobie. Przez chwilę się zmartwił, ale w końcu znalazł go i czym prędzej przyciągnął do siebie. Kibum tylko wymamrotał coś pod nosem i wtulił się w niego dalej trwając w twardym śnie. Blondyn westchnął cicho i wpatrywał się w jego buzię z uśmiechem. Tak bardzo się cieszył, że znowu może zasypiać i budzić się przy nim. Przez ten czas gdy go nie było, zdążył zrozumieć, że wcześniej nie doceniał tego, co ma. Teraz obiecał sobie, że za wszelką cenę będzie sprawiać, by jego najdroższy był szczęśliwy, bo tylko to się dla niego liczyło. I nie pozwoli mu już więcej cierpieć, bo kiedy tak się dzieje, to czuje jakby coś w nim umarło. A tym bardziej, kiedy cierpi właśnie przez niego. Mógłby tak patrzeć na niego cały dzień, noc, w sumie to nawet i całą wieczność, ale z tego całego zamyślenia i oczarowania jego śpiącym aniołkiem wyrwał go dzwonek do drzwi. Zdziwił się nieco i spojrzał na zegarek widząc, że jest jeszcze naprawdę wcześnie. Szczerze to nie chciało mu się wstawać, ale że osobnik stojący przed ich drzwiami nie dawał za wygraną, westchnął zrezygnowany i zwlókł się z łóżka zakładając bokserki leżące na ziemi po czym zszedł na dół i otworzył.
- Jonghyun? Jak ty wyglądasz dziecko! - wrzasnęła niska kobieta, w której blondyn po dłuższym przyjrzeniu się rozpoznał swoją matkę.
- Umma? Co ty tu robisz? I wybacz za mój stan, ale dopiero wstałem... - powiedział spokojnie i gestem ręki zaprosił ją do środka. Ona, choć niechętnie, weszła i stanęła w przedpokoju patrząc na niego z powagą.
- Kim Jonghyunie. Czy ty możesz mi powiedzieć co ty najlepszego wyprawiasz? - jej twarz przybrała surową postać i można było w niej dostrzec ogromne oburzenie i zdenerwowanie.
- Ja? Nic. O co ci znowu chodzi? - wzruszył ramionami przewracając oczami, eh i znowu się zaczną te jej wykłady.
- Jak to o co?! Jak mogłeś tak potraktować HaNę?! Jak mogłeś ją zostawić w dniu ślubu i w dodatku wygadywać takie bzdety?! - słysząc to bling już nie wytrzymał i również się zdenerwował, bardzo.
- Bzdety? Mamo, ja chyba śnię. Czy ty naprawdę nie zrozumiałaś tego co wtedy powiedziałem? Jeżeli znowu masz zamiar się wpieprzać w moje życie, to tam są drzwi. - niemal wywarczał wskazując jej skinieniem głowy wyjście. Jego matka stała w tej chwili jak wryta i nie mogła uwierzyć własnym uszom.
- Słucham? Czy ty mnie wyrzucasz? - spytała niedowierzając.
- Rozum to jak chcesz. Po prostu chcę ci przekazać, że... - zaczął, ale nagle pojawił się za nim Key, który również był nieco roznegliżowany, miał na sobie jedynie bokserki i koszulkę.
- Co się tu dzieje? - zapytał podchodząc do Jjonga, jednak widząc osobę, która mu towarzyszyła schował się za jego plecami zmieszany.
- Huh... Chyba ja powinnam spytać co się tu dzieje! Co on tutaj robi i dlaczego jest prawie nagi?! - zasłoniła usta dłońmi patrząc na nich jakby z obrzydzeniem.
- Mieszka. A to dlaczego jest prawie nagi akurat najmniej cię powinno obchodzić. Już nie będę na każde twoje zawołanie, rozumiesz? I nie będę cię słuchał. Kocham go i będę z nim czy tego chcesz czy nie, naprawdę muszę się powtarzać? Jeżeli ci to nie pasuje to po prostu wyjdź i zostaw nas w spokoju. - odpowiedział bardzo stanowczo i wpatrywał się w nią bezuczuciowo. Kobieta tylko prychnęła pod nosem i zarzuciła torebkę na ramię.
- Skoro tak chcesz to proszę bardzo! Bądź sobie z nim i żyjcie sobie w tym chorym związku! Ale żebyś później do mnie nie przychodził z płaczem, że popełniłeś błąd! Do widzenia. - zjechała ich obu wzrokiem i wyszła trzaskając drzwiami. Jonghyun oparł się o ścianę bokiem i spuścił głowę, ale kiedy poczuł, że jego chłopak wtula się w jego plecy popatrzył na niego bezsilnie. Kibum uśmiechnął się do niego i pomiział go noskiem w policzek.
- Byłeś bardzo dzielny, chociaż wiem, że powiedzenie tego wszystkiego nie było dla ciebie łatwe. Jestem dumny kochanie. - musnął jego policzek i położył głowę na jego ramieniu.
- Dziękuję Bummie. - odwzajemnił uśmiech i odwrócił się w jego stronę tuląc do niego.
* * *
- Aigoo, no gdzie my idziemy? Nogi mnie już bolą! - jęknął coraz bardziej zmęczony Kibum. - To już chyba pół godziny, daleko jeszcze? - marudził trzymając swojego chłopaka za rękę. Jonghyun chichotał cicho widząc tą jego minę ala' naburmuszona diva i dalej dzielnie prowadził go w wyznaczone miejsce. Chciał mu zrobić niespodziankę, a to się równało z tym, że no niestety musiał trochę pocierpieć, tym bardziej, że miał opaskę na oczach. Pragnął, aby wszystko wyszło idealnie i miał szczerą nadzieję, że właśnie tak będzie.
- Jeszcze troszkę, wytrzymaj. - cmoknął go w zmarszczony nosek i kolejne pół godziny później w końcu dotarli na miejsce. - Jesteśmy.
- To... Było... Dla... Ciebie... Troszkę?! Nogi mi odpadają! - tupnął nogą po chwili orientując się, że to nie było zbyt mądre i omało co się nie przewrócił, bo już naprawdę nie miał siły a nóżki dodatkowo bardzo bolały. Blondyn złapał go szybko, żeby nie upadł i pokręcił głową.
- Ach kocurku, sportowcem to ty nie zostaniesz. - roześmiał się głośno.
- Phi... No mogę już to zdjąć? Chcę zobaczyć dlaczego musiałem się aż tak namęczyć!
- Oczywiście. - uśmiechnął się i odwiązał opaskę będącą na jego oczach. Młodszy widząc to co było przed nim zaniemówił. Uchylił lekko usta z zachwytu i podziwiał piękną scenerię, którą miał okazję teraz widzieć. Znajdywali się we wspaniałym parku, przynajmniej tak myślał, że to park, jednak nie było w nim widać żadnej żywej duszy oprócz nich. W miejscu, gdzie drzewa dziwnym zbiegiem okoliczności układały się w koło po środku stał stolik, a na nim zachęcające i pachnące potrawy, które nawet były jeszcze ciepłe. Pomiędzy nimi stały dwie świece, a na około krzeseł porozsypywane były płatki róż, w sumie to w całym tym miejscu na ziemi można było je dostrzec. Key przetarł oczy myśląc, że może mu się to śni, ale nie. To była rzeczywistość. - I jak ci się podoba? - odezwał się bling nie mogąc rozszyfrować wyrazu twarzy kochanka.
- Um... Jest... Jest idealnie Jongie! - krzyknął i rzucił mu się w ramiona.
- Cieszę się w takim razie. Może chodźmy zjeść, bo w końcu nam wystygnie i będzie niedobre. - musnął jego usta i pociągnął go za sobą. Po chwili już siedzieli i objadali się jedzeniem, które przygotował dla nich sam Jjong.
- Mniam, kochanie! To jest przepyszne! - zachwycał się i niemal zlizywał z talerza to co mu zostało.
- Smakuje ci? Sam to wszystko zrobiłem. - popatrzył na niego zadowolony widząc jego reakcje.
- Mniaaami! Musisz mi częściej robić takie pyszności. - uśmiechnął się szeroko i usiadł sobie wygodnie na krześle kładąc dłoń na brzuchu. - Ale się najadłem.
- Haha, no właśnie widzę. Ale to nie koniec atrakcji. - zaśmiał się cicho, a kiedy zobaczył zdziwioną minę ukochanego roześmiał się już na dobre. - No co tak patrzysz?
- No nie wiem... A co jeszcze przygotowałeś? - wpatrywał się w niego zaciekawiony, ale nie usłyszał odpowiedzi. Zamiast tego obserwował, jak Jonghyun wstaje ze swojego miejsca i podchodzi do niego.
- Bummie... Mógłbyś na chwilkę wstać? - spytał a wyższy Kim przechylił łepek na bok nie bardzo wiedząc co też ten chce zrobić i tylko kiwnął głową na „tak” po czym wstał. Blondyn popatrzył mu w oczy z ogromną miłością. Czuł, że musi to zrobić. Nie... Nie musi... Chce to zrobić. - Skarbie... Jesteśmy ze sobą naprawdę długo i... Ostatnie wydarzenia pozwoliły mi uświadomić sobie, że nie chcę nikogo innego. Nie potrafię... Po prostu nie potrafię być z osobą, która nie jest tobą. Jak mówiłem, jesteś tym jedynym... Nie wyobrażam sobie życia z kimkolwiek innym. Pragnę spędzić jego resztę właśnie z tobą, chcę być z tobą do końca świata, a nawet dłużej. Dlatego chcę cię o coś spytać... - wziął głęboki oddech i wyjął z kieszeni marynarki małe pudełeczko po czym uklęknął przed nim i otworzył je ukazując śliczny pierścionek, który zawsze przykuwał uwagę jego ukochanego kiedy byli u jubilera. - Czy wyjdziesz za mnie? - wyszeptał a Kibuma... Dosłownie zatkało. Wytrzeszczył oczy w czystym szoku i przełknął głośno ślinę wbijając w niego swój zdezorientowany wzrok.
__
No i tu trochę was poszantażujemy. Tak więc... Jeżeli chcecie więcej, a mamy w planach mały bonusik, to chcemy widzieć tu naprawdę duuużo komentarzy! Tym razem to wy musicie się wykazać, także wszystko zależy od was. Chcecie ciąg dalszy? No to hwaiting. :D Hehehehe.
Do tej pory, jako cichy czytelnik odwiedzałam tego bloga, a teraz się ujawniam ^^ Po części dlatego, że ten rozdział strasznie mi sie podobał i chciałabym coś tam na jego temat napisać, a po części z waszego małego szantażu. Błagam, weźcie wy załóżcie razem bloga, bo pisanie razem zdecydowanie wam wychodzi :3
OdpowiedzUsuńCieszę sie, że skończyło się happy endem..i to jakim XD Wkurzyła mnie tylko matka Jonga, jak ich odwiedziła. Nie lubię takich ograniczonych osób ._.
Hihi, seksy też mi się bardzo podobały *to co dinozaury lubią najbardziej* XD Szkoda, że Jonghyun nie zerwał zaręczyn wcześniej, może obyło się bez tej całej szopki, a Key nie próbowałby sie zabić. Wole nawet nie myśleć co by Jjong zrobił jak by mu sie udało...Romeo i Julia 2 XD Rozdział bardzo mi sie podobał, jak już chyba mówiłam. Życzę weny i czekam na wasza niespodziankę,
xoxo.
Żaaaaaaaaaaaaaal! Takie zakończenie??! No serio?! Załamałam się </3
OdpowiedzUsuńBOŻE. TAG. DZIĘKI. PA.
No dobra, przeszło mi. XD
OdpowiedzUsuńCo do notki... Nie lubię mamy Jonghyun'a .__. to taka wredna szczotka <3
A Jonghyun, to jednak tępa dzida ._. ja mógł dopuścić do tego durnego ślubu. No co jest z tym człowiekiem nie tak? XoX O tyle dobrze, że się ogarnął na czas. Chwała mamie Bummiego.
A Key... Moje małe biedactwo no! przytuliłabym i nie puszczała. I tak mam ochotę odgryźć Jonghyun'owi rękę za to co mu zrobił no ale nic. Whatever.
Ostatecznie życzę weny, czasu i CHĘCI NIE SZANTAŻOWANIA NAS W PRZYSZŁOŚCI T^T kooooocham <3
AGTRFRDAFYDSFAKYDGKAYUgw d *o* <3 ;3 <3 ;3 *.* *o* *.* <3 ;3
OdpowiedzUsuńTAKI KOCHANY ROZDZIAŁ!! <3
Jeszcze te zdrobnienia <3 W pewnym momencie tak się rozczuliłam ;3
A na końcówce to hehłam, serio xd
nie wiem czemu, ale rozbawiła mnie sytuacja jak chłopak oświadcza się chłopakowi xxd
Dobra nie ważne..
JA CHCĘ TEN BONUSIK!! xD
Jak będzie trzeba to sama wam napiszę 100 komentarzy xd
To tak działa?? :D
FIGHTING!!
Focham sie, nie lubie was, ide płakać w koncie ;.; taki piękny rozdział ... ale od początku.
OdpowiedzUsuńJak ta cała szmata (przepraszam za wyrażenie) wpakowała sie do ich domu i zakończyła tą całą sielankę myślałam, ze jej łeb ukręcę. Byli tacy szczęśliwi, a ona to zniszczyła. Wredny babsztyl -.-. Potem jak pojawiło sie to bezguście (ponoć dziewczyna) to dostałam palpitacji serca, a jak w ogóle zobaczyłam na końcu rozdziału tekst "zaproszenie na ślub" i na tym rozdział sie kończył to myślałam, ze zacznę płakać. Nie wieże do tej pory, że Jong był aż tak głupi i zgodził sie na to + ze ciągnąć to tak długo i zostawił biednego Bumiego ;c Dzięki ci pane ... dzieki wam autorki xd że mama Bumiego zadzwoniła do Jonga, bo gdyby nie ta informacja ten kretyn pewnie wyszedłby za tą siksę!
A potem było już sielankowo co mnie bardzo ucieszyło, te słodkie scenki ... no aż sie serduszko radowało ;) a jak matka Jonga wparowała do domu to aż mi oczka zabłysły, oj już widziałam go w furi, jeszcze tylko brakowało mi żeby sie pocałowali przy niej czy coś, tak zeby jej dopiec ... tak tak lubie być złośliwa xd
Także w kilku krótkich słowach, opowiadanie bardzo fajne, prawdziwe co najbardziej mi sie spodobało, nie ma tu nic z magii ani tego typu koloryzatorów, po prostu zwyczajne życie i zwyczajne problemy miłosne ;)
Chylę głowę za to opowiadanie i całuje, że je napisałyście. Naprawdę warto było je przeczytać ;*
... a i jeszcze tak do czytelników ..
KOMENTOWAĆ SŁONECZKA BO NIE RĘCZĘ ZA SIEBIE!! ;D
jak ja napisałam "płakać w KONCIE" - kącie xd wybaczcie dla mnie 10 to jeszcze noc xd
UsuńDobra, sorry, lekko się wkurwi*am, bo nie chce mi się pełny komentarz wkleić i wg ciągle mi coś zmienia, więc daję link ze screenem, jak ma to wygladać. Tamte dwa usuń, proszę </3 http://2.bp.blogspot.com/-4vH0SJqc3xM/U1ZUCjHRTiI/AAAAAAAAAq4/4iFHd5Rj3wk/s1600/asdwe.jpg
OdpowiedzUsuńAle dla Ciebie zrobię wyjątek i odpiszę... Omo, jebłam. XD Tyle emocji. *^* Nie no, Ty to chyba jesteś fanką numer 1. XD Wiesz no, kochamy was, ale to od was zależy, czy dodamy bonusik czy nie. :D A pomysł napadł tak o, nie wiem, po prostu. xd I już spokojnie, oddychaj, bo nie dożyjesz do tej następnej części. DX
UsuńPS. Usunęłam tamto, nie przejmuj się, nikt nie zauważy. xD Haha, kc. <3
*dodaje jedną odpowiedź dla wszystkich, bo mi się zwyczajnie nie chce każdemu po kolei odpisywaćXD* Ojejciu... Tak szczerze to nie sądziłam, że już poleci tyle komentarzy. XD Ale wiecie, trzeba was jakoś zmobilizować noo! :D Co do fabuły no to tak, właśnie tak miało być. Wiadomo, ktoś musiał być idiotą, ktoś musiał przeszkadzać, bo inaczej to by były takie flaki z olejem, nie sądzicie? :D Wiemy, że jesteśmy okropne i w ogóle... Bardzo przepraszamy, ale ja osobiście nie żałuję. XD Mi też się podoba to opko, ogółem jestem z tego bardzo dumna. I sądzę, że tak dobrze nam to wychodzi, bo po części opisujemy te wszystkie uczucia z doświadczenia, dlatego możemy się wczuć w to co piszemy, szczególnie że robimy to razem i to jeszcze z naszym pairingiem. <3 Cieszę się, że wam się to aż tak spodobało, i nie wykluczamy możliwości, że jeszcze coś razem stworzymy, także keep calm and wait for more. :D
OdpowiedzUsuń+ jeszcze jedno... Moje komentarze się tu nie liczą, ani po parę od jednej osoby. Wybaczcie, ale nie ma tak dobrze, kochani. XD
UsuńUjme to tak: Jeśli on powie nie to nwm co zrb
OdpowiedzUsuńKocham was moje unni!
naprawdę no <3
dxchondi xsizopsmwiu eohdxs! *~*
nie każcie mi czekać....
Jezu..... Nie cierpie przerywania w takich momentach, no!!! Bez uszanowanka!
OdpowiedzUsuńBardzo wciagnelo mnie to opowiadanie i czytalam go podczas 13-godzinnej jazdy autokarem. SERIO XD Mega mi sie no podoba :D Tylko jest jeda rzecz ktora mnie u was rozbraja xD Mianowicie te zdrobnienia XD ''lepek'', ''plecki'', ''bioderka'', ''jezyczek'' itd. XD Wszystko spoko, ale przy scenie erotycznej takie zdrobnienia sa wrecz zbedne XDDDD Dziwnie sie troche czyta wtedy. Nie miejcie mi za zle. Mysle, ze aka drona krytyka jeszcze nikomu nie zaszkodzila XD
Aha i JA CZEKAM NA KOLEJNY ROZDZIAL ''NIE JESTES TAKI''
(pisze tu, bo wiem, ze Oczko tez jest wspolaurka teg opowiadania XD)
Swietne opo, naprawde i czekam na bonus :D
~Santa Maria~
Hahaha. Co do zdrobień... Wiem, że przesłodzone, jednak my zawsze ich używamy, znaczy nie żeby coś. XD To z przyzwyczajenia, również nie miejcie nam tego za złe. ;_; XD
UsuńDziękuję i pozdrawiam. <3
No dobra, widzę, że trzeba skomentować, bo nie będzie bonusu :< Z góry przepraszam za brak sensu w komentarzu XD
OdpowiedzUsuńTa matka to taki wredny babsztyl, że nie scierpię -.- Jestem ateistką, ale w duszy krzyczę: "Boże, daj mi siłę!" CO TO MIAłO BYĆ?!!! Miałam ochotę jej przywalić albo przyatakować głową ścianę. Tak, ledwo się powstrzymałam od walenia głową w ścianę- od zawsze wiedziałam, że jestem nienormalna [*] Ale po innych komentarzach widzę, że nie jestem jedyna XD Dobra, koniec maltretowania klawiatury, czas napisać o czymś przyjemnym. Mam nadzieję, że Kibum się nie zgodzi. Nie bijcie mnie, proszę. Po prostu... to byłoby takie przewidywalne i takie typowe, że całe opowiadanie straciłoby dla mnie swój urok </3 Teraz kilka razy mnie zaskoczyłyście (chociaż miłe te niespodzianki nie były, bo wiązały się z tymi zdzirami), a takie zakończenie zepsułoby wszystko ;____; Chyba, że by się zgodził, a potem stało się coś nieprzewidywalnego (tylko nie śmierć i nie wpadnięcie pod auto, błagam ;____;) to wtedy miałoby to sens. Dobra, pouczam ludzi o sensie w pisaniu, a sama wprowadzam chaos X"DD Aha, mama Key jest fajna. (Wiedzieliście, że nie ma takiego słowa jak "fajny"? O.o To zapożyczenie z j. niemieckiego i nie ma go oficjalnie w j. polskim) Fakh, znowu włączył mi się bullshitmode ;__;
Jjongie taki oryginalny z tą kolacją i płatkami róż...
Key taki emo...
Matka Jjonga taka [cenzura]...
Reasumując, dołujecie mnie i sprawiacie, że niszczę przedmioty dookoła siebie. Moimi ofiarami padło już kilka rzeczy... Cóż, przynajmniej nie wyładowywuje agresji na istotach ożywionych. ALE nie przestawajcie tego robić, bo sprawicie więcej Zua. Ja zawsze mogę skoczyć do papierniczego po zniszczone przedmioty biurowe, bo na szczęście tylko takie dopada moja destruktywna siła czytelnika fanficów [*] A przestając pisać, przysporzycie paru osobom załamanie nerwowe. Ja nie żartuję. Znałam kiedyś taką jedną... była miła. Powtarzam- była. Dobra, gadam, piszę, whatever, od rzeczy, więc lepiej skończę. Czy jest tu jakiś limit znaków? O.o Pozdrawiam XDDDD
Świetne <3
OdpowiedzUsuńJak po raz pierwszy zaczęłam to czytać to jakos tak nie bardzo do mnie to przemawiało, ale ostatnio pomyślałam sobie, że to niemożliwe, żeby akcja się potem nie rozkręciła...przecież każde opowiadanie pisane przez którąś z was ma w sobie to cos ...no i zaczęłam od nowa, żałując potem, że jednak wczesniej tego nie przeczytałam...Naprawdę dobry pomysł :) Znowu opowiadanie, które chce się wciąż czytać dalej i dalej będąc ciekawym co się za chilę zdarzy. I fakt, że pisałyście to razem sprawił, że postacie Key i Jonga miały 2 zupełnie inne charaktery...Fajnie by było gdyby powstał owy bonus ^w^ Jedna rzecz mnie martwi :O Od kiedy Key zamknął w pokoju Killera gdy matka Jonga przyjechała słuch o nim zaginął ;_; Biedny Killer xD Z przejęcia wszyscy o nim zapomnieli xD No cóż...weny wam życzę <3
OdpowiedzUsuńNo nie wierzę w takim momencie to jest przestępstwo. Chcę widzieć zakończenie jak najszybciej, bo skontaktuję się z policją !!! ;D
OdpowiedzUsuńOESU OESU! WIĘCEJ WIĘCEJ!
OdpowiedzUsuńNIE RÓBCIE MI TEGO! :c
WIĘCEEEEEEEJ <3
ONI MUSZĄ BYĆ RAZEM :3
*Hopie*
No i gdzie ten bonus ;__;
OdpowiedzUsuńBędzie na pewno, ale teraz koniec roku i obie nie mamy na nic czasu, dacie radę! ;_;
UsuńJak można przerywać w takim momencie ja się pytam?!?! To opowiadanie jest takie zajebiste <3!!! Czekam niecierpliwie na kolejną cześć, a jak się nie pojawi w najbliższym czasie to obiecuję, że wezmę bata ze stajni i z nim do was przyjdę xDDD.
OdpowiedzUsuńMam dwa baciki w domu i całą masę w stajni obok, idziemy na solówkę? xDD Ostatnia część jest już w trakcie pisania, więc cierpliwości! :3
UsuńZAJEBISTEEE!!Kolejną część prosze!!Cudne niech Key się zgodzi będzie super!!Kocham i pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńOMG!W takim momęcie?!?!Jak można?!?Jak sie pytam?!!No dobra już się uspokoiłam
OdpowiedzUsuńopowiadanie super kocham JongKey!Kolejną część porosze i tak jak w poprzednim komie nich Key się zgodzi!!Hwaiting!:)